Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Podróże Inny kontynent, inna rzeczywistość

Inny kontynent, inna rzeczywistość


14 marzec 2008
A A A

Geograficznie Burkina Faso dzieli od Europy 6 godzin oglądania filmów i spożywania posiłków serwowanych w plastikowych pojemnikach na pokładzie samolotu międzynarodowej kompanii. Geograficznie glob się skurczył. Jednak nie cywilizacyjnie. Cywilizacyjną odległość między nami a Czarnym Lądem liczyć można w dziesiątkach lat. W dziesiątkach dekad.

„Kraj ludzi prawych”

Burkina Faso leży w Afryce Zachodniej. Dostęp do morza odcinają jej kraje Zatoki Gwinejskiej, wśród nich Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie Burkińczycy często jeżdżą szukać pracy i perspektyw. Wybrzeże ma dalsze miejsce na liście najuboższych państw świata sporządzonej przez Narody Zjednoczone. Burkina oscyluje wokół miejsca trzeciego. Pozycję tę zawdzięcza warunkom klimatyczno-geograficznym, nieprzerwanemu wzrostowi liczby ludności oraz przemysłowi opartemu na dobrach prymarnych, podatnych na wahania światowych cen. Nie bez znaczenia były konflikty w regionie i częste zamachy stanu we własnych granicach. W roku 1960 państwo uzyskało niezależność kolonialną od Francji. Dwadzieścia cztery lata później porzuciło dawna nazwę - Górna Wolta- na rzecz obecnej, która znaczy „kraj ludzi prawych”. Obecnie ma blisko 15 milionów mieszkańców, którzy oczekują żyć średnio ponad 50 lat. Ale ma też nienajgorszą sytuację żywnościową, niską stopę przestępczości i względną stabilność polityczną.

Pierwsze kroki na suchej ziemi tego kraju stawia się w stolicy. Miejsce to może pełnić niejako formę bufora między dwoma różnymi światami. Rzeczywistość tutejsza łączy to, co już ‘zachodnie’, z tym, co jeszcze tradycyjne. Daleko temu jednak do twórczego eklektyzmu, wyszukiwania równowagi i zestawiania wartości bliskich przodkom z wygodami oczekiwanymi przez potomnych. Przeciwnie- patrząc na Ouagadougou, pieszczotliwie zwane tu Ouagą, ma się wrażenie, że zarządzający krajem sprowadzają wszystko to i tylko to, co kojarzy się z zepsuciem. Wszystkie te wzorce, które w Europie się nie sprawdziły, od których się odchodzi lub co najmniej, na które patrzy się ze wstydem. Znajdziemy tu brud i powietrze, w którym więcej kurzu i pyłu niż tlenu. Nie dziwne więc, że uliczne stragany uginają się pod ciężarem chirurgicznych masek zakrywających nos i usta. Znajdziemy dzieci wyciągające ręce po jałmużnę oraz motocykle wiozące ludzi do pracy. Znajdziemy całe kontenery produktów z dopiskiem „made in China”. Zalewając cały kraj zabierają jednocześnie miejsca pracy, zabijają lokalną wytwórczość i szpecą pejzaż znakami w postaci plastikowych torebek unoszących się nad ulicami lub zalegających na nieurodzajnych polach. O zgubnym wpływie na środowisko naturalne nawet nie watro wspominać.

Poza jednorazowymi reklamówkami do stolicy zdążyła dotrzeć muzyka, którą znamy z europejskich klubów oraz napoje gazowane o rozpoznawalnym czerwonym logo. Dotarły też wielkie firmy paliwowe i przemysł usług, który skupił się na intensywnym rozwoju turystyki seksualnej i hotelarstwa. W poszukiwaniu terenu wielkie, luksusowe kompleksy systematycznie i skutecznie wypierają rodzimych mieszkańców. Do Ouagi nie dotarły za to normy bezpieczeństwa  i higieny pracy. Pierwszym budynkiem, który obserwujemy jest powstający biurowiec. Jego kilka przyszłych pięter okalają póki co chybotliwe kondygnacje poukładanych niedbale desek, na których bez zabezpieczenia pracują w ciągu dnia robotnicy. Nie dotarły też usługi telekomunikacyjne, więc Internet znaleźć można tylko w nielicznych kafejkach, a nierównomierny zasięg sieci komórkowej popycha w stronę centrów telefonicznych ulokowanych na każdym kroku. W końcu, nie dotarły również przepisy ruchu drogowego. Fakt, że ze względu na koszty zakupu i eksploatacji, samochodów jest stosunkowo niewiele. Te które są w użyciu za to, wykorzystywane są nawet nie w stu a w przynajmniej dwustu procentach. Siedzenie pasażera zajmują z reguły co najmniej dwie osoby, a z tyłu siedzą cztery, chyba, że uda się zmieścić więcej. Do wykorzystania pozostaje jeszcze dach i bagażnik. Tam więc układa się maksymalną ilość bagaży, zakupów i zapasów, misternie wiąże się cały stos sznurami i... sadza na nim resztę podróżujących. W sposób taki funkcjonują nie tylko auta prywatne, ale też komunikacja publiczna, a nawet motocykle. Ze względu na sprzyjające warunki klimatyczne, te ostatnie są tu niezwykle popularnym środkiem transportu. Ustawione na licznych straganach litrowe butelki, które udają orzeźwiające napoje, są w rzeczywistości zbiornikami na paliwo. Wypełniony nim bak może służyć przewiezieniu całej rodziny. Na jednym motorze znajduje się bowiem spokojnie miejsce dla trzymającego kierownicę ojca, obejmującego go dziecka oraz matki z drugim dzieckiem przywiązanym chustą do pleców. Uwzględniając fakt, że wyeksploatowane pojazdy rzadko wyposażone są w liczniki prędkości, że tylko główne ulice są wykończone asfaltem oraz, że po drogach swobodnie maszerują zwierzęta, trudno dopatrzyć się zbieżności ze znanymi nam normami. Mimo więc wygód, które zapewnia stolica, jak dostęp do bieżącej wody czy elektryczności, nie ma się ochoty spędzać tu wiele czasu. Lepiej chyba, mimo spartańskich warunków, uciec w stronę prowincji. Choć tędy zachodnia cywilizacja nawet nie przechodziła. No może raz, by dostarczyć coca-colę. Są wszak dowody poświadczające globalność globalizacji...

Praca od najmłodszego


To na czym bazuje europejska kultura, to przede wszystkim edukacja. W Burkina Faso jest to dobro deficytowe. Jak woda i jedzenie, ale o tym później. W teorii nauka powinna być obowiązkowa, ale w rzeczywistości najmłodsi zajęci są raczej pracą, pomaganiem rodzicom w codziennych obowiązkach lub opieką nad młodszym rodzeństwem. Miejsce arytmetyki i ortografii zajmuje im noszenie wody,  oranie pola czy po prostu bezczynność. Z jednej strony chroni to przed skoliozą spowodowaną przez ciężki plecak. Z drugiej jednak sprawia, że widząc białych większość Burkińczyków patrzy na nich ze zdumieniem, nie wiedząc skąd pochodzą i czemu mają tak dziwny kolor skóry. Mając okazję rozmawiać z Europejczykami pytanie „dlaczego wy jesteście biali, a my czarni” jest pierwszym, które się pojawia. Co więcej mało kto umie pisać, czytać, a nawet mówić po francusku, mimo że oficjalnie jest on językiem urzędowym. Ma się wrażenie, że jakoś marnuje się tu czas i umiejętności dzieci, że jakoś nie daje im się możliwości posiadania marzeń, planów, perspektyw. Jeśli jednak w pobliżu wioski- bez względu na to jak relatywne jest to pojęcie, gdyż w Afryce może to oznaczać kilka pokonywanych pieszo kilometrów- znajduje się szkoła, jest ona po brzegi wypełniona uczniami. Plaga starzenia się społeczeństwa bynajmniej nie spadła na ten gorący kontynent. Przeciwnie- dzieci wszędzie i o każdej porze dnia jest pełno. Na targu gdy sprzedają fasolę i warzywa, na ulicach gdy prowadzą oswojone osły, a nawet gdy siedzą na słomkowych matach podczas zebrań starszyzny wioski. Szkoły więc nie narzekają na kryzys niżu demograficznego. Dzielnie uczą geografii, historii i narodowego hymnu śpiewanego miękkim, afrykańskim wydaniem francuszczyzny.

To tyle o dzieciach w wieku szkolnym. Co do dzieci młodszych, z reguły widzi się je przymocowane chustami do placów mam lub przyczepione chudymi, pogryzionymi przez insekty kończynami do równie wiotkich ciał swych starszych sióstr. Chłopcy nie opiekują się młodszym rodzeństwem. To zadanie kobiet. Od najmłodszych lat. Słowo „widzi się” dobrze obrazuje percepcję dzieci przez otoczenie. Maluchów niemal w ogóle bowiem nie słychać. Daleko im do europejskiego rozpieszczenia, płaczu o jedzenie, czy wyszukane zabawki, których przecież nie znają z telewizyjnych reklam. Z jednaj strony podziwia się ich pokorę i spokój. Z drugiej, przykre jest wrażenie, że nie płaczą gdyż są na to zbyt zmęczone, zbyt głodne, zbyt słabe. Albo po prostu za mądre, wiedzą, że ich płacz i tak niewiele zmieni. W ciszy znoszą więc upał i bez protestu noszą blizny, które czasem zdobią ich twarze jako dowody przynależności do danej rodziny.

Dzieci starsze są przede wszystkim silne. Dziewczęta i chłopcy mają godną zachwytu siłę. W mięśniach i we krwi. Od momentu bowiem kiedy tylko mogą zacząć pracować- pracują. Narzędziami, które Zachód potocznie określa mianem prymitywnych, kopią suchą, kamienistą glebę by zachęcić ją do wydania najmniejszego plonu. Plastikowymi, wielolitrowymi baniakami lub ciężkimi, metalowymi wiadrami przynoszą wodę do wiosek. Wodę, którą wcześniej czerpią z głębokich studni lub pozyskują dzięki pompom oddalonym nierzadko o kilka lub kilkadziesiąt kilometrów od domostwa. Starymi rowerami pokonują znaczne odległości między tymi źródłami wody, wioskami, targami. To dzięki temu Burkińczycy są tak szczególni i piękni. Nie ma tu otyłości, ale daleko też do anorektycznej szczupłości. Na pierwsze nie ma wystarczająco pożywienia. Drugie byłoby uznane za grzech, głupotę, wybrzydzanie. Gdy je się jeden posiłek dziennie, każda dodatkowa liczba kalorii staje się cenna, a myśl o diecie nawet nie ma czasu się zrodzić. Dlatego młode kobiety w Burkina Faso są umięśnione, postawne, jędrne. Choć stosunkowo szybko się starzeją, nigdy nie tracą swej gibkości i wyprostowanej postury. Tą ostatnią zyskują dzięki zwyczajowi noszenia wszystkiego na głowie. Zaskakujące jest z jaką łatwością poruszają się z takim balastem, zadziwiające jest ile przeróżnych przedmiotów mogą umieścić na głowie - owoce, chrust, misy z jedzeniem, a nawet krzesełka, na których siedzą potem na targu. Potrafią się przy tym poruszać, odwracać głowę, tańczyć. Taniec Afrykanek przy okazji to odrębna historia i kolejna seria pochwał. Mężczyźni zresztą również tańczą specyficznie i z wyczuciem. Mężczyźni również wykształcili w sobie krzepę i moc. Europejczykom przywykłym do aut, komputerów i mechanizacji, z trudnością przychodzą czynności, które oni wykonują niemal automatycznie, naturalnie.

Równie naturalne jest dla nich przebywanie tylko w towarzystwie przedstawicieli swojej płci. Dziewczynki z dziewczynkami, chłopcy z chłopcami, kobiety z kobietami, mężczyźni z mężczyznami. Grup mieszanych nie widać w wiosce niemal nigdy, a pytani o przyczynę Burkińczycy wydają się zdziwieni. Przecież każda płeć ma inne zabawy i zainteresowania, inne wykonuje obowiązki i inne musi posiąść umiejętności. Wspólne przebywanie jest dla nich bezzasadne. Z naszej jednak perspektywy wygląda to inaczej. Szczególnie zwraca uwagę wynikający z takiego stanu rzeczy brak silnej więzi małżeńskiej. Skoro nie spędzają ze sobą wiele czasu, czasem ma się wrażenie, że są wobec siebie nieco obojętni, mało czuli. Jednak brak zażyłości wynika również z innego faktu. Liczni w kraju muzułmanie już w najmłodszych latach życia swoich dzieci ofiarują je przyszłym małżonkom. W takich przypadkach trudno mówić o przywiązaniu i prawdziwej miłości.

Skoro pojawił się temat religii, można z sytuacji w Burkina wyciągnąć cenną naukę dla współczesnego świata. Podczas gdy regułą stało się, że kultura muzułmańska i chrześcijańska wzajemnie się zwalczają, szyici nienawidzą sunnitów, a wiele współczesnych wojen bazuje na konflikcie religijnym właśnie, Burkina Faso jest ewenementem. Obok 6 milionów muzułmanów, mieszkają tu chrześcijanie, w większości katolicy, ale też wielu protestantów. Poza tym nadal kultywuje się tradycyjne wierzenia lokalne. Jednak ani muzułmanom nie przeszkadzają świnie sąsiadów biegające po ich podwórku, ani katolikom nie wadzą cmentarzyska animistów, ani protestanci nie gniewają się na muzułmanów, którzy przed pierwszą modlitwą nie odpowiadają na poranne pozdrowienie. Wszystkie religie żyją nawet nie obok siebie, ale ze sobą. W zgodzie, zrozumieniu, w pozytywnej obojętności. Spotykają się wszystkie w obrębie jednej wioski, a czasem nawet jednego domu i po prostu pozostają względem siebie neutralne. Śledząc współczesne wydarzenia międzynarodowe przyzwyczailiśmy się uważać, że taki stan jest niemożliwy do osiągnięcia.

Marnotrawstwo – pojęcie nieznane


Zresztą zapomnieliśmy też o wielu innych rzeczach. Na przykład o szacunku dla jedzenia. Wiedząc, że w każdej chwili niemal możemy kupić wszystko prawie na co mamy ochotę, marnujemy olbrzymie ilości żywności. Coraz mniej szokuje wyrzucany chleb czy zostawianie zewnętrznych fragmentów pizzy, które niedostatecznie obficie pokryte są serem. Supermarkety bez skrupułów pozbywają się żywności, która traci ważność lub nie spełnia walorów estetycznych. A w Afryce nikt nie wybrzydza i nikt nie zmarnuje nawet kilku ziaren ryżu. Jeśli do zjedzenia jest miska sosu, miska sosu zostanie zjedzona. W Europie to, co zostaje w nadmiarze po obfitym obiedzie, często ląduje w koszu. Na Czarnym Lądzie każdy chętnie sięgnie po kolejną dokładkę i do końca zostanie rozparcelowane to, co przygotowano. O marnotrawstwie nie można mówić chyba na żadnej płaszczyźnie. Kończąc temat żywności, można zwrócić jeszcze uwagę na obierki, które trafiają do żołądków zwierząt, albo na fakt, że w poszukiwaniu mięsa z apetytem spożywa się nawet jeże. Pieczone nad ogniskiem.

W tym kontekście pojawia się też inna kwestia, która czasem szokuje lub oburza nasz krąg kulturowy. Chodzi o jedzenie bez użycia sztućców. Jednak ten, kto krytykuje jedzenie rękami chyba nigdy nie zastanowił się dłużej nad sensem i przyczynami tego. Wszak nie tylko trudno wyobrazić sobie marnowanie pieniędzy na zbyteczny luksus w postaci talerzy czy widelców. Trudno też byłoby je nosić na pole gdzie często spożywa się południowy posiłek. Przede wszystkim nielogiczne jest jednak wymagać codziennego mycia dodatkowych naczyń w kraju, gdzie woda jest dobrem deficytowym, a jej pozyskanie wiąże się z niemałym wysiłkiem. Jednocześnie jadanie rękami wcale nie jest szczególnie niehigieniczne czy zniechęcające. Przed każdym posiłkiem wszyscy myją ręce wodą z, wszechobecnych zresztą, plastikowych czajników lub bukłaków czy misek. A wprawa, którą osiągnęli w formowaniu w jednej dłoni kulek z jedzenia i maczaniu ich w sosie, jest tak zaskakująca jak zwinne posługiwanie się pałeczkami. Ten sposób konsumpcji pociąga za sobą liczne konsekwencje, czasem nawet w dziedzinach błahych i pozornie niezwiązanych. Czemu kobiety malują tylko paznokcie u lewej dłoni? Skoro jedzą prawą to malowanie jej oznaczałoby konieczność zjadania emalii wraz z obiadem.

Wodę oszczędza się nie tylko przez jedzenie ręką i nie stosowanie talerzy. Nieliczne naczynia używane na co dzień, myje się oszczędnie i z rozwagą. Pół miski wody wystarcza do wyszorowania naczyń, pół wiadra służy do spłukania mydlin. Podobnie ma się rzecz z praniem. Europejskie krany odkręcone podczas płukania naczyń, mycia zębów czy brania prysznica, nie wchodzą w grę. Zresztą sam prysznic de facto również nie wchodzi w grę. Jego funkcje pełni wiaderko wypełnione podgrzaną na ogniu wodą i czerpak ułatwiający zwilżenie, a potem spłukanie ciała. Większość gospodarstw wyposażona jest w rodzaj słomkowego parawanu umieszczonego na tyłach domu. Tam to udać można  się z wypełnionym wiadrem i oddać urokom kąpieli. Słońce jest tak intensywne, że ledwie zdąży się opłukać nogi, a już myte przed nimi ramiona są suche. Do prysznica wystarcza połowa wiadra, mycie głowy wymaga dodatkowej połowy. Zbadane empirycznie. Zweryfikowane w praktyce są również stereotypy dotyczące specyficznego zapachu Czarnych. Rzeczywiście wydzielają nieco odmienną woń. Nie można jednak powiedzieć, że jest to zapach nieprzyjemny czy drażniący. Przeciwnie- dbają o siebie i dużą wagę przywiązują do higieny i wyglądu. Kolorowe stroje, choć łączone z masowymi wytworami produkcji azjatyckiej, nadają ich wyglądowi radości i charakterystycznego rysu.

Od zmierzchu do świtu


Ostatnią rzeczą, do której już jakby bez zastanowienia jesteśmy przywiązani na Zachodzie jest prąd. Rano- radio, przed południem- pralka, po południu- telewizor, wieczorem- lampka nocna. A w Afryce? Rano praca rozpoczyna się razem z dniem, a dzień rozpoczyna się razem ze wschodem słońca, po 6. Wieczór nastaje bardzo szybko, po zmierzchu rozmawia się, a potem wcześnie kładzie spać. Cóż robić bez książek, teleturniejów, ulubionej płyty? Jeśli jednak światło jest potrzebne, używa się latarek. Burkińczycy posługują się nimi z ogromną łatwością. Dzierżąc latarkę między ramieniem a głową, gestem znanym nam z trzymania telefonu gdy mamy zajęte ręce, mogą wykonywać inne czynności. Kroją warzywa, gotują, czerpią wodę. Używają tylko tyle światła ile rzeczywiście potrzebują. My, zapominający o gaszeniu lampek czy wyłączaniu telewizora nawet gdy go nie oglądamy, rzadko myślimy ile elektryczności zużywamy kompletnie bez potrzeby.

Oczywiste jest że nie każdy ma chęć, potrzebę, zdrowie czy fundusze by odbyć podróż do Afryki. Każdy jednak powinien użyć trochę wyobraźni i przemyśleć swoje codzienne zachowania i przyzwyczajenia. W świecie rosnących cen żywności i wyczerpujących się źródeł nieodnawialnej energii - warto.