Azjatyckie wyzwanie Joe Bidena


31 styczeń 2021
A A A

Centrum świata przenosi się do Azji. Tak, te sformułowanie stało się już truizmem, z którym jednak będzie musiał zmierzyć się nowy amerykański prezydent. Joe Biden będzie chciał przede wszystkim poprawić wizerunek swojego kraju, a także nawiązać ponownie partnerskie relacje z dotychczasowymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych.

Zbyt daleko idące byłoby stwierdzenie, iż były prezydent Donald Trump pozostawił po sobie zgliszcza. Jednocześnie mocno zredukował on siłę amerykańskiego oddziaływania zwłaszcza na państwa Azji Środkowo-Wschodniej. Cel polityki poprzedniego gospodarza Białego Domu był bowiem prosty. Ameryka miała wydawać mniej na wsparcie swoich sojuszników. Czyli mieli oni płacić więcej za obecność amerykańskich wojsk na swoim terytorium. Takie postawienie sprawy nie mogło zresztą dziwić. Trump podchodził do polityki jak do biznesu, stąd także w stosunkach dyplomatycznych kierował się logiką transakcji.

Biden jak na razie skupia się nie tyle na realizacji zupełnie nowej wizji USA, ale na odwracaniu decyzji podjętych przez swojego poprzednika. Będzie więc miał co robić również w polityce zagranicznej. Wspomniana polityka Trumpa spowodowała bowiem podkopanie zaufania do Ameryki ze strony jej dotychczasowych sojuszników.

Widać to najlepiej po niedawnej deklaracji południowokoreańskiego prezydenta Moon Jae-ina. Zapowiedział on, że w razie ewentualnej wojny Stanów Zjednoczonych z Chińską Republiką Ludową, Republika Korei nie przystąpi do koalicji wymierzonej w Państwo Środka. Samo postrzeganie Ameryki w Korei Południowej w ostatnich latach zmieniło się między innymi za sprawą żądań Trumpa odnośnie wspomnianych opłat za stacjonowanie wojsk USA. Seul z tego powodu znacząco ocieplił swoje relacje z Pekinem. I nie jest pod tym względem odosobniony.

Człowiek-klucz

Jak już wspomniano Biden w pierwszych tygodniach prezydentury będzie miał sporo pracy, głównie związanej z polityką wewnętrzną. Po jego nominacjach widać jednak wyraźnie, że zamierza być bardzo aktywny w polityce zagranicznej, a zwłaszcza na kierunku azjatyckim. W tym celu stworzył zupełnie nowe stanowisko w Białym Domu. Jest nim funkcja koordynatora do spraw regionu Azji i Pacyfiku w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Został nim już zresztą Kurt Campbell. 

To informacja kluczowa z punktu widzenia możliwego kierunku azjatyckiej polityki Bidena. Campbell wraz z nowym amerykańskim prezydentem pracował w administracji Baracka Obamy, dlatego posiada odpowiednie doświadczenie dyplomatyczne. Uznany specjalista do spraw azjatyckich miał zresztą odpowiadać za tzw. pivot azjatycki w czasie prezydentury Obamy. Oznaczał on przesunięcie punktu zainteresowania amerykańskiej polityki zagranicznej właśnie na Azję.

W pierwszej połowie stycznia Campbell przedstawił swoje obecne zapatrywania na Azję w prestiżowym piśmie „Foreign Affairs”. W artykule napisanym wraz z Rushem Doshim z Brookings Institution (on również ma pracować dla administracji Bidena), Campbell krytykuje dotychczasową bierność Stanów Zjednoczonych. To właśnie ona miała bowiem doprowadzić do wzrostu asertywności Chin. Z tego powodu naczelnym zdaniem Ameryki w Azji musi być przywrócenie „równowagi i porządku”.

Campbell nie szczędzi zresztą słów krytyki poprzednikowi Bidena. Trudno się zresztą temu dziwić, bo jest on znanym zwolennikiem jak najbliższej współpracy z Koreą Południową i Japonią. Naciski na oba państwa w sprawie renegocjacji dotychczasowych umów wojskowych uważa więc za błąd, nie mówiąc już o groźbach dotyczących wycofania amerykańskich żołnierzy w razie niespełnienia warunków stawianych przez Trumpa. Campbell zarzuca także byłemu prezydentowi nieobecność podczas regionalnych procesów wielostronnych mających miejsce w Azji.

Poza schematem anty-Trump

Co więc konkretnie proponuje amerykański koordynator ds. regionu Azji i Pacyfiku, oczywiście poza tradycyjną dyplomacją? Otóż Campbell uważa, że Stany Zjednoczone powinny odstąpić od dotychczasowej polityki dominacji, a zwłaszcza wykorzystywania kosztownego sprzętu wojskowego. Lotniskowce powinny więc zostać zastąpione przez tańsze i bardziej asymetryczne środki. Spośród nich dyplomata wymienia zwłaszcza rakiety balistyczne dalekiego zasięgu, bezzałogowe samoloty szturmowe czy okręty podwodne uzbrojone w pociski manewrujące.

Przede wszystkim konieczne ma być rozproszenie amerykańskich sił w Azji Południowo-Wschodniej i na Ocenia Indyjskim. Zdaniem Campbella w tej chwili USA są zbyt uzależnione od niewielkiej liczby wrażliwych obiektów w tym regionie. W ten sposób Amerykanie utrudniliby życie Chińczykom. Państwo Środka miałoby ograniczone pole manewru, a nade wszystko musiałoby przemyśleć skuteczność swojej dotychczasowej polityki. Czyli urządzania dużej liczby prowokacji mających miejsce zwłaszcza na Morzu Południowochińskim.

Warto podkreślić, że poglądy Campbella nie stoją w sprzeczności z azjatycką polityką Trumpa. Co więcej, nowy sekretarz stanu Tony Blinken przyznał rację poprzednikowi Bidena w sprawie jego podejścia do Chin. Nowe władze w Waszyngtonie wprost chwalą zaostrzenie kursu wobec Pekinu, choćby w kwestii prześladowania Ujgurów w zachodniej części Państwa Środka. Z wypowiedzi współpracowników Bidena wynika więc, że będą kontynuować politykę polegającą na wykorzystywaniu wszelkich możliwości, które powstrzymają Chiny przed zepchnięciem Stanów Zjednoczonych z pozycji największej globalnej potęgi.

Chociażby postulat Campbella dotyczący rozproszenia amerykańskich sił w Azji nie jest oryginalny. Do wdrożenia podobnych rozwiązań przygotowywał się wszak Kenneth Braithwaite, były sekretarz Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w administracji Trumpa. Nie będzie także rewolucji w amerykańskiej polityce wobec Indii. Pod rządami Trumpa amerykańsko-indyjskie stosunki dynamicznie się rozwijały, a Biden określany jest mianem wielkiego przyjaciela tego kraju. Partnerstwo Waszyngtonu i Delhi nazwał wręcz „kluczowym dla XXI wieku”.

Izolacja Chin? Nierealne

W Ameryce można kreślić obecnie wiele scenariuszy dotyczących nowej polityki wobec Azji. Oczywiście z góry należy przekreślić te zupełnie nierealistyczne. Zaliczają się do nich z pewnością wszelkie próby izolowania ChRL. Państwo Środka stało się zbyt znaczącym graczem w światowej polityce, aby było to w jakikolwiek sposób możliwe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt bliskiej współpracy Chin praktycznie ze wszystkimi państwami Azji Wschodniej i Pacyfiku.

Najlepszym przykładem integracji tego regionu jest podpisane w listopadzie ubiegłego roku Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze (RCEP). To obecnie największa umowa o wolnym handlu na świecie, skupiająca piętnaście państw zamieszkiwanych przez blisko jedną trzecią całej populacji globu oraz odpowiadających za prawie jedną trzecią światowego PKB. Do porozumienia przystąpili nawet sojusznicy USA na czele z Japonią, Koreą Południową i Australią.

To właśnie dwa pierwsze z trzech wymienionych wyżej państw i oczywiście same Chiny mają być głównymi beneficjentami umowy. Wspomniane już zacieśnianie się relacji między tymi krajami świadczy najlepiej o wyzwaniach stojących przed Bidenem. Dotychczasowi wierni sojusznicy USA zapewne nie zaryzykują dobrej współpracy z Chinami na rzecz amerykańskich interesów. Zwłaszcza, że Pekin, Seul i Tokio dodatkowo negocjują własne porozumienie handlowe. Korea Południowa chce zaś kontynuować dialog ze swoim północnym sąsiadem, a realizacja tego celu nie jest możliwa bez chińskiego pośrednictwa.

Campbell jako specjalista cieszący się ponadpartyjnym uznaniem zdaje sobie doskonale sprawę z roli Chin w dynamicznie rozwijającej się Azji. Jest więc przeciwnikiem polityki nacisku na państwa regionu, która zmuszałaby je do wyboru pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem. Zamiast tego doradca Bidena proponuje znalezienie „miejsca dla Chin w porządku regionalnym”. Nie precyzuje jednak dokładnie w jaki sposób należałoby to uczynić.

To oczywiście tylko wycinek wyzwań stojących przed nową administracją Białego Domu. Wszak Azja to ogromny kontynent, w którym istnieje wiele skomplikowanych zależności. Biden będzie musiał zająć się nie tylko rywalizacją z Chinami i poprawą relacji z dotychczasowymi azjatyckimi sojusznikami, ale także Koreą Północną czy sytuacją w Afganistanie. Na razie przy pomocy swojego doradcy musi przygotować odpowiednią strategię i priorytety, przynajmniej na najbliższe miesiące.

Maurycy Mietelski

Zobacz także

Białoruskim nawozem w litewskiego prezydenta
Chorwacja koalicjami stoi
Ostatnia nadzieja chorwackiej opozycji
Szokująca rezygnacja Leo Varadkara




Więcej...

Zobacz także tego autora

TikTok a sprawa amerykańska
Białoruskim nawozem w litewskiego prezydenta
Chorwacja koalicjami stoi
Europejska branża fotowoltaiczna na skraju upadku
Ostatnia nadzieja chorwackiej opozycji