Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Kto jest terrorystą?


27 styczeń 2010
A A A

Wyobraźmy sobie państwo, o ciężarze cesarstwa i rozległości imperium. Kraj ten dzięki swojej liczebności, wielowiekowej tradycji demokratycznej, rozległym rynkom przemysłowo-produkcyjnym i szerokiemu udziałowi w światowej gospodarce zajmuje szacowne miejsce na światowej scenie politycznej. Za sprawą obszernego gestu eksportowego i dogodnych dla siebie regulacji ekonomicznych w kontaktach z krajami bliższego i dalszego sąsiedztwa, dorobił się nieskromnej fortuny a tym samym, władzy.


Zdobyta władza jest niezmiernie elektryzująca i podniecająca dla elit rządzących naszym wyimaginowanym państwem. Dzięki tej władzy, kontrahenci i wspólnicy w postaci rządów innych państw, rzadko kiedy ośmielają się wyłuskać jakąś nawet najbardziej kruchą krytykę pod adresem owego „imperium”. Wychodzą z założenia, że nie warto narażać narodowego i prywatnego kapitału dla jakiś wydumanych idei pt. prawa człowieka czy prawa narodów do samostanowienia.


Nasze państwo (zwane dalej, weźmy na to, Imperium) osadzone w poczuciu pełnej kontroli nad resztą swiata i ledwie co ograniczonej bezkarności, niczym rozwydrzony bachor, stawia kroki badając grunt pod stopami. Grunt okazuje się być na tyle stabilny, że Imperium w swojej bezczelności i hipokryzji posuwa się coraz dalej. A pochyłość równi obraca się w nicość tym bardziej, im mocniej Imperium jest przekonane o swojej dziejowej misji.  


I tak, pozbawione większości hamulców Imperium zaczyna organizować życie innym krajom, panosząc się w ich ogródkach niczym świnia w kilkudniowym błocie. Pod pretekstem pokoju i sprawiedliwości, wygodą dorównującym kauczukowej kanapy, Imperium instaluje swoich żołnierzy i dyplomatów na posterunkach innych krajów. Władze Imperium wytrwale i serdecznie przekonują, że ich posunięcia to nic innego jak „pomoc humanitarna”, „misja stabilizacyjna” i odruch serca napędzany wolą „demokratyzacji świata”. Reszta państw przytakuje. Jedne idą w ślady Imperium ściągnięte strachem niczym perliczki na polowaniu, w obawie utraty ochłapu władzy z pańskiego stołu. Inne siedzą cicho jak karaluchy za kuchenką uznając, że jakakolwiek odezwa w takiej sytuacji będzie jak puszczenie gazów w towarzystwie. Nie wypada… Albo jeszcze gorzej: sami wyjdą na idiotów, tych samych, którymi w duszy ochrzcili rządzące elity Imperium.  


Każda, nawet najbardziej szczytna akcja, musi pociągnąć za sobą ofiary, deklamuje w jakimś wywiadzie rząd Imperium. Wojna jest bezlitosna, chociaż niechętnie używa się terminu „wojna” na określenie  miłosiernego aktu dobrej woli. Bardziej adekwatne zwroty jak „niesienie pokoju” czy „implementowanie demokracji” kwiecą się w ustach notabli imperialnych. Imperium, rozpuszczone jak dziadowski bicz, morduje, niszczy, degraduje i okupuje wszystko to, co nie chce się nagiąć do wizji „nowego wspaniałego światu”. Na wszelki wypadek, by nie schlapać sobie zbytnio sumienia, nieugiętych, Imperium nazywa terrorystami stosując wobec nich te same metody, o nikczemność których posądza nieugiętych.  


I co się okazuje? Mianowicie, że militarna przemoc wobec opornych narodów nie dających się bogobojnie zarżnąć na ołtarzu zdegenerowanej demokracji i neoliberalnego rynku, jest aktem wysublimowanego humanitaryzmu. Z kolei zbrojna próba ratowania swojej państwowości przez okupowane i przemocą nakłaniane do posłuszeństwa wobec Imperium narody, natychmiast jest okrzyknięta „terroryzmem”. A wszystko przy wtórze chóru sojuszników, którzy sprzedadzą się za cenę  choćby rąbka władzy.