Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Grzegorz Mazurczak: Granice sąsiedzkiej przemocy

Grzegorz Mazurczak: Granice sąsiedzkiej przemocy


07 czerwiec 2010
A A A

W ciągu ostatnich dni irańscy żołnierze dwukrotnie przekroczyli granicę z Irakiem, wdając się w potyczki z kurdyjskimi rebeliantami z organizacji PJAK. Do starć dochodziło głównie w 2 - 3 kilometrowym irackim pasie przygranicznym, który przebiega przez góry Quandil.

Jak poinformował rzecznik prasowy narodowych sił zbrojnych Kurdystanu irackiego - Peszmergów, w czwartek (3.06) irańscy żołnierze kolejny raz weszli na terytorium Iraku w rejonie Omran Haji. Oddział Irańskich żołnierzy liczył ponad 30 osób, wyposażonych w pojazdy opancerzone i broń ciężką. Zaobserwowano też wsparcie bardzo przydatnych w górskich warunkach helikopterów.

Wprawdzie po ostatnich wypadach żołnierzy irańskich na terytorium Iraku, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w trybie pilnym wezwano ambasadora Iranu w Bagdadzie, jednak wątpliwe jest, by jego wizyta spowodowała zaprzestanie ścigania irańskich Kurdów z PJAK. Iran nie ma bowiem zamiaru tolerować, podobnie jak Turcja, jakichkolwiek kurdyjskich pomysłów na życie, nawet jeśli miałoby to się wiązać z naruszaniem suwerenności innego państwa.

W oświadczeniu z 31 maja irackie MSZ wezwało ambasadorów Iranu i Turcji do zaprzestania transgranicznych ataków przeciwko kurdyjskim rebeliantom, prowadzonych zarówno przez Teheran jak i od dawna przez Ankarę. W oświadczeniu wyrażono silne zaniepokojenie agresywnymi działaniami obu państw przejawiającymi się bombardowaniem kurdyjskich terenów przygranicznych

Minister Spraw Zagranicznych wezwał też oba kraje do zaprzestania naruszeń irackiego terytorium, ponieważ incydenty te wywierają wyjątkowo negatywny wpływ na i tak trudne stosunki między trzema krajami. W czasie, gdy między tymi państwami panuje wyjątkowo dobra atmosfera jeśli chodzi o współpracę gospodarczą a wymiana handlowa przeżywa prawdziwy boom, to w polityce ciągle coś trzeszczy.

Sama Turcja, jakby solidaryzując się z irańskim spojrzeniem na kurdyjską „zarazę”, 20 maja przeprowadziła własne, kolejne już bombardowania przygranicznych terenów irackiego Kurdystanu, na których dopatrzyła się baz Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).

Pomimo licznych do tej pory deklaracji polityków tureckich o zaprzestaniu polowań na PKK, samo istnienie tej organizacji, niestanowiącej już w tej chwili zbyt dużego zagrożeni dla Turcji, ciągle jest dla niej pretekstem do kontynuowania wieloletnich już operacji wojskowych, prowadzonych bez żenady, na terytorium północnego Iraku.

W zeszłym miesiącu, irańskie wojska starły się z oddziałem irackiej straży granicznej Kurdystanu, po pomyleniu jej z rebeliantami. W incydencie tym zatrzymano nawet irackiego oficera, którego później zwolniono. Incydentów granicznych z udziałem Iranu i Turcji trudno już zliczyć.

I tak, północny Irak, jest regularnie i solidarnie nachodzony przez dwa ościenne kraje. Obawa przed rozlaniem się na ich terytoria chociażby namiastki kurdyjskiej wolności, podobnej do tej irackiej, nie mieści się ani w planach ani w wyobrażeniach obu wielkich sąsiadów Iraku. To z kolei sprawia, że incydenty graniczne będą ciągnęły się w nieskończoność.

O PKK i jej trudnych relacjach z Turcją napisano już wiele, jednak o kurdyjskich aspiracjach nakierowanych na Iran a realizowanych przez PJAK, wiadomo niewiele. Może dlatego, że jej aktywność ujawniła się właściwie dopiero w 2004 r.

PJAK, czyli Partiya Jiyana Azad Kurdistane (Partia Wolnego Życia Kurdystanu) jest kurdyjskim ugrupowaniem nacjonalistycznym z siedzibą w północnym Iraku. Oskarża się ją o przeprowadzanie ataków na irańskie siły bezpieczeństwa w kurdyjskich prowincjach Iranu (wschodni Kurdystan) oraz na innych terenach zamieszkanych przez ludność kurdyjską.

Celem kierowanej przez mieszkającego w Niemczech Hajiego Ahmadiego organizacji, jest ustanowienie autonomicznych regionów lub kurdyjskiego państwa federalnego w Iranie, Turcji i Syrii podobnego do funkcjonującego już w Iraku Regionalnego Rządu Kurdystanu (KRG).

Pomimo deklaracji, że PJAK nie działa poza granicami Iranu, od 2004 r. jego bojownicy kilkakrotnie przeprowadzali akcje zbrojne poza jego terytorium, w Turcji czy Syrii. Działania takie są możliwe, ponieważ PJAK pozostaje w ścisłych związkach z PKK i traktowane jest jako jej bratnia organizacja. Te powiązania automatycznie stawiają ją w szeregu organizacji terrorystycznych, co nie przyczynia się do poważnego traktowania sprawy, o jaką walczy.  

Mniej więcej połowa członków PJAK, podobnie jak miało to miejsce w PKK, to kobiety. Obie organizacje stawiają na równouprawnienie kobiet i mężczyzn oraz zwiększenie ich udziału w życiu politycznym i społecznym. Organizacja ta obecnie liczy około 3000 uzbrojonych bojowników, wśród których obok kobiet, spotyka się nawet kilkunastoletnie dzieci.

Pomimo iż żaden z członków PJAK nie widział na oczy Stanów Zjednoczonych ani nie ma zamiaru angażować się w wojnę z zachodem, to ta niezbyt liczna irańska grupa bojowników kurdyjskich, będąca przecież w zdawałoby się cennej dla Amerykanów opozycji do władz Iranu, na początku 2009 r. znalazła się na ich liście organizacji terrorystycznych. Być może jest to wyraz dalekowzrocznej polityki amerykańskiej, w której uznanie aspiracji poza irackich Kurdów, nie może mieć miejsca.

Irak, Iran, Syria i Turcja mają znaczące etniczne mniejszości kurdyjskie. Szacuje się, że w samym Iranie mieszka do 12 milionów Kurdów. Pewne jest, że dotychczasowa polityka udawania iż problemu Kurdów nie ma, doprowadzi jedynie do wzmocnienia rozbudzonych już autonomią iracką, ambicji tego narodu.