Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Michał Jarocki: F-22. Historia cudownego dziecka amerykańskiego lotnictwa


12 sierpień 2009
A A A

F-22 został zaprojektowany jako typowy myśliwiec przewagi powietrznej. Nowe wyzwania przed jakimi stanęły USA i zmiana charakteru współczesnej wojny uczyniły go jednak niedostosowanym do wymogów współczesnego pola walki.

Każde światowe mocarstwo, chcące utrzymać swą pozycję na arenie międzynarodowej musi być w stanie odpowiednio odstraszać wszelkich potencjalnych agresorów. Jednym z elementów owej zdolności jest odpowiednio wysoki poziom własnej siły militarnej. Jednak, aby armia była w stanie chronić swoje państwo już samym prezentowanym przez nią potencjałem bojowym, niezbędna jest jej ciągła modernizacja.

W czasach wygasania okresu tzw. Zimnej Wojny, Stany Zjednoczone były bezdyskusyjnym liderem jeśli chodzi o zaawansowanie technologiczne swoich wojsk, a także ich potencjał bojowy. Długie lata głośnego wyścigu zbrojeń, prowadzonego ramię w ramię ze ZSRR, przesunęły ten kraj na pozycję mocarstwa o niespotykanej dotąd sile i posłuchu wśród pozostałych członków społeczności międzynarodowej. Ameryka zawdzięczała ówczesną pozycję kosztownej i intensywnej modernizacji swoich wojsk, ciągłemu wprowadzaniu nowych rodzajów uzbrojenia, zarówno w  poszczególnych rodzajach wojsk, jak i w armii jako całości. Co więcej, USA zdawały sobie bardzo dobrze sprawę z faktu, iż chcąc utrzymać swoją ówczesną pozycję, będą musiały ten wyścig zbrojeń kontynuować. I tu właśnie zaczyna się historia najnowocześniejszego i najbardziej (w chwili obecnej) zaawansowanego technologicznie samolotu w historii lotnictwa wojskowego Stanów Zjednoczonych.

Już na początku lat ’80 XX wieku, armia zgłosiła zapotrzebowanie na samolot bojowy nowej generacji, mający zastąpić starzejącą się powoli flotę myśliwców F-15. Amerykanie byli bowiem świadomi, że samolot będący na wyposażeniu większości grup bojowych Sił Lotniczych USA, technologicznie starzeje się w coraz większym tempie. Wkrótce straciłby swój niebagatelny atut w postaci przewagi technologicznej nad konkurencją. A to właśnie przewaga technologiczna, ten swoisty przeskok o jeden stopień w zaawansowaniu swoich maszyn stanowi o sile armii Stanów Zjednoczonych. Amerykanie nie chcąc do tego doprowadzić, musieli działać. I to szybko.

Silny lobbing sfer wojskowych doprowadził do ogłoszenia przetargu na myśliwiec przewagi powietrznej nowej, piątej już generacji. Wymagania postawione przed zainteresowanymi konkursem firmami były bardzo wysokie, jak na mocarstwo przystało. Przez to do ostatecznej walki o kontrakt dla wojska wart miliardy dolarów stanęły jedynie dwa konsorcja. Jedno złożone z firm chlubiących się długą i bogatą tradycją jeśli chodzi o produkcję wszelkiego rodzaju samolotów: Lockheed, Boeing oraz General Dynamice i ich konkurenci czyli: Northrop i McDonnel Douglas. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że drugie konsorcjum już od samego początku miało uprzywilejowaną pozycję. Otóż, firma McDonnel Douglas była konstruktorem i producentem maszyny, od której cała ta historia się zaczęła, czyli F-15. Znany na całym świecie i chwalony przez pilotów myśliwiec był dumą i chwałą jego producentów.

Oba konsorcja zaproponowały wojsku bardzo zbliżone do siebie technologicznie samoloty. Pierwsze z nich skonstruowało prototyp o nazwie YF-22, oferta konkurencji otrzymała nazwę YF-23. Wybór wojskowych padł na pierwszy model. Według wstępnych założeń, armia miała zamówić ok. 650 maszyn, które miały stać się podstawowymi jednostkami wszystkich skrzydeł myśliwskich amerykańskiego lotnictwa.

Jednak pierwotne plany odnoszące się do ilości wyprodukowanych maszyn zostały szybko zmienione. Rzeczywiste koszty zakupu nowych samolotów okazały się znacznie większe od początkowo założonych. Co za tym idzie, skala produkcji popularnych „Raportów”, bo taki właśnie przydomek otrzymały F-22, została zmniejszona do poziomu ok. 300.[1]   W przeciągu kolejnych lat produkcji, ostateczna liczba nowych myśliwców wielokrotnie się zmieniała, jednak za każdym razem wahała się w granicach 300 sztuk.

Wydarzenia września 2001 roku i ich następstwa, czyli wojny w Afganistanie i Iraku, które w dużej części miały/mają charakter konfliktów asymetrycznych, stały się przysłowiowym gwoździem do trumny dla programu F-22. Nowe wyzwania przed jakimi stanęły Stany Zjednoczone i zupełnie inny niż dotychczas charakter walki toczonej z przeciwnikiem pozostającym w ukryciu, spowodował iż stosowane do tej pory metody stały się zupełnie nieskuteczne. W chwili obecnej Ameryka nie walczy w jakimś konkretny krajem, posiadającym w swoim arsenale wszystkie dostępne rodzaje broni, a z organizacjami terrorystycznymi, które swoimi wpływami oplatają niemal cały świat. To nie jest już walka z dywizją czołgów lub eskadrą myśliwców. W tym przypadku nie można przewidzieć kierunku ataku wroga, bowiem atak ten może nadejść z najmniej przewidywanego miejsca.

Ta nowa rzeczywistość doprowadziła do tego, że armia, aby w dalszym ciągu skutecznie stać na straży bezpieczeństwa kraju i jego obywateli, musiała zmodyfikować swoją strategię walki z przeciwnikiem. A każda zmiana pociąga za sobą kolejne. Dlatego też, już od kilku lat w amerykańskich kręgach wojskowych słychać było głosy wzywające do zmiany uzbrojenia wykorzystywanego w toczonych obecnie przez Stany (asymetrycznych) konfliktach zbrojnych. Taki los spotkał również naszego bohatera.

F-22 został zaprojektowany jako typowy myśliwiec przewagi powietrznej. Jest to samolot wielozadaniowy, a więc jak najbardziej uniwersalny. Problem w tym, że został skonstruowany w zupełnie innych czasach. Przypomnijmy, koniec lat ’80, koniec Zimnej Wojny – są to czasy, gdy w grę wchodziły walki wielkich formacji bojowych. I właśnie do takich walk nasz Raptor został stworzony. Natomiast dzisiaj konflikty toczone są już nieco inaczej. Przeciwnik – terroryści, nie posiada żadnego lotnictwa (nie wliczając w to samolotów pasażerskich…), dlatego też obecna flota samolotów wojskowych armii Stanów Zjednoczonych nie jest adekwatna do zagrożenia i wyzwań przed jakimi ta armia stoi. Stąd też jakiś czas temu pojawił się pomysł wstrzymania produkcji popularnych Raportów i zastąpienia ich samolotem, który w większym stopniu będzie spełniał wymagania współczesnego pola walki. I tak powstał pomysł wdrożenia do amerykańskiej armii nowego, wielozadaniowego myśliwca, F-35.

Samolot stworzony pod koniec prezydentury George’a W. Busha również jest myśliwcem piątej generacji. Powstał w wyniku współpracy amerykańskiej firmy Lockheed Martin z jej odpowiednikami w krajów będących sojusznikami Stanów Zjednoczonych na świecie, m.in. Wielkiej Brytanii. Jego nietypową zaletą jest to, iż bardziej niż F-22 nadaje się do zwalczania celów naziemnych. Może więc być wykorzystany jako samolot wsparcia dla sił lądowych w czasie zaciętych walk w rebeliantami w Afganistanie lub jako bombowiec do niszczenia kryjówek terrorystów znajdujących się głęboko pod ziemią.

Nowa administracja amerykańska, powstała już po wyborach prezydenckich z roku 2008 zapowiedziała przyjrzenie się wydatkom zbrojeniowym armii i nie wykluczyła ewentualnych zmian w planach unowocześniania wojsk lotniczych USA. Silne lobby wojskowe, a także kryzys finansowy rujnujący amerykański budżet, spowodowały, iż prezydent Barack Obama dał się ostatecznie przekonać do idei wstrzymania produkcji Raportów i zastąpienia ich nowymi, tańszymi i praktyczniejszymi samolotami. Decyzji władz nie były nawet w stanie zmienić protesty przedstawicieli koncernu produkującego F-22, a także straszenie polityków utratą miejsc pracy przez blisko dwadzieścia tysięcy osób zatrudnionych przy produkcji dotychczas zamawianych przez armię samolotów. Obama był do tego stopnia nieugięty, iż zdecydował się nawet na groźbę zawetowania całego projektowanego budżetu wojskowego, który ma zacząć obowiązywać od nowego roku fiskalnego, czyli od początku października.

Wydaje się więc, iż los Raportów w amerykańskiej armii jest już przesądzony. Pomimo ich wszelakich zalet:  nowoczesnego uzbrojenia, niewykrywalności przez radary czy po prostu przewagi technologicznej nad konkurencją, F-22 są po prostu za drogie i zupełnie nieprzystosowane do walki asymetrycznej, toczonej z przeciwnikiem ukrytym głęboko w ziemi lub też skrywającym się w górskich jaskiniach. Nie oznacza to jednak, iż Raporty zupełnie znikną z wyposażenia amerykańskiej armii. Co to, to nie. Ich zdolności bojowe i wartość militarna są zbyt wysokie i cenne, aby od razu spisać je na straty. Samoloty te nadal będą stacjonować w bazach wojskowych, czekając, aż któregoś dnia ich „umiejętności” znowu będą w cenie.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.