Niemcy na fali uchodźców i imigrantów


02 październik 2015
A A A

Niemcy były i będą krajem imigranckim. Według Federalnego Urzędu Statystycznego, w ubiegłym roku u naszego zachodniego sąsiada mieszkało 16,4 mln cudzoziemców – tak dużo jak nigdy dotąd. Stanowią oni 20,3 proc. ogólnej liczby mieszkańców RFN, która wynosi obecnie ok. 81 mln. W tym roku nasz zachodni sąsiad zanotuje rekordowy napływ przybyszów z Afryki. Federalne Biuro ds. Migracji (BAMF) podało, że w do końca roku wniosek o azyl złoży nawet 800 tys. osób, czyli około czterokrotnie więcej niż do tej pory. Kanclerz Niemiec zapewniła przed kilkoma tygodniami, że prześladowani ludzie uciekający przed wojną, znajdą schronienie w Niemczech i przystąpiła do nawoływania krajów członkowskich do tego, aby solidarnie pomogli rozwiązać kryzys migracyjny, przyjmując z góry określoną liczbę uchodźców. Przybysze z Bliskiego Wschodu potraktowali słowa szefowej niemieckiego rządu niczym zaproszenie do przybycia do ziemi obiecanej i tłumnie ruszyli do RFN. Ogromny napływ imigrantów wymusił na politykach Niemiec przywrócenie kontroli na granicach. Merkel spotkała się z krytyką wielu krajów UE w tym także rodzimych polityków, obywateli i dziennikarzy.

Niemcy państwo imigracyjne

Po raz pierwszy w powojennej historii Niemcy sięgnęły po imigrantów już w latach 50-tych ubiegłego stulecia. Było to spowodowane szybkim rozwojem gospodarczym i brakami zasobów ludzkich ze względu na duże straty wojenne[1]. W 1960 roku doszło do sytuacji, kiedy na rynku pracy było więcej miejsc pracy niż faktycznej siły roboczej. Na podstawie umów bilateralnych z krajami Europy Południowej w Niemczech zaczęli pojawiać się pracownicy zarobkowi tzn. gastarbeiterzy. Pierwsze porozumienie podpisano w 1955 r. z Włochami. Imigrantów zarobkowych rekrutowano także z Turcji i Jugosławii oraz – w drodze wyjątku – z nielicznych krajów pozaeuropejskich, takich jak Maroko, Tunezja czy Korea. Większość gastarbeiterów wykonywała proste prace fizyczne – 90% sprowadzonych z zagranicy mężczyzn pracowało w 1966 r. jako robotnicy, z czego 70% było zatrudnionych jako robotnicy niewykwalifikowani[2]. Już w 1973 roku w RFN było 2,2 mln gastarbeiterów. Słowo Gast oznacza w języku niemieckim „gość”. Władze Niemiec miały nadzieję, że pewnego dnia imigranci zdecydują się na powrót do swoich krajów. Stało się jednak inaczej, ponieważ zadomowili się oni na tyle w nowej ojczyźnie, że zaczęli do niej sprowadzać swoje rodziny. W latach 60. XX w. blisko 80% imigrantów żyło w Niemczech samotnie, podczas gdy dwadzieścia lat później już tylko 20%[3].

Okres regulowanego przez państwo importu robotników z zagranicy zakończył się formalnie w 1973 r., kiedy rząd Willy’ego Brandta (1969-1982) wprowadził oficjalny zakaz dalszej rekrutacji (tzw. Anwerbestopp)[4]. Powodem takiej decyzji były z jednej strony narastające problemy natury społecznej, z drugiej zaś był to rezultat międzynarodowego kryzysu paliwowego i obawy przed przegrzaniem gospodarczym. Politycy niemieccy nie potrafili zareagować odpowiednio na zaistniałą sytuację, przez co przyczynili się do powstania – i utrzymywania przez kilka kolejnych dziesięcioleci – poważnego obciążenia budżetu RFN. Cała sytuacja przełożyła się również na kolejne pokolenia – duża liczba dzieci nie uczęszczała do przedszkoli, nie miała zatem styczności z językiem niemieckim. To z kolei wpływało na ich gorsze wyniki w szkołach i słabszy niż w przypadku niemieckich kolegów poziom wykształcenia[5]. W latach 1982-1998 koalicja CDU/CSU i FDP starała się uszczelnić rynek niemiecki przed napływem siły roboczej z zagranicy: ograniczano dostęp do systemu socjalnego oraz prawo do azylu. Pomimo restrykcyjnej reglamentacji dostępu do niemieckiego rynku pracy, emigracja do Niemiec nie straciła na popularności. Apogeum osiągnięto w 1992 roku, kiedy wniosek o azyl złożyło 438 tys. uchodźców z Bośni i Hercegowiny. Dodatkowo duże zainteresowanie Niemcami pojawiło się ze strony krajów, które obaliły komunizm, dlatego w 1992/1993 roku zawarto tzw. kompromis azylowy, który wprowadzał kategorie bezpiecznego kraju pochodzenia oraz bezpiecznego kraju trzeciego, co umożliwiło deportację azylantów pochodzących z tych krajów. Nowe przepisy spowodowały, że liczba rozpatrywanych wniosków spadła do poziomu 3-7 proc. w skali rocznej, kiedy wcześniej odsetek ten wynosił 80 proc.[6]

Niemcom zależało bardzo na tym, aby do ich kraju przyjeżdżało jak najwięcej specjalistów, tymczasem przeważała ludność niewykwalifikowana. W 2000 r. rząd kanclerza Gerharda Schrödera wprowadził system Green Card, który z założenia miał  być przełomem w otwarciu się Niemiec na politykę rekrutacji elit. System nie okazał się jednak na tyle atrakcyjny jak zakładano, ponieważ specjalistom, podobnie jak wcześniej gastarbeiterom, Niemcy nie oferowali bowiem najważniejszego- perspektywy pobytu na stałe. Ustawa imigracyjna, obowiązująca od 2005 r., także nie odzwierciedla rosnących potrzeb na wysoko wykwalifikowanego pracownika: uproszczono zasady przyznawania pozwolenia na pracę, wprowadzono kompleksowy system programów integracyjnych oraz podstawy do pobytu podzielone na kryteria[7]. To, co udało się jednak osiągnąć, a co w latach poprzednich było podświadomie spychane, to zmiana paradygmatów w polityce imigracyjnej z tezy, że „Niemcy nie są krajem imigracyjnym” na opinię,  że „potrzebują  imigrantów”[8]. Zmiana ustawowa nie szła jednak w parze ze zmianą mentalnościową. Po 2004 r. w momencie największego rozszerzenia UE, Niemcy skorzystali z prawa do wprowadzenia okresów przejściowych dla swobodnego przepływu osób w ramach elastycznego systemu „2+3+2” lata. Liczne badania naukowe pokazały, że migracje po 2004 roku nie nabrały charakteru masowego i nie wywołały poważnych zakłóceń na rynkach pracy w „starej” Europie, czego Niemcy bardzo się obawiali.

Źródło: Wikipedia CommonsPolitycy podzieleni

Stanowiska ugrupowań politycznych w sprawie uchodźców były przez długi czas podzielone. W 1994 roku SPD po raz pierwszy opowiedziała się za tym, aby obywatelstwo niemieckie nadać dzieciom imigrantów poprzez legalizację zasady ziemi (łac. ius soli ), zaś CDU stanowczo się temu sprzeciwiała[9]. Ważną datą w polityce imigracyjnej Niemiec był zamach z 11 września 2001 roku. Parlament niemiecki uchwalił rok później ustawę do zwalczania terroryzmu (czyi tzw. Terrorismusbekämpfungsgesetz)[10]. Zmieniły się procedury azylowe, wprowadzono zasady ułatwionej deportacji cudzoziemców podejrzanych o prowadzenie działalności terrorystycznej. FDP  i  Lewica  nie poparły ustawowych zmian, godzących rzekomo w konstytucyjną  zasadę  wolności, a przede wszystkim w imigrantów. W 2005 roku SPD umieściła już w swoim programie informację o tym, że Niemcy są od dziesięcioleci społeczeństwem imigracyjnym, zaś chrześcijańscy demokraci ciągle jeszcze unikali zabierania głosu w tej sprawie. Obecnie oba ugrupowania zbliżyły się w swoich stanowiskach wobec imigrantów. SPD opiera się na propagowanej przez Zielonych idei patriotyzmu konstytucyjnego czyli integracji społecznej i kulturowej oraz rozszerzeniu partycypacji imigrantów w życiu politycznym np. poprzez nadanie im prawa do głosowania w wyborach lokalnych. Socjaldemokraci byli jednak powściągliwi w kwestii dostępu obcokrajowców do rynku pracy. W programie z 2002 roku SPD zalecało politykę stymulowania migracji z utrzymaniem zasady prymatu rodzimej siły roboczej. Chadecy w kampanii wyborczej z 2002 roku głosili większą potrzebę integracji dzieci imigrantów i potrzebę zagwarantowania im równych szans, jednocześnie wykazywano, że propozycje Zielonych i SPD doprowadzą do stanu, w którym to w 2050 roku liczba imigrantów w RFN będzie wahać się w okolicy 18-20 proc, co w konsekwencji będzie oznaczało, że Niemcy będą cudzoziemcami we własnym kraju. Priorytetem CDU stała się kontrola rynku pracy oraz uszczelnianie granic. Ponadto nakłanianie gastarbeiterów do powrotu do własnych krajów i limitowane przyjęcie kolejnych imigrantów. Chadecja nie negowała potrzeby przyjęcia wysoko wykwalifikowanych imigrantów, jednak nawet i ten proces zdaniem CDU powinien podlegać stałej kontroli[11]. Mimo funkcjonowania rozwiązań prawnych, które regulują przepływ uchodźców i imigrantów, Niemcy nie mają ustawy imigracyjnej „z prawdziwego zdarzenia”[12]. Podzielona w tej sprawie jest koalicja, zaś minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere uważa, że dotychczasowe rozwiązania prawne są w zupełności wystarczające. Zieloni są przekonani, że nowa ustawa mogłaby regulować i wpływać na napływ cudzoziemców. Niezdecydowani są socjaldemokraci. Wicekanclerz Sigmar Gabriel postulował uchwalenie ustawy, która wskazywałaby, którzy migranci są mile widziani, a którzy nie. SPD ostrzega ponadto przed presją płacową, jaką wywierać będą na niemieckim rynku pracy napływający cudzoziemcy. Socjaldemokraci uważają raczej, że zdecydowanie lepsze byłyby dodatkowe szkolenia i dokształcanie bezrobotnych Niemców. Jasne stanowisko w tej sprawie zajmuje CSU. Horst Seehofer kategorycznie odrzuca potrzebę stworzenia nowej ustawy. Szef rządu Bawarii uważa, że Niemcy, które rocznie przyjmują tysiące imigrantów, nie powinny wprowadzać ustaw, które spotęgują te liczby. CDU podobnie jak Lewica stoi na stanowisku, że RFN potrzebuje dodatkowych rąk do pracy, ponieważ zapotrzebowanie jest duże, a sami Niemcy nie są w stanie mu sprostać.

Załamanie polityki Mutti Merkel

Dobry moment na wypełnienie luki demograficznej pojawił się już kilka miesięcy temu, kiedy do Europy zaczęły napływać fale imigrantów i uchodźców, przedzierające się na północ, ponieważ ani Włosi ani Grecy nie byli w stanie zarejestrować przybyszów i wydać im odpowiednich dokumentów. Sytuacja skomplikowała się dodatkowo, kiedy w wielu krajach pojawiała się niechęć do obcych i dochodziło do aktów przemocy i wandalizmu. W obliczu rosnącego napięcia kanclerz Niemiec zadeklarowała przyjęcie azylantów bez rutynowych procedur biurokratycznych. Decyzję podjęła wraz z kanclerzem Austrii Wernerem Faymannem. Była ona reakcją na marsz tysięcy migrantów z Budapesztu, gdzie od wielu dni koczowali na dworcu kolejowym Keleti, w kierunku Austrii. Berlin i Wiedeń podkreślają, że była to jednorazowa akcja spowodowana nadzwyczajną sytuacją i podyktowana względami humanitarnymi[13]. Kilka dni temu szefowa niemieckiego rządu dokonała oceny możliwości kraju i zmieniła swój pogląd o 180 stopni twierdząc, że jednak „RFN sobie nie poradzi”. Süddeutsche Zeitung podsumowuje, że Merkel przyznała się do błędu, co w jej 10-letniej karierze jeszcze nigdy nie nastąpiło w tak bezpośredni sposób[14]. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zwraca uwagę na paradoks polityki uprawianej przez Merkel. Aby przeciwdziałać zmianie pozytywnego nastawienia do uchodźców w kraju, szefowa rządu bezustannie powtarza, że Niemcy są silne, a imigranci dodatkowo wzmacniają prestiż kraju. Te sygnały odbierane są za granicą jako zachęta do przyjazdu do ziemi obiecanej - pisze komentator gazety[15]. Berliński "Tagesspiegel" wyraża opinię, że kryzys migracyjny może doprowadzić do jej upadku. - Jeszcze wczoraj jej sukces nie podlegał dyskusji. Dzisiaj aktualne stało się pytanie, czy jej polityka wobec uchodźców zapewni CDU w przyszłości większość - pisze autor komentarza Stephan-Andreas Casdorff.

Alan Posener ostro atakuje kanclerz za jej arogancki styl polityki w artykule„Jestem Angela Merkel – więc mi wszystko wolno”. Autor podkreśla, że swoją postawą szefowa niemieckiego rządu rujnuje europejską solidarność i pokazuje arogancję niemieckiego mocarstwa[16]. Ponadto sugeruje, że kanclerz jest niekonsekwentna i nieobliczalna. Posener pisze, że Merkel złamała Konwencję Dublińską, która mówi o solidarności w sprawie przyznawania azylu przez państwa członkowskie UE. Po kilku dniach podjęła zupełnie odwrotną decyzją o uszczelnieniu niemieckich granic, czym ponownie naruszyła przepisy – tym razem traktat z Schengen. - W obydwu przypadkach Merkel „uderzyła swoich unijnych partnerów obuchem w głowę”,ale widocznie uznała: Jestem największym płatnikiem, więc mi wszystko wolno–czytamy w niemieckim dzienniku.Słowa krytyki płynął z ust polityków różnych frakcji. Wolfgang Bosbach (CDU) podkreśla, że rozumie decyzję kanclerz Niemiec o chęci pomocy humanitarnej, jednak musi to być akt jednorazowy, bo i sytuacja jest wyjątkowa[17]. Koledzy z partii krytykują selfie, które z imigrantami robiła sobie szefowa niemieckiego rządu wskazując na przekaz, który za sprawą tych zdjęć idzie świat i który napędza jedynie kolejne fale.

Źródło: Wikipedia CommonsPojawiają się także głosy niezadowolenia władz Bawarii, która stanowi bramę wjazdową do przybyszów z Bliskiego Wschodu oraz Bałkanów. Hans-Peter Friedrich (CSU) podkreślał, że Niemcy powoli tracą kontrolę nad tym, co się dzieje, a tymczasem kolejni ludzi wsiadają na łodzie i płyną do Europy w nadziei na dotarcie do Niemiec. Lider CSU Horst Seehofer (na zdj.) zwrócił uwagę na masowe nadużywanie systemu przyznawania azylu przez imigrantów dążących do wykorzystania niemieckiego systemu zasiłków socjalnych. Szef MSW Bawarii Joachim Herrmann skrytykował rząd Angeli Merkel za podjęcie bez konsultacji z władzami Bawarii i innych landów decyzji o zezwoleniu na przyjazd do Niemiec grupy uchodźców z Węgier. - To błędny sygnał - powiedział polityk CSU, tym bardziej, że większość uchodźców i migrantów przyjeżdżających do Niemiec trafia do Bawarii. Dezaprobatę wobec postępowania niemieckiego rządu wyraził też szef MSW Nadrenii-Palatynatu Roger Lewentz twierdząc, że „(…) poradzimy sobie z falą uchodźców. Nie chcieliby jednak być w przyszłości zaskakiwani w ten sposób”[18]. Premier rządu Turyngii Bodo Ramelow wezwał do przyśpieszenia procesu podejmowania decyzji w sprawie azylu tak, aby ci, którzy go dostaną, jak najszybciej zaczęli proces integracji, a ci, którzy spotkają się z odmową, wrócili jak najszybciej do swoich krajów. Thomas Oppermann wstawił się za Merkel twierdząc, że krytyczna postawa nie ułatwia poszukiwania rozwiązań. Sekretarz generalna SPD Yasmin Fahimi stawia pytanie, czy CSU chce być dodatkowym obciążeniem w tej sprawie, czy może chce przyczynić się do rozwiązania kryzysu[19].

Politykę Niemiec skrytykował także były ambasador Polski w RFN na łamach FAZ Janusz Reiter. Dyplomata podkreślił, że niemiecka polityka wobec uchodźców kieruje się "godnymi szacunku moralnymi motywami" i stanowi dla wielu ludzi zachętę do "pokazania się z jak najlepszej strony"[20]. Dyplomata wskazuje jednak, że kierowanie się emocjami w tej sprawie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Potrzeba realizmu i chłodnej oceny zaistniałej sytuacji, a politycy, zarówno w Niemczech jak i w Polsce, muszą być na to przygotowani[21].  Ambasador Reiter podkreśla, że RFN jest najbardziej wpływowym krajem UE, a ich decyzje są odczuwalne także przez pozostałych. Niemcy otworzyły swoje granice dla uchodźców, a w chwili kryzysu kiedy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli zaczęli nawoływać do solidarności. Nie wszystkie kraje postrzegają się jako kraje imigranckie, na pewno nie Czechy czy Polska – czytamy w wywiadzie. Dodatkowo oponenci polityki niemieckiej są poddawani presji. Reiter uważa, że problem musi rozwiązać i jedna i druga strona. Należy jednak brać pod uwagę interesy wszystkich krajów oraz doświadczenia historyczne. Mniej krytycznie na Merkel patrzy Bartosz Wieliński: „70 lat temu świat beznamiętnie przyglądał się temu, jak ich dziadkowie mordowali Żydów w Auschwitz. 20 lat temu nikt nie kiwnął palcem, by uratować przed Serbami Bośniaków ze Srebrenicy. A teraz to Niemcy wyciągają rękę do ludzi w potrzebie. W kraju trwa humanitarna mobilizacja, uchodźcom pomagają tysiące wolontariuszy”, czytamy w GW[22]. Jak pisze dziennikarz Gazety Wyborczej, to w interesie Polski i Polaków oraz całej Europy jest pomoc Niemcom, aby fala imigrantów nie przytłoczyła kraju i nie pobudziła do działania środowisk skrajnie prawicowych.

Integracja to iluzja?

Krytyczni publicyści od dawna alarmują, że integracja cudzoziemców to iluzja, wskazując na  działania ekstremistycznych partii i ruchów prawicowych, których retoryka przedostaje się do coraz częściej do debaty publicznej. Ich aktywność jest zdecydowanie większa na wschodzie niż na zachodzie kraju, za sprawą różnego sposobu postrzegania cudzoziemców[23]. To na wschodzie kraju występuje ksenofobia, strach przed utratą pracy na rzecz migranta oraz przed islamizacją kraju. Warto dodać, że na wschodzie Niemiec migrantów jest zdecydowanie mniej niż na zachodzie, co zaskakuje jeszcze bardziej. Szef MSW w Nadrenii-Palatynacie Roger Lewentz wyjaśniał, że mieszkańcy NRD przez dziesięciolecia byli odcięci od napływu przedstawicieli obcych kultur, dlatego muszą się więc dopiero nauczyć koegzystencji z imigrantami[24].

W ostatnim czasie w Badenii Wirtembergii następowała seria podpaleń ośrodków dla uchodźców. Niedługo mieli się tam wprowadzić uciekinierzy z krajów afrykańskich i arabskich. Coraz częściej do podobnych wykroczeń dochodzi również na zachodzie. 18 lipca w garażu schroniska dla uchodźców w Waldaschaff w Dolnej Frankonii zapalił się znajdujący się w piwnicy kontener na papier. W budynku znajdowało się 18 uchodźców[25]. W bawarskim Reichertshofen nieznani sprawcy podłożyli ogień w dwóch wejściach do zespołu budynków, w których od września miało zamieszkać 67 azylantów. W czerwcu br. doszło do podpaleń m. in. w Lubece na północy kraju oraz w Miśni, w Saksonii. Statystyki są nieubłagane: tendencja ataków na domy azylantów rośnie. W 2014 roku policja odnotowała 175 takich incydentów wobec 55 w roku 2013. Od początku tego roku doszło do 150 zamachów na placówki przeznaczone dla azylantów i uchodźców[26]. Od zeszłego roku w Niemczech wzrosła też liczba demonstracji przeciwko napływowi obcokrajowców, szczególnie z krajów arabskich. Jednym z bastionów sił pragnących ograniczyć liczbę azylantów jest Saksonia. W stolicy tego landu, Dreźnie, powstała Pegida czyli Patriotyczni Europejczycy przeciwko Islamizacji Zachodu - ruch społeczny organizujący od jesieni 2014 roku cotygodniowe demonstracje. Głoszone na nich hasła skierowane są przeciwko nadmiernym wpływom muzułmanów na życie społeczne w Niemczech i rzekomemu tolerowaniu przez władze tego zjawiska. Na początku roku w demonstracjach Pegidy uczestniczyło co tydzień kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere, przedstawiając pod koniec czerwca dane, powiedział, że liczby są zatrważające. – Sprawcy tych ataków usiłują zastraszyć lokalne władze i mieszkańców – mówił polityk CDU.

Cudzoziemcy są  niekiedy postrzegani jako zagrożenie dla dobrobytu i bezpieczeństwa publicznego. Strach wywołuje także możliwa niewydolność krajowego systemu zabezpieczenia socjalnego. Ksenofobia nie jest jednak socjalnym „defektem dolnych warstw społecznych”, lecz „głosem klasy średniej”. W ciągu czterdziestu lat liczba świadczeniobiorców pomocy społecznej wzrosła w tym kraju z 58 tys. w  1963 r. do 2,81  mln w 2003 r. Premier Serbii Aleksandar Vucić powiedział w wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung”, że obywatele jego kraju nie są prześladowani. Podejmując się wyjazdu zależy im wyłącznie na wysokich świadczeniach socjalnych, które są niejednokrotniewyższe niż średnia pensja w Serbii[27]. Jeżeli Niemcy nie uregulują tej kwestii, zawsze będą zmagać się z ogromnym napływem imigrantów z Bałkan, powiedział premier Serbii.

Obywatelstwo: dwa w jednym

Źródło: Wikipedia CommonsCudzoziemcy żyjący na stałe w RFN cieszyli się prawami socjalnymi, ale nie politycznymi. Zgodnie z zasadami pochodzenia opierającymi się na koncepcji prawa krwi (łac. ius sanguinis ) z 1913 roku obywatelstwo niemieckie można było uzyskać wówczas, kiedy jedno z rodziców miało pochodzenie niemieckie. Pierwsze głosy mówiące o reformie tej zasady zaczęły pojawiać się pod koniec lat 90. Wówczas to Socjaldemokraci oraz FDP głosili potrzebę prawa ziemi (łac. ius soli ), zaś Zieloni odwoływali się do koncepcji „konstytucjonalnego patriotyzmu” Jürgena Habermasa[28], w której to więzy kulturowe, znajomość języka i konstytucji jest podstawą do otrzymania obywatelstwa. Przeciwnikami prawa ziemi byli chadecy, którzy w pierwszej kolejności stawiali na integrację społeczną. Ponadto naturalizację  cudzoziemców chcieli uzależnić od gotowości do zrzeczenia się z pierwotnego obywatelstwa[29]. W maju 1999 r. – na wspólny wniosek  SDP, Zielonych oraz  FDP  – nowa ustawa o obywatelstwie (Staatsangehörigkeitsgesetz) uzyskała większość w obu izbach niemieckiego parlamentu. Przeciwko głosowała Lewica oraz CDU/CSU. Nowe regulacje prawne były kolejnym krokiem na drodze transformacji państwa niemieckiego jako kraju imigracyjnego. Pomimo formalnego uznania prawa naturalizacji obcokrajowców, korzystanie z niego było nadal utrudnione. Prawo do obywatelstwa dzieciom imigrantów przysługiwało tylko wtedy, kiedy przynajmniej jedno z jego rodziców od co najmniej ośmiu lat przebywało w Niemczech na zasadach regularnego pobytu, posiadając prawo do nieograniczonego pobytu od co najmniej trzech lat. Ponadto obcokrajowcy byli zobligowani do zrzeczenia się drugiego obywatelstwa przed ukończeniem 23 roku życia[30]. Takie regulacje prawne znacznie ograniczały liczbę cudzoziemców, która uzyskiwała prawa obywatelskie. SPD oraz organizacje tureckie apelowały  o modernizację  przepisów prawa, powołując się  na przykład tradycyjnych krajów imigracyjnych, w których podwójne, a nawet potrójne obywatelstwo jest standardem. Chadekom zależało w pierwszej kolejności na integracji imigrantów. Do zmiany stanowiska zostali zmuszeni w 2013 roku podczas negocjacji koalicyjnych. SPD przeforsowała zniesienie tzw. „obowiązku wyboru” obywatelstwa i potraktowała to jako warunek do ewentualnej współpracy koalicyjnej jeszcze przed podjęciem rozmów. Zgodnie z nowymi regulacjami dzieci imigrantów, które od urodzenia obok niemieckiego obywatelstwa posiadają również przynależność narodową swoich rodziców, nie będą już musiały dokonywać wyboru między paszportami, jeśli przeżyły w Niemczech przynajmniej 8 lat. Obowiązek wyboru nie będzie również konieczny, jeśli dziecko przez 6 lat chodziło do niemieckiej szkoły lub zdobyło dyplom ukończenia takiej szkoły. Zmiany są korzystne dla mniejszości tureckiej, która dotychczas czuła się dyskryminowana przez regulacje[31].

Debata o migrantach jeszcze przez długi czas pozostanie tematem numer jeden w Niemczech i w całej Europie. Głos w sprawie zabrał były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, który namawia do stworzenia Agendy 2020, która na nowo wytyczyłaby cele polityki imigracyjnej kraju[32]. Polityk SPD przyznaje, że imigranci są potrzebni Niemcom, aby w przyszłości móc wypłacać emerytury starzejącym się obywatelom. Dobra polityka imigracyjna to także przygotowywanie społeczeństwa na przybyszów obcych kulturowo oraz dalekosiężne kroki zmierzające do rozwiązania przyczyn kryzysu. Za chwilę liczba ludzi podejmujących wyzwanie przedostania się do Europy najprawdopodobniej spadnie, jednak kolejnej fali należy się spodziewać na wiosnę za rok.

Sylwia Ławrynowicz



[1] MAGDALENA SZANIAWSKA-SCHWABE, POLITYKA IMIGRACYJNA REPUBLIKI FEDERALNEJ NIEMIEC, S. 4.

[2]Marta Zawilska-Florczuk, Niemiecka polityka integracyjna a tezy Thilo Sarrazina. Biuletyn niemiecki nr 10, 13.09.2010, S. 4.

[3]SZANIAWSKA-SCHWKA,  S. 4.

[4]Klaus J. Bade, Als Deutschland zum Einwanderungsland wurde, http://www.zeit.de/gesellschaft/zeitgeschehen/2013-11/einwanderung-anwerbestopp, 12.09.2015.

[5] Zawilska-Florczuk, Niemiecka polityka integracyjna a tezy Thilo Sarrazina, S. 5.

[7] Pracy zarobkowej, kształcenia,  łączenia rodzin oraz celów humanitarnych. SZANIAWSKA-SCHWABE, POLITYKA IMIGRACYJNA REPUBLIKI FEDERALNEJ NIEMIEC, S. 10.

[8] SZANIAWSKA-SCHWABE, S. 40.

[9] SZANIAWSKA-SCHWABE, S. 29.

[11] SZANIAWSKA-SCHWABE, POLITYKA IMIGRACYJNA REPUBLIKI FEDERALNEJ NIEMIEC, S. 12.

[12] Małgorzata Matzke, Polityczna kość niezgody: ustawa imigracyjna, http://www.dw.com/pl/polityczna-ko%C5%9B%C4%87-niezgody-ustawa-imigracyjna/a-18291954, 15.09.2015

[13] „To był błąd”. Niemiecki rząd spiera się o przyjęcie migrantów, https://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1504320,To-byl-blad-Niemiecki-rzad-spiera-sie-o-przyjecie-imigrantow, 15.09.2015.

[16]Alan Posener, Ich bin Angela Merkel und ich darf es, http://www.welt.de/debatte/kommentare/article146491578/Ich-bin-Angela-Merkel-ich-darf-das.html, 16.09.2015.

[17]Treffen mit Orban: SPD wirft SPD Verrat an Englisch vor, http://www.tvp.info/20887946/niemcy-niechetni-imigrantom-trwa-seria-podpalen-osrodkow-dla-uchodzcow, 16.09.2015.

[20] Reiter w “FAZ”: Niemieckiej polityce wobec uchodźców brakuje realizmu, http://wiadomosci.onet.pl/swiat/reiter-w-faz-niemieckiej-polityce-wobec-uchodzcow-brakuje-realizmu/eqpykx

[21] Jw.

[22] Bartosz Wieliński, Niemcom trzeba pomóc, http://wyborcza.pl/1,75968,18866572,niemcom-trzeba-pomoc.html, 16.09.2015.

[23] Barbara Cöllen, Niemcy 25 lat po zjednoczeniu: wciąż dwie nierówne połówki, http://www.dw.com/pl/niemcy-25-lat-po-zjednoczeniu-wci%C4%85%C5%BC-dwie-nier%C3%B3wne-po%C5%82%C3%B3wki/a-18602444, 15.09.2015

[24] Dagmara Jakubczak, Wschodnie landy są podatniejsze na ksenofobią – twierdzi Roger Lewenz (SPD),, http://www.dw.com/pl/wschodnie-landy-s%C4%85-podatniejsze-na-ksenofobi%C4%99-twierdzi-roger-lewentz-spd/a-18684649, 15.09.2015

[25] Niemcy niechętni imigrantom? Trwa seria podpaleń ośrodków, http://www.tvp.info/20887946/niemcy-niechetni-imigrantom-trwa-seria-podpalen-osrodkow-dla-uchodzcow, 16.09.2015.

[26]Jw.

[28]Piotr Cichocki, Jürgen Habermans próba odpowiedzi na kryzys integracji europejskiej, Humaniora. Czasopismo Internetowe, Nr 2, S. 135–137.

[29] SZANIAWSKA-SCHWABE, S. 25.

[30] Andrzej Papezyca, Bundestag odrzucił projekt podwójnego obywatelstwa, http://www.dw.com/pl/bundestag-odrzuci%C5%82-projekt-podw%C3%B3jnego-obywatelstwa/a-15525937, 16.09.2015.

[32] Były kanclerz Niemiec: bez imigracji nie będzie nas stać na wypłacenie emerytur, http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1496726,Byly-kanclerz-Niemiec-bez-imigracji-nie-bedzie-nas-stac-na-wyplacanie-emerytur,16.09.2015.

Zobacz także

Nikki Haley i jej wizja Stanów Zjednoczonych
100-lecie konferencji w Genui: lekcje z początków radzieckiej dyplomacji
Zamglona przyszłość porozumienia nuklearnego
Polityka Niemiec wobec Stanów Zjednoczonych na początku prezydentury Donalda Trumpa




Więcej...

Zobacz także tego autora

Niemcy na fali uchodźców i imigrantów
TTIP: szansa czy zagrożenie dla gospodarki Niemiec?
Relacje Rosja - państwa bałtyckie w kontekście konfliktu na Ukrainie
Niemcy: Niestraszny nam Grexit
Niemcy: Przegląd prasy - środa (14.01)