Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Karolina Oczkowicz: Europejskie modele integracji a brytyjski multikulturalizm

Karolina Oczkowicz: Europejskie modele integracji a brytyjski multikulturalizm


01 kwiecień 2006
A A A

W Europie istnieją co najmniej dwa modele integracji; model asymilacji, której przykładem jest Francja oraz model anglosaski. Asymilacja zakłada, że migranci staną się pełnymi obywatelami danego kraju, upodobniając się do rodzimej populacji kraju przyjmującego oraz że podzielą wspólne wartości obywatelskie. Polityka ta zakłada niwelowanie różnić pomiędzy imigrantem a społeczeństwem kraju przyjmującego, co ma na celu zapobieżenie wystąpieniu konfliktów o podłożu etnicznym w społeczeństwie. Proces ten ma z reguły charakter jednostronnej adaptacji i absorpcji, w którym migranci przejmują język, normy oraz zachowania społeczeństwa przyjmującego, bez analogicznego dostosowania ze strony społeczeństwa przyjmującego.

Model anglosaski proponuje integrację, nierzadko uznawaną za łagodniejszą formę asymilacji. W przeszłości, po roku 1945 Wielka Brytania również stosowała model asymilacji, jednak z upływem czasu, coraz bardziej polityka asymilacji ustępowała miejsca polityce integracji. Państwo zaczęło uznawać odrębność grupy etnicznej na takich polach jak np. kultura. W międzyczasie prowadzono stopniową asymilację w zakresie edukacji i polityki społecznej. Brytyjczycy szybko zauważyli, że imigranci nie chcą się asymilować jako indywidualne jednostki, lecz wręcz przeciwnie - dążą do budowani własnych społeczności, w obrębie których posługują się jednym językiem i powtarzają model życia swoich przodków. Pochodzenie etniczne określa również status ekonomiczno-społeczny imigranta w kraju przyjmującym. Odpowiedzią na porażkę brytyjskiej polityki asymilacyjnej był multikulturalizm, który pozwolił na uznanie mniejszości etnicznych w Wielkiej Brytanii. Polityka ta stworzyła pewne ramy, w ramach których można zarządzać relacjami międzyetnicznymi oraz promować poszanowanie wszelkich różnic w kulturze, pochodzeniu, religii czy obyczajach. Brytyjska polityka multikulturalizmu proponuje więc "równe prawa dla wszystkich" bez przymusu  wyrzeczenia się własnej tożsamości kulturowej.

Podsumowując rozbieżności pomiędzy modelem francuskim (asymilacji) a anglosaskim (integracji) dochodzimy do wniosku ze oba łączy istota akceptacji. Ceną za obywatelstwo francuskie jest kulturowe dostosowanie się imigranta do państwa przyjmującego. Dla dobra wspólnego oraz harmonijnego współistnienia rożnych grup etnicznych w ramach tolerancyjnego i liberalnego społeczeństwa politycznego, Wielka Brytania proponuje akceptację wielokulturowości, ze wszystkimi jej konsekwencjami. W odróżnieniu od Francji, Brytyjczycy nie stawiają laickości w centrum swojej polityki wewnętrznej. Dlatego też kontrowersje wokół chust, które miały miejsce we Francji nie powtórzyły się w Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania wzbrania się również przed prowokacją. Po zamordowaniu holenderskiego reżysera Theo Van Gogha oraz kontrowersjami wokół publikacji karykatur Mahometa w duńskiej gazecie "Jyllands-Posten", londyńska Tate`s Gallery usunęła wystawę "Bóg jest wielki", która przedstawiała Koran, Biblię i Talmud wśród odłamków szkła, co dowodzi nieingerencji w kulturowy aspekt integracji.

Londonistan oraz stosunek Wielkiej Brytanii do islamizmu

Wielkiej Brytanii wielokrotnie zarzucano tolerowanie obecności radykalnych islamistów na jej terytorium, a sam Londyn w latach 90-tych zyskał przydomek Londonistan. Zarzucano również, że akceptacja wielokulturowości to nic innego, jak tolerancja państwa w państwie. Stolica Wielkiej Brytanii stała się miejscem, w którym swoje główne siedziby miały takie ugrupowania islamistyczne jak np. Takfir-wal-Hijra czy Hizb ut-Tahrir, oraz w którym azyl znajdywali radykalni działacze uchodzący przed wymiarem sprawiedliwości z Arabii Saudyjskiej, Egiptu czy też Jordanii. Bez większych przeszkód powstawały i działały tam organizacje rekrutujące ochotników do świętej wojny pod sztandarami islamu w różnych punktach globu. To właśnie w tym kraju Osama Ben Laden opublikował deklarację wojny przeciw Zachodowi w 1998 roku. Ponadto Londyn zyskał opinię centrum arabskiej prasy, w którym publikowane są najczęściej cytowane arabskie tytuły tj. Al Hayat oraz Al Quds al Arabi. Obecność aktywnych islamistów na Wyspach wzbudza wiele kontrowersji. Wielkiej Brytanii wielokrotnie zarzucano zbytni leseferyzm w kwestii polityki migracyjnej. Uznawano także, że multikulturalizm sprzyja radykalnej interpretacji religii oraz ruchom terrorystycznym.

Zamachy z czerwca 2005 roku podważyły dotychczasowe sukcesy prowadzonych przez rząd Wielkiej Brytanii działań w kierunku integracji własnych obywateli oraz obniżyły próg brytyjskiej tolerancji. Rząd ogłosił wojnę z terroryzmem. Wprowadzono pewne prawne regulacje m.in. zakaz zachwalania terroryzmu, czy też możliwość przetrzymywania osób podejrzanych o terroryzm przez 90 dni (wcześniej 14) bez przedstawiania zarzutów. Był to cios w swobodę wypowiedzi i działania radykałów muzułmańskich na Wyspach. Było to doświadczenie niezmiernie bolesne, jako że terroryzm dojrzewał na gruncie tego kraju - zamachów dokonali obywatele Wielkiej Brytanii - urodzeni, wychowani i wyedukowani na ziemi brytyjskiej. Dlatego też brytyjska wojna z terroryzmem postrzegana jest przez wielu obserwatorów za wojnę z "Londonistanem". Oszacowano, że 3000 brytyjskich muzułmanów bądź ludzi mieszkających na stałe w Wielkiej Brytanii przewinęło się przez obozy szkoleniowe Osamy ben Ladena. Jak więc walczyć z tak głęboko zakorzenionym radykalizmem wśród własnych obywateli?

Do lipcowych zamachów Wielka Brytania prowadziła politykę w imię starego angielskiego porzekadła - lepszy diabeł, którego znamy, niż ten, którego nie znamy. Zgodnie z nim otwarcie funkcjonujący w meczetach skrajni imamowie stanowili mniejsze zagrożenie, wiadomo było, co robią bądź zamierzają robić, a kontrola byłaby znacznie trudniejsza, gdyby zeszli do podziemia.

Kultury wzajemnie się przenikające czy federalizm kulturowy?

Mieszkańcy Wielkiej Brytanii uznają się za Anglików, Walijczyków, Szkotów ale nie za Brytyjczyków, dlatego też Norman Davis w książce "Europa" przewidywał rozpad Wielkiej Brytanii do 2006 roku. Bo za tych ostatnich uważają się jedynie potomkowie imigrantów z drugiego pokolenia, Hindusi czy Pakistańczycy dumnie ze swojego brytyjskiego paszportu. Z danych spisu powszechnego przeprowadzonego w 2001 roku wynika, że 3% mieszkańców Wielkiej Brytanii nazywa siebie muzułmanami. Trzy czwarte z nich jest pochodzenia południowo-azjatyckiego, pośród których największą grupę stanowią osoby pochodzenia pakistańskiego (658 tysięcy) i bengalskiego (260 tysięcy). Także 13% członków społeczności indyjskiej w Wielkiej Brytanii wyznało w 2001 roku ankieterom urzędu statystycznego, iż ich religią jest islam. Muzułmanami jest też na wyspach 11,6% osób, które zostały zakwalifikowane do kategorii etnicznej "biali", do której zaliczają się zarówno arabowie, jak i osoby pochodzenia tureckiego (także Turcy cypryjscy). Pośród muzułmanów jest także 6,9% czarnoskórych.

Obserwując proces imigracji który dokonuje się na Wyspach nasuwa się pytanie, na ile Brytyjczycy obawiają się utraty własnej tożsamości kulturowej i czy przestanie ona być dominującą w społeczeństwie. Nowego znaczenia nabiera również "brytyjskość" oraz sposób określenia siebie samych przez Brytyjczyków. I choć wydałaby się, że mieszkańcy Wielkiej Brytanii na dobre zaakceptowali już ten wieloetniczny pejzaż i powszechne stało się powiedzenie że coś jest "angielskie jak kurczak tikka masala", to niemniej jednak obawy wciąż są obecne w społeczeństwie, a po czerwcowych zamachach zyskały nową skalę.

Czy w Wielkiej Brytanii obserwujemy współistnienie różnych kultur? Czy jest to więc tzw. wieloraka jednokulturowość, inaczej federacja różnych kultur? Takie postrzeganie Wielkiej Brytanii zyskuje wielu zwolenników. Podejście to prowadzi do postrzegania tego kraju jako zbioru wspólnot etnicznych oraz człowieka poprzez pryzmat wyznawanej wiary i pochodzenia etnicznego. Niewątpliwie prowadzi to do pewnej segmetaryzacji potrzeb społecznych czego dowodem jest prowadzona przez rząd Wielkiej Brytanii polityka promowania "szkół wyznaniowych". Wytwarza się wówczas wyraźny podział w społeczności ze względu na wyznawaną religię, co sprzyja postrzeganiu  świata i jego mieszkańców jako globalnej federacji wyznawców odpowiednio chrześcijaństwa, islamu czy buddyzmu.

Istnieje drugi sposób poznawania tego kraju, jako religijno-etnicznego tygla, gdzie kultury swobodnie się przenikają, a obywatel ma swobodę wyboru czy przyjąć model życia społeczeństwa, którego staje się częścią, czy też może raczej kultywować tradycje swoich przodków. Wielokrotnie realizowany jest tu scenariusz, że na nowej ziemi praktykowany jest stary kodeks, często będący w kompletnej opozycji do norm prawnych i obyczajowych kraju przyjmującego. Młode pokolenie potomków imigrantów - najbardziej podatne na wpływy muzułmańskich radykałów - w konfrontacji z  kulturą zachodu, i z obawy przed utratą własnej, ucieka w radykalizm. Po drugie, w odróżnieniu od swoich rodziców przedstawiciele tej generacji są skłonni wyjść na ulicę i protestować w słusznej dla nich sprawie uznając kraj za własny. Ich rodzice pozostaliby w domu w imię zasady "Lepiej się w to nie mieszać - to nie nasz kraj!".