Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Oskar Pietrewicz: Niedostatecznie mądrzy Azjaci

Oskar Pietrewicz: Niedostatecznie mądrzy Azjaci


01 listopad 2010
A A A

Wrześniowy incydent w pobliżu spornego obszaru wysp Senkaku/Diaoyi pokazuje, że zarówno Chińczykom, jak i Japończykom nadal daleko do mądrości, o jakiej mówił Deng Xiaoping w 1978 r.

Podczas negocjacji nad Traktatem o pokoju i przyjaźni, podpisanym ostatecznie w sierpniu 1978 r., strona chińska odrzuciła propozycje rokowań w sprawie spornego obszaru. Deng Xiaoping stwierdził, że „nasze pokolenie okazało się niedostateczne mądre, aby znaleźć rozwiązanie tego problemu, pozostawmy więc go naszym następcom”. Wrześniowy incydent w pobliżu spornego obszaru wysp Senkaku/Diaoyi pokazuje, że zarówno Chińczykom, jak i Japończykom nadal daleko do mądrości, o jakiej mówił Deng.

Historia sporu

Chińsko-japoński spór terytorialny dotyczy ośmiu wysepek na Morzu Wschodniochińskim. Archipelag Senkaku (chińska nazwa: Diaoyi Liedao) położony jest ok. 380 km na wschód od wybrzeży kontynentalnej części Chin, a ok. 130 km na północny wschód od Tajwanu i mniej więcej w podobnej odległości na północ od japońskich wysp Sakishima Gunto. Łączna powierzchnia wysp wynosi ok. 6,4 km2 i pozostają one w zasadzie niezamieszkane. Strona chińska uznaje, że archipelag Diaoyi od zawsze był częścią Chin i dopiero na podstawie nierównoprawnego traktatu z Shimonoseki z 1895 r. przeszedł on w ręce Japończyków. Ci natomiast twierdzą, że wysepki nigdy nie należały do Chin i do 1895 r. stanowiły terra nullius, co stanowiło podstawę do pełnoprawnego zagospodarowania wysp przez Japonię. Po drugiej wojnie światowej wyspy Senkaku znalazły się pod kontrolą okupacyjnych wojsk amerykańskich, które w 1972 r. ponownie przekazały archipelag Japonii.

Image
wikipedia.org

Do lat 70. przyszłe sporne obszary w atlasach chińskich były określane jako japońskie. W oficjalnym dzienniku Komunistycznej Partii Chin Renmin Ribao w 1953 r. stwierdzono, że Senkaku wchodzą w skład Riukiu, a więc przynależą do Japonii. Zmiana stanowiska Chin zaczęła być zauważalna od początku lat 70. i związana była z opublikowaniem w 1969 r. raportu Komisji Gospodarczej ds. Azji i Dalekiego Wschodu oraz wyników analiz Rand Corporation. Stwierdzono w nich, że podmorskie złoża ropy naftowej i gazu wokół spornego archipelagu są jednymi z najbogatszych w Azji. Wyraz „surowcowemu podejściu” do problemu wysp Senkaku dał premier Zhou Enlai podczas rozmowy z premierem Kakuei Tanaką w 1972 r., mówiąc, że nie zamierza spierać się o „te mikroskopijne kropki, które nawet trudno znaleźć na mapach – chodzi przecież tylko o złoża dookoła nich”.

Wrześniowy incydent

7 września 2010 r. w pobliżu spornego obszaru Senkaku/Diaoyi doszło do incydentu, w wyniku którego chiński kuter rybacki zderzył się z dwoma japońskimi okrętami patrolowymi. W reakcji na to, japońskie służby aresztowały 15-osobową załogę kutra. Choć po kilku dniach Japonia uwolniła większość załogi, to jednak w dalszym ciągu przetrzymywała kapitana, 41-letniego Zhan Qixionga. Wywołało to zdecydowaną reakcję Chin. Początkowo władze w Pekinie kilkakrotnie wzywały japońskiego ambasadora, żądając jak najszybszego uwolnienia przetrzymywanego Chińczyka. Jednak gdy okazało się to niewystarczające, chińskie władze postanowiły sięgnąć po ostrzejsze formy nacisku. Ministerstwo Spraw Zagranicznych ChRL wydało oświadczenie, w którym oskarżyło Tokio o poważne psucie stosunków dwustronnych. Równolegle poinformowano, że planowane spotkanie premierów Wen Jiabao z Naoto Kanem, przy okazji wrześniowego posiedzenia ZO ONZ, nie dojdzie do skutku. Następnie Pekin zawiesił rozmowy na temat wspólnej eksploracji dna morskiego na mocy porozumienia z 2008 r. oraz wstrzymał negocjacje na temat zwiększenia połączeń lotniczych z Japonią. Ponadto, anulowane zostało zaproszenie dla japońskiej młodzieży na szanghajskie Expo. W międzyczasie chińskie władze aresztowały czterech pracowników japońskiej firmy Fujita, pod zarzutem bezprawnego przebywania na terenie strefy wojskowej w prowincji Hebei. Narastający konflikt był zauważalny również w mediach. Chiński Global Times sugerował, że Chiny powinny stosować wszelkie możliwe środki odwetowe w odpowiedzi na agresywne działania Japonii. Natomiast japoński Yomiuri Shimbun wezwał rząd Naoto Kana do nieulegania presji Pekinu.

Chiński kapitan został ostatecznie wypuszczony przez Japonię 25 września, co jednak nie oznaczało zakończenia problemu. Pekin zażądał oficjalnych przeprosin i zadośćuczynienia ze strony Tokio, na co japońskie władze nie wyraziły zgody. Poprawę zaognionych relacji miał przynieść brukselski szczyt ASEM na początku października. Podczas oficjalnej części Wen i Kan unikali kontaktu wzrokowego. Ostatecznie jednak w kuluarach udało im się odbyć 25-minutową rozmowę, podczas której zobowiązali się do podjęcia kroków na rzecz przywrócenia poprawnych relacji. Podtrzymaniem pozorów dialogu było także spotkanie ministrów obrony Chin i Japonii, do którego doszło kilka dni później w Hanoi. Ponadto, chińskie władze uwolniły (co prawda po uiszczeniu kaucji i przyznaniu się Japończyka do złamania prawa chińskiego) ostatniego z zatrzymanych pracowników firmy Fujita. Nadzieje na poprawę stosunków zostały jednak szybko rozwiane w związku z wypowiedziami japońskiego ministra spraw zagranicznych Seiji Maehary, który najpierw wystosował do Google oficjalną prośbę o usunięcie chińskiej nazwy spornego obszaru z Google Maps, a następnie określił chińskie reakcje na aresztowanie załogi kutra mianem „histerycznych”. Słowa Maehary wzburzyły zarówno chiński MSZ, jak i społeczeństwo. Setki demonstrantów w różnych częściach Chin nawoływały do bojkotu japońskich towarów. Zaniepokojone tym faktem japońskie władze zaapelowały do Pekinu o zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom i firmom japońskim na terenie Chin. Należy jednak zauważyć, że podobne manifestacje odbyły się również w Japonii, gdzie w równie agresywny sposób Japończycy demonstrowali sprzeciw wobec polityki Państwa Środka.

Awanturniczy chłód

W obliczu tak trudnej sytuacji coraz głośniejsze zaczęły być głosy, mówiące o konieczności podjęcia przez rząd Kana niezbędnych kroków na rzecz normalizacji stosunków z Chinami. Tetsuro Fukuyama, zastępca szefa gabinetu premiera, podkreślił, że świadomość bliskości interesów Chin i Japonii powinna skłaniać te państwa do intensyfikacji współpracy. Szczególnie widoczne w tym względzie są coraz silniejsze powiązania gospodarcze, czego dowodem jest fakt, że w 2009 r. Chiny stały się, kosztem USA, głównym partnerem handlowym Japonii. Pomimo uwag japońskiego polityka, Maehara ponownie postanowił zabłysnąć i stwierdził, że Japonia nie widzi potrzeby w szybkim uregulowaniu problematycznej sytuacji. I tym razem słowa japońskiego ministra zostały mocno skrytykowane przez chiński MSZ, który oskarżył Tokio o brak chęci do stworzenia dobrego klimatu dla porozumienia.

Atmosfera chłodu i niechęci dała o sobie znać również pod koniec października podczas szczytu ASEAN+3 w Hanoi. Jeszcze dzień przed rozpoczęciem obrad ministrowie spraw zagranicznych Chin i Japonii zapewniali o kuluarowym spotkania Wena z Kanem. Ostatecznie jednak do spotkania nie doszło i tym samym została zaprzepaszczona kolejna szansa nawiązania dialogu. Zamiast tego coraz głośniejsze stały się sygnały w sprawie zwiększonej penetracji wokół Senkaku/Diaoyi przez chińskie patrole. Z całą mocą zaczęto również komentować domniemane zawieszenie dostaw tzw. minerałów ziem rzadkich z Chin do Japonii. Z uwagi na znaczenie tych surowców dla przemysłu nowoczesnych technologii, zaczęto się zastanawiać nad możliwymi konsekwencjami ograniczenie ich eksportu do pozostałych państw. W odpowiedzi na liczne wątpliwości i podejrzenia, chińskie władze zastrzegły, że nie zamierzają traktować ograniczeń eksportu surowców jako narzędzia politycznego, a ewentualne zmniejszenie dostaw będzie podyktowane wyłącznie ograniczonością zasobów i względami ekologicznymi.

Kryzys w stosunkach chińsko-japońskich sprawił, że swoje trzy grosze postanowiły, jak zawsze, wtrącić USA. Już w lipcu sekretarz Clinton zasygnalizowała możliwość zwiększonego zaangażowania USA w problem sporów terytorialnych na Morzu Wschodniochińskim, z uwagi na globalne znaczenie regionu w handlu i żegludze. W momencie zaognienia sytuacji między Chinami a Japonią, zastępca sekretarza stanu Kurt Campbell pochwalił stanowczą postawę japońskich władz, podkreślając, że minister Maehara zachował się jak prawdziwy mąż stanu. Zdecydowanie rozsądniej wypowiedziała się Hillary Clinton, która zaapelowała o odbudowę zaufania w relacjach chińsko-japońskich, proponując przy tym trójstronne spotkanie z udziałem dwóch zwaśnionych stron i USA. Jednak zainteresowanie Chin wzbudziły inne słowa amerykańskiej sekretarz stanu dotyczące relacji Tokio-Waszyngton. Mianowicie, Pekin wyraził głębokie zaniepokojenie deklaracją Clinton jakoby zobowiązania amerykańsko-japońskiego sojuszu z 1960 r. rozciągały się również na obszar Senkaku.

Nieuchronne sąsiedztwo

Wrześniowy incydent na Morzu Wschodniochińskim pokazał aktualność chińsko-japońskiego sporu o wyspy Senkaku/Diaoyi. Po raz kolejny potwierdziło się, że spór terytorialny jest funkcją potrzeb wewnętrznych obu stron i służy jako istotny element nacisku na partnera. Instrumentalne traktowanie problemu sprawia, że w zależności od potrzeb Pekin i Tokio nagłaśniają i wyciszają sprawę. Jednak tym razem sytuacja wydaje się być zdecydowanie poważniejsza, z uwagi na nieprzejednaną postawę protagonistów. Symboliczny w tym względzie wydaje się być stosunek obecnego MSZ Japonii do propozycji Denga z 1978 r. w sprawie uregulowania sporu w przyszłości. W odróżnieniu od swoich poprzedników, Maehara stoi na stanowisku, że Japonia nigdy nie przystała na propozycję ówczesnego przywódcy Chin. W związku z tym pojawia się pytanie – czym wytłumaczyć tak ostre zachowanie obecnej administracji japońskiej w stosunku do Chin? Przytoczony wyżej Tetsuro Fukuyama stwierdził, że Chiny i Japonia muszą zrozumieć, że będą sąsiadami za 100 czy nawet 500 lat i powinny być świadome wynikających z tego konsekwencji. Mając na uwadze rosnące powiązania gospodarcze Chin z Japonią, trudno zrozumieć konfrontacyjną politykę Tokio i nie można sprowadzać jej wyłącznie do proamerykańskich postaw części obecnej administracji. Z drugiej strony coraz bardziej asertywna postawa Chin w zrozumiały sposób budzi zaniepokojenie państw regionu. Za naiwne należy jednak uznać myślenie, że Pekin będzie pokornie przyjmować policzki ze strony innych.

Deng Xiaoping radził swym następcom, aby podczas budowy statusu mocarstwowego Chiny zachowały umiar i skromność, z jednej strony przejawiając skłonność do współpracy, a z drugiej unikając wychodzenia przed szereg. W tym miejscu należy się zastanowić czy ostatnie zachowanie Pekinu faktycznie stanowi wyłom w dotychczasowej strategii. Nie ulega wątpliwości, że regionalna i globalna rola Chin jest i będzie coraz większa i siłą rzeczy będzie rzutowało to na relacje Państwa Środka z pozostałymi aktorami. Wypada jednak zastanowić się, czy w związku z jednoznacznym stanowiskiem USA (oznaczającym opowiedzenie się po stronie Japonii, a także innych państw regionu, obawiających się rosnącej potęgi Chin) nadmierna asertywność jest rozsądna z punktu widzenia chińskich władz. Chociaż pozycja międzynarodowa Chin jest coraz mocniejsza, to jednak wiele wskazuje na to, że Pekin będzie zmuszony jeszcze przez dłuższy czas wstrzymać się z realizacją unilateralnej polityki. Co nie zmienia faktu, że Chińczycy będą coraz bardziej skłonni postępować zgodnie ze starym chińskim przysłowiem, mówiącym, że „prawo jest mocne, ale łamiący prawo mocniejsi”. Przykład Japonii pokazuje, że pierwszymi, którzy mogą poczuć prawdziwość tego przysłowia, będą sąsiedzi Chin.

 

Artykuł ukaże się również w najbliższym numerze studenckiego przeglądu spraw międzynarodowych Notabene