28 czerwiec 2014
„Niemcy wybrały prawie jak zawsze, pokazując tym samym, że fundament Unii Europejskiej wbrew wszystkiemu jest stabilny” – podsumowuje eurowybory niemiecka prasa.
Wybory do Parlamentu Europejskiego w Niemczech nie zakończyły się żadną
niespodzianką. Oficjalne wyniki nie różnią się właściwie od tych
prognozowanych przez pracownie sondażowe i odzwierciedlają zachodzące od
dłuższego czasu procesy na niemieckiej scenie politycznej, o których
mowa była m.in. w poprzednich dwóch Monitorach Wyborczych Portalu Spraw
Zagranicznych. Eurowybory 2014 można podsumować jednym zdaniem: (Prawie)
wszystkie liczące się partie osiągnęły wyniki, na których im zależało.
SPD: Zwycięzca i przegrany – Martin Schulz
Przegląd
rezultatów zaczniemy od Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Choć SPD
nie wygrała tych wyborów, wicekanclerz i szef partii, Sigmar Gabriel,
ogłosił wielki sukces. Osiągnięty w zeszłą niedzielę wynik 27,3% oznacza
bowiem największy przyrost wyborców w porównaniu z poprzednimi wyborami
w historii partii – aż 2,5 mln głosów więcej niż w 2009 roku.
Kierownictwo SPD uznało to za wielki krok w stronę odrabiania strat do
chadecji w Niemczech. „Ten rezultat ma jedno imię i brzmi ono: Martin
Schulz” – fetował kandydata socjaldemokratów na szefa KE przewodniczący
partii Sigmar Gabriel. W świętowaniu tego zwycięstwa i jego bohatera nie
przeszkadzało to, że – ze względu na wynik socjalistów Europie – Schulz
nie zostanie szefem Komisji Europejskiej, o co z taką pasją zabiegał w
trakcie kampanii wyborczej.
CDU: Chadecja wciąż na czele
Zwyciężczynią
wyborów została oczywiście Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU).
Partia kanclerz Angeli Merkel zdobyła 30% poparcie i potwierdziła swoją
dominację w Niemczech, zaliczając również kilkusettysięczny przyrost
głosów w porównaniu z 2009 rokiem. Tym samym sprawdziła się kampanijna
strategia CDU, która zakładała brak eksponowania kandydata Europejskiej
Partii Ludowej na szefa KE – Luksemburczyka Jeana-Claude’a Junckera.
Postawienie na zaufanie do kanclerz Angeli Merkel w obliczu intensywnej
kampanii Martina Schulza pozwoliło CDU na obronienie pozycji lidera.
CSU: Wyborcy wolą oryginał
Ze
swojego wyniku nie może być natomiast zadowolona bawarska „siostra” CDU
– Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU). Bawarczycy zanotowali zauważalny
ubytek wyborców, dokładając do wyniku niemieckiej chadecji jedynie 5,3%
- o 2% mniej niż 5 lat temu. Zupełnie nietrafioną okazała się kampania
oparta na hasłach eurosceptycznych, która miała powstrzymać rozwój AfD w
Bawarii. Politycy CSU „nie powinni się dziwić, że wyborcy wybrali
oryginał, czyli właśnie AfD” – pisze Günter Bannas z „Frankfurter
Allgemeine Zeitung” . Rozliczenia z nieudanej kampanii jednak nie
będzie. Kanclerz Angela Merkel nie zdecydowała się na recenzowanie
porażki bawarskiej CSU. „Wygrywamy razem i przegrywamy razem” –
skomentowała jedynie szefowa CDU. W końcu odpowiedzialny za kampanię
szef CSU, Horst Seehofer, nieco ponad pół roku temu wygrał w cuglach
wybory w Bawarii, zyskując możliwość samodzielnego rządzenia landem.
AfD: Na drodze do zadomowienia się na niemieckiej scenie politycznej
Kolejną
wygraną partią tych wyborów jest natomiast Alternatywa dla Niemiec
(AfD). Eurosceptycy, lub też jak ostatnio częściej słychać –
eurokrytycy, uzyskali 7%, wprowadzając do PE 7 swoich przedstawicieli.
Co bardzo ważne dla polityków tej formacji – AfD przekroczyła 5% we
wszystkich niemieckich landach, w niektórych uzyskując nawet wynik
dwucyfrowy. Taki wynik można z pewnością odczytywać jako znaczny sukces
młodej partii i duży krok w stronę zadomowienia się na niemieckiej
scenie politycznej.
AfD nie może jednak teraz spocząć na laurach.
Jesienią odbędą się wybory do landtagów (parlamentów krajów związkowych)
Saksonii, Turyngii i Brandenburgii, czyli landów, w których
eurosceptycy notują największe poparcie w Niemczech – nawet 10%. W
obliczu coraz gorszych wyników liberałów z FDP, naturalnego koalicjanta
CDU, AfD staje się poważną kandydatką do zawiązania koalicji w lokalnych
parlamentach. Szczególnie silne głosy płyną z Saksonii, w której do
rządzenia może zabraknąć chadekom właśnie tyle, ile powinna uzyskać AfD.
Kanclerz Angela Merkel jest przeciwna takiemu rozwiązaniu: „Nie
bierzemy takiej współpracy pod uwagę” . Szefowa CDU jest świadoma, że
dopuszczenie do sukcesu eurosceptyków w skali kraju odebrałoby część
głosów chadecji, dlatego ona sama bardziej skłonna byłaby do działań
zmierzających ku marginalizacji młodej partii, zamiast wciągania jej do
wspólnego rządzenia.
Zieloni i Lewica: Powtórzone wyniki, a mimo to mniej mandatów
Partiom
Zielonych i Lewicy nie potrzeba poświęcać w tym podsumowaniu wiele
miejsca. Obie partie osiągnęły właściwie identyczny wynik jak przed
pięcioma laty i jedynie postanowienia Traktatu Lizbońskiego (Niemcy
wysyłają do PE 3 przedstawicieli mniej niż w 2009 roku) i decyzja
niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, który zniósł próg wyborczy w
tych wyborach, spowodowały, że Zieloni i Lewica wysyłają do Brukseli i
Strasburga mniej swoich ludzi.
FDP: Uratowani przez trybunał
Kolejną
porażkę poniosła za to Wolna Partia Demokratyczna (FDP). Liberałowie
kontynuują proces opuszczania niemieckiej sceny politycznej. Po
wyborczej klęsce w wyborach do Bundestagu we wrześniu ubiegłego roku FDP
uzyskała jeszcze słabszy wynik – jedynie 3,4% i tylko wspomniana
decyzja TK uratowała dla liberałów 3 z zajmowanych dotychczas 12 miejsc w
PE. Co gorsza, w partii nie widać obecnie ducha walki i wiary w
możliwość odwrócenia niekorzystnego trendu. Kolejny test wypada jesienią
w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii.
„Pozostali”: Od neonazisty po satyryka
Na
końcu tzw. „Pozostali”. Zniesienie progu wyborczego umożliwiło
wprowadzenie po jednym przedstawicielu: Narodowodemokratycznej Partii
Niemiec (NPD), Partii Piratów, Wolnym Wyborcom, Partii Ochrony Zwierząt,
Niemieckiej Partii Rodzin, Ekologicznej Partii Niemiec oraz
parodystycznej „Partii”, założonej przez redaktora satyrycznego magazynu
„Titanic”. Wyżej wymienione ruchy polityczne uzyskały w tych wyborach
od 185 do 428 tysięcy głosów w skali całych Niemiec, co odpowiada
poparciu od 0,6% do 1,5%.
Większość dziennikarzy nie ma wątpliwości,
że była to decyzja pozbawiona sensu, która zabrała miejsca w PE tym
dużym partiom, które mają szanse na reprezentowanie określonych
stanowisk, skutecznego forsowania swoich racji na forum parlamentu i
formowania koalicji dla ich poparcia. Jaką siłę przebicia będą mieli
pojedynczy posłowie? „Serdeczne dzięki kochany Trybunale Konstytucyjny!”
– kwituje przekornie Jasper von Altenbockum z FAZ .