Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Daria Paprocka-Rzehak: Czy prezydent Azerbejdżanu ma w ogóle jakieś problemy?

Daria Paprocka-Rzehak: Czy prezydent Azerbejdżanu ma w ogóle jakieś problemy?


05 listopad 2008
A A A

Ilham Alijew wygrał przeprowadzone 15 października wybory prezydenckie w Azerbejdżanie. Uzyskał 89.9 procent głosów, miażdżąc opozycję na wiele miesięcy przed wyborami. Kraj może pochwalić się ponad 30-procentowym wzrostem gospodarczym, a o jego względy zabiegają Stany Zjednoczone i Rosja. Wydaje się, że właśnie rozpoczynająca się druga kadencja Ilhama Aliyeva pozbawiona będzie jakichkolwiek problemów.

 

Korzyści z konfliktu rosyjsko-gruzińskiego

Jeszcze na początku tego roku Azerbejdżan był młodą post-sowiecką republiką, wyjątkowo bogatą w ropę i pozostająca w konflikcie z Armenią, z którą nie może dojść o konsensusu w sprawie statusu spornych terenów Górnego Karabachu. Rosyjskie wsparcie dla Armenii w karabachskim konflikcie, stawiało Azerbejdżan w patowej sytuacji, a Rosja, jak wcześniej Związek Radziecki, pozostawała kontrolującym republikę starszym bratem.

Wszystko zmieniło się wraz wybuchem konfliktu gruzińsko-rosyjskiego. Na oświadczenia krajów Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, że postępowanie Rosji jest niezgodne z prawem międzynarodowym, ta odpowiadała buńczucznie: dość marginalizowania nas w polityce międzynarodowej. - Jesteśmy państwem silnym i absolutnie niezależnym – twierdzili rosyjscy przywódcy - czego niestety nie można powiedzieć o Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej.

Dodatkowo rosyjskie lotnictwo w Gruzji zrzuciło kilka bomb niebezpiecznie blisko rurociągu Baku-Supsa, zaopatrującego w ropę kraje Europy Środkowej, w tym Polskę. W pierwszej chwili świat obiegła wiadomość, że ropociąg został uszkodzony, a Europa i Stany Zjednoczone przestraszyły się nie na żarty. Rozgorzała na nowo dyskusja na temat bezpieczeństwa energetycznego Zachodu, a import ropy i gazu ziemnego z terenów niezwiązanych z Rosją przybrał na znaczeniu.

Wice-prezydent Stanów Zjednoczonych Dick Cheney, udał się czym prędzej z wizytą do Baku i Tbilisi, w obu kaukaskich stolicach namawiając do twardego kursu wobec Rosji i przekonując Azerbejdżan by nadal eksportował ropę przez tereny Gruzji i Turcji aż do Morza Czarnego. Główną nitką eksportową jest w tym wypadku funkcjonujący od dwóch lat rurociąg Baku-Ceyhan, przez który przepływa 3 procent światowego eksportu ropy. Specjalista od problemów Azerbejdżanu Tadeusz Świętochowski, jeszcze przed otwarciem ropociągu Baku-Ceyhan oceniał, że stanie się on inwestycją o charakterze strategicznym, rodzajem arterii łączącej Azerbejdżan oraz cały region kaspijsko-zakaukazki z Zachodem.

Wzrost strategicznego znaczenia Azerbejdżanu i jego zbliżenie z Zachodem nie mogły spodobać się Rosji. W połowie września prezydent Dimitrij Miedwiediew, zaprosił do swej podmoskiewskiej rezydencji prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, by porozmawiać z nim o pokojowych inicjatywach mających na celu zakończenie konfliktu między Azerbejdżanem i Armenią o Górny Karabach. W zamian prezydent Azerbejdżanu miał zapewnić, że nie będzie stał po stronie Zachodu w kwestiach energetycznych i politycznych. Rozmowy musiał być dla Azerbejdżanu dość pomyślne, bo w wyborczej retoryce Ilham Alijew podkreślał swoje nieugięte stanowisko wobec Armenii w sprawie Górnego Karabachu.

Poza kwestią spornego Karabachu, Rosję i Azerbejdżan łączy ropociąg Baku-Noworosyjsk, ważny dla obu państw. Gdy wraz z wybuchem konfliktu rosyjsko-gruzińskiego przyszłość rurociągów Baku-Ceyhan i Baku-Supsa stanęła pod znakiem zapytania, Azerbejdżan zwrócił się do Rosji o zwiększenie tranzytu ropy do Noworosyjska.

{mospagebreak}

Bogaty kraj biednych ludzi

Azerbejdżan, ze swym „czarnym złotem” od dawna nie ma już problemów z pieniędzmi. Albo przynajmniej nie mają go rządzące krajem elity. W 1994, za prezydentury ojca Ilhama Alijewa – Heydara, Azerbejdżan podpisał tak zwany „kontrakt stulecia”, który dotyczy eksploatacji przez zagraniczne konsorcja pól naftowych o łącznych zasobach ocenianych na 3-5 miliardów baryłek. Rząd nie ma więc większych problemów z domknięciem państwowego budżetu, a niedawne otwarcie rurociągu eksportującego ropę z Baku do portu Morza Czarnego - Ceyhan sprawiło, że kraj może poszczycić się niespotykanym tempem wzrostu gospodarczego.

Przyprowadzających o zawrót głowy 30-procentowy wzrost gospodarczy ma się jednak nijak do rzeczywistego rozwoju kraju. Choć w Baku nowe wieżowce pojawiają się jak grzyby po deszczu, Aleja Nafciarzy, będąca odpowiednikiem warszawskiego Nowego Światu, pyszni się ekskluzywnymi sklepami, a po bakijskich drogach jeżdżą najnowsze i najdroższe wersje luksusowych samochodów, reszta kraju jest dojmująco biedna.

Jeszcze w 2005 roku CIA podawało w the World Factbook, że 24 procent społeczeństwa Azerbejdżanu żyje poniżej granicy ubóstwa. Dzisiaj sytuacja wygląda niewiele lepiej. Prowincja, a nawet przedmieścia Baku systematycznie borykają się z przerwami w dostawie wody i prądu. Drogi na terenie kraju się są w opłakanym stanie. Emerytura wynosi 70 manatów (koło 150 PLN) a średnia płaca jest niewiele wyższa. Korupcja trawi wszystkie szczeble administracji państwowej i niszczy system edukacji. W tegorocznym raporcie Transparency International Azerbejdżan znalazł się na 158 miejscu (na 180 krajów).

Wiele opracowań i raportów na temat Azerbejdżanu podkreśla, że stosunki społeczne w tym kraju cechował zawsze charakter klanowy. Istotnie, koligacje rodzinne przybierają znów na znaczeniu. Można to zauważyć zarówno wśród elit władzy jak i wśród biedniejszych warstw społeczeństwa. Azerzy bez problemów wymieniają rodzinne klany rządzące w Baku i w całym Azerbejdżanie. W biednych rodzinach natomiast, rodzice starają się jak najkorzystniej wyswatać swoje córki i wżenić je w bogatsze środowiska. Rodzina jest dzisiaj strukturą dającą oparcie społeczne i ekonomiczne. Trudno jest jednak określić na ile jest to pochodną zachowywanej od wieków zasady klanowości a na ile jest to mechanizm zaradczy w obliczu braku systemu państwowego.

Zabawa w demokrację

Elity rządzą Azerbejdżanem jak udzielnym księstwem, inwestując uzyskane z eksportu ropy środki w projekty infrastrukturalne na terenie Baku. Projekty wdrażane są przez firmy powiązane z administracją państwową, a pieniądze nie wychodzą poza wąski krąg oligarchów. Problem polega na tym, że w chwili obecnej nie istnieje w kraju siła polityczna, która mogłaby to zmienić.

Opozycja słabnie z roku na rok. Główne partie opozycyjne (Muzułmańska Partia Azerbejdżanu - Musawat, Ludowy Front Azerbejdżanu i Demokratyczna Partia Azerbejdżanu) posiadają 8 miejsc w 125-osobowym parlamencie. I choć raporty organizacji międzynarodowych, w tym OBWE, mówiły o szeregu naruszeń i braku zachowania demokratycznych standardów podczas wyborów parlamentarnych w roku 2005, fakt pozostaje faktem: opozycja posiada 6 procent głosów w parlamencie.

Do tegorocznych wyborów prezydenckich elity władzy podeszły wyjątkowo metodycznie, zapewniając Ilhamowi Aliyewowi niekwestionowane zwycięstwo, na wiele miesięcy przed datą wyborów. Na początku czerwca parlament przyjął szereg, zaproponowanych przez biuro prezydenta, poprawek do prawa wyborczego. W ich wyniku czas kampanii wyborczej skrócono z 60 do 28 dni, a telewizja państwowa została zwolniona z obowiązku udostępnienia wszystkim kandydatom jednakowej ilości czasu antenowego.

W obliczu tych zmian główne partie opozycyjne zdecydowały się na bojkot wyborów, twierdząc, że zmiany prawne uniemożliwiają prawdziwą rywalizację wyborczą. Przy nowych zapisach legislacyjnych i ciągłych ograniczeniach swobody zgromadzeń, opozycja miała rzeczywiście niewielkie wpłynąć na przebieg kampanii i wynik wyborów. Z drugiej jednak strony, decydując się na bojkot całego procesu wyborczego, dobrowolnie postawiła się na marginesie życia politycznego. Główne partie opozycyjne, borykające się ze swoimi wewnętrznymi problemami, systematycznie tracą wyborców, którzy coraz mniej są przekonani, że Musawat czy Front Ludowy są jeszcze w stanie wpłynąć na sytuację polityczną w kraju.

W wyborach, prócz ubiegającego się o reelekcję prezydenta, wystartowało jeszcze sześciu kandydatów, z których żaden nie mógł stanowić rzeczywistej konkurencji dla Ilhama Alijewa. Niewielu wyborców było w stanie wymienić nazwiska pozostałych kandydatów, którzy zdecydowali się ubiegać o prezydencki fotel. Wyjątkowi sceptycy uważali nawet, że zapłacono owej szóstce kandydatów za start w wyborach po to by stało się zadość demokratycznym wymogom wyborów prezydenckich, w których musi startować więcej niż jeden kandydat. W stwierdzeniu tym jest z pewnością wiele przesady, jednak żaden z rywali Alijewa nie zdobył więcej niż 2.4 procent głosów.

Międzynarodowi obserwatorzy nie dopatrzyli się żadnych znaczących uchybień w samym procesie wyborczym, podkreślali jednak, że wybory trudno nazwać demokratycznymi przy niemalże zupełnym wyeliminowaniu rywalizacji wyborczej. Mało prawdopodobnym jest jednak, że zachód będzie walczył o ustanowienie rzeczywistej demokracji w Azerbejdżanie. Na dzień dzisiejszy sprawa bezpieczeństwa energetycznego jest dla zachodu o wiele bardziej istotną. Zapowiada to pięć tłustych lat dla elit rządzących skupionych wokół Ilhama Alijewa.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.