Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Krzysztof Liedel: Co dalej z terroryzmem?


14 grudzień 2010
A A A

Nie wierzymy już w koniec historii, nie budzą naszego zaufania deklaracje o powszechnym pokoju, z dużym dystansem odnosimy się do deklaracji „dobrej woli” składanych przez poszczególnych aktorów stosunków międzynarodowych. I nie da się ukryć, że mamy po temu bardzo dobre powody.

Rzeczywistość,  która  nas otacza pokazuje  niemal każdego dnia, że nie ma takich okoliczności  i takich warunków, które dla wszystkich byłyby akceptowalne, które zaspokoiłyby wszystkie dążenia i ambicje i które dawałyby szansę na trwały pokój − nie tylko w kontekście czysto militarnym, ale także w kontekście konfliktów asymetrycznych.

Środkiem  takiej  właśnie  asymetrycznej  walki, który jest niezmiennie popularny i powszechny, wydaje się być terroryzm. Propagowany  przez  badaczy,  między  innymi  Davida C.  Rapoporta,  koncept, mówiący  o  tym,  że terroryzm jako zjawisko ma konkretną, liniowo  rozwijającą  się  historię,  zdaje  się  dawać nadzieję, że wróży to tak czy inaczej definiowany koniec tejże historii. Chcielibyśmy w to wierzyć, ale czy to możliwe?

W  tym  kontekście  szczególnie  istotne wydaje się  poddanie  analizie  wydarzeń  związanych z  zagrożeniem  terrorystycznym,  które miały  miejsce  pod  koniec  października i  na  początku  listopada  tego  roku.  Światem wstrząsnęły w  tym okresie dwa  kryzysy  terrorystyczne obydwa konotowane jednoznacznie  jako zagrażające bezpieczeństwu państw i ich obywateli, oba na skalę międzynarodową. Co istotne – często opisywane w tych samych tekstach  dziennikarskich,  przywoływane  niemal jednym tchem w komentarzach obserwatorów otaczającej nas rzeczywistości.

Czemu  należy  się  zastanowić  nad  tymi zbieżnościami? Wbrew pozorom są one niezmiernie istotne  –  i  zarazem  niepokojące. Niepokojące,  ponieważ  niezależnie  od  komentarzy „na  jednym  oddechu”  i  odniesień do  powszechnego  zagrożenia  terroryzmem,
mieliśmy  do  czynienia  z  dwoma  zupełnie rożnymi  terroryzmami,  terroryzmami  rożnych epok,  które  określamy  mianem  „znaku  naszych czasów”, podczas gdy drugi przechodzi właśnie wielki come back.

Pierwszy  przypadek,  o  którym  mowa,  to oczywiście przechwycone w samolotach towarowych przesyłki  z  ładunkami wybuchowymi, nadane w Jemenie z miejscem przeznaczenia w  USA  –  konkretnie  w  miejsca  kultu  judaistycznego. Nie  podlega  wątpliwości,  iż  jest to kolejny etap  światowego dżihadu – wojny  ze światem Zachodu, która wciąż zachowując  swoją dynamikę szuka kolejnych dróg i metod  walki,  które  pozwoliłyby  na  zadawanie  strat i powodowanie ofiar.

Drugi – to seria wydarzeń w Grecji. W ramach tej  serii  prób  zamachów  na  celownik trafiły  liczne  państwa  oraz Unia  Europejska. Przesyłki  z  materiałami  wybuchowymi  trafiły do  ambasad  państw,  identyfikowanych  jako przedstawiciele  rozwijającej  się  społeczności demokratycznych państw, cieszących się przywilejami liberalnych  i  szanujących  pluralizm i prawa człowieka zasad ustrojowych, do osób stojących na czele tych państw oraz do instytucji UE, która jest symbolem współpracy tych państw. O sprawstwo w wypadku tych wydarzeń podejrzewane  jest  lewackie  ugrupowanie greckie, które – jak wynika z dostępnych przesłanek – nie ma nic wspólnego ze „świętą wojną” ugrupowań spod znaku Al Kaidy.

Jak nietrudno zauważyć, można tu dostrzec bardzo  niepokojący  wzorzec  –  ta  sama  (pod względem przesłanek wyboru celu) grupa podmiotow  stała  się  obiektem  ataku    ze  strony dwóch  zupełnie  rożnych  przeciwników.  Taka refleksja, jeśli nie zostanie z czasem zweryfikowana negatywnie, prowadzi do zatrważających konsekwencji. Od wieków bowiem wiadomo, że  prowadzenie  wojny  na  więcej,  niż  jednym froncie, może okazać się idealnym sposobem na porażkę.

Współczesne państwa robią, co tylko pozostaje w  ich mocy  oraz w  granicach obowiązującego prawa, aby postawić ochronną barierę pomiędzy swoimi obywatelami, a zagrażającymi im ugrupowaniami terrorystycznymi. Początek walki z islamistycznym terroryzmem, który wszedł na drogę „świętej wojny” postawił przed nami wyzwanie w postaci konieczności dostosowania się do nowej taktyki  walki, do rozpoznawania zagrożenia obcego kulturowo  i mentalnie,  zmusił  do  wypracowania nowych narzędzi i algorytmów działania służby i instytucje bezpieczeństwa.

W  chwili,  w  której  powoli  zaczynaliśmy kształtować  efektywne  i  wydajne  systemy bezpieczeństwa, odpowiadające  na  te  nowe  wyzwania, okazało się, że głowę podnoszą takie  ugrupowania, z którymi walkę – jak się wydawało  – zostawiliśmy za sobą.

Terroryzm  lewacki  jest  wyzwaniem  innym, niż  terroryzm  islamistyczny. W  sytuacji dalszej aktywacji ugrupowań  z  tej  „rodziny” ideologicznej, służby i instytucje bezpieczeństwa staną po raz kolejny przed tym właśnie przeciwnikiem. Okaże  się,  że  potrzeba  rozdzielania  sił  i  środków,  że  monitorowanie i rozpoznawanie zagrożeń dotyczy innych niż w ostatnich latach grup społecznych, że naszym przeciwnikiem przestaje być tylko home grown  terrorism,  a  dołącza  do  niego  –  na powrót, podkreślmy – domestic terrorism.

Poza  prostym  zagrożeniem  wynikającym z konieczności rozdzielenia  sił  i środków bezpieczeństwa,  przynajmniej  w  obszarze  rozpoznania zagrożeń i  profilaktyki  społecznej,  staniemy również  przed  innym  zagrożeniem.  Już w  chwili  obecnej  wzrost  obecności  środków bezpieczeństwa  i  zagrożeń,  na  które  są  one odpowiedzią,  zmienia  nasze  społeczeństwa. Musimy  „pilnować”  nie  tylko  terrorystów,  ale także wpływu, który wywierają oni na nasz sposób  myślenia,  a  tym  samym  na  naszą  tożsamość. Przekształcanie społeczeństw dobrobytu w  społeczeństwa  strachu  nie  jest  teorią  –  to rzeczywistość, która nas otacza.

Jeśli  staniemy  przed  zupełnie  nową  grupą zagrożeń, płynących na dodatek ze strony wroga prawdziwie wewnętrznego, dzielącego społeczeństwo na najbardziej bazowym poziomie, to zagrożenie dla naszej tożsamości i wartości, które nasza cywilizacja reprezentuje, stanie się jeszcze większe.

Okazało się, że mimo wielkich nadziei nie nastąpił  wraz  z  końcem  zimnej  wojny  koniec historii. Wydaje  się,  że  na  koniec  zagrożenia terrorystycznego również nie możemy liczyć. To mało optymistyczna refleksja, ale zarazem refleksja, która nakłania do bycia czujnym i przygotowanym.  Tym  samym  zaś  –  daje  nadzieję na ostateczne zwycięstwo.

 

dr Krzysztof Liedel – zastępca dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Pozamilitarnego  w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego

Tezy  zawarte  w  powyższym  artykule  wyrażają  wyłącznie  opinie Autora  i  nie  prezentują oficjalnego  stanowiska  Biura  Bezpieczeństwa Narodowego.

Artykuł został opublikowany w piśmie „Ochrona mienia i informacji” nr 6/2010(91)