Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Hubert Kozieł: "Saving cprl. Shalit" - nieunikniona wojna nadeszła

Hubert Kozieł: "Saving cprl. Shalit" - nieunikniona wojna nadeszła


17 lipiec 2006
A A A

,,Izrael stoi przed dylematem z filmu ,,Szeregowiec Ryan”: czy można dla jednego człowieka poświęcać życie wielu innych?”. Takie opinie można by swobodnie głosić dwa tygodnie temu. Teraz jednak sprawy przyspieszyły. I zza zasłony mitów wyłania się prawdziwy obraz obecnej bliskowschodniej rozgrywki. Obecna wojna nie została wywołana przez porwanie kaprala Shalita, nie została wywołana przez atak Hezbollahu na graniczny posterunek – jej prawdziwą przyczyną jest kumulacja błędów Izraela i Zachodu w stosunku do organizacji terrorystycznych. Ale nie takich błędów jak sądzicie. Do obecnej wojny doprowadził bowiem bliskowschodni proces ,,pokojowy” z jego kulminacją w postaci odwrotu z Gazy.

Krakałem, krakałem i wykrakałem...

Przed rokiem w cyklu artykułów o odwrocie ze Strefy Gazy wyraźnie ostrzegałem przed tym co nastąpi (wybaczcie mi tą drobną autopromocję):
,,Coraz więcej wskazuje, że poprzez ewakuację Gazy rząd Szarona nie zyska ani pokoju, ani bezpieczeństwa dla swych obywateli, ani prestiżu, ani szacunku wiecznie niezadowolonych Arabów, Franko-Germanów i innych ,,pokojowo nastawionych idealistów”.
,, Plan odwrotu z Gazy wpłynął w poważnym stopniu na dymisję zarówno szefa Shabaku (izraelskie FBI) Avi Dichtera jak i szefa sztabu IDF gen. Moshe Yaalona. Yaalon należy do konsekwentnych krytyków kontynuowania procesu ,,pokojowego” w ten sposób. W wywiadzie dla ,,Haaretz” z początku czerwca stwierdził, że po wycofaniu się z północnego Zachodniego Brzegu takie miasta jak Tyberiada czy Tel Aviv znajdą się w zasięgu palestyńskiego ostrzału rakietowego – tak jak dzisiaj obiektem tego „blitzu” z wykorzystaniem rakiet Qassam jest leżące na południu Sderot. Ponadto skutkiem odwrotu z Gazy będzie rozwój infrastruktury terrorystycznej, co przełoży się na wzrost ataków zamachowców- samobójców. Yaalon przepowiada, że Izrael już wkrótce zostanie zmuszony do kolejnych odwrotów a palestyńskim żądaniom nie będzie końca ergo proces ,,pokojowy” to tylko szkodliwa utopia. Avi Dichter natomiast wskazywał, że po opuszczeniu przez armię izraelską Strefy Gazy w zasięgu Qassamów znajdą się ważne rurociągi i linie przesyłowe energii elektrycznej. Jedno jest pewne: wycofanie się ze Strefy Gazy i północnego Zachodniego Brzegu w niczym nie poprawi sytuacji strategicznej Izraela.

Tymczasem jak podaje serwis Debka w Ramallah już ruszyła produkcja rakiet Qassam i moździerzy. Znajdą one zastosowanie w wypadku wycofania się wojsk izraelskich. Pół biedy gdyby była jakakolwiek gwarancja tego, że Palestyńczycy po dostaniu ,,kilku miesięcy spokoju” (tak jak gen. Jaruzelski) nie zaatakują ponownie. Abbas co prawda coś obiecywał, ale... Determinacja z jaką palestyński premier pragnie odłożyć wybory świadczy o sile Hamasu. Zresztą sam Fatah też jest podzielony, jego ludzie niepewni itp. (...) Palestyński premier był dobry w planowaniu masakry w Monachium, jednakże nie posiada odpowiedniej charyzmy do rządzenia grupą skłóconych organizacji zbrojnych. Niepokój wywołuje też deklarowana przez Putina chęć dostarczenia śmigłowców i wozów pancernych Autonomii Palestyńskiej. Wraz ze wspomaganiem irańskiego programu nuklearnego i dostarczaniem Syrii rakiet przeciwlotniczych wskazuje ona na złośliwą chęć byłego pułkownika KGB do zaszkodzenia amerykańskim interesom na Bliskim Wschodzie. (A gdyby tak Izrael dostarczył Czeczenom jakieś rakiety?)”.

,, Hamas et censortes uznali to pewnie za przejaw słabości Izraela i tego, że terror popłaca. Zachowają się jak bolszewicy z wiersza Majakowskiego pt. ,,Moje wystąpienie na konferencji genueńskiej”: ,,Bredzą pisaki z gazetowych stron:/ ,,Trzeba ich sprawdzić”. Figa z makiem!/ Wy z waszą kontrolą idźcie won!/ To my bierzemy oddech przed atakiem!”.” Pół roku temu w artykule ,,Hamas Jackass” wspomniałem:
,, Izrael wkrótce stanie przed koniecznością starcia się z jedną dużą palestyńską organizacją terrorystyczną. Terroryści ze Strefy Gazy koordynują tymczasem działania z terrorystami z południowego Libanu”.
,,Hamas jest ogromną, tykającą bombą. Jeżeli dołączymy do tego inne bomby: Hezbollah, konfrontację z Iranem, kryzys syryjsko-libański, możliwość obalenia chwiejnych arabskich reżimów w Egipcie i Arabii Saudyjskiej – otrzymamy przepis na to, by cały obszar od Kaszmiru po Gibraltar spłynął krwią.”

Yaalon przyznaje mi rację

Jeden z nielicznych inteligentnych polityków w Izraelu, wywalony z hukiem ze stanowiska szefa sztabu IDF przez Szarona, generał Moshe Yaalon powiedział w wywiadzie dla Haaretz: ,,Nie ma żadnych wątpliwości, że disengagement (plan pokojowy Szarona – dop. HK) upadł. Niepowodzenie było spowodowane tym, że był on oparty na chorej idei. Nie był on rezultatem głębokiej strategicznej analizy, ale rezultatem politycznej desperacji premiera Szarona”. Jego zdanie podziela były minister obrony Mosshe Arens, który dodał że Izrael poprzez odwrót z Gazy poważnie zmniejszył swoją zdolność odstraszania wysyłając sygnał, ze terroryzm popłaca.

Porwanie w Tutulistanie

Kilka tygodni temu izraelski korespondent portalu worldnetdaily - Aaron Klein napisał, że Teheran znowu zatrudnił do akcji terrorystycznych Imada Mugniyeh. Ten arcyterrorysta z lat ’80-tych najpierw był członkiem arafatowskiej Force 17, by następnie przejść pod komendę irańskiego wywiadu w Libanie. (Kilka lat temu obok jednoczesnej pracy dla Hezbollahu i Pasdaranu zaczął także obsługiwać Al.-Qaedę stając się w ten sposób potrójnym agentem.) Stał on min. za wysadzeniem w powietrze koszar amerykańskich marines i francuskich spadochroniarzy w Bejrucie (299 zabitych, największa ilość od jednej konwencjonalnej bomby, największe francuskie straty od czasu Dien Bien Phu), większością porwań cudzoziemców w Libanie w latach '80-tych oraz porwaniem 2 izraelskich saperów na Farmach Sheba w 2000 r. (jego ludzie przebrani byli podczas porwania w mundury sił pokojowych ONZ). Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują więc udział Imada Mugniyeh w obecnych wydarzeniach.

Jednocześnie pojawiły się informacje, że w Chartumie wylądował samolot transportowy z dwiema kompaniami irańskich Strażników Rewolucji, którzy mieli przedrzeć się do Strefy Gazy (drogą morską na Synaj, stamtąd przez dziurawą granicę do Rafah), by przygotować wielki zamach terrorystyczny przeciwko Izraelowi. Tymczasem Syria i Iran podpisały dwustronny pakt obronny, który przewiduje, że Strażnicy Rewolucji pojawią się pod koniec sierpnia na Wzgórzach Golan. W libańskiej dolinie Bekaa już są od 1982 r. – stworzyli tam Hezbollah, jako przykrywkę dla swojej działalności.

Rząd cieniasów

W tym samym czasie, gdy Irańczycy i hamasowcy planowali porwania, rząd Olmerta planował wycofanie Izraela z większości Zachodniego Brzegu. Był bardzo krytykowany za wprowadzenie politycznie-poprawnych ,,rules of engagement” dla armii. Ograniczono działania sił specjalnych, bombardowania i ostrzał artyleryjski. A Qassamy spadały na Izrael... Na Sderot w samym maju spadło 160 rakiet. W tej małej mieścinie nie było zbyt dużo zabitych z tego powodu, ale dużo rannych, straty materialne i panika – Qassam leci wszak do celu kilkanaście sekund – wybucha bez ostrzeżenia. Jedynie miejscowi dziadkowie – rosyjscy weterani II wojny światowej pozostawali spokojni - ,,Eeee tam, Giermańcy lepiej grzali...” Politycznie poprawne reguły walki według raportu gen. Eilanda umożliwiły porwanie kaprala Shalita – żołnierze musieli dzwonić do zwierzchników o zgodę na otwarcie ognia do porywaczy znajdujących się na terenie Strefy Gazy. Zanim ją uzyskali już było za późno. Musieli więc prosić o zgodę na pościg. Nie uzyskali – zupełnie jak przy okazji porwania na Farmach Sheba w 2000 r.

Dirty hands is all I demand...

Ofensywa izraelska na Strefę Gazy zaczęła się z wielkim hukiem i równie szybko została wstrzymana przez ministra obrony Peretza, który z jednej strony bał się powtórki z Jeninu, z drugiej liczył na negocjacje. Egipcjanie negocjowali z Hamasem, ale hamasowcy szybko ich zaczęli irytować – okazało się że z jakiegoś powodu grają na czas. Prezydent Egiptu Mubarak prosił króla Arabii Saudyjskiej Abdullaha o pomoc, on jednakże z kilku powodów związanych z saudyjsko-irańską grą odmówił. Abbas nie próbował negocjować z Hamasem, gdyż tylko czekał na to aż IDF załatwi jego konkurenta – dodajmy, że ten konkurent próbował zabić palestyńskiego prezydenta, przed czym ocalił go Mosad. Izraelska minister spraw zagranicznych Tzipi Livni próbowała szukać pomocy u Putina. Ostrzegała go, że obecny kryzys może się przerodzić w większy konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie. To nawet ucieszyło Putina, bo przecież po coś dostarczał Syryjczykom rakiety przeciwlotnicze. Rosyjscy inżynierowie obecnie są zajęci budową rosyjskich baz morskich w syryjskich portach Tartus i Latakia. W chwili rozmowy z izraelską panią minister myśli Putina biegły wokół planu wykorzystania konfrontacji do zwiększenia rosyjskiej obecności w regionie. Znając profesjonalizm ludzi Putina skończy się to jak Biesłan czy Dubrowka...

W czasie gdy izraelski MSZ bezskutecznie negocjował i zrażał do siebie władze jedynego kraju w Europie, który go popiera (poprzez akcje w stylu Wałęsy w Jedwabnem), izraelska armia stała bezczynnie nad granicą Strefy Gazy. Jedynie siły specjalne nie ustawały w poszukiwaniach kaprala Shalita...
Podjęto bardzo zdecydowaną akcję aresztowania hamasowskich deputowanych (co przez LPR-owski portal Polskie Jutro zostało porównane do procesu 16....), jednakże zaraz potem Olmert powiedział, że ,,Izrael nie chce zniszczyć Hamasu”. Mam dla izraelskiego premiera radę: niech sobie wyobrazi, że hamasowcy, to izraelska skrajna prawica – może wtedy się z nimi rozprawi.

All I wanna do....

Gdy IDF tak bezczynnie stało nad granicą Strefy Gazy, jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o porwaniu dwóch żołnierzy na Farmach Sheba. Rozpoczęła się wojna rakiet. Izrael zaczął bombardować tereny szyickie. Przywódcy Hezbollahu ukryli się w podziemnym bunkrze przy granicy z Syrią oglądając na Al.-Jazeerze (bo TV Al.-Manar zniszczono) jak im Dom Partii niszczą. Natychmiast uzyskali słowne, logistyczne, finansowe i zbrojne poparcie Syrii i Iranu. (Ahmadinedżad pochwalił przy tym Izrael porównując go do Hitlera). Nadal kontrolowany przez Syrię (dzięki zdradzie gen. Aouna) libański rząd nie ma pojęcia co robić. Chrześcijańskie Falangi patrzą na wszystko z mieszanymi uczuciami: żałują, że sami nie mogą się z Hezbollahem zmierzyć, cieszą się, że Izrael bombarduje pozycje ich największych wrogów i jednocześnie żałują infrastruktury kraju. Przywódca Postępowej Partii Socjalistycznej i zarazem przywódca Druzów Waleed Jumblatt obwinia o wywołanie wojny Syrię i Hezbollah – których był kiedyś sojusznikiem, ale z którymi się pokłócił kilka lat temu - lecz potępia bombardowanie Libanu. Wydaje się, że właściwym adresem dla tych bomb byłyby Teheran i Damaszek.

,,Aeon – zabiłaś moim promieniem śmierci całą ludzkość!”

Pozostaje pytanie: w co grają Syria i Iran? Islamską Republiką Iranu jak wiemy rządzi człowiek, który twierdzi, że świecił podczas przemówienia w ONZ. Reżim ajatollahów przeżywa obecnie ogromne kłopoty wewnętrzne – nawet wnuk Chomeiniego wzywa Amerykanów do jego obalenia. Ahmadinedżad cały czas przygotowuje więc propagandowo naród do konfrontacji, która zjednoczy wszystkich Irańczyków wokół ajatollahów. Liczy na to, że krwawa łaźnia, która spotka amerykańskich żołnierzy w Iraku, ostatecznie wyrzuci USA z Bliskiego Wschodu i doprowadzi do władzy w Waszyngtonie pożytecznych idiotów. Liczy też na szyicką rebelię w Arabii Saudyjskiej, która da mu kontrolę nad największymi złożami ropy na świecie. Wierzy też głęboko, że nadchodzi wielka wojna, w której islam zmierzy się z niewiernymi i na końcu której powróci Mahdi – islamski mesjasz.

Co do Syrii, rozsądek podpowiada, że Assad nie ma interesu w konfrontacji. Jednakże o inteligencji Syryjczyków krążą na Bliskim Wschodzie dowcipy. Pamiętajmy, że Bashir Assad mógł premierowi Harririemu załatwić ,,zawał serca”, a wysadził go wraz z całą ulicą. Przetrwał co prawda cedrową rewolucję, ale nadal jego pozycja jest niepewna. Liczy na to, że Amerykanie nie będą się chcieli angażować w drugi Irak. Liczy też na to, że ochroni go Moskwa. Dostał od niej nowe rakiety przeciwlotnicze, które co prawda były fajne, ale ich obsługa zawiodła i izraelskie myśliwce spokojnie przeleciały nad jego pałacem.

Armagedon nadchodzi, gińcie starzy i młodzi

Wystarczyłoby, żeby pamiętnego dnia we IX 1982 r. bomba nie zabiła Beshira Gemayela.... Izrael razem z Falangistami i Amalem ustabilizowałby sytuację w Libanie, Begin nie popadłby w depresję i długo byłby premierem, Arafata by się ustrzeliło, a przy okazji, nie powstałby Hezbollah. Irańczycy nie rozlokowaliby się w Dolinie Bekaa, Izrael razem z Irakiem pod egidą USA wzięliby się za Iran i Syrię, być może byłby wreszcie pokój na Bliskim Wschodzie...

A tak sprawy zawaliły się w sposób kaskadowy- i to dopiero początek domina. Nie wiem tylko na czym się to skończy. Atomówką zrzuconą na Damaszek czy na Tel Aviv? Przyjmujecie zakłady?