Łaskawe, Jonathan Littell
-
Maciej Konarski
„Łaskawe” Jonathana Littella czyta się naprawdę z zapartym tchem. Mimo wszystko nie jestem jednak w stanie ją uznać za książkę w jakikolwiek sposób przełomową.
Muszę przyznać, że do książki Jonathana Littella podszedłem początkowo z dużą dozą nieufności. Jest to niewątpliwie jedna z najgłośniejszych i najbardziej kontrowersyjnych powieści jakie napisano w ostatnich latach. Przedrukowywane z obcojęzycznej prasy recenzje oscylowały jednak pomiędzy zachwytem, a skrajną dezaprobatą dla przyjętej przez autora konwencji oraz zawartych ponoć w książce drastycznych opisów okrucieństw i seksualnych perwersji. Momentami można było wręcz odnieść wrażenie, że Littell nie jest niczym więcej jak skandalistą goniącym za tanim rozgłosem, który w dodatku będąc z pochodzenia Żydem może nie ryzykując piętna antysemity bawić się w „niekonwencjonalne” opisywanie Holocaustu. Obawy te okazały się jednak płonne, gdy okazało się, że już po kilkunastu stronach „Łaskawe” pochłonęły mnie całkowicie.
Trzeba przyznać autorowi, że poważył się na iście pokerową zagrywkę. „Łaskawe” są bowiem fikcyjną autobiografią Maximiliana Aue – eksnazisty, który ukrywając się we Francji jako dyrektor fabryki koronek wspomina po latach swe „wyczyny” w szeregach SS. Na 1044 stronach książki opisane są jego wojenne losy – służba w oddziałach Einsatzgruppen mordujących Żydów na zapleczu frontu wschodniego, mordercze walki w oblężonym Stalingradzie, udział w logistycznym „zarządzaniu” Holocaustem. Po drodze spotykamy wraz z nim dziesiątki historycznych postaci, od nazistowskich bonzów w rodzaju Heinricha Himmlera, Alberta Speera czy Hansa Franka, po pomniejszych wykonawców zbrodni jak Adolf Eichmann czy dr Josef Mengele. Na samym końcu, w ostatnich dniach III Rzeszy, głównemu bohaterowi przyjdzie się nawet spotkać z samym Hitlerem (którego zresztą ugryzie w nos).
Równie wiele miejsca poświęcone jest również skomplikowanym przeżyciom wewnętrznym głównego bohatera - doktora prawa konstytucyjnego, miłośnika muzyki, literatury i filozofii, a jednocześnie aktywnego uczestnika zbrodni. Stuprocentowego nazisty - będącego równocześnie zadeklarowanym homoseksualistą, trawionym w dodatku przez obsesyjną, kazirodczą miłość do siostry-bliźniaczki i nienawiść do własnej matki.
„Łaskawe” czyta się naprawdę z zapartym tchem, a czytelnika może wciągnąć zarówno ciekawa i skomplikowana intryga, jak i umiejętnie stosowana przez autora zabawa aluzjami literackimi i kulturowymi. Najbardziej kontrowersyjny aspekt książki – opis Zagłady z punktu widzenia sprawcy – Littell rozegrał bardzo umiejętnie, unikając zarówno zanudzenia czytelnika czarno-białymi schematami, jak i zniesmaczenia go nadmiernym epatowaniem okrucieństwem. Podziw budzi też staranność z jaką Littell stara się odwzorować realia epoki. Jest to o tyle godne uwagi, że z mojego doświadczenia wynika, iż często mniej rzetelne okazują się nawet książki autorstwa zawodowych zachodnich historyków. Autor poświęca wiele miejsca bezprecedensowej tragedii europejskich Żydów, lecz słusznie podkreśla też, że nie byli oni jedynymi ofiarami nazistowskiego szaleństwa, a machina śmierci niszczyła obok nich również Cyganów, Polaków, Rosjan czy nawet Niemców, których życie uznano za „bezwartościowe”. Littell unika również umiejętnie czarno-białego przedstawiania stron konfliktu (uderzająca jest scena, w której SS-manni nie mogą wykopać w ukraińskim lesie masowego grobu dla mordowanych Żydów, gdyż „najlepsze” miejsca są już zajęte na groby ofiar sowieckiego NKWD).
Mimo wszystko nie jestem jednak w stanie uznać „Łaskawe” za książkę w jakikolwiek sposób przełomową (no może poza złamaniem tabu poprzez opisanie Zagłady z punktu widzenia sprawcy). Littell wkłada wiele wysiłku by wyjaśnić czemu tak wielu ludzi uległo nazizmowi i wzięło udział w masowych zbrodniach, lecz jego wyjaśnienia brzmią dość banalnie i nie różnią się zbytnio od tego co powiedziano już wcześniej na ten temat. Holocaust był tak naprawdę dziełem „zwykłych ludzi” – samo SS liczyło przecież setki tysięcy członków, spośród których nie wszystkich można uznać za sadystów i patologicznych morderców. Littell mimo licznych prób nie potrafi jednak wytłumaczyć przekonująco tego fenomenu. Nie służy temu również postać Maximiliana Aue, który ze swoim intelektualnym zacięciem i skomplikowanymi seksualnymi zboczeniami nie budzi zaufania jako „typowy SS-mann”. Z drugiej jednak strony rozumiem, że opisując ową osławioną „banalność zła”, odbarwiając postać Aue’go „Łaskawe” mogłyby wiele stracić na swych czysto literackich walorach. To pułapka, której Littellowi nie udało się uniknąć.
„Łaskawe” nie są więc książką rewolucyjną, lecz solidnym kawałkiem bardzo dobrej prozy. Tylko tyle – a może aż tyle.


"Inna strona świata" – Wojciech Jagielski
"Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików" - Norman Ohler
"Kissinger" - Walter Isaacson
"Krwawy kobalt. O tym, jak krew Kongijczyków zasila naszą codzienność" - Kara Siddharth