Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Chorwacja wskrzesiła „Wielką Serbię”?

Chorwacja wskrzesiła „Wielką Serbię”?


05 luty 2017
A A A

Zablokowanie przez Chorwację negocjacji akcesyjnych między Serbią i Unią Europejską spowodowało, że rządzący Serbią powrócili do swoich ideowych korzeni. Wskazuje na to podsycanie przez nich serbskiego separatyzmu w Bośni i Hercegowinie, zaostrzanie stanowiska wobec Kosowa, a także powrót do bardzo ścisłych relacji z Rosją.

Prezydent Tomislav Nikolić i premier Aleksandar Vučić niecałe dziewięć lat temu dokonali prawdziwej ideowej wolty. Liderzy nacjonalistycznej Serbskiej Partii Radykalnej (Srpska radikalna stranka, SRS) postanowili porzucić przebywającego wówczas w areszcie w Hadze swojego szefa i mentora Vojislava Šešelja, aby stworzyć ugrupowanie umiarkowanej konserwatywnej prawicy. Powstała wówczas Serbska Partia Postępowa (Srpska napredna stranka, SNS) odcinała się od dotychczasowej działalności swoich przywódców, obiecując wyborcom przystąpienie kraju do Unii Europejskiej, co wiązało się chociażby z ociepleniem relacji z nieuznawanym przez Belgrad Kosowem, czy też odcięciem się od radykalnych działań Serbów zamieszkujących sąsiednią Bośnię i Hercegowinę. Politycy SNS apogeum ocieplania swojego wizerunku osiągnęli podczas kryzysu imigracyjnego z 2015 r., kiedy kontrolowany przez nich resort spraw wewnętrznych zakazał manifestacji nacjonalistów przeciwko napływowi przybyszy spoza Europy, a Vučić krytykował Węgrów za ich brak empatii wobec uchodźców. Należy przy tym zaznaczyć, że z powodu nacisku radykalniejszej części serbskiej prawicy, rządzący potrafili nawiązywać w swojej retoryce do dawnych haseł, co nie przekładało się jednak na żadne realne działania.  

Chorwackie wątpliwości

Zmiana ideowych wektorów przez SNS spowodowała, iż dawni radykałowie po dojściu do władzy kontynuowali z powodzeniem rozmowy na temat akcesji do UE, które rozpoczęli jeszcze ich najwięksi przeciwnicy z socjaldemokratycznej Partii Demokratycznej (Demokratska strana, DS.). Ugrupowanie Nikolicia i Vučicia nie wyrażało więc sprzeciwu wobec działań Międzynarodowego Trybunału Karnego ds. byłej Jugosławii oraz podejmowało najczęściej bardzo bolesne reformy gospodarcze zalecane przez Brukselę. Jednocześnie rządzący Serbią wciąż odmawiali uznania niepodległości Kosowa (jednak nie zrobiła tego również część unijnych państw), doprowadzili do pogorszenia się pozycji kraju w rankingu wolności prasy, a także nie podjęli działań mających na celu ograniczenie korupcji i uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości. Mimo widocznych niedociągnięć jeszcz w połowie zeszłego roku otwarte zostały dwa kolejne rozdziały negocjacji akcesyjnych, co było możliwe dzięki złagodzeniu stanowiska przez Chorwację. Zagrzeb w kwietniu ub.r. zdecydował się zablokować rozmowy z powodu nienależytego, jego zdaniem, podejścia Belgradu do praw mniejszości narodowych. Dwa miesiące później doszło jednak do przełomowej wizyty chorwackiej prezydent Kolindy Grabar-Kitarović w Serbii, podczas której podpisała ona z Vučiciem „Deklarację w sprawie wzajemnych stosunkach pomiędzy oboma krajami”. Dokument przewidywał przede wszystkim stworzenie podstaw do ściślejszego dialogu pomiędzy Chorwacją i Serbią, mającego także wpłynąć na negocjacje akcesyjne pomiędzy Serbią i UE.

Dokładnie pół roku po tym, zdawałoby się, przełomowym wydarzeniu sytuacja znacząco się zmieniła i Chorwaci postanowili zablokować otwarcie 26. rozdziału serbsko-unijnych pertraktacji. Punkt ten odnosi się do kwestii edukacji i kultury, tymczasem Chorwacja oskarżyła Serbów o brak postępów w skompletowaniu nowych podręczników dla uczniów z chorwackiej mniejszości w Serbii. Zachowanie Chorwatów spowodowało, że Vučić niemal natychmiast opuścił Brukselę i zapowiedział zmianę dotychczasowego koncyliacyjnego stanowiska względem zachodniego sąsiada jego kraju. W Belgradzie dość szybko pojawiły się więc chociażby antychorwackie bilboardy, natomiast media sprzyjające SNS-owi przytaczały wypowiedzi polityków serbskiej mniejszości w Chorwacji o klimacie agresji wobec nich, który stworzyć miało dojście do władzy chorwackich konserwatystów.

Dodik w ofensywie

Starania o akcesję do UE i rezygnacja z większości sporów z sąsiednimi krajami nie podobają się wszystkim Serbom, i nie chodzi tu jedynie o radykalną opozycję wobec rządów SNS. Brakiem zainteresowania ze strony Belgradu coraz bardziej niezadowoleni byli mieszkańcy Republiki Serbskiej, a więc jednej z dwóch części składowych Bośni i Hercegowiny. Właściwie od czasu ogłoszenia niepodległości Bośni i Hercegowiny, którą gwarantowały zapisy układy z Dayton, serbski separatyzm jest stale obecny w polityce tego kraju, ale przez ostatni rok antybośniackie nastroje wyraźnie się zaostrzyły. Oliwy do ognia z pewnością dolała decyzja bośniackiego sądu konstytucyjnego, który zdecydował się na delegalizację obchodzonego 9 stycznia Dnia Republiki Serbskiej. Sędziowie, odpowiadając na wniosek bośniackich nacjonalistów z Partii Akcji Demokratycznej (Stranka demokratske akcije, SDA), zdelegalizowali święto, choć było ono obchodzone od początku istnienia Bośni i Hercegowiny. Decyzja ta spowodowała, iż pod koniec września ub.r. serbscy wyborcy poszli do urn, aby zagłosować w referendum za ustanowieniem wspomnianego 9 stycznia Narodowym Dniem Republiki Serbskiej. Sarajewo nie uznało jednak wyników głosowania (99,8 proc. biorących w nim udział zaakceptowało propozycje lokalnych polityków), wszczynając dodatkowo postępowanie przeciwko prezydentowi Republiki Serbskiej Miloradowi Dodikowi.

Prezydent Republiki Serbskiej (części Bośni i Hercegowiny) Milorad Dodik. Zdjęcie: Wikimedia Commons/micki

Dodik, pełniący swoją funkcję od 2010 r., na długo przed referendum nie bał się używania nacjonalistycznej retoryki, choć radykalni zwolennicy odłączenia się Republiki Serbskiej od Bośni i Hercegowiny oskarżali go o brak jakichkolwiek realnych działań zmierzających do osiągnięcia tego celu. Rząd w Belgradzie z racji swoich rozmów z Brukselą odcinał się od Dodika, podkreślając choćby po referendum, że nie miał on żadnego wpływu na jego organizację i przebieg. Vučić pozostawił sobie jednak pewną furtkę na wypadek krytyki ze strony nacjonalistycznie zorientowanej części społeczeństwa, bowiem dodał, że rządzący nie byli także przeciwni głosowaniu. Na początku grudnia ub.r. Vučić spotkał się jednak z Dodikiem, a efektem rozmów było poparcie przez Dodika kandydata SNS w zbliżających się wyborach prezydenckich w Serbii. Właśnie z tego powodu, a także przez zablokowanie negocjacji akcesyjnych Serbii z UE, tegoroczne święto Republiki Serbskiej zostało uświetnione przez Nikolicia. Serbski prezydent mógł więc podziwiać na ulicach Banja Luki paradę z udziałem policjantów i wojskowych, choć ci drudzy otrzymali zakaz uczestniczenia w obchodach ze strony bośniackich dowódców wojskowych oraz dowództwa sił NATO w tym kraju. Nikolić nie odciął się również od przemówienia Dodika, który stwierdził, że Serbowie są zdeterminowani w obronie swoich praw w ramach Bośni i Hercegowiny, a jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, są gotowi nawet ogłosić niepodległość. Kilka dni po tych słowach Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na Dodika, natomiast Serbia zapowiedziała, iż na pewno się do nich nie przyłączy.

„Kosowo jest serbskie”

Inną drażliwą kwestią jest sprawa Republiki Kosowa, wobec której Serbowie nigdy nie byli gotowi na większe ustępstwa, a ich kartą przetargową w Brukseli był w tej sprawie fakt nieuznawania Kosowa przez pięciu członków UE. Choć Belgrad gotów był więc wydawać haskiemu trybunałowi swoich obywateli oskarżanych o zbrodnie wojenne, to nigdy nie rezygnował z prób pociągnięcia do odpowiedzialności dowódców Armii Wyzwolenia Kosowa (Ushtria Çlirimtare e Kosovës, UÇK). Z tego powodu serbska strona jest niezwykle zdeterminowana chociażby w osądzeniu Ramusha Haradinaja. Premier Republiki Kosowa w latach 2004-2005 był sądzony w Hadze w 2007 i 2008 r., jednak za pierwszym razem oczyszczono go z zarzutu udziału w zabójstwie 39 osób we wrześniu 1998 r. W 2010 r. jego proces zaczął się ponownie, lecz udowodnienie mu zbrodni okazało się niezwykle trudne – w niejasnych okolicznościach życie straciło 19 potencjalnych świadków wytypowanych przez haski trybunał. Kolejne uniewinnienie Haradinaja w 2012 r. nie spowodowało jednak zmian w stanowisku Serbii, stąd na początku b.r. został on zatrzymany we Francji na wniosek serbskich władz i obecnie czeka na decyzję francuskich władz o jego ewentualnej ekstradycji. Serbowie stawiają mu zarzuty inne od tych, z których został już oczyszczony, ponieważ tym razem chodziło o niesądzone nigdy zbrodnie z 1999 r. Twardego stanowiska wobec osoby Haradinaja nie zajmują jednak władze w Prisztinie, które również starają się o akcesję do UE, co oczywiście doprowadza do wściekłości radykalną część kosowskich Albańczyków.

Jedna z wielu manifestacji serbskości Kosowa na stadionie Crveny Zvezdy w Belgradzie. Zdjęcie: Wikimedia Commons/Bobik

Trudno jednak nie dostrzec faktu, że determinacja Serbów w walce o respektowanie ich praw w Kosowie wzrosła już po zablokowaniu negocjacji akcesyjnych z Unią, choć już wcześniej kilkukrotnie udało im się opóźnić proces normalizacji stosunków z nieuznawaną przez nich republiką. Ponad miesiąc temu okazało się natomiast, że w serbskim Urzędzie ds. Kosowa i Metohiji zatrudniony został były lider Serbskiego Ruchu Narodowego 1389, który w swojej nazwie nawiązywał do daty Bitwy na Kosowym Polu. Był to jedynie wstęp do nawiązania do hasła „Kosowo jest serbskie”, ponieważ kilkanaście dni później z Belgradu wyruszył pierwszy od 1999 r. bezpośredni pociąg łączący serbską stolicę z Kosowską Mitrovicą. Wewnątrz składu można było obejrzeć wiele prawosławnych symboli, natomiast lokomotywa była na zewnątrz oblepiona napisami „Kosowo jest serbskie” w kilkunastu językach, w tym w albańskim. Spotkało się to z reakcją kosowskiej policji, która wysłała specjalny oddział policji na kosowsko-serbską granicę. Z tego powodu Vučić nakazał zatrzymanie pociągu tuż przed terytorium Kosowa i oskarżył funkcjonariuszy o chęć aresztowania składu oraz sprowokowania tym samym konfliktu, choć według strony kosowskiej chodziło jedynie o sprawdzenie, czy nie jest nim przewożona broń. Nikolić zapowiedział za to, że w razie jakichkolwiek prowokacji Serbia gotowa jest walczyć o każdy skrawek swojej ziemi, a w przypadku morderstw na Serbach do Kosowa wyruszy cały naród.

Bliżej Rosji

Serbia nigdy nie zrezygnowała z bliskich relacji z Rosją, które są efektem wspólnoty kulturowej obu państw oraz zaszłości historycznych. Pewne rozluźnienie więzi było najczęściej widoczne podczas najważniejszych momentów przybliżających integrację Serbii z Europą Zachodnią, czego przykładem było chociażby podpisanie umowy o współpracy wojskowej z NATO. Choć dokument z lutego ub.r. przewidywał jedynie luźną kooperację, spowodował zdecydowaną reakcję Rosjan i Vučić musiał tłumaczyć się z zawarcia porozumienia przed rosyjskim ambasadorem w Belgradzie. Mimo protestów Moskwy i niechęci zdecydowanej większości Serbów wobec NATO, na cały 2016 r. zaplanowano blisko 206 wspólnych działań wojskowych z sojuszem oraz Stanami Zjednoczonymi, a także zaledwie 17 podobnych akcji z udziałem strony rosyjskiej. Dużo poważniejsza okazała się jednak kooperacja z Rosją, bowiem w połowie listopada ub.r. w Serbii przeprowadzono duże ćwiczenia wojskowe z udziałem żołnierzy z Rosji oraz Białorusi. Akcja o kryptonimie „Słowiańskie Braterstwo” przewidywała symulację obrony w przypadku ataku terrorystów, desant ciężkiego sprzętu oraz trenowanie wsparcia ogniowego z powietrza. Największe kontrowersje wokół serbsko-rosyjsko-białoruskich ćwiczeń było związane z faktem, iż w tym samym czasie podobne manewry odbywały się w sąsiedniej Czarnogórze.

Niecały miesiąc później wicepremier i minister spraw zagranicznych Ivica Dačić z Socjalistycznej Partii Serbii (Socijalistička partija Srbije, SPS) ogłosił, że Serbia podpisała z Rosją umowę na dostarczenie sprzętu wojskowego. Dačić podczas spotkania ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, Siergiejem Ławrowem, zbagatelizował krytykę tego ruchu ze strony państw unijnych, zwracając uwagę na brak podobnych negatywnych reakcji podczas podobnych transakcji między państwami zachodnimi i Chorwacją, chociaż jego zdaniem chorwackie zbrojenia są wymierzone przede wszystkim w jego kraj. Koalicjant Vučicia dodał, iż Rosja jest stabilnym partnerem Serbii, stąd w razie jakiegokolwiek kryzysu Belgrad zwróci się wpierw do Moskwy, a nie Waszyngtonu. Kilka dni temu sam Vučić udał się do Mińska, gdzie rozmawiał o współpracy wojskowej Serbii i Białorusi. Choć ostateczny efekt rozmów ma zostać ogłoszony dopiero w kwietniu, wiadomo już, że Serbowie otrzymają od Białorusinów za darmo osiem śmigłowców MiG-29 oraz dwie dywizje kompleksu zenitowo-rakietowego Buk. Serbski premier zwraca bowiem uwagę na zmiany zachodzące na świecie i wzrost napięć na arenie międzynarodowej. Stąd w najbliższych tygodniach do Serbii ma zostać dostarczony również rosyjski sprzęt wojskowy.

Zachód próbuje gasić pożar

Napięcia na Bałkanach spowodowały niepokój państw zachodnich, stąd w rozwiązanie lokalnych problemów zaangażowała się Unia. 24 stycznia w Brukseli doszło do spotkania pomiędzy serbskimi i kosowskimi władzami, które według medialnych doniesień nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Vučić w rozmowie z dziennikarzami powiedział jedynie, że obie strony sporu zdecydowały się na kontynuowanie dialogu i „zachowywanie się odpowiedzialnie”. Bardziej zdecydowane stanowisko zajął za to Nikolić, który stwierdził, że UE naciska na Serbię w sprawie uznania Kosowa i nie chce słuchać serbskich argumentów, ponieważ Kosowo może liczyć na wsparcie niemal wszystkich unijnych państw. Przedstawiciele Kosowa, którymi byli prezydent Hashim Thaçi i premier Isa Mustafa, twierdzili natomiast, że niedługo możliwe będzie otwarcie ostatniego rozdziału negocjacji w sprawie normalizacji obustronnych stosunków. Dzień później wysoka przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Federica Mogherini skrytykowała uczestników spotkania, bowiem mieli oni złamać umowę dotyczącą nieujawniania dziennikarzom treści prowadzonych rozmów. Thaçi w wypowiedzi dla albańskojęzycznego serwisu „Deutsche Welle” oskarżył natomiast Serbów o gromadzenie broni w północnej części Kosowa, aby przyłączyć ją do Serbii.

Sytuacja wokół Kosowa nie uległa więc zmianie, czego w pewnym stopniu nie można powiedzieć o relacjach między Serbią i Chorwacją. Szefowie rządów obu tych krajów uczestniczyli w panelu dyskusyjnym podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. I choć nie doszło do ich bezpośredniego spotkania, to Vučić kilka dni później potwierdził, że zarówno premier Andrej Plenković, jak i Grabat-Kitarović mają otwarte zaproszenie na wizytę w Belgradzie. Na ciepłe przyjęcie serbskich władz nie mogą za to liczyć politycy z Kosowa, bowiem fiaskiem zakończyły się ponowne rozmowy na temat zakończenia konfliktu, które odbyły się w Brukseli.

Wiatr w żagle Šešelja

Napięcia pomiędzy Serbią i jej sąsiadami zdają się być na rękę przede wszystkim Šešeljowi. Dawny przełożony Vučicia i Nikolicia w sondażach potrafi nawet prześcignąć Nikolicia, stąd SNS nie ogłosiło jeszcze, że obecny serbski prezydent będzie kandydował w kwietniowych wyborach prezydenckich. Lider serbskich radykałów zapowiedział, że posiada haki na Nikolicia, ale start Vučicia znacząco obniża jego szanse na ostateczne zwycięstwo. Šešelj zawdzięcza swoje wysokie poparcie krytyce konserwatywnej prawicy, która jego zdaniem poprzez swoją uległość doprowadziła do obecnych problemów Serbów w państwach ościennych, a także niewystarczająco wykorzystuje potencjał dobrych relacji z Rosją. Wielu Serbom nie podobają się też reformy gospodarcze, polegające przede wszystkim na sprzedaży prywatyzowanych firm zagranicznym podmiotom. W końcu stycznia Nikolić zaapelował chociażby do Katarczyków, aby ci wykupili serbskie uzdrowiska, co z pewnością nie ułatwi zwycięstwa w wyborach prezydenckich bardziej umiarkowanym siłom politycznym.

Maurycy Mietelski