Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Aleksander Kobyłka: Jak nisko upadł Zachód, by liczyć na pomoc Chin (polemika)


06 styczeń 2009
A A A

Zaiste w naprawdę wielkich kłopotach znalazły się zachodnie państwa, by oczekiwać, że światową gospodarkę uratuje duży, bo duży, ale jednak kraj rozwijający się. Co nie zmienia faktu, że plotki o upadku Chin są mocno przesadzone.

Z tezą o możliwym ratunku, która rzekomo miała przyjść z Państwa Środka, rozprawia się Piotr Wołejko w tekście Złudna wiara w potęgę Chin , wskazując, że nic takiego nie nastąpi, gdyż to właśnie same Chiny wpadły w potężne tarapaty. Chińskie trudności gospodarcze (podobnie jak trudności całego świata) są oczywiście faktem, ale warto przedstawić kilka stwierdzeń, które pozwalają na spojrzenie na tę sprawę z nieco innej perspektywy.

Zacznijmy od tego, że to nie "komunistyczni aparatczykowie" (cóż za medialne określenie) zapowiadali, że Chiny będą światowym supermanem wobec nadchodzącego kryzysu. Jeśli takie pomysły pojawiały się w jakichś głowach, to musiały być to głowy wyjątkowo mało poinformowane lub rozpaczliwie szukające koła ratunkowego dla tonącego Zachodu. Chiński premier Wen Jiabao jeszcze zanim kryzys rozszalał się do obecnych rozmiarów, zapowiadał jedynie, że najlepsze co mogą zrobić Chiny, by pomóc, to postarać się utrzymać w długiej perspektywie wysoki i stabilny wzrost gospodarczy. Nikt nie zapowiadał, że "potęga Chin obroni świat".

Co więcej, wbrew temu co pisze autor, od długiego czasu chińskie władze były świadome swoich słabości i prowadziły działania mające uruchomić wewnętrzną konsumpcję. Temu miała służyć m.in. reforma systemu własności na wsi oraz stopniowo (wolno, ale jednak) rozbudowywany system świadczeń socjalnych. Taka polityka realizowana jest już od jakiegoś czasu, a jej celem było i jest nadal przeistoczenie popytu wewnętrznego w trzecią siłę napędową gospodarki. Dzięki temu przykładowo w III kwartale 2008 roku sprzedaż detaliczna wzrosła przeszło o jedną czwartą. Tak więc jeśli ktoś uważa, że Pekin tylko i wyłącznie utrzymywał fasadę, a za nią domek z kart, to pozostaje on w kręgu uogólnień "komunistycznych reżimów" i mija z faktami.

Twierdzenie, że Chiny nie są żadnym motorem światowej gospodarki też nie do końca jest uprawnione. Oczywiście, w tym momencie nie pojawią się chińscy cudotwórcy, którzy nagle uleczą Zachód. Jednak warto pamiętać komu po części zawdzięczają Amerykanie swój rozwój w ostatnich latach. Wzrost, który został zbudowany na kredyt, a kredytodawcą były właśnie Chiny. Powstaje pytanie czyj rozwój był w takim razie zdrowszy. Warto zauważyć, że to właśnie dzięki Chinom, ich taniej produkcji, która trafiała do światowych sieci supermarketów, przez lata na Zachodzie utrzymywała się niska inflacja. To pozwalało na utrzymywanie stosunkowo niskich stóp procentowych, dzięki temu amerykańscy konsumenci mogli wydawać więcej na inne dobra (np. samochody), bo mało płacili za "chińszczyznę" w Wal-Martach.

Obecnie wprowadzany, jak ujął to autor, „intensywny model rozwoju” powtarza wschodnioazjatyckie wzorce wykształcone chociażby przez Japonię. Oczywiście, obecnie Chiny są na niskim poziomie w łańcuchu wartości dodanej, ale zarazem dało to możliwość zatrudnienia i przede wszystkim wzbogacenia się dziesiątkom, a nawet setkom milionów Chińczyków. Chiny stopniowo będą się w tym łańcuchu przesuwać wyżej, a pośrednim dowodem są chociażby przeprowadzane misje kosmiczne i historyczny spacer w na okołoziemskiej orbicie, do którego doszło w ubiegłym roku. Jakoś nie udało się tego dokonać chociażby tak hołubionym przez Zachód, inwestującym w IT Indiom.

Jeśli autor tak bardzo krytykuje przyjęty model rozwoju Chin, niech zaproponuje inny, za dane wyjściowe przyjmując potężną biedę, 90 proc. ludności mieszkającej na wsi, zacofany, nieefektywny przemysł, potężne nierentowne zakłady państwowe etc etc. I ciekawe czy udałoby mu się osiągnąć lepsze rezultaty niż w rzeczywistości. Krytykować jest łatwo, ale o ile przyjęty model ma swoje wady i słabości, przyniósł niezaprzeczalne sukcesy, o czym łatwo przekonać się porównując Chiny z końca lat 70. z teraźniejszością, porównując chociażby wskaźniki dotyczące poziomu biedy lub też po prostu rozmawiając z Chińczykami.

Oczywiście, w obliczu skali światowego kryzysu, Chiny obecnie znajdują się w kłopotach – co do tego panuje pełna zgoda. Wiele zależy od tego jak długo utrzyma się sytuacja na świecie i niechęć zachodnich konsumentów do odważniejszych wydatków. Ze względu na sytuację polityczno-społeczną kryzys w Chinach jest znacznym wyzwaniem, bo grożącym wybuchem społecznych niepokojów. W czasie zbliżającego się chińskiego Nowego Roku, niewątpliwie będzie to temat numer jeden na rodzinnych spotkaniach. Zwłaszcza, jeśli przybywający z wschodniego wybrzeża będą wracać jako bezrobotni.

Z tego względu Pekin zaproponował wart prawie 600 mld dol. plan antykryzysowy, który nie będzie oznaczał rozdawanie na oślep miliardów dolarów dla sektora finansowego, jak dzieje się to w Stanach Zjednoczonych. Zdaniem ekonomistów, jeśli tylko uda się go efektywnie wykorzystać, może znacząco zamortyzować spowolnienie. Trzeba pamiętać, że środki te przeznaczone zostaną na inwestycje w infrastrukturę, co spowoduje powstanie nowych miejsc pracy. Co więcej, oznacza to również możliwe kontrakty dla – uwaga – zachodnich firm.

Pieniądze trafią także na szkolenia pracowników i bezrobotnych, co pozwoli na podniesienie ich kwalifikacji, które i tak zawsze były dużym plusem chińskiej siły roboczej. Pakiet zakłada również większe wydatki na służbę zdrowia i edukację co pomoże wesprzeć popyt wewnętrzny.

Chińskie władze zrobią wszystko co możliwe, aby spowolnienie przebiegło jak najspokojniej. A to, że gospodarka i system bankowy są tak ściśle powiązane z państwem i władzami regionalnymi, w obecnej sytuacji może stać się wręcz zaletą niż wadą, gdyż umożliwi ściślejszą kontrolę i nie pozwoli na pojawienia się dziesiątek tysięcy małych bankructw czy też powstania masowych zwolnień.

Co więcej, paradoksalnie obecne trudności mogą stać się katalizatorem dla inwestycji w tworzenie coraz bardziej powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych, koniecznego dla pobudzania rynku wewnętrznego. To pozwoli na budowanie zdrowszego i bardziej zrównoważonego rozwoju gospodarczego. Te zmiany i tak miały nadejść, teraz jest szansa, że nadejdą szybciej.

Kryzys w Chinach spowoduje osłabienie dynamiki wzrostu, ale pamiętajmy, że oznacza to jedynie odejście od niezwykle wysokich wskaźników, które co miesiąc czy kwartał dostarczały nam Chiny. Kryzys nie oznacza, że zachodni konsumenci nagle przestaną kupować chińskie towary, będą tylko przez jakiś czas kupować ich mniej. Nie pierwszy raz mamy do czynienia za spadkiem chińskiego eksportu i jakoś dotychczas gospodarka Chin się nie załamała. Tak będzie i tym razem, dlatego wbrew podanej sugestii, nie ma co liczyć, że doczekamy sytuacji, w której to Chiny będą musiały być przez świat ratowane.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.