Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Maciej Onoszko: O zrozumieniu słów kilka


28 lipiec 2005
A A A

Podstawą poprawnych stosunków międzypaństwowych jest wzajemne zrozumienie celów każdego z partnerów. Można je osiągnąć jedynie poprzez aktywne działanie prowadzące do poznania czynników politycznych, gospodarczych, kulturalnych i historycznych wpływających na podejmowane przez państwa decyzje. Wymaga to zaangażowania z obu stron. Im lepiej poznaje się specyfikę danego państwa lub regionu, tym łatwiej jest sprzymierzać się z nim w obronie wspólnych interesów. Bez obopólnego zrozumienia nie sposób zbudować partnerstwa o solidnych fundamentach, mogącego przetrwać w chwilach mniejszych lub większych kryzysów.

Statut Rady Europy jasno definiuje jej zasadniczy cel: ‘osiągnięcie większej jednomyślności między członkami dla ochrony i realizacji ideałów i zasad, będących ich wspólnym dziedzictwem’. Art. 128 Traktatu z Maastricht stanowi, ze Unia powinna przyczyniać się do pielęgnacji wspólnej spuścizny kulturowej, a traktat amsterdamski wprowadza deklarację poszanowania tożsamości narodowych państw członkowskich. Efektem tych postanowień ma być stworzenie wielkopaństwowej przestrzeni, w której szacunek dla obcej kultury i historii stanie się wrodzoną cechą wszystkich obywateli.

W zimnowojennym świecie o tego rodzaju ideach mało kto marzył. Dwa wrogie sobie obozy wmawiały sobie cywilizacyjną niższość, aż do momentu, gdy jeden z nich przestał istnieć. Jego spadkobiercy zaczęli powoli być wprowadzani w przestrzeń budowaną na zasadach, o których wspomina statut Rady Europy i traktaty unijne. Bez szemrania zaakceptowali je, gdyż funkcjonowały one od lat w bloku, który okazał się być zwycięskim, tak więc musiały być słuszne.

Nie wszyscy na Zachodzie byli przekonani co do zasadności otwarcia Europy na Wschód. Wielu z nich obawiało się zbyt dużego osłabienia Rosji. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej uznawali – posługując się przestarzałym już wówczas terminem z okresu zimnowojennego – za jej strefę wpływów. Pomimo upływu kilkunastu lat te głosy ciągle na Zachodzie słychać. Tym razem ujawniły się, gdy w Unii rozpatrywana była kwestia jej zaangażowania w rewolucję na Ukrainie. Regularnie słychać je także, gdy postkomunistyczni członkowie Unii zwracają uwagę na powrót Rosji do mocarstwowej polityki. Zarzuca się nam histeryczną niekiedy rusofobię.

Zasadniczy problem Zachodu leży w niezrozumieniu (a może w niechęci do zaakceptowania) pewnej umiejętności, jaką krajom bloku wschodniego udało się zdobyć w ciągu kilkudziesięciu lat radzieckiej dominacji. Chodzi o niemalże instynktowne odczytywanie rosyjskich zamiarów wyrażanych przez jej politykę zagraniczną. Kraje Zachodu nie do końca zdają sobie z tego sprawę lub, co gorsza, prawdę przesłaniają im wizje ekonomicznych korzyści. Niewątpliwie wewnątrz Unii panuje zasadniczy brak zrozumienia w kwestii rosyjskiej. Jak dążyć do budowania jedności Europy, gdy kraje jej zachodniej części cechuje ograniczoność w tak fundamentalnej kwestii?

Na koniec chciałem wspomnieć o przyczynie, która skłoniła mnie do napisania tego krótkiego artykułu. Otóż spędzając - skądinąd wspaniały - tydzień w Paryżu miałem okazję trafić na pewien widok, który przyprawił mnie o dreszcze. W dzielnicy łacińskiej (w której mieści się słynna paryska Sorbona) trafiłem na taką oto nazwę ulicy:

I jak tu mówić o jakimkolwiek zrozumieniu…