Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Miłosz Zieliński: Batka: to ja stworzyłem to państwo

Miłosz Zieliński: Batka: to ja stworzyłem to państwo


31 październik 2010
A A A

Prezydent Alaksandr Łukaszenka udzielił rosyjskojęzycznemu czasopismu "Kurier Litewski" wyczerpującego wywiadu , w którym porusza wiele kwestii - te związane bezpośrednio z polityką i te należące do sfery prywatnej. Tak szerokie spektrum zagadnień powoduje, że tematy związane z 15-letnią prezydenturą i nadchodzącymi wyborami nieco łagodnieją i nabierają innego wyrazu. Nie zmienia to jednak faktu, że 19 grudnia gra toczyć będzie się o wielką stawkę, ważną zarówno dla urzędującej głowy państwa, jego opozycyjnych rywali, jak i wspólnoty międzynarodowej bacznie przyglądającej się rozwojowi wypadków między Bugiem, Prypecią a Dnieprem.
Łukaszenka ma specyficzny styl wypowiadania się. Posługuje się językiem prostym, nieraz infantylnym i nieprzystającym do głowy państwa z kilkunastoletnim stażem. Często zadaje pytania retoryczne i mówi o zagadnieniach skomplikowanych tak, jak gdyby wszyscy jego słuchacze byli niewykształconymi pracownikami kołchozów. Wyłania się z tego całkiem ciekawy obraz białoruskiego przywódcy.

Zapytany o nadchodzące wybory, Łukaszenka stwierdza, że nie czyni nikomu przeszkód w zebraniu 100 tys. podpisów. Ba, dodaje nawet, że z chęcią pomoże każdemu kandydatowi w osiągnięciu tej liczby. Uznaje przy tym, że skoro kandydaci ci niczym nieskrępowani (decyzjami administracyjnymi, represjami policyjnymi) nie potrafią spełnić niezbyt wyśrubowanych warunków rejestracji w komisji wyborczej, to jakże mają wygrać wybory lub przynajmniej stanowić realną konkurencję dla niego? Łukaszenka bardzo wyraźnie zwraca uwagę na realne grono sympatyków, jakim się cieszy. Niezależne badania wskazują jednak, że ich gros stanowią osoby w wieku podeszłym, doskonale pamiętające czasy sowieckie, dla których najistotniejsza jest stabilizacja w iście radzieckim stylu - opieka zdrowotna na przyzwoitym poziomie, regularna wypłata emerytur, względnie dobre zaopatrzenie sklepów. Inaczej prezentuje się sytuacja wśród młodych. Nawiązują oni kontakty z rówieśnikami na Zachodzie i w Rosji, widzą opłakany stan gospodarki białoruskiej, jedynego chyba tak doskonale zachowanego reliktu władzy sierpa i młota w Europie. Według prezydenta takie głosy sprzeciwu są nieuzasadnione. Wszak średnia pensja wynosi około 500 dolarów, a oprócz tego wiele usług socjalnych pozostaje bezpłatnych bądź dostępnych dla wszystkich ze względu na niską cenę.  Łukaszenka stwierdza, że gdzie indziej jest inaczej, ale nie zauważa, że gdzie indziej średnia płaca jest co najmniej dwukrotnie wyższa.

Na tym w zasadzie kończy się bezpośrednie nawiązywanie do polityki w wywiadzie. Następne pytania dotyczą sfery rodzinnej, a przede wszystkim życia Łukaszenki poza obowiązkami urzędującej głowy państwa. Opowiada o hokeju, rąbaniu drzewa jako przyzwyczajeniu, które pozostało po czasach życia na wsi, nieopływaniu w luksus. Łukaszenka podkreśla, że nie gromadzi milionów na tajnych kontach i nawet samochód, którym bardzo lubi jeździć, należy do państwa. Liczy, że po zakończeniu prezydentury, kiedykolwiek miałoby to nastąpić, jego następca będzie mu albo wdzięczny za wiele lat sprawnego rządzenia państwem, albo będzie na tyle przyzwoity, by zapewnić mu godziwe życie na emeryturze. Być może sformułowanie "rządzenie państwem" jest niefortunne, albowiem Łukaszenka mówi wprost: "stworzyłem ten kraj". I choć stał się głową państwa przypadkowo (będąc człowiekiem znikąd, wygrywając bez wydawania wielkich pieniędzy na kampanię w 1994 roku), jest zadowolony z 15-lat prezydentury, a raczej jej wyników.

Prezydent Białorusi wspomina też o swoim najmłodszym synu, Koli, i po raz kolejny wyjaśnia, jaką rolę odgrywa w jego życiu 6-letni chłopiec. Ten nie jest kreowany na następcę prezydenta, lecz jego życie nierozłącznie związane jest przez funkcję sprawowaną przez ojca ze sferą władzy. Nie ma w tym nic dziwnego, że media interesują się Kolią, choć Łukaszenka ma także starsze potomstwo. Chłopiec urodził się przecież już trakcie prezydentury ojca, a częste publiczne wystąpienia razem naturalnie wzbudzają nim zainteresowanie dziennikarzy. Prezydent nie widzi w tym jednak nic nadzwyczajnego i wychowuje syna, jak gdyby nigdy nic.

Wywiad, w którym Łukaszenka radzi, jak przygotować wyborną świninę na rozgrzanej płycie marmurowej (zdrowo, bo bez tłuszczu), nieprzypadkowo ukazał się w czasie, gdy obserwuje się wzmożone zainteresowanie Białorusią. Zwłaszcza na Litwie chęć wpłynięcia na reżim w Mińsku tak, by fałszerstw wyborczych 19 grudnia (a przede wszystkim przed tym dniem, ponieważ szacuje się, że ok. 30% głosów oddawane jest przed dniem wyborów, zgodnie z białoruskim prawem) dało się uniknąć, łączy się z objęciem w 2011 roku przez Wilno prezydencji w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Litewskim władzom zależy, by w tym czasie przynajmniej w ograniczonym stopniu wpłynąć na wypadki na wschodzie. Sprzyja temu układ sił na Litwie. Prezydent Grybauskaite i premier Kubilius hołdują polityce ograniczonego otwarcia nie tylko ich kraju, ale także Unii Europejskiej na Białoruś. Uznali oni, że polityka izolacji Mińska nie przynosi rezultatów. Jest to tym istotniejsze dla Litwy, że Mińsk jest bardzo pożądanym partnerem ekonomicznym. Wszelkie gesty niechęci wobec Łukaszenki, nieważne jak racjonalnie były uzasadniane, przedstawiano w białoruskiej prasie jako próbę wstrząśnięcia niepodległością i niezależnością Białorusi. A przecież to suwerenność zajmuje pierwsze miejsce na liście priorytetów Łukaszenki. Wszystkie stwierdzenia prezydenta w wywiadzie dla "Kuriera Litewskiego" wpisują się w logikę prezentowaną przezeń od wielu lat: nadrzędnym celem Białorusi jest maksymalna niezależność, pojmowana jako skupienie jak największej części praw suwerennych przysługujących państwu w ręku władz białoruskich (a nie np. organizacji międzynarodowych) oraz osiągnięcie maksymalnego stopnia niezależności ekonomicznej. Ze względu na więzi historyczne, gospodarcze i kulturowe, w latach 90. najłatwiej było to osiągnąć przez rozwijanie współpracy z Rosją, która wówczas znajdowała się w fazie kryzysu transformacyjnego i nie była w stanie wypracować skutecznych środków i metod reintegracji przestrzeni poradzieckiej, a zwłaszcza Ukrainy i Białorusi. Należy pamiętać, że największe sukcesy Związek Białorusi i Rosji święcił na początku swojego istnienia, tj. pod koniec rządów Borysa Jelcyna. Łukaszenka snuł nawet mgliste plany objęcia schedy po coraz bardziej schorowanym przywódcy rosyjskim. Od momentu gdy sytuacja zaczęła przybierać niekorzystny dla Mińska obrót, tj. około 2005 roku, coraz częściej usłyszeć można o przybierających na sile utarczkach na linii Białoruś-Rosja (konflikt energetyczny, wojna mleczna). Zwłaszcza zagadnienie zabezpieczenia dostaw surowców po preferencyjnych cenach ma dla reżimu Łukaszenki kluczowe znaczenie. Łukaszenka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że znaczny wzrost cen ropy i gazu byłby zabójczy dla ekonomiki kraju i dla niego samego. Jest to głównym powodem coraz częstszego wysyłania pozytywnych sygnałów na zachód.

Ziarno trafiło na podatny grunt. Wilno potrzebuje partnera do współpracy energetycznej. W celu dywersyfikacji dostaw paliw stara się o wybudowanie odnogi rurociągu, który połączy Polskę, Niemcy i Norwegię. Aby przedsięwzięcie było opłacalne, odnoga ta nie może transportować surowca tylko do Litwy, Łotwy i Estonii, ale także na Białoruś, ponieważ zapotrzebowanie trzech niewielkich krajów nadbałtyckich jest za małe. Gdyby udało się skłonić Białoruś do współpracy, wybudowany rurociąg pokrywałby 50% zapotrzebowania Białorusi na ropę. Pozwoliłby także bardziej związać ten kraj z zachodnimi sąsiadami. Co więcej, już teraz Wilno wyrasta na coraz poważniejszego sojusznika energetycznego Mińska. Podpisana niedawno umowa białorusko-wenezuelska o dostawie 100 mln ton ropy oznacza określony zysk również dla Litwy, ponieważ część dostaw docierać będzie na Białoruś przez port w Kłajpedzie. Warto dodać, że Litwa stanowczo wyklucza współpracę z Wilnem w dziedzinie energetyki jądrowej, choć Łukaszenka wydaje się być za taką ewentualnością.

Właśnie dlatego wizyta prezydent Grybauskaite w Mińsku, coraz częstsze informacje nt. Białorusi w prasie litewskiej, a także działania innych państw regionu (jak np. wizyta ministrów Sikorskiego i Westerwelle na Białorusi) są nieprzypadkowe. Po raz kolejny jesteśmy świadkami wyciągania przez Zachód ręki w stronę Mińska.

Łukaszenka wie, że wygra wybory. Nawet jeśli jego administracja nie dopuści się fałszerstw wyborczych, uzyska poparcie znacznie wyższe niż 50%. Wilno również doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Grybauskaite stara się jednak nie tylko przyciągnąć Białoruś do Unii Europejskiej, ale także osiągnąć wymierne korzyści dla własnego kraju. Wydaje się, że jest to polityka słuszna, która zakłada, że wypracowanie powiązań ekonomicznych znacznie lepiej wpłynie na postępowanie władz w Mińsku niż groźby lub sankcje, zwłaszcza polityczne. Należy wszelako pamiętać, że Łukaszenka wielokrotnie obiecywał wiele tylko po to, by otrzymać to, czego się domagał. A potem wszystko wracało do normy w państwie, którego jest przecież Bat'ką.

Źródło: kurier.lt, baltictimes.com, president.lt
 
Artykuł ukazał się również na prywatnym blogu autora.