Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Maciej Konarski: O zbawiennej roli pałki słów kilka


22 grudzień 2009
A A A

Zastanawiające, że o zbawiennym wpływie zamordyzmu na narody Azji i Afryki najchętniej przekonują ci, którzy demokratycznymi swobodami mogą się cieszyć bez żadnych ograniczeń. Aż korci zapytać, czy to już rasizm, czy tylko oportunizm?

Pytanie, czy demokracja i Trzeci Świat do siebie pasują powraca z dużą regularnością. Wbrew pozorom, w Polsce temat ten przewija się często nawet w bardzo potocznych rozmowach. Z moich osobistych doświadczeń wynika co prawda, że najczęściej motywem przewodnim jest wówczas stwierdzenie „Te (czarnuchy, bambusy, żółtki, arabusy, meksyki, ruski – niepotrzebne skreślić) muszą mieć bat nad sobą. U nich nigdy nie było i nie będzie demokracji!” ale cóż – zacząć można nawet od tego. Swoją drogą, zawsze mnie zdumiewała łatwość, z jaką tak wielu wykształconych ludzi wypowiada tego typu brednie - choć jako absolwenta polskiego uniwersytetu może jednak nie powinna.

Czym innym są jednak dyskusje przy piwie, a czym innym (no, przynajmniej w teorii) polityczny, naukowy bądź publicystyczny dyskurs. Tymczasem tu również nie brak opinii; że demokracja i prawa człowieka nie mają szans sprawdzić się w krajach Trzeciego Świata; że te wartości są w Azji czy Afryce produktem zupełnie obcym i niekompatybilnym; że autorytaryzm jest jedynym sposobem, aby zapewnić tym krajom stabilność bądź względny rozwój (tu najczęściej pada przykład Chin i Iraku). Zwolennikom promowania demokracji w Trzecim Świecie często zarzuca się wręcz arogancję i brak poszanowania dla tamtejszych kultur i ich odmienności.

Tego typu stwierdzenia wygłaszają najczęściej przedstawiciele rozmaitej maści reżimów. Oczywista sprawa i nie ma co się nad nią zbytnio rozwodzić. Gorzej jednak, że całkiem często wyznają ją ci, którzy demokratycznymi swobodami mogą się cieszyć bez żadnych ograniczeń. W niektórych środowiskach (skupionych zwłaszcza wokół pewnego marzącego o monarchii doktora lub jeżdżącego na słoniu „liberała”) wręcz w dobrym tonie jest sarkać na d…kratów i „prawno-człowieczych bojowników”. Cóż, z wygodnego europejskiego fotela najchętniej dostrzega się tylko imponujący rozwój Chin bądź „stabilizującą rolę” rozmaitych dyktatur. Ulatnia się natomiast ta jednej drobna acz zasadnicza refleksja, iż ostatecznym argumentem każdej autorytarnej władzy zawsze będzie pozostawać pałka i więzienne kraty - a w skrajnych wypadkach drut obozu bądź kula w potylicę.

To jest właśnie rzeczywistość kryjąca się pod hasłem „niedemokratyczne rządy”, rzeczywistość której nigdy nie przykryją gładkie słówka o „kulturowej odmienności”. Kto nie wierzy niech poświęci choć chwilę czasu na lekturę raportów Human Rights Watch, czy Amnesty International. Zresztą, kulturowa odmienność kulturową odmiennością, ale każdy bity pałką człowiek – Europejczyk, Afrykańczyk, czy Azjata - będzie cierpiał zawsze tak samo. Gdyby było inaczej ludzie szukaliby pewnie azylu w saddamowskim Iraku, Korei Północnej lub Zimbabwe, zamiast na odwrót. Ale cóż, z bezpiecznej odległości napewno wygodnie i bezpiecznie jest dywagować o zbawiennej roli pałki.

Można oczywiście powiedzieć, że są to skrajne przykłady. Można powiedzieć, że abstrahując od prawdziwie totalitarnych krajów w rodzaju Korei Północnej, wspomniane represje nie dotyczą ogółu społeczeństwa, lecz co najwyżej spadają na nielicznych dysydentów – wszelkiego rodzaju studentów, intelektualistów i innych oderwanych od rzeczywistości malkontentów, którym marzy się demokracja w ich zakątku świata. Jest w tym zapewne nieco racji. Przykład chociażby PRL (po 1956 roku) wskazuje wyraźnie, że w kraju o zmiękczonym autorytaryzmie obywatel nie jest zbytnio narażony na polityczne represje, jeżeli tylko siedzi cicho i nie wchodzi władzy w paradę. Sęk jednak w tym, że esencją zamordyzmu jest nie tyle brak politycznej demokracji, wolności słowa itp., lecz całkowita arbitralność władzy. W takim kraju obywatel może więc całkiem bezkarnie „dostać po głowie” z przyczyn całkowicie apolitycznych. Bo nie opłaca się temu komu trzeba; bo jego firma/miejsce pracy potrzebna jest krewnemu bądź znajomemu królika; bo jego dom i ziemia stoją w miejscu, gdzie rząd akurat uplanował sobie „sztandarową” inwestycję. Właśnie na tej zasadzie w Chinach zmusza się do aborcji kobiety w 7. czy 8. miesiącu ciąży, lub bez zbędnej ceregieli przesiedla się tysiące ludzi, a ich domy niszczy się tak, jak złośliwe dzieci robią to z kopcami mrówek. Oczywiście co poniektórym polskim „modernizatorom”, sfrustrowanym niekończącymi się prawnymi bataliami z działkowcami (towarzyszącym np. budowie warszawskiej obwodnicy) taki „rozwój” może imponować, ale ja dziękuję bardzo.

Osobiście myślę jednak, że owo aprobujące kiwanie głową nad zamordyzmem „dla którego nie ma alternatywy” nie jest niczym więcej jak zwykłym oportunizmem. Nieśpieszno bowiem przyznać, że na kraje łamiące prawa człowieka Zachód zazwyczaj ma niewielki wpływ, wstyd tak po prostu potwierdzić, że prozaiczny realizm często wymaga by z takimi krajami prowadzić interesy – lub chociażby jeździć tam na wakacje. Zamiast tego dla spokoju sumienia wymyśla się więc bajeczki o „konieczności poszanowania odmienności” i „nieprzystosowaności zachodnich wzorców”. Jedyne co w takiej sytuacji pociesza, to stare powiedzenie, iż hipokryzja jest hołdem, który występek składa cnocie.

No dobrze, pomoralizowałem sobie troszeczkę, a teraz pora wreszcie zejść na ziemię. Na samym początku muszę więc podkreślić, że nie namawiałem ani nigdy nie będę namawiał, aby demokrację i prawa człowieka komukolwiek i gdziekolwiek narzucać siłą. Nie twierdzę też, że w każdym zakątku świata prędzej czy później musi pojawić się demokracja – ani tym bardziej, że musi być to demokracja w formie jaką rozumiemy ją my, Europejczycy. Może i naśmiewałem się nieco ze speców od swoiście pojmowanego „poszanowania odmienności” ale nie jestem na tyle ślepy, aby nie dostrzegać jak trudno jest mówić o demokracji i prawach człowieka w krajach, które nigdy w swej historii ich nie zaznały (żeby zresztą chodziło tylko o historię).

Mówimy tu więc o długim marszu, który nie koniecznie musi zakończyć się powodzeniem. Na dobrą sprawę zresztą, tym co powinno się na świecie promować i do czego dążyć jest dla mnie nie tyle demokracja przedstawicielska w stylu zachodnim, co zwykły humanitaryzm. Jeżeli uda się w tej sprawie osiągnąć pewien postęp, już będziemy mogli mówić o sukcesie…

Zresztą co do nieprzystosowaności zachodnich wzorców do pozaeuropejskich kultur, to nie byłbym aż takim pesymistą. Kto jeszcze kilkadziesiąt lat temu potrafił wyobrazić sobie, że demokracja może zagościć na stałe w krajach takich jak Indie, Japonia, Tajwan, Indonezja, Korea Południowa, Ghana, Brazylia czy Argentyna (żeby tylko wymienić pierwsze z brzegu)? Owszem może jest to czasem demokracja ułomna, nie tak doskonała jak mogłoby tego chcieć wielu zachodnich purystów, ale podstawowe prawa obywatelskie są tam zazwyczaj respektowane i to liczy się najbardziej. Powoli, przy zachęcie acz nie nacisku z zewnątrz, ta historia może się powtórzyć również w innych krajach Trzeciego Świata. Może zresztą ta zachęta nie będzie aż tak bardzo potrzebna. Jeżeli bowiem poza Europą demokracja i prawa człowieka są pojęciami aż tak obcymi, to dlaczego tylu rozmaitych kacyków marnuje czas i energię na organizowanie pozornych „wyborów”, „referendów”, „debat” i „konstytucji”? Może dlatego, że zdają sobie sprawę, iż z ideologicznego punktu widzenia zamordyzmu po prostu obronić się nie da?

I tym optymistycznym akcentem pragnę życzyć Państwu Wesołych Świąt

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.