Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Dariusz Materniak: Wojna rosyjsko-ukraińska

Dariusz Materniak: Wojna rosyjsko-ukraińska


28 sierpień 2014
A A A

Wkroczenie regularnych jednostek armii rosyjskiej na Ukrainę to zbrojna agresja, nie mająca precedensu w Europie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Wkroczenie regularnych jednostek armii rosyjskiej do Nowoazowska  na południu obwodu donieckiego oraz udział żołnierzy rosyjskich wojsk powietrznodesantowych w działaniach pod Iłowajskiem to dalsza eskalacja trwającego od kilku miesięcy konfliktu na wschodzie Ukrainy. Niestety, ale trzeba stwierdzić, że znaczną część odpowiedzialności za zaistniałą sytuację ponoszą kraje zachodnie: Moskwa, widząc brak jakiejkolwiek skutecznej reakcji na przekraczanie przez nią kolejnych barier, posuwa się coraz dalej: od opanowania Krymu przez rzekomą „samoobronę wyposażoną w sprzęt zakupiony w sklepie militarnym”, poprzez dostawy broni dla nielegalnych grup zbrojnych, aż po udział regularnych jednostek wojskowych w walkach na terytorium suwerennego państwa. Co więcej, nie można liczyć na zatrzymanie procesu eskalacji konfliktu, jeśli Zachód  nie zdobędzie się na reakcję, która przekona rządzących w Moskwie, że dalsza eskalacja konfliktu przestała być opłacalna. Tymczasem z Brukseli słyszymy tylko kolejne „wyrażanie zaniepokojenia” i wezwania do zaprzestania eskalacji konfliktu.

Rozwój sytuacji we wschodniej i południowo-wschodniej części Ukrainy, jaki możemy obserwować w ostatnich dniach wydaje się pozbawiać resztek złudzeń każdego rozsądnie patrzącego na świat człowieka co do identyfikacji stron konfliktu. Pomimo całego szeregu trudnych do podważenia i logicznego wytłumaczenia faktów: od dostaw sprzętu wojskowego i ostrzeliwania terytorium Ukrainy z Rosji, aż po fakt zatrzymania przez siły ukraińskie grupy rosyjskich żołnierzy pod Iłowajskiem, wśród przywódców krajów Unii Europejskiej nadal nie brak wątpiących (lub sprawiających takie wrażenie zasłaniając się obroną własnych interesów ekonomicznych) w aktywny udział Federacji Rosyjskiej w działaniach zbrojnych na wschodzie Ukrainy. Niestety, ale wydaje się, że po raz kolejny analogie historyczne nasuwają się same i Europa Zachodnia po raz kolejny popełnia ten sam błąd co w 1938 roku na konferencji w Monachium – za wszelką cenę, także niepodległości innych państw, chce kupić pokój.
Otwartą sprawą pozostaje reakcja NATO na zaistniałą sytuację. Należy oczekiwać, że jasne stanowisko Sojuszu zostanie sformułowane nie wcześniej, niż na szczycie w Newport w dniach 4-5 września. Wielkim znakiem zapytania pozostaje stanowisko Stanów Zjednoczonych, jako że prezydent USA zapowiedział kilka tygodni temu, że w sytuacji rosyjskiej agresji, kwestia pomocy wojskowej dla Ukrainy będzie rozpatrywana w zupełnie innych uwarunkowaniach. Można chyba w tej chwili stwierdzić, że właśnie doszło do zasadniczej zmiany tych uwarunkowań.

Nie można nie zgodzić się z opinią ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego który stwierdził, iż jest to najpoważniejszy kryzys w sferze bezpieczeństwa w Europie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Stanowisko Polski, podobnie jak grupy krajów bałtyckich jest o wiele bardziej jednoznaczne i zdecydowane niż w przypadku innych państw. Wynika to nie tyle (albo przynajmniej nie tylko) z jakiejś szczególnej sympatii do Ukrainy, ale ze zdroworozsądkowej oceny sytuacji i świadomości zagrożenia dla własnego bezpieczeństwa narodowego, jakie płynie z polityki Rosji w regionie, realizowanej konsekwentnie co najmniej od 2008 roku: polityki pod znakiem agresji, także zbrojnej. Działania Rosji tworzą niezwykle niebezpieczne precedensy, które w konsekwencji mogą doprowadzić nie tylko do dalszej eskalacji konfliktu na Ukrainie i trudnych do przewidzenia ofiar w ludziach i zniszczeń, ale do naruszenia dotychczasowych zasad funkcjonowania wspólnoty międzynarodowej jako takiej: odejścia od respektowania podstawowych zasad i norm prawa międzynarodowego na rzecz prymatu siły w relacjach międzypaństwowych, co będzie miało katastrofalne skutki dla całego kontynentu.

Wydaje się, że jak na razie pełnoskalowy konflikt z Ukrainą, rozumiany jako dążenie do zajęcia znacznej części lub całości terytorium i jego okupacji nie leży w interesie Moskwy. Pomimo swojej przewagi, także w sferze wojskowej, Rosja nie byłaby w stanie skutecznie kontrolować zajętego terytorium Ukrainy. Obecne wtargnięcie sił rosyjskich na terytorium Ukrainy to raczej próba uchronienia separatystów z Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych od całkowitej klęski, nieuchronnej wobec ofensywy ukraińskiej armii. W interesie Rosji leży doprowadzenie do ustabilizowania sytuacji na wschodzie Ukrainy i zapewnienie funkcjonowania obu quasi-państwowych tworów. Taka sytuacja będzie tworzyć bardzo poważne konsekwencje dla strony ukraińskiej, zarówno w sferze politycznej (nieuregulowany konflikt wojskowo-polityczny na granicy wschodniej, stale grożący eskalacją – już samo to stawia pod wielkim znakiem zapytania możliwość integracji Ukrainy z UE i NATO), gospodarczej (stan permanentnego konfliktu oraz perspektywa rosyjskiej agresji na pełną skalę wymusza między innymi zwiększone wydatki na zbrojenia) i społecznej (problemy humanitarne, rosnąca liczba ofiar wśród żołnierzy oraz cywilów, niejasność co do kwestii odpowiedzialności za ofiary wśród ludności cywilnej i cała sfera informacyjna konfliktu na płaszczyźnie medialnej).