Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Magdalena Górnicka: Obama-reaktywacja

Magdalena Górnicka: Obama-reaktywacja


27 styczeń 2008
A A A

Zdecydowane zwycięstwo Baracka Obamy nad Hillary Clinton w Karolinie Południowej to nie tylko drugi oddech na dla senatora Illinois, ale przede wszystkim dowód na to, że Obama niekoniecznie jest gwiazdką jednego sezonu.

Kampania przed prawyborami w Karolinie była brutalna. Zamiast rzeczowych argumentów, wytoczono kwestie rasy i płci kandydatów.  Podkreślano, że choć połowę mieszkańców stanu stanowią czarni, to zwycięstwo ciemnoskórego kandydata na Południu jest co najmniej wątpliwe.

Do urn miało pójść więcej kobiet niż Afroamerykanów. Wśród nich jest przecież duża grupa osób nie biorących aktywnie udziału w życiu publicznym – z – choć Ameryka wypiera się tego jak może – powodów jeśli nie rasistowskich, to utrudnionego w porównaniu z białymi startu: dziedzicznej biedy czy beznadziei.

Kobiety – zgodnie ze stereotypem – miały zagłosować na kobietę. Clinton pokazała, że potrafi przyciągnąć do siebie nawet Latynosów, grupę która zastąpiła Afroamerykanów w pozycji dyżurnego pariasa USA. Teoretycznie więc Hillary Clinton miała przewagę. Bo mieli zagłosować na nią i ci wykluczeni, i nie. Doliczając grupę wyborczyń feministycznych, pani senator miała prawo liczyć na całkiem zadowalający wynik. Właśnie: zadowalający, ale nie zwycięstwo.

W kalkulacjach sztabu Hillary Clinton przeoczono ważną grupę wyborców, a mianowicie – ciemnoskórych kobiet. To właśnie one stanowiły ponad jedną trzecią osób, które głosowały w sobotę. I tylko co piąta z nich zagłosowała na kandydatkę własnej płci.

Białe kobiety – wbrew oczekiwaniom Clinton – wcale tak ochoczo nie ruszyły do wyborów.

Było ich dziesięć procent mniej niż Afroamerykanek, a z tego nawet i połowa nie poparła pani senator.

Czy taka analiza rozkładu głosów według rasy i płci ma sens? To pytanie powinni zadać sobie przede wszystkim sztabowcy obojga głównych demokratycznych kandydatów.  Liczby pokazują, że niekoniecznie, ale nie pasuje to do przyjętej przez nich strategii.

Amerykanie widocznie wolą łączyć się niż dzielić. Baracka Obamę poparła chociażby wzorcowa wyborczyni Clinton- i biała, i kobieta – Caroline Kennedy, córka prezydenta Johna F. Kennedy’ego.

Wyniki prawyborów w Karolinie Południowej to ważna wskazówka zarówno dla Obamy, jak i Clinton. Udowadnia, że nic nie jest jeszcze przesądzone, a dane demograficzne poszczególnych stanów nie są pewnym wyznacznikiem zwycięstwa. Nie wszystkie kobiety zagłosują na Hillary Clinton, a nie wszyscy Afroamerykanie czują się na tyle wykluczeni, by nie pójść na wybory. Ameryka to już rozumie. Pora na samych kandydatów.