Maja Rogalska: Islandczycy nie chcą spłacać rządowych zobowiązań
Na początku marca miażdżąca większość uprawnionych do głosowania w ogólnokrajowym referendum powiedziała ‘nie’ dla uregulowania długu według wcześniej wynegocjowanych przez rząd zasad. To postawiło rząd Johanny Sigurdardottir w ciężkiej sytuacji – podważyło zasadność istnienia rządzącej kolacji socjaldemokratów i zielonych, którzy wynegocjowali i zatwierdzili grudniową umowę. Mimo to, już w pierwszych komentarzach po ogłoszeniu wyników referendum Sigurdottir ogłosiła, że jej rząd nie podda się do dymisji. Co więcej, za priorytet obrała wznowienie negocjacji pomiędzy Wielką Brytania, Holandią i Islandią. Rząd musi wypracować takie rozwiązanie, które stanowiłoby kompromis dla jednej i drugiej strony - nie krzywdziłby Islandczyków a jednocześnie umożliwiłby zachowanie dobrych stosunków z Wielką Brytanią i Holandią.
Tymczasem analitycy alarmują – brak porozumienia pomiędzy krajami w sprawie odszkodowań może spowodować opóźnienie w otrzymaniu przez Islandię kredytów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Może także negatywnie wpłynąć na postęp rozmów dotyczących islandzkiego wejścia do Unii Europejskiej. W lipcu 2009 roku Islandia złożyła oficjalny wniosek o członkostwo w Unii, znalazłszy się tym samym na świeczniku Komisji Europejskiej. Do tej pory była zintegrowana ze Wspólnotą głównie dzięki uczestnictwu w Europejskim Obszarze Gospodarczym i strefie Schengen. Problemy z dwoma członkami Unii, do której chce należeć, mogą jej tę drogę wydłużyć. O ile Międzynarodowy Fundusz Walutowy uspokaja, iż wyniki referendum nie będą miały wpływu na decyzję w sprawie pożyczki dla Islandii, to i tak stosunki brytyjsko-islandzkie są napięte. Określa się je najgorszymi od czasów wojen dorszowych z 1970 roku. Islandia spierała się wtedy z Brytyjczykami o wielkość strefy połowów ryb. Problem ten jednak rozwiązano i ustalono satysfakcjonujący dla stron kompromis. Tymczasem teraz Brytyjczycy sięgnęli do przepisów antyterrorystycznych aby zablokować islandzkie aktywa bankowe w swoim kraju. Reakcja Reykjaviku była ostra, zagrożono nawet postawieniem brytyjskiego rządu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Ruch Brytyjczyków odebrany został jako nieprzyjacielski gest, wielu utrzymuje iż pogłębił on kryzys w państwie. A trzeba pamiętać, że to również od opinii Wielkiej Brytanii zależeć będzie to, czy Islandia stanie się członkiem Unii Europejskiej. Presja ze strony pozostałych państw europejskich na Islandię jest również duża. Kraj stracił przede wszystkim wiarygodność finansową i czeka go długa droga zanim ją odzyska. Stąd liczne zapewnienia ze strony prezydenta Grimssona i premier Sigurdardottir, że Islandia nie odżegnuje się od swoich zobowiązań i chce je uregulować, aczkolwiek w taki sposób który nie pogrążyłby jeszcze bardziej gospodarki kraju.
Póki co wiele miejsca poświęca się komentowaniu wyników marcowego referendum, spekuluje się także kiedy wznowione zostaną trójstronne negocjacje. Dopóki przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Holandii i Islandii nie spotkają się, trudno będzie ocenić w jak dużym stopniu islandzkie ‘nie’ wpłynęło na stosunki między tymi krajami. Tymczasem wszyscy zainteresowani wyrazili wolę współpracy.