Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Katarzyna Sawicka: Dzieci (nie)swoich rodziców


16 lipiec 2011
A A A

Pewnego dnia dowiadujesz się, że twoje życie jest fikcją. Nie jesteś tym, kim ci mówiono. Ale to jeszcze nie wszystko. W najgorszym przypadku może okazać się, że osoba, do której mówisz „tato” to tak naprawdę oprawca twoich biologicznych rodziców.
Brzmi jak początek kryminału albo filmu sensacyjnego. Jednak taka historia, a właściwie setki podobnych historii, wydarzyły się naprawdę. Rzeczywistość kolejny raz przerosła fikcję w swej brutalności. Prawie trzydzieści lat po upadku krwawej dyktatury Argentyna wciąż próbuje uporać się ze swoją historią. Tym razem demony odżywają przy okazji głośnego procesu, który ma za zadanie wyjaśnić, czy dzieci adoptowane w pierwszym roku rządów Junty przez jedną z najbogatszych kobiet w kraju, potentatkę medialną Ernestinę Herrerę de Noble, zostały wcześniej skradzione rodzicom przez sprzymierzeńców reżimu.

Wnuczęta odzyskane, tak nazywane są osoby, które w czasie ostatniej dyktatury (1976-83) zostały odebrane swoim rodzinom i których prawdziwa tożsamość została ujawniona w trakcie rządów demokratycznych. Takich „odzyskanych” osób jest jak do tej pory ponad 100. Dokładnie 103. Według szacunków Abuelas de Plaza de Mayo (Babcie z Placu Majowego), najbardziej znanej organizacji społecznej walczącej o rozwiązanie sprawy tajemniczych zniknięć, za które odpowiedzialny jest militarny reżim, zostało jeszcze około czterystu wnucząt do odnalezienia. A poszukiwania trwają już przeszło trzy dekady.

Kim właściwe są wnuczęta i jaki sens ma dziś ich poszukiwanie? Ich historie różnią się, ale mają też ze sobą wiele wspólnego. Chodzi mianowicie o dzieci, które najczęściej rodziły się w więzieniach, ponieważ ich matki zostały uprowadzone przez funkcjonariuszy reżimu, kiedy były w ciąży. Ze wspomnień współwięźniów wynika, iż kobiety te po urodzeniu dziecka nie powracały już do celi, znikały na zawsze. Ich rodziny próbowano natomiast uspokoić zapewnieniami, że wnuki zostaną im przekazane tuż po urodzeniu. Oczywiście, obietnic tych nie dotrzymywano. Funkcjonariusz dzwonił mówiąc „szykujcie ubranka dla dziecka”. I babcie, bo to je najczęściej informowano jako najbliższą rodzinę, szykowały ubranka dla wnucząt, które nie  miały się nigdy pojawić. Poprzez liczne zapewnienia, wzniecając iskrę nadziei, reżim usypiał czujność rodzin, tłumił ich bunt, zniechęcał do poszukiwania bliskich.
 
Takich „znikniętych” podczas okresu dyktatury było około 30 tysięcy. Tajemnicą poliszynela było to, że to władze „znikały” swoich obywateli, którzy z jakiegokolwiek powodu stanowili lub potencjalnie mogli stanowić dla nich zagrożenie. Ginęli więc bez śladu przedstawiciele opozycji, wolnych zawodów, studenci. Czasami wystarczała sama przynależność do jednej z tych grup, aby zasłużyć na zniknięcie. Nie trzeba było być aktywistą, konspirować. Wystarczyło po prostu być studentem. Reżim wysyłał jasną wiadomość: nikt nie może czuć się bezpieczny.

Gdy ktoś znikał, to zazwyczaj na zawsze. Szef pierwszej junty, gen. Jorge Rafael Videla w 1979 roku w taki, nie pozostawiający złudzeń sposób wypowiedział się ofiarach reżimu: „Kim jest zniknięty (desaparecido)? Jest niewiadomą. Jeśli odnalazłby się, zostałby potraktowany w sposób X. Jeśli natomiast ponad wszelką wątpliwość uznano by go za zmarłego, zostałby potraktowany w sposób Z. Jednak dopóki jest jedynie zniknięty, nie może być traktowany w żaden szczególny sposób. Jest niewiadomą, jest jednym ze znikniętych. Nie ma tożsamości, nie ma go. Nie jest ani martwy, ani żywy. Jest zniknięty”. Nie należy go szukać, nie ma żadnych praw.

Pośród trzydziestu tysięcy osób, które porwała ówczesna władza i którym następnie odebrano życie, znajdowały się również kobiety w ciąży. Ich nowonarodzone dzieci były oddawane do adopcji. Wcześniej zatajano ich tożsamość, podając fałszywe dane lub stwierdzając, że niemowlę zostało porzucone. Nowi rodzice często jednak doskonale zdawali sobie sprawę, skąd tak naprawdę pochodziło dziecko. Dziś osobom, które uczestniczyły w tym procederze grożą surowe kary więzienia.
Organizacją szczególnie aktywną na polu walki o prawdę historyczną są Abuelas de Plaza de Mayo. Idea zidentyfikowania skradzionych dzieci, to jedna z ich inicjatyw, dla których udało się uzyskać poparcie rządu i parlamentu.
 
Dzięki temu pomysł nie zatrzymał się na etapie haseł nawołujących do wyjaśnienia zagadek przeszłości lecz znalazł oparcie w konkretnych aktach prawnych. Przełomowym momentem było uchwalenie w 2009 roku tzw. ustawy o DNA. Na mocy ustawy utworzono Narodowy Bank Danych Genetycznych (Banco Nacional de Datos Genéticos), w którym do 2050 roku będą przechowywane próbki DNA rodzin osób uprowadzonych w czasach dyktatury. Akt stanowi, że w sprawach dotyczących zbrodni przeciwko ludzkości sędzia może żądać pobrania DNA od oskarżonego albo od innej osoby, jeśli jest to niezbędne dla zidentyfikowania tej osoby lub w celu potwierdzenia informacji istotnych dla śledztwa. W takich przypadkach, jak stanowi ustawa, „można pobrać minimalną konieczną próbkę krwi, śliny, skóry, włosów lub innych substancji biologicznych, jeżeli nie stanowi to ryzyka dla zdrowia tej osoby”.

Ponadto, gdy zachodzi potrzeba pozyskania materiału genetycznego od prawdopodobnej ofiary, czyli np. od dzieci odebranych matkom, należy mieć na uwadze prawa takiej osoby. Kolejną wytyczną jest dążenie do uniknięcia powtórnej wiktymizacji,  które to ryzyko niesie ze sobą proces. Zakłada się bowiem, że przywoływanie przeszłości i dochodzenie do prawdy, może okazać się zbyt bolesne i spowodować zbyt wielkie szkody w psychice poszkodowanego. Wydawałoby się, że prawa jednostki, takie jak choćby prawo do prywatności, zostały przez ustawę zabezpieczone, gdyby nie jedno małe wtrącenie na końcu paragrafu, mówiące o tym, że próbkę można pobrać od ofiary niezależnie od jej sprzeciwu. Teoretycznie nieważne więc, że dorosły dziś człowiek nie zgadza się na badanie i chce pozostać przy swojej dotychczasowej tożsamości. Zgodnie z uchwalonym prawem, jeśli pojawią się podejrzenia, że dana osoba może być dzieckiem desaparecidos albo gdy o badanie poprosi rodzina któregoś ze znikniętych, to od organów procesowych, a nie od samego zainteresowanego zależy, czy próbka DNA zostanie od niego pobrana. W ten właśnie sposób potencjalny pokrzywdzony z podmiotu procesu zmienia się w jego przedmiot.

Niekonstytucyjność regulacji zauważył argentyński Sąd Najwyższy (który pełni również funkcje Trybunału Konstytucyjnego), wskazując, iż przepis zezwalający na pobranie materiału genetycznego wbrew woli ofiary narusza podstawowe prawa człowieka zagwarantowane przez ustawę zasadniczą oraz wiele spośród konwencji międzynarodowych, które w Argentynie mają moc prawną równą Konstytucji (jest to możliwe dzięki specjalnej procedurze prawodawczej).

Stanowisko Sądu Najwyższego nie wpłynęło jednak na praktykę sądów niższych instancji, które nadal zlecają przymusowe przeprowadzenie pobrania próbek DNA i porównanie ich z materiałem przechowywanym w Banku Danych Genetycznych. Tak stało się m.in. w sprawie Marceli i Felipe Noble, dzieci adopcyjnych właścicielki największego argentyńskiego dziennika Clarín, Ernestiny Herrery de Noble. Sąd apelacyjny przychylił się do stanowiska sądu pierwszej instancji, a rodzeństwo postanowiło nie odwoływać się od tej decyzji, mimo iż Sąd Najwyższy prawdopodobnie orzekłby na ich korzyść. Swoją decyzję tłumaczyli potrzebą zakończenia nagonki na nich i na ich matkę, którą rzekomo ma prowadzić rząd Cristiny Fernández, będący w konflikcie z mediami zarządzanymi przez Ernestinę Herrerę.

To nie pierwsza próba zdobycia materiału genetycznego Marceli i Felipe. W maju 2010 roku policja podczas przeszukania ich mieszkań zebrała próbki włosów oraz fragmenty ubrań. Jednak wyniki nie przyniosły rozwiązania sprawy, ponieważ próbki zawierały różne profile genetyczne.

Pierwsze oskarżenia  Herrery o nielegalną adopcję pojawiły się w 1995 roku. Wtedy jednak nie znaleziono podstaw do przeprowadzenia procesu. Uznano, że skarżąca, żona Emilia Jajána, skazanego kilka miesięcy wcześniej o przekupstwo w procesie, w której stroną była Ernestina Herrera, nie jest osoba wiarygodną. Pierwsza rozprawa odbyła się dopiero w 2000 roku, a sprawa nie została wyjaśniona do dziś.

Historia Felipe i Marceli przedstawia się następująco i według wielu, budzi podejrzenia. W maju 1976 Ernestina Herrera pojawia się w wydziale do spraw  nieletnich jednego z sądów w Buenos Aires i oznajmia, że jedenaście dni wcześniej znalazła w kartonowym pudełku przed swoim domem niemowlę. Ma dwoje świadków: sąsiadkę i szofera. Jeszcze tego samego dnia sąd przyznaje jej tymczasową opiekę nad Marcelą.

Zaledwie dwa miesiące później w tym sam sądzie pewna kobieta zostawia trzymiesięcznego chłopca twierdząc, że nie ma środków na jego utrzymanie. Jak się później okaże, dane podane przez kobietę były fałszywe. Tego samego dnia Herrera prosi sędziego o przyznanie opieki nad dzieckiem. Nic dziwnego, że historia zainteresowała media. Zwłaszcza po tym, jak dwie rodziny ofiar dyktatury upomniały się o rodzeństwo. Podejrzewają one, że Marcelo i Felipe, którzy nie są ze sobą spokrewnieni, to biologiczne dzieci ich zaginionych bliskich.

Pierwsze wnuczęta odnaleziono już w 1980 roku. Były to Tatiana i Mara Laura Ruarte. Ostatnio, w kwietniu 2011 roku, odnaleziono wnuka numer 103. Aby usprawnić poszukiwania utworzono specjalną Komisję Narodową ds. Prawa do Tożsamości, która pomaga osobom, które mają wątpliwości co do swojego pochodzenia. Do tej pory do komisji zgłosiło się około 3300 osób. Również Abuelas de Plaza de Mayo (Babcie z Placu Majowego) prowadzą swoje własne kampanie w celu odnalezienia 400 brakujących wnucząt. „Jeśli masz wątpliwości, skontaktuj się z babciami” czytamy na plakacie reklamującym akcję. Z kolei w spocie telewizyjnym, jedna z osób, która odkryła swoją tożsamość dzięki badaniom genetycznym stwierdza: „Poznanie prawdy daje wolność wyboru. Poznaj prawdę, zwróć się do babć. Wszyscy na ciebie czekamy”.

Temat wnucząt odzyskanych pojawia się w mediach z imponującą częstotliwością bądź to za sprawą sprawy rodzeństwa Noble, bądź gdy udaje się zidentyfikować kolejną osobę. Wtedy również odżywa pytanie o sens przeprowadzania badań genetycznych po ponad trzydziestu latach. Przeciwnicy akcji twierdzą, że nie warto burzyć tożsamości ludzi, którzy do tej pory nie zdawali sobie sprawy ze swojej tragicznej historii i że należy pozwolić im żyć jak dotychczas.

Jednak projekt poszukiwania wnucząt jest  częścią procesu dochodzenia do prawdy. Jest to element niezbędny dla rozliczenia się z historią, która pozostawiła po sobie krwawe piętno. Argentyna odkrywa dziś bolesną przeszłość na salach sądowych, skazując przywódców reżimu, odpowiedzialnych za zbrodnie przeciwko ludzkości, przeprowadzając śledztwa dotyczące zaginionych oraz dając możliwość na odkrycie prawdziwej tożsamości dzieciom ofiar. Tylko pełne rozliczenie, a przynajmniej poczucie, że zrobiono wszystko, co było w ludzkiej mocy, może sprawić, iż nabierze znaczenia najsłynniejszy manifest demokracji argentyńskiej – „nunca más”. Nigdy więcej.