Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Joanna Dziuba: Gruzja w Bukareszcie - dwa scenariusze

Joanna Dziuba: Gruzja w Bukareszcie - dwa scenariusze


01 kwiecień 2008
A A A

Tbilisi zapowiedziało, że zgadza się tylko na MAP. Wszelkie formy pośrednie będą nie do zaakceptowania. Kto jednak może być największym przegranym po szczycie w Bukareszcie – Gruzja, Rosja czy Stany Zjednoczone i Europa?

Analizując prawdopodobną sytuację po szczycie należy rozpatrzeć dwa scenariusze: otrzymanie Planu Działań na Rzecz Członkostwa przez Gruzję oraz zaproponowanie jej formy pośredniej, zgodnie z propozycją m.in. Niemiec. Oczywiście w przypadku pierwszego, krajem, który ma najwięcej do stracenia i tym samym najsilniej opowiada się przeciwko, jest Rosja. Gruzja, zaledwie od 17 lat stanowi niepodległy kraj, po ponad dwustuletniej zależności od Rosji. Wprawdzie już w ostatnim okresie prezydentury obalonego w 2003 r. Szewardnadze można mówić o obecności wojsk USA na terytorium tego kraju, jednak w żaden sposób nie ingerowało to w rolę, jaką pełnią do tej pory oddziały rosyjskie. Te ostatnie stacjonują przede wszystkim w regionach separatystycznych, działając pod banderą sił pokojowych WNP. Ich bezstronność należy jednak poddać w wątpliwość. W tygodniu poprzedzającym Szczyt NATO stały przedstawiciel Federacji stwierdził, że „absolutnym absurdem” jawi się sytuacja, kiedy wojska Sojuszu będą stacjonowały w odległości 100 km od wojsk rosyjskich. Istotnym w tym kontekście jest fakt, że Gruzja częściowo graniczy także z Czeczenią, gdzie od prawie dwóch dekad trwa konflikt i nic nie wskazuje na to, by został rozwiązany. Obecność militarna w tym regionie, jak widać na przykładzie bombardowań wiosek położonych w Wąwozie Pankijskim w 2001 r. (po gruzińskiej stronie), stanowi dodatkową możliwość interwencji i „nakłaniania” Tbilisi do współpracy z Moskwą.

Zrozumiałą jest aktywna polityka Rosji na rzecz zmniejszenia współpracy z Zachodem pod względem wojskowym. Wzmożone działania północnego sąsiada Gruzji można zaobserwować od sierpnia 2007 r., kiedy Rosja kilkakrotnie naruszyła przestrzeń powietrzną tego kraju. Podobnie, jak to miało miejsce kilka lat wcześniej w przypadku przystępowania do NATO Łotwy, Litwy i Estonii, Moskwa robi wszystko, by pogorszyć wizerunek Tbilisi na arenie międzynarodowej, apelując przy tym o zachowanie neutralności przez południowych sąsiadów. Należy zadać sobie pytanie, na ile na Kaukazie można być neutralnym? Z dziewiętnastowiecznych trzech pretendentów do roli regionalnego hegemona, liczba ta wzrosła obecnie do czterech – miejsce Iranu zastąpiły Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Miesiąc przed szczytem – od momentu zniesienia sankcji w stosunku do Abchazji – akcja rosyjska zdecydowanie przybrała na sile. Separatystyczne regiony stały się, szczególnie po uznaniu przez Zachód niepodległości Kosowa, kartą przetargową w stosunkach między Tbilisi a Moskwą. Ta druga wprost zapowiedziała, że ceną za MAP jest utrata prawie 18 proc. kraju – Południowej Osetii i Abchazji.

Za słowami poszły czyny – pozytywne rozpatrzenie wniosku władz wspomnianych parapaństw o uznanie niezależności przez Dumę. Wprawdzie akt poparcia stanowi tylko zalecenie dla Kremla, jednak oczywistym jest, że decyzję w tej sprawie poznamy tuż po zakończeniu Szczytu – 4 kwietnia. Rosja bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że w momencie zacieśnienia współpracy z NATO przez Gruzję, skończy się możliwość bazowania na outsourcingu – wprowadzaniu destabilizacji w sąsiednim kraju za pomocą nierosyjskich sił.

W drugim przypadku – kiedy Gruzja nie otrzyma MAP w Bukareszcie – władze tego kraju staną przed bardzo poważnym problemem wewnętrznym. Członkostwo w NATO jest jednym z nielicznych wspólnych postulatów prawie wszystkich sił politycznych kraju. Jedynie jeden kandydat na prezydenta w ostatnich wyborach (styczeń 2008) opowiadał się za neutralnością kraju, jednak zajął ostatnie miejsce otrzymując minimalne poparcie. Podobnie podczas styczniowego plebiscytu ponad 70 proc. głosujących opowiedziało się za pogłębianiem integracji z tą organizacją. Dodatkowo, kwestia członkostwa w Sojuszu stanowi wspólny postulat zarówno obalonego podczas Rewolucji Róż Eduarda Szewardnadze jak i jego następcy, Michaiła Saakaszwiliego. Niewątpliwie najwięcej na wewnętrznej scenie politycznej straci obecna władza i założony przez prezydenta Ruch Narodowy, ponieważ członkostwo w NATO było jednym z podstawowych celów polityki zagranicznej od zmiany władzy w 2003 r. Można zastanawiać się, w jakim stopniu gruzińskie władze popełniły błąd, operując konkretnymi datami – 2008 r. w kwestii MAP i 2009 r. jako czas rozwiązania kwestii „zamrożonych” konfliktów. Tym samym nie dziwi silne stanowisko ministra spraw zagranicznych Gruzji Dawida Bakradze, który oświadczył, że żadne pośrednie formy pomiędzy obecnym programem a Planem Działania nie zostaną zaakceptowane. Słuszną wydaje się też argumentacja, że brak pełnej chęci współpracy z Zachodem będzie oczywistym sygnałem dla Kremla i zdeterminuje Rosję do wzmocnienia swojej dotychczasowej polityki.

Jednak nie tylko Tbilisi straci w takiej sytuacji. Stany Zjednoczone, mające największe znaczenie w NATO, silnie popierają stanowisko Gruzji, co potwierdził prezydent Bush podczas ostatniej wizyty Saakaszwiliego w USA. Brak oczekiwanego przez gruzińskie elity polityczne pogłębienia integracji nie tylko może doprowadzić do zmniejszenia poparcia dla głównej siły politycznej na rzecz zdecydowanie mniej przewidywalnej opozycji. W negatywny sposób wpłynie to również na postrzeganie Stanów zarówno przez polityków jak i – stanowiącą większość – prozachodnią część społeczeństwa. Tym samym należy brać pod uwagę możliwość osłabienia kontaktów z Zachodem i większe zwrócenie się w stronę północnego sąsiada. Gruzja leży w regionie o strategiczny znaczeniu zarówno dla Stanów jak i krajów Unii Europejskiej, przede wszystkim z racji zaangażowania w niedalekim Iraku czy Afganistanie. Ponadto, jest idealnym krajem przesyłowym surowców energetycznych z basenu Morza Kaspijskiego, co bezpośrednio wpisuje się w politykę dywersyfikacji prowadzoną przez Wspólnotę. Brak pełnego poparcia dla Gruzji ze strony Zachodu zdecydowanie nie wpłynie stabilizująco na sytuację w kraju, głównie ze względu na nie w pełni przewidywalne ruchy na scenie politycznej oraz intensyfikację działań w separatystycznych regionach. Warto podkreślić, że obecnie Unia Europejska graniczy przez morze z jednym z parapaństw, de facto niezależną od władz centralnych Abchazją, która utrzymuje się m.in. z przemytu narkotyków i broni, tym samym prawdopodobieństwo wprowadzenia w życie unijnej idei stworzenia pasa dobrosądziedzkiego wokół swojego terytorium także znacznie maleje.

Przed krajami NATO, które popierają starania Gruzji, w tym głównie przed Stanami Zjednoczonymi, stoi bardzo trudne zadanie spełnienia obietnic dawanych Tbilisi na przestrzeni ostatnich lat. W tym wypadku jest to gra o sumie zerowej. Na korzyść tego południowo kaukaskiego kraju przemawia fakt, że w momencie zwycięstwa grupy państw sceptycznie nastawionych  do rozszerzania Sojuszu (m.in. Niemcy, Włochy i Hiszpania) nie będzie jedynym przegranym.