Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Anna Głąb: Ludzie listy piszą

Anna Głąb: Ludzie listy piszą


19 luty 2008
A A A

Jako pierwsi napisali Wiktor Juszczenko, Julia Tymoszenko i Arsenij Jaceniuk. Później do inicjatywy pisania listów dołączył Wiktor Janukowycz oraz Michaił Saakaszwili. Swój własny list chcieli napisać również przedstawiciele Komunistycznej Partii Ukrainy. Co spowodowało takie pospolite ruszenie? Bynajmniej nie chęć wsparcia poczty.

Wszystkie wspomniane listy łączy osoba adresata - Sekretarza Generalnego NATO, Jaap de Hoop Scheffera. Każdy z nich dotyczy również chęci lub niechęci przyłączenia kraju do Planu Działań na Rzecz Członkostwa. Jeśli w Gruzji w kwestii integracji z NATO panuje w miarę ogólna zgoda, o tyle w przypadku Ukrainy popularność tej idei wśród obecnie rządzących jest odwrotnie proporcjonalna do popularności w społeczeństwie.

Tę, obecnie już międzynarodową inicjatywę, rozpoczęto w styczniu w Ukrainie. I tak, prezydent Wiktor Juszczenko, premier Julia Tymoszenko i przewodniczący Rady Najwyższej Arsenij Jaceniuk, wskazali, iż Ukraina dojrzała już do członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. Zbliża się kwietniowy szczyt w Bukareszcie, więc nadarza się okazja, by wypracować Plan Działań na Rzecz Członkostwa. Zanim jednak ziści się marzenie ukraińskich władz, trzeba przekonać do tego pomysłu społeczeństwo oraz uzyskać jego poparcie w referendum. A to obecnie pogrzebałoby możliwość przystąpienia do NATO, przynajmniej w najbliższym czasie. Przeciwna jest ponad połowa społeczeństwa, podczas gdy poparcie osiąga poziom około 20 proc.

To, co dla autorów pierwszego listu jest marzeniem, dla opozycji jest zupełnie nie do przyjęcia. Zresztą nie tylko dla niej. Sam Władimir Putin wskazał, iż strach pomyśleć, co by się mogło stać, jeśli Ukraina stałaby się członkiem NATO. Kreślenie apokaliptycznych wizji rozpoczął od groźby skierowania w kierunku Ukrainy rosyjskich rakiet.

Niebieska strona ukraińskiej sceny politycznej, z Wiktorem Janukowyczem na czele, zastosowała tradycyjną już formę protestu - zablokowała pracę Rady Najwyższej. Deputowani Partii Regionów zyskali sobie nawet przezwisko "termiNATOrów". By podkreślić klimat sprzeciwu dla NATO, odpowiednio "przystrojono" salę posiedzeń. Poza plakatami pojawiły się żółte i niebieskie balony z przekreślonym napisem "NATO". Niewątpliwie ożywiły one, na co dzień szary, wystrój. Porządek w piaskownicy starał się zaprowadzić przewodniczący Rady, bezskutecznie.

Żeby nie pozostać dłużnym Janukowycz też napisał list do Scheffera, tyle, że ze wskazaniem, iż ewentualna miłość NATO do Ukrainy pozostanie nieodwzajemniona. W równie nie-walentynkowym tonie miał być list, jaki planowała napisać inna siła opozycyjna - Komunistyczna Partia Ukrainy.

Szansa na wzajemność istnieje z kolei w relacjach NATO z Gruzją. "Walentynkę" z prośbą o przyłączenie do Planu Działań na Rzecz Członkostwa przekazano od Michaiła Saakaszwilego właśnie 14 lutego. Gruziński prezydent jest w o tyle dobrej sytuacji, iż społeczeństwo już poparło w referendum ideę członkostwa (co prawda miało ono charakter konsultacyjny, ale zawsze to referendum). Szczególnie istotne to jest w momencie ogłoszenia niepodległości przez Kosowo, co Rosja zdecydowała się jednak wykorzystać jako precedens również w odniesieniu wobec separatystycznych republik gruzińskich – Osetii Południowej i Abchazji.

Ukraińscy politycy zawsze potrafili mnie zaskoczyć. Po pierwsze tym, jak nie potrafią dojść do porozumienia (a jeśli już, to zajmuje im to niezwykle dużo czasu), po drugie tym, jak w stworzonym przez siebie chaosie potrafią jeszcze funkcjonować. Jak mówi stare przysłowie, ćwiczenie czyni mistrza, a Rada Najwyższa ćwiczy już od dawna.

Warto zaznaczyć, że blokowanie Rady nie przeszkodziło deputowanym w przyjęciu kontrowersyjnych zmian do ustawy o zakupach państwowych. Zwyczajnie na dwie godziny Rada wznowiła pracę. Kolory partyjne przy głosowaniu nad tymi zmianami wymieszały się, tworząc szarość, a dokładniej kolejną przestrzeń dla ciemnych interesów. Prezydent co prawda zapowiedział, iż nowego prawa nie podpisze, ale połączone siły Partii Regionów, Komunistycznej Partii Ukrainy oraz Bloku Julii Tymoszenko (razem 358 deputowanych wobec 300 wymaganych) są w stanie to weto przełamać. Jak widać, deputowani są w stanie dojść do porozumienia i przyjąć wszelkie „niezbędne” ustawy. Tylko się cieszyć, że zwykle przeciwne sobie siły polityczne zdołały wypracować wspólne stanowisko, a nie czepiać się szczegółów uchwalanego prawa…

Dalsze blokowanie prac Rady Najwyższej stanowi prostą drogę do kolejnych przedterminowych wyborów parlamentarnych. Są one chyba ostatnią rzeczą, jakiej dzisiaj potrzebuje Ukraina. Politycy jednak chcą przekonywać się o poparciu społecznym częściej niż raz na pięć lat.

Największym wygranym byłaby jednak nie Partia Regionów, ale Blok Julii Tymoszenko. Badania opinii publicznej wskazują, iż BJuT zwiększyłby liczbę deputowanych, co w przypadku powtórzenia wariantu „pomarańczowej koalicji” dawałoby już stabilną większość. Partia Regionów straciłaby kilkanaście mandatów, komuniści znaleźliby się na granicy progu wyborczego, Blok Łytwyna wypadłby z gry. Niepokojący jest z kolei wskaźnik osób, które zagłosowałby „przeciwko wszystkim”.  Na taką możliwość wskazuje 7-8 proc. badanych.

Badania, przeprowadzone przez Research & Branding Group, wskazują również na 45 proc. poparcia dla Julii Tymoszenko, co jednocześnie stawia ją na pierwszym miejscu w rankingu popularności polityków. Tę popularność Julka zdobyła dzięki zapowiadanym i realizowanym wypłatom oszczędności, które Ukraińcy stracili na początku czasów transformacji. Nie licząc sprawiedliwości społecznej tej decyzji, ze względu na jej populizm i ekonomiczne skutki, chociażby w postaci inflacji, dla BJuT korzystniejsze byłyby wcześniejsze wybory. Później może już nie być tak pomarańczowo.

Drugą osobą, dla której w miarę korzystna jest obecna sytuacja, jest Wiktor Juszczenko. „Strajkujący” parlament sprawia, iż może spokojnie pracować i podejmować decyzje, nie wchodząc w dyskusję z deputowanymi. Rada Najwyższa sama również zaświadcza o konieczności wzmocnienia pozycji prezydenta w systemie politycznym.

Chęć poprawy wizerunku jest dla Juszczenki istotna głownie ze względu na przyszłoroczne wybory prezydenckie. Wydaje się, że do rozpoczęcia kampanii jeszcze dużo czasu, ale tak naprawdę czuje się już jej oddech. Ostatnio falę krytyki pod adresem prezydenta wywołała grudniowa decyzja o utworzeniu Rady Narodowej do spraw Dobroczynności. Rada, będąca organem doradczym prezydenta, funkcjonuje pod nazwą „Otocz dziecko miłością”. Juszczenko wziął sobie to hasło do serca i rozpoczął od postawienia na jej czele własnej córki, Witaliny. Interwencja w czasie konfliktu gazowego pokazała jednak, iż Juszczenko chce otoczyć ciepłem również wszystkich Ukraińców – za pomocą taniego importowanego gazu. Porozumienia gazowego jak nie było, tak nie ma, ale fakt jego osiągnięcia został już ogłoszony.

Partia Regionów stała się jakby zakładnikiem własnych działań. Nie chcąc okazać słabości politycznej powinna kontynuować blokadę prac parlamentu. Blokując, naraża parlament na rozwiązanie i prawdopodobne osłabienie pozycji w czasie następnej kadencji. I tak źle, i tak niedobrze. O ironio, Partię Regionów i Radę Najwyższą mogą „uratować”… władze NATO, zapewniając, iż na kwietniowym szczycie w Bukareszcie nie poruszą kwestii ukraińskiego członkostwa.