Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Anna Dziubdziela: Indie i USA - czy są do siebie podobne?

Anna Dziubdziela: Indie i USA - czy są do siebie podobne?


13 listopad 2008
A A A

Dlaczego amerykańscy politycy próbują wmówić nam, że system wartości Indii i Stanów Zjednoczonych są do siebie podobne? Dlaczego chcąc razem realizować interesy powołują się na wspólnotę wartości, która tak naprawdę w ogóle nie istnieje?

Ciężko moim zdaniem doszukać się cech wspólnych między Indiami i Stanami Zjednoczonymi, może poza tym, że te pierwsze są największą, a te drugie najstarszą demokracją na świecie. Są to jednak demokracje oparte na innych zasadach, funkcjonujące w zupełnie inny sposób. I mimo, iż administracja amerykańska uparcie twierdzi, iż wspólnota wartości między oboma krajami to fundament, na którym opiera się ich współpraca, pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią

Owszem od pewnego czasu możemy obserwować znaczne zbliżenie obu państw, co świadczy o tym, iż zbieżność ich interesów musi być znaczna. Błędem jednak byłoby utożsamianie interesów z wartościami, lub nawet uznanie, że powinny iść one w parze. Podczas II wojny światowej współpraca Roosvelta i Churchilla ze Stalinem, opierała się tylko i wyłącznie na realizowaniu tego samego interesu, jakim było pokonanie wspólnego wroga Hitlera. O jakiejkolwiek wspólnocie wartości nie mogło być jednak mowy. Twierdzę nawet, że ciężko byłoby znaleźć w tamtym okresie dwa inne bardziej antagonistyczne pod względem wyznawanych wartości podmioty. I choć Indie i Stany Zjednoczone nie są przykładem, aż tak skrajnych postaw to jednak uważam, że mówienie, iż podzielają one takie same wartości jest sporym nadużyciem.  

Collin Powell, były amerykański sekretarz stanu uważa, iż nawiązanie współpracy między oboma krajami możliwe było dlatego, iż zbudowane są one na podobnych fundamentach jakimi są: wolność polityczna, tolerancja, rząd reprezentacyjny i walka przeciwko terroryzmowi. Uznając Stany Zjednoczone i Indie za najsilniejsze i największe demokracje na świecie, amerykański kongresman Benjamin Gilman stwierdził natomiast w 2001 roku, iż: „stosunki między Ameryką a Indiami oparte są na solidnym fundamencie podzielanych wspólnie zobowiązań względem demokracji, praw jednostek, wolności słowa oraz wolnego rynku.” [1]
Zupełnie nie mogę zgodzić się z tymi wypowiedziami.

Czy naprawdę można uznać za podobne do siebie pod względem wartości państwa , z których jedno „czci” pojęcie równości, a w drugim od 4 tysięcy lat istnieje system kastowy? Bo trzeba szczerze sobie powiedzieć, że fakt iż Indie w 1947 roku zniosły oficjalnie ten system, a konstytucja z 1950 roku zabrania jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na płeć, wyznanie, czy kastę niewiele zmienia. W dalszym ciągu podziały społeczeństwa są widocznie, na wsiach natomiast praktycznie rzecz biorąc nic się nie zmieniło.

Równość to natomiast pojęcie, które śmiało można zaliczyć do fundamentalnych zasad amerykańskiego porządku społecznego. Już w Deklaracji Niepodległości z 1776 roku, zauważyć można przywiązanie Amerykanów do tej wartości. Uznawane w Stanach Zjednoczonych za absolut i niezbywalny atrybut każdego człowieka pojęcie równości, w Indiach traci wszelką rację bytu.  

Bo w Indiach ludzie z natury nie są równi, a o ich pozycji społecznej decyduje pochodzenie. Własną pracą, wysiłkiem, czy zdolnościami nie są w stanie poprawić swojego bytu, i awansować na wyższe pozycje na drabinie społecznej. Amerykański sen o bogactwie, zawarty w maksymie „od pucybuta do milionera”, nie mógłby zdarzyć się w Indiach. Tam bowiem przynależność do określonej kasty jest rzeczą niezbywalną i mimo, iż degradacja w hierarchii jest możliwa, tak awans społeczny zdecydowanie nie. Oczywiście można „robić karierę” w ramach swojej kasty, wybić się, wzbogacić, ale wszystko tylko wówczas, gdy od samego narodzenia nie należy się do pariasów (niedotykalnych) - ludzi, którzy nie zasługują nawet na to, by znaleźć się w najniższej kaście. Są całkowicie poza systemem, a ich pozycja społeczna jest praktycznie żadna. Ludzie stojący wyżej w hierarchii społecznej nie mogą na nich nawet patrzeć, dlatego też często nazywani są również niewidzialnymi. I to wszystko w kraju, który przywiązany jest do amerykańskich wartości, a w tym głównie do tolerancji i poszanowania praw jednostek?

Nie tylko w kwestiach społecznych uważam Indie za kraj zbudowany na zupełnie innych fundamentach niż Stany Zjednoczone. Również ich system gospodarczy daleko odbiega tu od wizji amerykańskiej. Zastanawiający jest fakt, że mimo iż wspomniany już kongresman Benjamin Gilman wymienia wśród wspólnych wartości wolny rynek, inni politycy amerykańscy nie kryją, iż to właśnie jego brak stanowi jedną z głównych przeszkód na drodze do pełnego partnerstwa strategicznego.  Narzekają oni na tempo i skalę reform gospodarczych w Indiach, uważając co więcej, iż ich nadmiernie regulowana i zbiurokratyzowana gospodarka, uniemożliwi im korzystanie w pełni z własnego potencjału ekonomicznego.

Zdaniem amerykańskiego ambasadora w Indiach, Davida Mulford’a  Stany Zjednoczone są jedną z najbardziej otwartych gospodarek na świecie, podczas gdy Indie są jedną z najbardziej zamkniętych. [2] Po raz kolejny, więc ciężko mi dostrzec ową wspólnotę wartości i przywiązanie do tych samych zasad funkcjonowania państwa.

Zastanawia jednak, dlaczego wielu amerykańskich polityków podkreśla na każdym kroku, ze wspólnota wartości istnieje i to na niej właśnie oprzeć należy całą współpracę między oboma krajami. Być może jest to pewnego rodzaju usprawiedliwienie stosowania przez Stany Zjednoczone podwójnych standardów w swojej polityce nieproliferacji broni masowego rażenia. USA bowiem, nawiązując z rządem indyjskim współpracę w dziedzinie cywilnych zastosowań technologii nuklearnych, uznały niejako Indie za mocarstwo atomowe, mimo iż nie przystąpiły one do reżimu NPT. [3] Administracja w Białym Domu tłumaczy to następująco: ich zdaniem Indie różnią się od innych „nielegalnych” państw atomowych, tym, iż jako demokracja są państwem odpowiedzialnym. Skoro nie ma obaw, że Indie użyją swojego potencjału w niecnym celu, niesprawiedliwym byłoby nie pozwolić im korzystać z dobrodziejstw technologii, które same wypracowały. Ponieważ ludzie z natury jednak boja się obcych i nieznanego, nie ma lepszego sposobu na przekonanie ich o słuszności takich działań jak tylko wmawiając im, że ci obcy to nie żadni obcy a właśnie nasi. I stąd oto mit jakoby Indie, kraj leżący na innym kontynencie, w innym kręgu kulturowym, wyznający inna religię był tak naprawdę identyczny jak Stany Zjednoczone, podzielający te same wartości, funkcjonujący w oparciu o te same zasady.

Przypisy:
[1] Z. Guihong US-India Strategic Partnership: Implications for China, International Studies 2005, 42, s.282
[2] Z. Guihong US-India Strategic…., op. cit., s.283
[3] NPT-Nuclear Nonproliferation Treaty – układ o nierozprzestrzenianiu broni masowego rażenia z 1 lipca 1968 r. mający na celu kontrolę obrotu technologiami nuklearnymi oraz popieranie pokojowego wykorzystywania potencjału nuklearnego

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.