Jednostronna „umowa stulecia”


02 luty 2020
A A A

Plan pokojowy dla Izraela i Palestyny, który przygotował amerykański prezydent Donald Trump, z pewnością jest swego rodzaju nowością. Po raz pierwszy Stany Zjednoczone nie udają, że w ogóle były zainteresowane konsultacjami z Autonomią Palestyńską, a dodatkowo ich propozycje są korzystne tylko dla strony izraelskiej.

Trzeba podkreślić, że pewne ramy projektu porozumienia izraelsko-palestyńskiego poznaliśmy już wcześniej. W połowie ubiegłego roku w Bahrajnie odbyła się konferencja na ten temat, choć była ona poświęcona wyłącznie ekonomicznym aspektom „Umowy stulecia”. Jared Kushner, doradca Trumpa i prywatnie jego zięć, przedstawił wówczas mocno dyskutowane i mówiąc eufemistycznie bardzo „specyficzne” propozycje.

Zasadniczo ekonomiczne plany Kushnera wpisywały się w podstawy polityki zagranicznej Trumpa. Amerykański prezydent zdążył już wielokrotnie pokazać, że traktuje stosunki międzynarodowe jako jeden wielki biznes. Także konflikt izraelsko-palestyński można według niego zakończyć właśnie dzięki pieniądzom. Gospodarczy aspekt planu przewidywał więc zainwestowanie blisko 50 miliardów dolarów w projekt odbudowy Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu, które to terytoria miałyby się rozwijać dzięki sąsiedztwu z zaawansowaną technologicznie izraelską gospodarką.

Realizacja ekonomicznych planów Białego Domu wobec Bliskiego Wschodu (w „Umowie stulecia” dużą rolę miałyby odegrać sąsiednie państwa arabskie), nie jest jednak możliwa bez wcześniejszych rozmów dyplomatycznych. Prezentację politycznych propozycji rozwiązania konfliktu przekładano jednak kilkukrotnie, stąd mówiono między innymi o ich  przedstawieniu podczas ubiegłorocznej konferencji bliskowschodniej w Warszawie. Ostatecznie dopiero wczoraj Trump ogłosił w Waszyngtonie swój dokładny plan.

Aneksja

Przede wszystkim amerykański prezydent opowiedział się za rozwiązaniem dwupaństwowym. Na mocy politycznego porozumienia powstałyby więc dwa oddzielne organizmy państwowe – Izrael i Palestyna. Problem zaczyna się już jednak na etapie ustalania stolicy nowego państwa. Zdaniem Trumpa w przypadku Palestyny powinna nim być Wschodnia Jerozolima. Jak jednak powszechnie wiadomo, Stany Zjednoczone mimo międzynarodowej krytyki uznały Jerozolimę jako stolicę Izraela. Co prawda wschodnia część historycznego miasta mogłaby zostać wydzielona z państwa izraelskiego, ale Biały Dom opowiada się jednocześnie za niepodzielnością Jerozolimy.

To jedynie początek kontrowersji. Jeszcze większe wzbudza bowiem kolejna część amerykańskiego planu. USA chcą więc, aby w skład państwa izraelskiego weszły okupowane tereny Zachodniego Brzegu. Są one zamieszkiwane przez Izraelczyków, zaś zbudowane przez nich osiedla są w świetle prawa międzynarodowego nielegalne. Trump chce jednak wydzielić 97 proc. palestyńskich terytoriów zamieszkiwanych przez izraelskich osadników, aby następnie zostały one połączone z resztą kraju własnym systemem transportowym. Dodatkowo Izraelczycy kontrolowaliby Dolinę Jordanu, której aneksje od wielu miesięcy zapowiadają izraelskie władze.

Izrael posiadałby zresztą sporą kontrolę nad nowopowstałym państwem palestyńskim. Amerykanie chcą bowiem, aby w ramach „Umowy stulecia” doszło do rozbrojenia palestyńskich ugrupowań, oczywiście na czele z rządzącym Strefą Gazy Hamasem. Izraelskie wojsko kontrolowałoby także wszelkie przejścia graniczne, czyniąc to między innymi dzięki użyciu najnowszych technik obserwacyjnych (drony, bezzałogowe samoloty itp.). Ponadto do Palestyny nie mogliby powrócić uchodźcy mieszkający od dziesięcioleci w sąsiednich państwach arabskich, natomiast palestyńskie programy szkolne miałyby zostać pozbawione antyizraelskich treści.

Palestyna krytykuje…

Jak można było się spodziewać, strona palestyńska krytykowała plan jeszcze przed jego opublikowaniem. Oczywiście ugrupowania ze Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu odnosiły się głównie do medialnych przecieków, ale można było spodziewać się braku akceptacji dla propozycji przygotowywanych ponad głowami władz Autonomii Palestyńskiej. Najlepszym podsumowaniem lekceważenia Palestyńczyków przez Amerykanów była zresztą forma ogłoszenia założeń „Umowy stulecia”. Trump uczynił to bowiem w towarzystwie najważniejszych izraelskich polityków, czyli premiera Benjamina Netanjahu i lidera opozycji Benny’ego Ganca.

Krytyka propozycji Waszyngtonu ze strony władz w Ramallah nie ogranicza się oczywiście tylko do braku konsultacji na ten temat. Nie do przyjęcia dla Autonomii Palestyńskiej są właściwie wszystkie założenia planu Trumpa. Palestyńczycy od lat szukają wsparcia na arenie międzynarodowej w kwestii izraelskich osadników, krytykując konsekwentnie anektowanie przez nich kolejnych palestyńskich osiedli. Już w przeszłości odrzucano także podobne rozwiązania kwestii Jerozolimy, stąd nie powinno dziwić twarde stanowisko administracji palestyńskiego prezydenta Mahmuda Abbasa w sprawie amerykańskich rozwiązań.

Zdjęcie: Wikimedia Commons / U.S. Embassy Tel Aviv

Jak na razie konferencja Trumpa na ten temat doprowadziła do konsolidacji palestyńskich ugrupowań. Do wyjścia na ulice wezwały nie tylko radykalne grupy, na czele z Hamasem i Islamskim Dżihadem, ale także mocno powściągliwy w takich wypadkach Al-Fatah. Ze wspomnianym Abbasem skontaktowali się zresztą przywódcy Hamasu, którzy zapewnili go o swoim bezdyskusyjnym poparciu. Gaza od dawna znajduje się tymczasem w ostrym konflikcie z Ramallah, oskarżając władze Autonomii Palestyńskiej między innymi o obcinanie funduszy na podstawowe działanie palestyńskiej administracji w Strefie Gazy.

Jednocześnie uliczne protesty nie cieszyły się szczególną popularnością, a można wręcz rzec, że były bardzo śladowe. Demonstracje na ten temat miały już miejsce kilkukrotnie, gdy ujawniano poszczególne części planu, a ponadto zawiera on po prostu legalizację działań już wcześniej prowadzonych przeciwko Palestyńczykom. Widoczne ma być zresztą poczucie marazmu wśród tamtejszego społeczeństwa. Nie tylko nie ufa ono politykom, ale widzi też brak ich skuteczności na arenie międzynarodowej. Palestyńskie terytoria są już i tak anektowane przez Tel Awiw, natomiast Waszyngton już wcześniej wywierał presję na Ramallah między innymi poprzez zamknięcie amerykańskiego biura Organizacji Wyzwolenia Palestyny oraz akceptację izraelskich planów wobec Doliny Jordanu i Wzgórz Golan.

…Izrael jest podzielony

Dwaj najważniejsi obecnie izraelscy politycy mieli zaakceptować plan, co w świetle korzystnych dla Izraela propozycji nie powinno dziwić. Jednocześnie nie wszyscy są zachwyceni propozycjami USA. Spora część izraelskich polityków nie wierzy przede wszystkim w możliwość osiągnięcia porozumienia z Palestyńczykami. Różnice na tym tle widać nawet w partii Netanjahu oraz w koalicji pod przywództwem Ganca. Część sojuszu „Biało-Niebieskich” miało polemizować ze swoim liderem, bo według nich doświadczenie historyczne wskazuje właśnie na niepowodzenie wszelkich negocjacji z władzami palestyńskimi.

Problem ma nie tylko Ganc, ale także Netanjahu. „Umowa stulecia” ma być krytykowana zarówno przez część polityków Likudu, jak i prawicowych sojuszników szefa rządu. Prawicowe ugrupowania cieszą się dużą popularnością wśród żydowskich osadników, którzy oczywiście popierają plany aneksji terytoriów okupowanych, ale nie chcą słyszeć o stworzeniu oddzielnego państwa palestyńskiego. Jednocześnie według sondaży blisko połowa Izraelczyków (nie wliczając izraelskich obywateli arabskiego pochodzenia) sprzeciwia się jednostronnej aneksji terenów Zachodniego Brzegu. 

Mimo to władze Izraela bardzo ochoczo zabrały się do realizacji korzystnych dla siebie założeń planu, co pokazuje tak naprawdę, że nikt nie zamierza nawet czekać na negocjacje z Palestyńczykami. Netanjahu początkowo chciał już w ten weekend dyskutować na forum rządu na temat aneksji Zachodniego Brzegu, mając zresztą ku temu jednoznaczne przyzwolenie ze strony Davida Friedmana, ambasadora USA w Izraelu. Zapędy izraelskiego premiera powstrzymał dopiero Prokurator Generalny. Avichai Mandelblit chce wpierw sprawdzić, czy gabinet nie mający oparcia w parlamencie (w marcu odbędą się przecież trzecie w ciągu roku przedterminowe wybory) w ogóle może podejmować podobne decyzje.

Szansa w Arabach?

Nietrudno zauważyć dużego stopnia absurdalności planu, zarówno w jego politycznym, jak i w zaprezentowanym wcześniej ekonomicznym aspekcie. Wydaje się, że Biały Dom chce osiągnąć porozumienie poprzez jednostronne rozwiązanie najbardziej spornych kwestii. Zamierza więc skończyć z kłótniami na temat Jerozolimy poprzez przekazanie kontroli nad nią Izraelowi, załatwić problem palestyńskich uchodźców poprzez zakazanie im powrotu, zakończyć nielegalne osadnictwo poprzez jego legalizację, nie wspominając już o stworzeniu niepodległej Palestyny znajdującej się pod ciągłą kontrolą Izraela.

Przekonanie palestyńskich władz do akceptacji planu poprzez negocjacje wydaje się być w tym kontekście niemożliwe. Można go jednak wdrożyć w inny sposób, a więc poprzez nie pozostawienie im żadnego wyboru. W tym kontekście kluczowe będą działania Ligi Państw Arabskich oraz Organizacji Współpracy Islamskiej. Obie te organizacje zbiorą się w najbliższych dniach, aby przedyskutować ten problem, a wiadomo już o cichym poparciu dla planu ze strony najważniejszych arabskich monarchii.

Świadczyło o tym już samo spotkanie w Bahrajnie w lipcu ubiegłego roku, natomiast potwierdzają to reakcje na ogłoszenie założeń „Umowy stulecia”. Najpozytywniej do przeprowadzenia rozmów na ten temat odniosły się Arabia Saudyjska, Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Trzy współpracujące blisko kraje poparły starania Ameryki na rzecz rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego, stąd w swoich oświadczeniach zachęcały one Palestyńczyków do podjęcia rozmów. Z dużym dystansem do propozycji USA odniosła się Jordania, przypominając o swoim stanowisku dotyczącym powrotu do granic sprzed 1967 roku. Ponadto jordańskie władze z pewnością nie chcą brać na siebie odpowiedzialności związanej z naturalizacją palestyńskich uchodźców, a do tego ma doprowadzić zakaz ich powrotu do Palestyny.

Bogate monarchie Zatoki Perskiej mają duży wpływ na Palestynę poprzez dotacje finansowe, natomiast Egipt pośredniczy w rozmowach o zawieszeniu broni związanych z sytuacją w Strefie Gazy. Właśnie poprzez wykorzystanie tego faktu mogą one nakłaniać Palestyńczyków do zaakceptowania amerykańskiego planu. Jest jednak zbyt wcześnie, aby można było przewidzieć dalszy rozwój sytuacji. Wiele będzie zależeć więc od zbliżających się posiedzeń międzynarodowych organizacji arabskich, które zajmą się tą kwestią.

Maurycy Mietelski

Zobacz także

Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka




Więcej...

Zobacz także tego autora

Ortodoksyjna przemoc. Batalion Netzah Yehuda pod lupą Amerykanów
Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Jordania na celowniku ajatollahów
Przewodnik po chorwackim liberalizmie