Wymagające sąsiedztwo. Relacje polsko-niemieckie po 1990 roku


02 październik 2015
A A A

Ćwierćwiecze istnienia zjednoczonych Niemiec jest dobrą okazją do refleksji nad stosunkami Polski z jej zachodnim sąsiadem. Dyplomacja pomiędzy obydwoma krajami od dziesięcioleci nie należała do najłatwiejszych w utrzymaniu, można by jednak wysnuć śmiałą teorię, że upadek muru w Berlinie przyczynił się nie tylko do zjednoczenia Niemiec, lecz także normalizacji i budowy być może najbardziej partnerskich relacji pomiędzy Polską a Niemcami w najnowszej historii Europy.

W przełomowym 1990 roku, zarówno Polska, jak i zjednoczona Republika Federalna Niemiec miały wspólne cele i interesy związane z wzajemną polityką na europejskiej scenie. Celem nadrzędnym stało się przede wszystkim oddzielenie od jałtańsko-poczdamskiego porządku, który po 1945 roku na pół wieku zmienił geopolityczne oblicze Europy. Zjednoczenie państw Starego Kontynentu, a tym samym ukształtowanie nowego ładu pokojowego na jego terenie – przede wszystkim takie były wspólne założenia zjednoczonych Niemiec i suwerennej Polski. Nowe uwarunkowania występujące wewnątrz każdego z państw, zmiana na międzynarodowej arenie, co równało się m.in. z nowymi celami zagranicznej polityki III RP i RFN sprawiły, że w krótkim czasie udało się obydwu krajom dojść do porozumienia w paru spornych kwestiach, które znacznie ochładzały wzajemne stosunki jeszcze za czasów Polski Ludowej.

Źródło: Wikipedia CommonsW listopadzie 1989 roku z wizytą do Warszawy przyjechał kanclerz RFN Helmut Kohl, co – zdaniem historyków – rozpoczęło przełomowy etap we wzajemnych stosunkach polsko-niemieckich. Rząd Tadeusza Mazowieckiego zdecydował się na prowadzenie polityki zbliżeniowej z Niemcami, czego potwierdzeniem miała być poniekąd wizyta niemieckiego kanclerza. Odtąd stosunki polsko-niemieckie miały się opierać na polityce porozumienia, dobrym sąsiedztwie i wzajemnym zaufaniu. Wraz z dojściem do jedności Niemiec zostały ostatecznie stworzone także prawne przesłanki do regulacji granic. Początkowo Niemcy bagatelizowały sprawę uznania swojej wschodniej granicy, uznano jednak ostatecznie, że jej potwierdzenie będzie miało miejsce w osobnym traktacie pozjednoczeniowym, do zapisu którego doszło w roku zjednoczenia Niemiec.

Uznanie 14 listopada 1990 r. niemieckiej granicy wschodniej na Odrze i Nysie Łużyckiej, która to od blisko 50 lat była zadrą we wzajemnych stosunkach, wytyczało nowe kierunki współdziałania. Zgodnie ze zobowiązaniami traktatu, istniejąca pomiędzy Polską a Niemcami granica miała być nienaruszalna od momentu podpisania traktatu, a także w przyszłości. Obydwa kraje zobowiązały się także do wzajemnego poszanowania suwerenności każdego z nich, a także integralności terytorialnej oraz niezgłaszania żadnych roszczeń w tej kwestii. Do traktatu granicznego dołączono także listy ministrów spraw zagranicznych – Krzysztofa Skubiszewskiego i Hansa-Dietricha Genschera – w których uwzględniono odrębne interesy Niemiec i Polski. Strona niemiecka przedstawiła także życzenia co do osiedlenia się obywateli niemieckich na polskich ziemiach – w tym także tych, którzy po zakończeniu II wojny światowej zostali z Polski wysiedleni. Polskie stanowisko zaaprobowało tę kwestię, jednak zaznaczono, że będzie to możliwe w momencie realnego przystąpienia państwa polskiego do europejskich wspólnot. Traktat graniczny mówił także o gwarancji praw mniejszości w obydwu krajach – Polska nie zgodziła się jednak na stosowanie podwójnego nazewnictwa na terenach zamieszkanych przez mniejszość niemiecką. Oba kraje były skłonne do nadania impulsu rozwojowi polsko-niemieckiej wspólnocie interesów, w której zacieśnianie wzajemnych związków miało sprzyjać stosowaniu podobnych rozwiązań na płaszczyźnie państwowej i społecznej w obu krajach. Potwierdzeniem chęci współpracy miał być drugi, podpisany 17 czerwca 1991 roku traktat, mówiący o „dobrym sąsiedztwie i wzajemnej współpracy”. Traktat ten określany jest z reguły jako ten, który stworzył solidne podstawy polsko-niemieckiej tzw. „wspólnoty interesów” niem. deutsch-polnische Interessengemeinschaft).

Oba traktaty ratyfikowano w 1992 roku – roku, który pod względem obustronnej współpracy był szczególny dla obu państw. Na przełomie marca i kwietnia wizytę w Niemczach złożył prezydent Lech Wałęsa, który przedstawił propozycję utworzenia NATO-bis i EWG-bis. Zdaniem Wałęsy miały to być okresowe struktury współpracy państw z Europy Środkowo-Wschodniej, należących jeszcze do niedawna do bloku państw komunistycznych, z NATO oraz strukturami Unii Europejskiej przed ich akcesją do tychże organizacji. Był to oczywisty znak, że Polska jest gotowa wstąpić w struktury Paktu Północnoatlantyckiego, co jednak nie do końca spotkało się z tak oczekiwanym entuzjazmem ze strony Niemiec. Państwo niemieckie jak najbardziej dążyło do poszerzenia sojuszu na wschód, chcąc tym samym skończyć z pełnieniem roli „państwa frontowego”, jednak kanclerz Kohl, który wówczas dbał o jak najlepsze stosunki z Federacją Rosyjską, podszedł do problemu stosunkowo sceptycznie. Niemniej jednak od 1993 roku Niemcy, w szczególności minister obrony narodowej Niemiec Volker Rühe opowiadał się za wejściem Polski do NATO. W styczniu tego roku polski minister obrony Janusz Onyszkiewicz podczas swojej wizyty w Bonn podpisał porozumienie o współpracy w dziedzinie wojskowości. Dla Niemiec był to pierwszy tego typu dokument podpisany z krajem z byłego bloku wschodniego, dla Polski z kolei był to moment wręcz przełomowy w zacieśnianiu się wojskowych kontaktów polsko-niemieckich. Dodatkowym punktem dla polepszenia takich stosunków było przystąpienie Polski w 1994 roku do programu Partnerstwa dla Pokoju (PdP). Wszystko wskazywało na to, że relacje na linii Berlin – Warszawa będą, zgodnie z oczekiwaniami przede wszystkim polskich polityków, idyllą „wspólnoty interesów”, choć tak naprawdę z obiektywnego punktu widzenia, wielkie deklaracje i częstsze niż w ostatnich dziesięcioleciach uściski rąk nie niosły za sobą konkretnych czynów.

Do pewnego ożywienia w działaniu doszło w 1995 roku, kiedy po raz pierwszy od przełomu w 1989 roku doszło do wizyty niemieckiego kanclerza w Polsce. Helmut Kohl jako pierwszy niemiecki przywódca wygłosił przemówienie w  polskim parlamencie. W jego przemówieniu z 6 lipca padły naprawdę konkretne deklaracje sugerujące, iż w przeciągu najbliższych 10 lat Polska powinna przystąpić do Unii Europejskiej. Ważnym punktem wizyty kanclerza Kohla była także wizyta w byłym nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz.

Źródło: Wikipedia CommonsJuż w 1994 roku nowo wybrany prezydent Niemiec Roman Herzog na uroczystościach upamiętniających 50-lecie wybuchu Powstania Warszawskiego przeprosił za krzywdy wyrządzone przez Niemców na polskim narodzie. Do rozliczenia ze zbrodniami nazistowskich Niemiec w sposób bardzo pobieżny doszło na początku lat 90., kiedy to utworzono Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie, przez którą Niemcy przekazały ok. 500 mln marek dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Władze polskie zobowiązały się wówczas do niepopierania roszczeń obywateli polskich na arenie międzynarodowej. Kwestia zbrodni nazistowskich z okresu II wojny światowej jako sprawa niezwykle ciężkiej wagi pomimo upływu czasu z pewnością na długo rzucała cień na niemiecko-polskie stosunki. Parę miesięcy wcześniej ówczesny szef polskiej dyplomacji Władysław Bartoszewski (na zdj.), były więzień niemieckich obozów koncentracyjnych, jako jedyny zagraniczny mówca wystąpił w niemieckim parlamencie na uroczystej sesji poświeconej 50-leciu wybuchu II wojny światowej. Bartoszewski poruszył na niej kwestię „cierpień niewinnych Niemców, którzy utracili swoje ojczyste strony w rezultacie powojennych wypędzeń”. Gest polskiego dyplomaty poczyniony w celu poruszenia także kolejnej drażliwej kwestii historycznej łączącej oba narody nie mógł ujść uwadze niemieckiej opinii publicznej. Wizyta kanclerza Kohla w byłym obozie koncentracyjnym była więc tylko potwierdzeniem, że trudna i tragiczna historia obydwu państw może być tylko kolejnym łącznikiem w drodze ku lepszej wzajemnej współpracy.

Druga połowa lat 90. przyniosła znaczne ożywienie stosunków pomiędzy obydwoma krajami. Nowo wybrany polski prezydent Aleksander Kwaśniewski z pierwszą zagraniczną wizytą wybrał się w styczniu 1996 roku właśnie do Niemiec. Przełomem był szczyt polsko-niemiecki, który odbył się 14 lipca 1997 roku w Bonn. Sam prezydent Kwaśniewski mówił o nim, że „to jest szczyt, jakiego dotąd jeszcze nie było”. Dotychczas takie spotkania Niemcy odbywali ze swoimi najbliższymi sojusznikami, m.in. z Francją czy Wielką Brytanią. Obok Aleksandra Kwaśniewskiego członkiem polskiej delegacji był ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz. Szczyt w Bonn był o tyle ważny dla wzajemnych stosunków, że Polska była pierwszym krajem z regionu Europy Środkowo-Wschodniej, z którym Niemcy podjęły tak dwustronne konsultacje na najwyższym szczeblu. Polskie media rozpisywały się o „nowej jakości” stosunków z Niemcami. Zewsząd dochodziły głosy, że współpraca pomiędzy Niemcami a Polską coraz bardziej się rozwija. Podkreślano, że z Bonn jest już tylko jeden krok w stronę Europy, co wyraźnie pokazywało, jaki jest najważniejszy cel polityki zagranicznej prowadzonej przez państwo polskie. Priorytetem stało się członkostwo w NATO, a także coraz konkretniejsze dążenie do pełnej integracji z Unią Europejską. 26 marca 1998 roku Bundestag zdecydowaną przewagą głosów na „tak” zatwierdził protokoły polskiej akcesji do NATO. Ponad pół roku później kanclerz Kohl został wyróżniony Orderem Orła Białego, najwyższym polskim odznaczeniem państwowym. Jest pierwszym Niemcem, który je otrzymał.

Źródło: Wikipedia CommonsW tym samym czasie dały o sobie znać historyczne animozje pomiędzy obydwoma państwami. W maju 1998 roku Bundestag uchwalił rezolucję „Wypędzeni, przesiedleńcy i mniejszości niemieckie pomostem między Niemcami a ich wschodnimi sąsiadami”. Rządząca koalicja chadecko-liberalna wzywała rząd, by poczynił wszelkie kroki wobec uzasadnionych interesów osób pochodzenia niemieckiego, które ucierpiały wskutek przesiedlenia po II wojnie światowej. Rezolucja nie została bowiem podpisana bez przyczyny – fakt, iż Polska była coraz bliżej przystąpienia do Unii Europejskiej, otwierał mniejszości niemieckiej drogę do swobodnego przemieszczania się i osiedlania na polskich terenach. Polska strona podpisanie kontrowersyjnej dla siebie rezolucji odebrała jako rosnące poparcie dla Związku Wypędzonych kierowanego przez Erikę Steinbach, a co za tym idzie, ich coraz dalej idących roszczeniowych postulatów, które mówiły m.in. o zwrocie niemieckiego mienia. Parę miesięcy później polski Sejm przyjął oświadczenie, w którym uznał niemiecką rezolucję za godzącą w dobro stosunków na linii Warszawa-Berlin.

Opinia publiczna w Niemczech zaczęła się obawiać, czy rozszerzenie Unii Europejskiej o wschodnie kraje będzie korzystne dla całej wspólnoty. Zastanawiano się, czy biedniejsze państwa powinny mieć wcześniej wprowadzony okres przejściowy, który pozwoliłby na swobodny przepływ siły roboczej pomiędzy krajami. Polska wyczuła sceptyczny stosunek państw zachodnich do jej integracyjnych tendencji, obawiała się także nowego, socjaldemokratycznego rządu zachodniego sąsiada. Ale tydzień po zaprzysiężeniu rządu, 5 listopada 1998 roku, nowy kanclerz Niemiec Gerhard Schröder przybył z wizytą do Polski, zapewniając Polaków o swoim poparciu dla polskich międzynarodowych aspiracji. Także w kolejnych latach niemiecki kanclerz podkreślał swój ciepły stosunek do Polski i jej wejścia w struktury UE. W kwietniu 1999 roku (w roku ważnym dla Polski, ze względu na jej przyjęcie do NATO) doszło do spotkania prezydenta Kwaśniewskiego, premiera Jerzego Buzka i byłego prezydenta Lecha Wałęsy z delegacją z Niemiec – m.in. z kanclerzem Schröderem i  ministrem spraw zagranicznych Joschką Fischerem. Spotkanie w Gdańsku było drugim mającym rangę konsultacji polsko-niemieckich. Jeszcze w tym samym roku, po uroczystych obchodach 60-lecia wybuchu II wojny światowej Schröder otwarcie wyraził swoje poparcie dla wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2003 roku. Był pierwszym europejskim przywódcą, który użył konkretnej daty w odniesieniu do akcesji Polski do UE.

W 2000 roku obchodzono 1000-lecie sąsiedztwa polsko-niemieckiego. 12 marca w Gnieźnie na tysiąclecie pielgrzymki cesarza Ottona III do grobu św. Wojciecha zorganizowano spotkanie prezydentów pięciu państw – Niemiec, Węgier, Polski, Litwy i Słowacji – na którym omawiano i promowano jedność europejską. Ponad miesiąc później, także w Gnieźnie, doszło do milenijnego spotkania premierów Polski, Słowacji, Węgier i Czech z Gerhardem Schröderem. Spotkanie nazwano „nowym kongresem gnieźnieńskim” – uczestniczący w nim przedstawiciele państw podpisali deklarację gnieźnieńską, w której była mowa o działaniu na rzecz zjednoczenia Europy. Niemiecki kanclerz co chwilę podkreślał poparcie Niemiec dla polskich aspiracji, dlatego tym bardziej może dziwić fakt, iż pod koniec roku, w trakcie wystąpienia na konferencji swojej partii (SPD) stwierdził, że według niemieckiego rządu powinien zostać wprowadzony siedmioletni okres przejściowy na swobodę przepływu siły roboczej dla państw aspirujących do wejścia do Unii Europejskiej. Mimo drobnych nieporozumień i momentami nie do końca jasnych stanowisk w pewnych kwestiach, stosunki niemiecko-polskie układały się w ówczesnym okresie po myśli jednej i drugiej strony. Owocnie układająca się polityka z Niemcami była także priorytetem nowego polskiego rządu pod przewodnictwem premiera Leszka Millera.

Do pogorszenia relacji doszło w 2003 roku, kiedy koalicja międzynarodowa pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych dokonała interwencji zbrojnej w Iraku. Polska popierała politykę rządu USA, nie ukrywając także, że jest za wzmocnieniem wpływów Amerykanów na europejską politykę. Niemcy z kolei, wraz z Francją i Rosją, stały na czele państw będących w opozycji co do planów zbrojnego zlikwidowania reżimu Saddama Husajna w Iraku. W maju doszło do spotkania państw Trójkąta Weimarskiego, podczas którego już wyraźnie widać było ochłodzenie relacji na linii Polska-Niemcy. USA zaproponowały rządowi polskiemu dowództwo nad jednym z sektorów w Iraku, a Polska wyszła z nieśmiałą propozycją włączenia do misji także niemieckich żołnierzy, co spotkało się z niezbyt przychylnym przyjęciem przez Niemców. Powrócił także temat niemieckich wypędzonych – w Niemczech trwała dyskusja na temat budowy w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom , co budziło irytację i niepokój polskiej strony rządowej, a także polskiej opinii publicznej. We wrześniu minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz oraz minister Joschka Fischer  doszli do konsensusu uzgadniając, że instytucja „upamiętniająca tylko cierpienia niemieckich wypędzonych” przyczynia się do zatracenia różnicy pomiędzy agresorem a ofiarą agresji podczas II wojny światowej. Powstała propozycja budowy placówki o „paneuropejskim charakterze” – Centrum Pamięci Narodów Europy. W październiku prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Johannes Rau wydali w Gdańsku deklarację, która wzywała do „szczerego europejskiego dialogu” na temat XX-wiecznych wypędzeń, chcąc tym samym namówić do odrzucenia wzajemnych roszczeń i wystawiania rachunków.

1 maja 2004 roku Polska oficjalnie stała się państwem członkowskim Unii Europejskiej. Dzień wcześniej prezydent Rau wygłosił uroczyste przemówienie w obu izbach polskiego parlamentu. Mimo ogólnej przychylności państwa niemieckiego i niewątpliwej zasługi w pomocy Polsce do jej europejskiej integracji, Niemcy wprowadziły okres przejściowy w dostępie do ich rynku pracy. Nie zmienia to jednak faktu, że Polskę często spotykały przychylne gesty ze strony jej zachodniego sąsiada, świadczące nie tylko o sympatii, ale także o zwiększeniu znaczenia Polski jako partnera dla Niemiec. Tak było chociażby w lipcu, kiedy nowo zaprzysiężony prezydent Niemiec Horst Köhler w swoją pierwszą zagraniczną podróż udał się do Warszawy, a nie – jak przez całe dziesięciolecia bywało w niemieckim zwyczaju – do Francji.

W tym samym roku, podczas obchodów 60-lecia wybuchu Powstania Warszawskiego kanclerz Schröder zapewnił, że rząd niemiecki nie będzie popierał restytucyjnych roszczeń Niemiec, co będzie także skrzętnie powtarzane przed trybunałami międzynarodowymi. Schröder zapewnił także po raz kolejny, że jest zdecydowanym przeciwnikiem budowy Centrum przeciw Wypędzeniom.

Źródło: Wikipedia CommonsDosyć przykrej niespodzianki dla Polski dostarczyły ostatnie tygodnie rządzenia kanclerza Schrödera. 8 września 2005 podczas wizyty w Berlinie rosyjskiego prezydenta Władimira Putina doszło do podpisania umowy w sprawie budowy gazociągu Nord Stream (Północny Potok). Rurociąg miał (oddany do użytku w 2011 roku) doprowadzać rosyjski gaz ziemny bezpośrednio do Niemiec po dnie Morza Bałtyckiego, omijając kraje tranzytowe – Polskę i republiki bałtyckie. Sprawa do dzisiaj budzi rozliczne kontrowersje, zważywszy dodatkowo na fakt, iż obecnie stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej konsorcjum po zakończeniu kariery politycznej pełni nikt inny jak były kanclerz Gerhard Schröder.

W 2005 roku zarówno w Polsce jak i w Niemczech zmieniły się ekipy rządzące. Na czele polskiego rządu stanął premier Jarosław Kaczyński, który ideologicznie był zbliżony do nowej niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, wywodzącej się z niemieckiej chadecji. Wspólny korzeń polityczny obydwu polityków rozchodził się jednak w momencie, kiedy na muszce pojawiała się kwestia polityki historycznej. Za rządów Jarosława Kaczyńskiego po raz pierwszy bardzo konkretnie sprzeciwiano się niemieckiej retoryce pomniejszania winy i odpowiedzialności za wydarzenia związane z II wojną światową, a tym samym otwarcie, w bardzo dosadny sposób krytykowano działania Eriki Steinbach i jej Związku Wypędzonych. W sierpniu 2006 roku polskie MSZ protestowało przeciwko wystawie o wypędzeniach w Europie w XX wieku. Dodatkowo polskie władze poddawały pod dyskusję budowę Gazociągu Północnego i opowiadały się także za rozważeniem kandydatury Ukrainy na członka UE, co nie spotkało się z aprobatą Niemiec, które obawiały się ostrej reakcji Kremla.

To wszystko przyczyniło się do niezbyt przychylnego przedstawiania premiera Kaczyńskiego oraz polskiego prezydenta, a zarazem brata premiera, Lecha Kaczyńskiego, w niemieckiej opinii publicznej. Chęć prowadzenia twardej i konkretnej polityki przez braci Kaczyńskich odebrano jako butę, arogancję i chęć awanturnictwa na arenie międzynarodowej, co odbijało się szerokim echem także w mediach niemieckich, które nierzadko dworowały sobie z polskich władz. Zarówno w Niemczech, jak i w Polsce mówiono o ochłodzeniu wzajemnych stosunków.

Źródło: Wikipedia CommonsW 2007 roku, kiedy polskim premierem został Donald Tusk, a funkcję sekretarza stanu w kancelarii premiera i pełnomocnika ds. zagranicznych objął Władysław Bartoszewski, miano nadzieję, że nastąpi ocieplenie wzajemnych relacji. Donald Tusk w grudniu tego roku w Berlinie przeprowadził rozmowę na temat budowy Gazociągu Północnego zapewnił o możliwości trójstronnych rozmów w tej spornej kwestii. Zaproponował także założenie w Gdańsku muzeum upamiętniającego wszystkie aspekty II wojny światowej, co miałoby doprowadzić do ugody i porozumienia na tle skomplikowanej relacji historycznej pomiędzy obydwoma państwami. Ostatecznie Niemcy zadecydowali o budowie ośrodka upamiętniającego los wypędzonych, na co polski rząd odmówił delegowania swoich przedstawicieli do takiej placówki. W wyniku wzajemnych porozumień Polska uzyskała także poparcie z zachodu w sprawie „Partnerstwa Wschodniego”, które jest inicjatywą współpracy Unii Europejskiej z państwami byłego Związku Radzieckiego. Do większego porozumienia doszło także na tle polityki historycznej. Niemiecka kanclerz w 2009 roku wzięła udział w obchodach 20-lecia zwycięskich wyborów dla „Solidarności”, a także w rocznicy 70-lecia wybuchu II wojny światowej w Gdańsku, gdzie zaznaczyła, że Niemcy będą ponosiły „wieczną odpowiedzialność” za II wojnę światową. Również w kwestii upamiętniania niemieckich uchodźców Merkel stara się unikać sformułowań, mogących godzić w polskie uczucia i krzywdę historyczną. W skład rady naukowej, która zajmuje się m.in. tematem niemieckich uchodźców wchodzą Polacy, z którymi omawiane są pewne sporne kwestie w tej dziedzinie.

Zarówno Niemcy zaczęły dostrzegać w Polsce pełnoprawnego partnera do dyskusji, jak i Polska zaczęła coraz śmielej wyrażać swoje poglądy w wielu kwestiach dotyczących polityki unijnej i międzynarodowej. W stosunkach pomiędzy Polską a Niemcami po 1989 roku praktycznie na każdym etapie pojawiały się zbieżne interesy i dążenia, jak również kwestie, które w każdym  z obydwu krajów, niezależnie od opcji politycznej rządu, który w danym momencie sprawuje w nim władzę, absolutnie nie przyczyniały się do zacieśniania wzajemnych relacji. Obecnie rząd polski i władze w Niemczech mówią jednym głosem chociażby w sprawie agresji Rosji na Krym; kwestią sporną staje się kryzys migracyjny w Europie – Polska nie chciała zgodzić się na przyjęcie takiej liczby uchodźców, która zostałaby jej odgórnie narzucona przez unijne władze, co zostało poddane ostrej krytyce przez niemieckich polityków.
Obecna sytuacja międzynarodowa staje się coraz bardziej skomplikowana, co niejako przyczyniło się do odrzucenia waśni polsko-niemieckiej na tle historycznym na dalszy plan. Jest rzeczą oczywistą, że historia łącząca obydwa narody nie jest łatwa, a fakt sąsiadowania ze sobą od blisko 1000 lat uczynił tę relację bardziej skomplikowaną niż mogłaby być w istocie. Nie da się jednak ukryć, że ostatnie ćwierćwiecze we wzajemnych stosunkach – momentami na pewno niełatwe – mimo wszystko nauczyło obie strony większej tolerancji i zrozumienia dla historii, sytuacji politycznej i specyfiki występującej po przeciwnych brzegach Odry. Nie bez przyczyny mówi się, że „sąsiad prawy silną ci podporą”. Warto, by po tych dwóch brzegach o tym pamiętać.          
   
Anna Piwowarczyk

Zobacz także

Nikki Haley i jej wizja Stanów Zjednoczonych
100-lecie konferencji w Genui: lekcje z początków radzieckiej dyplomacji
Zamglona przyszłość porozumienia nuklearnego
Polityka Niemiec wobec Stanów Zjednoczonych na początku prezydentury Donalda Trumpa




Więcej...

Zobacz także tego autora

Za mało znacząca, by zostać zdelegalizowana
Decyzja z rozsądku. Frank-Walter Steinmeier kandydatem na prezydenta Niemiec.
Groźba terroru. Niemcy coraz bardziej boją się IS
Wyborcze kłopoty w ostoi demokracji. II tura wyborów prezydenckich w Austrii
Niemcy: Chadecy przeciw drugiej kadencji Martina Schulza jako szefa PE