Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Gospodarka Adam Wudarczyk: Jak Covec zablokował chiński biznes

Adam Wudarczyk: Jak Covec zablokował chiński biznes


16 czerwiec 2014
A A A

Pierwsze bezpośrednie wejście Chin na polski rynek miało miejsce w 2009 roku po podpisaniu przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad umowy z chińską firmą Covec (China Overseas Engineering Group Co. Ltd) na budowę dwóch odcinków o długości 20 km i 29,2 km autostrady A2, stanowiących ponad połowę jej długości. Od samego początku inwestycja napotykała problemy, a jej koniec nastąpił w czerwcu 2011 roku, kiedy GDDKiA zerwała umowę z Covec pod zarzutem nie płacenia podwykonawcom. Historia jak to zwykle bywa, nie jest taka prosta, a jej konsekwencje będzie można odczuwać jeszcze długo.

Image Cały przetarg od początku budził wątpliwości obserwatorów. Zarzutem przeciwko Covec było wygranie przetargu stosując ceny dumpingowe, oferując wybudowanie odcinka C o długości 20 km za cenę około 750 mln zł, podczas gdy kosztorys zakładał 1,7 mld zł, a odcinek A o długości 29,2 km za kwotę 535 mln zł przy cenach w kosztorysie równym 1,1mld zł. Z perspektywy chińskiej była to okazja zaistnienia w prestiżowym projekcie budowy autostrady na wydarzenia związane z EURO 2012. Pozwoliłoby to wprowadzić chińskie spółki na rynek UE, a marna jakościowo konstrukcja ustawy o zamówieniach publicznych jedynie to umożliwiała w łatwiejszy sposób – manewr czysto biznesowy i strategicznie zrozumiały. To jednak nie koniec spraw, w których to strona polska przedstawia się w niekorzystnym świetle – do przetargu Covec przystąpił przedstawiając gwarancje banków nie zarejestrowanych w UE – The Export-Import Bank of China oraz Bank of China, na co strona polska zezwoliła. Ostatni element budzący wątpliwości etyczne, jednak nie łamiący prawa to zatrudnianie chińskich pracowników za chińskie pensje w Europie, co miałoby łamać europejskie standardy ochrony pracowniczej. Ta forma zatrudnienia jest legalna jeśli nie zatrudnia się bezpośrednio chińskich pracowników a jedynie zleca chińskiej firmie wykonanie pracy i to ona martwi się o zatrudnienie i przyznaje wynagrodzenie wg własnych standardów krajowych. Koniec końców w atmosferze pewnych nieścisłości, ale i gwarancji wykonania pracy za niewielką cenę firma Covec wygrała przetarg i przystąpiła do realizacji obu odcinków autostrady A2.

Kolejny wątek historii jest trudno zbadać, ale wiele wskazuje na prawdziwość plotek. Dotyczą one zmowy polskich podwykonawców przeciwko chińczykom – mieli oni poczuć się zagrożeni, że Chińczycy wyrzucą ich z rynku przez swoją ciężką i tanią pracę. Podwykonawcy mieli rzucać kłody pod nogi firmie Covec. W tej sprawie nie wystarczyłoby śledztwo dziennikarskie, ale rzetelna praca organów sprawiedliwości aby można podjąć się obiektywnej oceny sytuacji. Wiele jednak wskazuje, że firmy, zarówno te uczciwe jak i te, które były zamieszane w afery korupcyjne i ukrywania kosztów swojej pracy zmówiły się przeciwko Covec. Tutaj znowu należy powiedzieć, że jest to nieformalna ocena wynikająca z konstrukcji rynku budowlanego, który obiektywnie wykazuje się podwyższoną liczbą spraw związanych z łapówkarstwem, praniem pieniędzy i uchylaniem się od płacenia podatku, co działa na niekorzyść polskich podwykonawców i ich oceny w całej historii. Mimo, że są to jedynie plotki osób zaangażowanych bardziej lub mniej w sprawę, ogół odbioru rynku budowlanego każe wierzyć w tego typu informacje. Covec miał być dosłownie otoczony podwykonawcami co rzutowało na efekty ich pracy. Rzutowało zapewne znacznie, ponieważ sposób zarządzania zasobami ludzkimi i samą budową według wszystkich obserwatorów pozostawiał wiele do życzenia. Komunikacja między dwoma głównymi inżynierami a pracownikami chińskimi i polskimi była złej jakości. Można było odnieść wrażenie jakby Covec nie do końca chciał realizować tę inwestycję. Pracownicy firm doradczych i prawniczych mówią, że Covec chciał „renegocjować” umowę, a w zasadzie po oficjalnym kształcie zmienić nieoficjalnie ceny i należności dla siebie. Kiedy Polacy się nie zgodzili, Ci mieli odeprzeć: „u nas tak właśnie się to robi.” Otóż nie! W Chinach tak też się nie robi, a propozycja wyprowadzona od Covec, jest skandaliczna i pozbawiona rozsądku.

Trzeci wątek, który pojawia się niejako samoistnie w sprawie, to wzrost kosztów. Inne plotki miały oceniać Orlen jako sprawcę zajścia, który miał dawać się we znaki polskim spółkom wciąż wzrastającymi cenami asfaltu, które miały w końcu wzrosnąć dwukrotnie. To niestety tylko plotki. Wykresy światowych cen asfaltu wyraźnie pokazują, że nie było to działanie tylko Orlenu, ale reakcja na zmianę cen rynkowych. Ironią w tym wszystkim jest to, że przypadło to w takim czasie. Problem ten dotknął także Covec i jego podwykonawców.

Ostatni wątek, który miał być powodem odwołania Covec to niepłacenie podwykonawcom. Tutaj zaczynają się schody w interpretacji. Wojciech Kozłowski reprezentujący Covec w kancelarii prawnej Salans informował, że spółka zapłaciła podwykonawcom jeszcze w trakcie prac 420 mln zł. Jednak to właśnie brak płatności miał być przyczyną usunięcia chińczyków z A2. Trudno jest tu wyrokować. Z jednej strony mamy możliwą zmowę, z drugiej doświadczenie pokazuje, że Chińczycy często przeciągają płatności w czasie co mogło zirytować wielu podwykonawców. Ten problem jest zawsze naświetlany przez przedsiębiorców prowadzących działalność na terenie Chin – opieszałość w płatnościach, która sięga czasem 90 dni od daty wykonania. Warto podkreślić, że sami chińscy biznesmeni o tym mówią jako zagrożeniu wejścia na rynek. Ten wątek jest elementem dyskusji na poziomie ekonomii instytucjonalnej i różnicach kulturowych w komunikacji biznesowej – niemniej strona chińska przyjeżdżająca do Polski i EU musi respektować bezwzględnie prawo jakie tutaj obowiązuje. Niestety Chińczycy hołdują zasadzie, że jeżeli musisz podpisywać jakąś umowę lub dokument to świadczy o tym, że Twoje słowa są nic nie warte. Umowy „na gębę” mogły być wygodne dla wielu podwykonawców, stąd chińczycy byli tak zadowoleni, rzecz w tym, że branża budowlana charakteryzuje się pewną gruboskórnością i odwagą – nie można zbyt wiele razy tym ludziom wmawiać, że się zapłaci skoro się nie płaci. Silny duch i szorstki charakter wzięły górę i rozpoczęły się protesty, wstrzymanie prac i otwarty konflikt z Covec. Firma znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji, ponieważ w roku 2011 Liu Zhijun - szef firmy Covec i były minister kolejnictwa zostaje skazany na karę śmierci za branie łapówek - tłumaczy to nieco dziwną propozycję Covecu o „renegocjowanie” umowy. Liu Zhijun  zostaje zapamiętany jako modernizator kolei oraz posiadacz 374 mieszkań oraz 18 kochanek. Nie można podejrzewać, że łańcuch dowodzenia zostaje bezpowrotnie przerwany, ale na pewno historia odciska swoje piętno na firmie. Wraz z wyrokiem śmierci w zawieszeniu na dwa lata projekt budowy A2 przez Covec traci poparcie rządu Chin i nikt się już nim nie zajmuje. Ostatecznie w czerwcu 2011 roku GDDKiA pozbywa się firmy Covec.

Epilogiem całej historii jest nieskuteczna próba egzekwowania należności tytułem niewywiązania się z prac budowlanych. Tutaj kolejne zdziwienie, bowiem jedynie Deutsche Bank się wywiązał dając gwarancje, chińskie banki już nie. Warto przypomnieć, że strona polska sama zezwoliła na to. Następnie to właśnie Polska uzyskuje sprzeczne informacje – zwraca się do sądu chińskiego, który odrzuca sprawę, a rząd chiński zabrania bankom (państwowym warto zaznaczyć) wypłacenia jakichkolwiek pieniędzy. Kiedy sprawa przyjmuje obrót dyplomatyczny rząd chiński odpowiada, że nie miesza się w interesy sektora prywatnego. Warto jednak przypomnieć, że w Chinach nie istnieje coś takiego jak sektor prywatny. Świat zachodu wyraźnie rozgranicza co jest polityką, a co biznesem, jednak wschód – zarówno Rosja jak i Chiny – oba słowa zamykają w terminie „władza”. To jest mieć realny wpływ na politykę i posiadać bogactwa. Rząd chiński, który tłumaczy się, że nie miesza się do sektora prywatnego kłamie do tego stopnia, że zaczyna zamykać sobie drogę do Europy na zawsze.

Ta historia stawia Chiny w bardzo złym świetle. Chiny robią interesy na całym świecie bardzo prostą metodą – przywożą i dają wszystko, ale też wszystko zabierają. Budują szkoły i szpitale w Afryce, ale zabierają ich całe bogactwa. W Europie to nie będzie miało miejsca – nie można przywieźć swoich robotników, swojego sprzętu i swoich materiałów budowlanych i domagać się potem ulg podatkowych i przywilejów przy kolejnych Europejskich przetargach. W Europie obowiązuje konkretne prawo, które tego zabrania, ponieważ te działania są postrzegane jako korupcyjne – choć w Chinach są jak najbardziej naturalne. W tej historii najbardziej zastanawia business inteligence, który jest na poziomie gorzej niż złym. Brak elastyczności, nie dopasowanie się do Europejskich warunków, brak rozeznania na rynku polskim i rynku budowlanym i na koniec obrażenie się niczym małe dziecko i nie oddanie należności za niezrealizowaną umowę ze strony samego rządu.

Warto dodać kolejną historię, która skomplikuje całość. Covec po niezrealizowanym przetargu ma zakaz startowania w kolejnych przez najbliższe kilka lat. Mimo to staje do przetargu do budowy bloku węglowego w Kozienicach. Ten sam Covec, który oferuje gwarancje bankowe dokładnie tych samych banków, które pieniędzy nie zapłaciły za A2 (sic!). Orientują się jednakowoż, że nie przystąpią do przetargu, zamiast Covec staje więc Shanghai Electric, który ponownie daje gwarancje tych samych banków. Przetarg wygrywa – oczywiście ze względu na kryterium najniższej ceny – po czym przetarg zostaje unieważniony, a sprawa trafia do polskiego sądu. Nie ma w tym nic zaskakującego – cały świat wie, że Chiny są centralnie zarządzane przez KPCh i to czy do przetargu stanie Covec czy Shanghai Electric nie ma żadnego znaczenia. Nie należy się zatem dziwić stronie polskiej, że przetarg unieważnia.

Te zagadnienia wyraźnie nadszarpnęły zaufanie wobec Chin w Europie. Interesującym jest jednak fakt, że Partia, która budzi taki respekt i otacza się wybitnymi umysłami nie jest w stanie zagwarantować sobie przyzwoitego business inteligence, szczególnie w sytuacji kiedy traktuje inwestycje w Polsce przed EURO 2012 jako trampolinę do przyszłych, jeszcze większych inwestycji w Europie. Zapłacenie kary nie mogło być na tyle kosztowne dla KPCh jeśli dostrzegała możliwość realizowania większych kontraktów w przyszłości. Nie należy też jednoznacznie obwiniać chińczyków za wszystko, było wiele utrudnień ze strony polskiej, a koniunktura była w owym czasie niezbyt sprzyjająca, jednak nie są to problemy, których nie udałoby się zwalczyć. Należy więc zadać sobie pytanie czy to ostatecznie był brak przygotowania czy jednak szybka ucieczka i ograniczanie strat oraz pogodzenie się z myślą, że w Europie jeszcze długo chińczycy nie będą mieli szans na realizowanie swoich interesów. Jeśli jednak Państwo Środka będzie chciało wrócić do Europy jako inwestor musi ugiąć kark przed europejskim prawem i na terenie gospodarza dostosować się do panujących zasad.