Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Anita Uchańska: Problemy systemu wyborczego Wielkiej Brytanii

Anita Uchańska: Problemy systemu wyborczego Wielkiej Brytanii


29 kwiecień 2005
A A A

Polak - Brytyjczyk dwa bratanki? Pytanie to wydaje się być nie na miejscu, a jednak coś nas łączy - nadchodzące wybory parlamentarne. Co prawda w Wielkiej Brytanii to doniosłe wydarzenie zbliża się wielkimi krokami - Polacy nadal z niecierpliwością wyczekują konkretnej decyzji w sprawie terminu wyborów. Czy mamy jednak wystarczające powody, aby zazdrościć mieszkańcom wysp tej jasnej sytuacji? Czy 5 maja rzeczywiście nastaną nowe lepsze czasy?

Według ekspertów oraz opinii publicznej system polityczny Wielkiej Brytanii, a szczególnie system partyjny, jest konstrukcją skostniałą i przestarzałą. Opiera się na dużych siłach politycznych, co oznacza automatyczną dyskryminację mniejszych partii.

Rok 2001 - drogę na Downing Street 10 otworzyło Toniemu Blairowi 40% głosów wyborców. Pomimo braku poparcia ze strony pozostałych 60% obywateli uprawnionych do głosowania, taki udział umożliwił Partii Pracy uzyskanie 63% miejsc w Izbie Gmin (na 659 mandatów). To nie żadna pomyłka w obliczeniach ani tym bardziej niespodzianka - powodem był rozdział mandatów na podstawie metody większościowej.
Podobna sytuacja zdarzyła się już w latach 80., kiedy to Margaret Thatcher uzyskała większość w Izbie Niższej na podstawie 40% głosów wyborców.

Dysproporcja w podziale głosów na mandaty związana jest z kryzysem wyborczym w Wielkiej Brytanii. Wystarczy zwykła większość, aby uzyskać mandat. Głosy przegranych przestają się liczyć.

Obserwatorzy nie liczą także na dużą frekwencję. Często zdarza się, że kandydaci z niższą pozycją na liście zdobędą absolutną większość w danym okręgu wyborczym, natomiast faktyczny zwycięzca zdecydowaną mniejszość. To wprowadza wielu wyborców w błąd i zniechęca do uczestnictwa w wyborach. Obawy, że frekwencja spadnie poniżej 60% z roku 2001 są jak najbardziej uzasadnione.

Większościowy system wyborczy przynosi największe korzyści dużym partiom - tworzy system dwupartyjny, z całkowitym pominięciem mniejszych struktur (musiałyby uzyskać większość w kilku okręgach wyborczych, co jest raczej nierealne). Nie dysponują one odpowiednimi środkami i mocną pozycją, w przeciwieństwie do dwóch wiodących partii. Nawet fakt uzyskania w wyborach w 2001 przez trzecią w kolejności Partię Liberalno-Demokratyczną 18% głosów nie przyniósł jej wielu miejsc w Izbie Gmin - jedynie 52.

Kolejną wadą obecnego systemu, że o wyniku wyborów nie do końca decyduje naród. Część głosów jest z góry przeznaczona dla konkretnych delegatów (wynik z trzech czwartych okręgów wyborczych można łatwo przewidzieć). Dlatego pozostałe 166 okręgów staje się polem walki przedwyborczej. Celem jest zdobycie jak największego poparcia tych tzw. marginals.

Ocena obecnej ordynacji wyborczej powinna zostać dokonana dopiero po zapoznaniu się z argumentami każdej ze stron. Zwolennicy dotychczasowego sposobu wybierania parlamentu podkreślają, że metoda większościowa pozwala stworzyć jasne większości, co wyklucza potrzebę tworzenia koalicji. To z kolei umożliwia rządowi realizowanie stabilnej polityki wewnętrznej i zagranicznej, wprowadzanie założeń w życie. Nie należy jednak zapominać, że wszelkie zmiany polityczne i drastyczne reformy są kontrowersyjne.

Kandydaci są w większości znani w swoich okręgach wyborczych. Dzięki temu wyborcy mogą się identyfikować ze swoim delegatem. Zdarzają się przypadki zawrotnych karier politycznych dzięki poparciu lokalnej społeczności.

Reforma jest konieczna aby uniknąć podobnych komplikacji. Odpowiedzią na presję społeczną było zliberalizowanie zasad wyboru parlamentów lokalnych w Walii i Szkocji i oczekuje się, że rezygnacja z systemu większościowego jest tylko kwestią czasu. Ten czas nie nadszedł jeszcze na pewno, mimo że Tony Blair zawarł ten postulat w swoich obietnicach wyborczych. Z kolei małe partie nie mogą wzmocnić swojej pozycji właśnie dlatego, że ich pozycja na brytyjskiej scenie politycznej jest zbyt słaba.

Najbliższe wybory prawdopodobnie nie przyniosą żadnej niespodzianki. I w obecnej sytuacji raczej trudno oczekiwać, że nowy rząd zdecyduje się na zmianę systemu wyborczego, dzięki któremu uzyskał władzę.

Na podstawie: www.bbc.co.uk