[Recenzja] „Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie” - Hervé Ghesquière


21 październik 2017
A A A

„Bośnia i Hercegowina nie jest „normalnym państwem” - to stwierdzenie nie ma znamion szowinizmu, ponieważ trudno za takowe uznać republikę, która została de facto stworzona sztucznie, a trzy zamieszkujące ją narody wręcz nienawidzą siebie nawzajem i niewiele robią sobie z decyzji podejmowanych przez rząd centralny w Sarajewie.

Francuski korespondent wojenny Hervé Ghesquière powrócił do Bośni i Hercegowiny po prawie dwudziestu latach. Był jednym z tych dziennikarzy, którzy relacjonowali konflikt w byłej Jugosławii od środka, ponieważ przebywał w Sarajewie podczas jego oblężenia przez Jugosłowiańską Armię Ludową, a także widział Boszniaków uciekających z terenów znajdujących się pod kontrolą Serbów pod dowództwem generała Ratko Mladicia. Tym samym francuski korespondent mógł bez problemu porównać dwie, wydawałoby się zupełnie inne Bośnie.

Okazuje się jednak, że Bośnia i Hercegowina nie zmieniła się znacząco od czasów wojny, oczywiście poza faktem, iż na żadne z miast nie spadają już bomby. Wciąż jednak widać skutki działań wojennych w postaci zniszczonych budynków i zaminowanych terenów, a demony wojny wciąż tkwią w umysłach trzech narodów zamieszkujących ten niepodległy już kraj. Na podstawie rozmów ze starymi znajomymi oraz z ludźmi napotkanymi podczas podróży po Bośni Ghesquière kreśli obraz państwa, w którym rządzi wzajemna nieufność i nienawiść pomiędzy tworzącymi je społecznościami.

Rany jeszcze się nie zabliźniły, ponieważ wciąż są stosunkowo świeże, a członkowie rodzin świadków konfliktu niekiedy ginęli na ich własnych oczach. Wzajemne animozje dodatkowo podsycają lokalni politycy, a podział pomiędzy tamtejszymi ugrupowaniami biegnie nie wzdłuż różnic ideologicznych, ale właśnie narodowościowych. Dzięki temu partie reprezentujące Boszniaków, Chorwatów i Serbów cały czas cieszą się takim samym poparciem, lecz według autora istniejące między nimi różnice powodują, że jakiekolwiek porozumienie na szczeblu centralnym nie jest możliwe.

Cierpią na tym przede wszystkim młodzi ludzie, najbardziej narażeni na bezrobocie i brak pieniędzy. Co prawda bośniackie państwo oferuje im możliwość edukacji, ale ukończenie któregokolwiek z uniwersytetów wcale nie zapewnia pracy w godnych warunkach, o ile gwarantuje jakiekolwiek zatrudnienie. Dysonans pomiędzy młodym pokoleniem i starszą generacją żyjącą historią jest widoczny w trakcie rozmów Ghesquière, który w trakcie swojej podróży po kraju stara się wysłuchać przedstawicieli każdej grupy społecznej i narodowościowej.

Przez większość książki francuski korespondent rozmawia głównie z krytykami serbskiego stanowiska z czasów wojny w byłej Jugosławii, stąd do pewnego momentu można odnieść wrażenie, iż to właśnie Serbowie są odpowiedzialni za wszelkie zbrodnie na terenie Bośni i Hercegowiny. Pod koniec swojej pracy autor przedstawia jednak także negatywny obraz Boszniaków i Chorwatów. Wśród Boszniaków sporą popularność ma bowiem zyskiwać radykalny islam, natomiast Chorwaci nie kryją niechęci do Boszniaków oraz Serbów i -podobnie jak Serbowie - najchętniej odłączyliby zamieszkiwane przez siebie tereny od Bośni i Hercegowiny.

Na tym tyle wyróżnia się zaledwie jeden z celów podróży Ghesquière po bośniackim terytorium. Dziennikarz dociera do miasteczka Bosanski Petrovac, znacząco różniącego się od pozostałych miejscowości głównie tym, że nie jest kontrolowane przez żadne z politycznych ugrupowań, a jego burmistrz dba o jego wieloetniczny charakter przywołujący na myśl oczywiście czasy byłej Jugosławii. Ewenementem na skalę Bośni i Hercegowiny jest fakt braku podziałów narodowościowych w szkołach, co wiele mówi o obecnym kształcie tego miasta.

Francuski korespondent kreśli więc ponury obraz Bośni i Hercegowiny jako kraju wciąż tlącego się konfliktu, gdzie Bosanski Petrovac uchodzi raczej jako wzór zupełnie niewarty naśladowania, bo godzący w interesy polityków żyjących z nacjonalistycznych podziałów. Zdaniem Ghesquière jedyną nadzieją kraju jest przystąpienie do Unii Europejskiej, ale to raczej melodia bardzo odległej przyszłości…

Maurycy Mietelski

Zobacz także

Białoruskim nawozem w litewskiego prezydenta
Chorwacja koalicjami stoi
Ostatnia nadzieja chorwackiej opozycji
Szokująca rezygnacja Leo Varadkara




Więcej...

Zobacz także tego autora

TikTok a sprawa amerykańska
Białoruskim nawozem w litewskiego prezydenta
Chorwacja koalicjami stoi
Europejska branża fotowoltaiczna na skraju upadku
Ostatnia nadzieja chorwackiej opozycji