Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Alicja Tomaszczyk: Indyjski tygiel religijny


03 maj 2010
A A A

Indie – największa demokracja świata, a także kraj wielu religii, kultur i wyznań, musi sobie poradzić z nie lada wyzwaniami. Spory wynikłe na tle etnicznym czy religijnym, stają się w tym państwie w ostatnim czasie smutną codziennością. Do opinii publicznej przedostają się informacje dotyczące konfliktu między hinduistami a muzułmanami, co „nieporozumienia” w obrębie innych religii, lokuje na dalszym planie.

Indie są w ponad 80% zamieszkałe przez Hindusów, kolejne 20% przypada na muzułmanów, chrześcijan, buddystów, sikhów, wyznawców judaizmu i innych. Chrześcijanie to obecnie w Indiach trzecia pod względem wielkości grupa religijna. 24 miliony wyznawców stanowią 2,3% indyjskiego społeczeństwa. Najwięcej problemów chrześcijanie mają na północy kraju, który jest silnie zdominowany przez hinduistów. Szykany wobec chrześcijan przybierają tam m.in. formę zakazu chrztu. Jedno państwo, które stanowi konglomerat tak wielu wyzwań, mimo najszczerszych chęci władz, nie może funkcjonować bez żadnych konfliktów. Konflikty te implikują nie tylko nieporozumienia na tle religijnym, ale również na tle gospodarczym, politycznym, kulturowym czy społecznym.

Na przełomie lutego i marca 2010 roku w indyjskim stanie Pendżab doszło do starć między hinduskimi ekstremistami a mniejszością chrześcijańską. Zamieszki zostały spowodowane przez obraźliwą publikację wizerunku Jezusa Chrystusa. W wyniku starć 10 osób odniosło obrażenia. Największą jednak obrazą dla chrześcijan było podpalenie zboru Armii Zbawienia, co przyczyniło się do zintensyfikowania zamieszek, które udało się stłumić tylko dzięki interwencji lokalnych służb bezpieczeństwa.

Nie musiało minąć wiele czasu, by opinia publiczna usłyszała o kolejnych atakach. Tym razem konflikt, w pierwszej połowie kwietnia br. miał rozegrać się między chrześcijanami a skrajnymi hinduistami. Jak się okazało żadne z liczących się światowych agencji prasowych nie potwierdziły tych doniesień, mówiących o rzekomym spaleniu kilkudziesięciu kościołów i atakach na misjonarzy. Chrześcijanie na całym świecie odetchnęli z ulgą. Nie oznacza to jednak, że zagrożenie nie jest realne, mając w pamięci chociażby ataki sprzed kilku miesięcy.

W ramach partnerstwa strategicznego między Unią Europejską a Indiami oraz prowadzonego dialogu politycznego w rozmaitych dziedzinach, w tym przede wszystkim temacie praw człowieka i ochrony mniejszości, delegacje przedstawicieli Unii niejednokrotnie wizytowały Indie. Mimo ostatniej wizyty na początku 2010 roku i starań lokalnych władz o uznanie faktu, że Indie są tolerancyjnym państwem, w kilku stanach (Orisa, Karantaka) trwały ataki na chrześcijan. Najczęściej dochodziło do profanacji chrześcijańskich świątyń. Obecnie reakcja władz jest wyraźniejsza niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu, kiedy pokutowało przekonanie, że misjonarze chrześcijańscy pojawili się w Indiach jedynie po to, by nawracać Hindusów na swoją wiarę.

Aby rozwiązać ten swoisty węzeł gordyjski niezbędne są zdecydowane działania władz, które doprowadzą do zakończenia prześladowań religii mniejszościowych w Indiach. Państwo to chce być uznawane za tolerancyjne i przestrzegające praw człowieka. Powinno więc dążyć do tego, aby społeczność międzynarodowa za takie je uznała. W przeciwnym bowiem razie ten tygiel narodowościowy i religijny może eksplodować kolejnym konfliktem w najmniej spodziewanym momencie.