Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Sylwia Ławrynowicz: kto kłamie w aferze pornograficznej

Sylwia Ławrynowicz: kto kłamie w aferze pornograficznej


05 styczeń 2015
A A A

Polityk SPD Sebastian Edathy złożył mandat poselski 7 lutego 2014 roku. Zaraz potem opublikowano informację o prowadzonym przeciwko niemu postępowaniu z powodu podejrzenia posiadania materiałów zawierających pornografię dziecięcą. W jego biurach i mieszkaniu policja znalazła komputery ze zniszczoną pamięcią, co wskazywało na to, że polityk musiał wiedzieć o prowadzonym przeciwko niemu śledztwie. 18 grudnia 2014 Edathy podał nazwiska swoich informatorów przed parlamentarną komisją śledczą. Byli to: Michael Hartmann oraz Jörg Ziercke. Śledztwo w sprawie trwa.

Wszystko zaczęło się w Kanadzie

Aby przyjrzeć się całej sprawie musimy cofnąć się pięć lata wstecz do biura detektywa Paula Krawczyka, który podszył się pod pedofila i w ten sposób trafił na siatkę handlarzy i klientów pornografii dziecięcej. Specjalista z wydziału do walki z przestępstwami seksualnymi w kanadyjskim Toronto natrafił wówczas na nazwisko 44-letniego polityka SPD, który w latach 2005-2010 złożył dziewięć zamówień na 31 filmów i zestawów zdjęć nagich chłopców w wieku od 8 do 14 lat. W październiku 2011 Federalny Urząd Kryminalny (Bundeskriminalamt) otrzymał z Kanady dane około 800 obywateli niemieckich, którzy zostali zidentyfikowani jako klienci kanadyjskiego biznesu pornograficznego. 500 przypadków zakwalifikowano jednoznacznie jako przestępcze, jednak Sebastian Edathy nie należał do tej grupy osób. Jak ujawnił główny prokurator z prowadzącej sprawę prokuratury w  Hanowerze materiały nie należały do nielegalnej pornografii dziecięcej, co nie zmienia faktu, że BKA miała świadomość tego, że polityk jest zamieszany w aferę. Mimo tego milczała przez długi czas. Warto dodać, że równolegle do śledztwa w sprawie pornografii dziecięcej trwało dochodzenie Narodowosocjalistycznego Podziemia NSU. Nie wyklucza się, że policja zataiła dane polityka celowo, aby uniknąć skandalu, ponieważ od stycznia 2012 Sebastian Edathy stał na czele parlamentarnej komisji śledczej badającej serię morderstw przypisywanych neonazistowskiej grupie terrorystycznej. Ujawnienie danych z list w tamtym czasie mogło mu zaszkodzić i nadszarpnąć reputację komisji, której był przewodniczącym.

Kto komu co powiedział?

Tuż po wyborach do Bundestagu w październiku 2013 Hans-Peter Friedrich (w czasie poprzedniego gabinetu jeszcze jako minister spraw wewnętrznych, S.Ł.) miał powiadomić lidera SPD - Sigmar Gabriela - o tajnym dochodzeniu w sprawie pornografii dziecięcej. Polityk CSU celowo przekazał informację o tym w czasie trwania rozmów koalicyjnych między CDU/CSU a SPD, ponieważ chciał zapobiec sytuacji w której Sebastian Edathy obejmie ważne stanowisko rządowe będąc jednocześnie uwikłanym w aferę pornograficzną. Warto przypomnieć, że kariera Edathego zapowiadała się obiecująco: we wrześniu 2011 r. dziennik "Die Welt" nazwał go "młodą gwiazdą SPD". Polityk był posłem do Bundestagu od 1998 roku. Renomę zyskał sobie w ostatnich dwóch kadencjach jako ekspert ds. polityki wewnętrznej. W latach 2005-2008 był przewodniczącym komisji ds. wewnętrznych Bundestagu.

Friedrich zaznaczył Gabrielowi, że informacja powinna trafić do „odpowiednich osób”. Ten zaś chciał zahamować karierę Edathego w strukturach własnej partii, stąd informację przekazał najpewniej Steinmeierowi i Oppermannowi. Istnieją także podejrzenia, według których kierownictwo SPD poinformowało i odpowiednio wcześniej ostrzegło Edathy’ego o wszczętym śledztwie. Polityk miałby wówczas odpowiednio dużo czasu, aby pozbyć się obciążających go dowodów. Prokuratura w Hannowerze wyraziła zakłopotanie całą sytuacją. - Wymiar Sprawiedliwości nie wypowiedział się na temat przypadku Edathy’ego mimo że zrobili to już ministrowie i policja. Czujemy pewną konsternację związaną z tą sytuacją – powiedział Jörg Fröhlich. Hans-Peter Friedrich ustąpił ze stanowiska zapewne pod naciskiem Angeli Merkel, ponieważ zapowiadał, że uczyni to tylko wtedy, gdy wymiar sprawiedliwości uzna, że działał niezgodnie z prawem. Ostatecznie uznał, że postąpił słusznie: - Nie czuję się winny zdrady tajemnicy służbowej i z politycznego, i prawnego punktu widzenia - mówił. Polityk CSU nie zamierzał rezygnować z działalności politycznej. Zgodnie z paragrafem 353b kodeksu karnego grozi mu nawet do pięciu lat pozbawienia wolności za ujawnienie tajemnicy państwowej. Zaskakujące pozostaje jednak to, że do dymisji nie zostali zmuszeni inni liderzy SPD, których sprawa w dużej mierze dotyczy. Dodatkowo Socjaldemokraci milczą na temat sprawy przyczyniając się do utrudniania śledztwa.

Wielka koalicja na zakręcie

CSU krytykuje szefa klubu parlamentarnego SPD Thomasa Oppermanna, który ujawnił (13.02.14), kto był źródłem poufnej wiadomości o zarzutach wobec Edathy'ego. Upublicznienie tej informacji uznane zostało przez polityków Bawarii za nielojalność, a nawet zdradę koalicjanta. Zdaniem Hansa-Petera Uhla (CSU)Thomas Oppermann przestał być filarem całej koalicji. Gabriel broni przewodniczącego klubu parlamentarnego: - Thomas Oppermann zachował się jak najbardziej poprawnie i zgodnie z prawem. Jego dymisja jest wykluczona, natomiast insynuacje, jakoby ktokolwiek pomagał Edathy’emu tuszować jego czyny, są bezpodstawne - zaznaczył. Zaufanie w wielkiej koalicji zostało podważone, ale nie doszło do jej rozpadu jak przewidywali sceptycy. Sprawa zapoczątkowała zmiany w prawie niemieckim w obszarze sfery życia seksualnego. Uściśleniu uległa definicja pornografii dziecięcej oraz zwiększony został poziom ochrony dorosłych przed kolportowaniem przez osoby postronne upokarzających ich zdjęć w sieci. Okres przedawnienia zostanie przedłużony do 30 lat.

Medialna spowiedź

W marcu 2014 Sebastian Edathy udzielił wywiadu magazynowi „der Spiegel”. Socjaldemokrata zdystansował się w nim od stawianych mu zarzutów związanych z dziecięcą pornografią. - W historii sztuki akt męski, także dziecięcy czy młodzieżowy, ma wieloletnią tradycję. Nie powinno się znajdowywać w tym upodobania, ale nie jest to również zabronione – powiedział. Polityk jest zdecydowanym przeciwnikiem pedofilii i nie czuł się zobowiązany, aby za każdym razem podkreślać coś, co wydaje się tak oczywiste.  - Dzieci znajdują się pod szczególną ochroną. Wykorzystywanie seksualne nieletnich jest niedopuszczalne. Nigdy nie dopuściłem się podobnych czynów, ani nie wspierałem działań tego typu - dodał. Edathy nie zamierzał usprawiedliwiać się, ani nikogo przepraszać za swoje życie prywatne, gdyż jak podkreśla „ochrona prywatności każdego człowieka jest elementarnym prawem w każdym państwie demokratycznym”.

Politycy innych frakcji byli oburzeni słowami byłego socjaldemokraty. Sekretarz Generalny CSU Andreas Scheuer powiedział, że Edathy wywołuje w nim jedynie obrzydzenie: - Jeżeli ktoś określa fotografie nagich chłopców jako sztukę, to oznacza, że musiał upaść naprawdę nisko - dodał. Byli partyjni koledzy Edathego: Thorsten Schäfer-Gümbel i Karl Lauterbach byli zirytowani całym artykułem, który miał charakter „mowy obronnej”. - Miłośnik sztuki nie musi zamawiać pornograficznych fotografii z udziałem dzieci od dealera z Kanady, może po prostu pójść do muzeum - zaznaczył Lauterbach.

Quo vadis Edathy?

W czwartek (18.12.14) Edathy zeznawał przed parlamentarną komisją śledczą. Polityk podał nazwiska swoich rzekomych informatorów: Michaela Hartmanna (SPD) oraz emerytowanego byłego szefa Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) Jörga Ziercke (SPD). Politycy innych frakcji zareagowali z pewnym poirytowaniem na taką wiadomość. – Sprawa jest bardzo poważna, dlatego każda informacja tego typu wymaga dokładnego uargumentowania i sprawdzenia– powiedział Armin Schuster (CDU).  Inni wskazywali na pewne nieścisłości w stosunku co tego, co zostało już powiedziane, a to ponownie działa na niekorzyść Edathego. Polityk oczyścił z zarzutów kierownictwo SPD podejrzane o tajenie informacji, zaś sam Hartmann zaprzecza jakoby miał swój udział w aferze.  W czasie konferencji prasowej w Berlinie były Socjaldemokrata stwierdził, że nie ma już nic do stracenia i będzie upubliczniał korespondencję elektroniczną pochodzącą z tamtego okresu. Polityk przeprosił także za swoje zachowanie: - Wiem, że zawiodłem wielu ludzi. W szczególności żal mi moich wyborców z Dolnej Saksonii – dodał.

Niezależnie od tego jak sprawa się dalej potoczy, Sebastian Edathy jest skończony jako polityk i osoba publiczna. W lutym 2015 polityka czeka proces. Na razie nie podano dalszych szczegółów. 17.07.2014 prokuratura w Hanowerze wniosła do sądu akt oskarżenia. Edathy'emu grozi grzywna albo kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Od upublicznienia sprawy mija rok, a w dalszym ciągu nie wiadomo jak było i kto w tej sprawie kłamie? Niewiadomo także, jak to się właściwie skończy.