Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Tomasz Stuleblak : Refleksja o Turku przed polską Prezydencją


14 styczeń 2011
A A A

Za trzy lata będziemy obchodzić 600-lecie polsko-tureckich kontaktów dyplomatycznych. W październiku minęło pięć lat, od kiedy Turcji uchylono drzwi do Europy. Za pół roku będziemy przewodzić Unii Europejskiej.

Czeka nas nie lada wyzwanie, bierzemy bowiem na swe barki ogromną odpowiedzialność.

Czy w temacie Turcji stać nas na pchnięcie spraw krok naprzód?

Kim są ci Turcy i czy potrafimy ich zrozumieć?

Plunie na mnie, normalnie na mnie plunie, pomyślałem gdy patrzył wtedy na mnie swoimi nieruchomymi ciemnymi oczami. A była w tych oczach Azja. Ta nieogarnięta, tajemnicza Azja, przyjmująca swe wartości za pewnik i nie uznająca na ich temat dyskusji, gotowa zginąć w ich obronie, dzika i barbarzyńska. Widziałem ją wtedy po raz pierwszy, wtedy gdy współgrające z oczami usta wylewały potok słów. A słowa te brzmiały stanowczo, nieco lekceważąco, a już na pewno bezdyskusyjnie. Mówił je spokojnie, dystyngowanie i z manierą traktującą mnie jak idiotę nie potrafiącego zrozumieć spraw oczywistych. A mówił bzdury. O tym, że największy sojusznik jego kraju chce ich zniszczyć, że największy tamtejszy terrorysta szykowany jest na premiera, że jego kraj nie ma żadnych problemów, ani wewnętrznych, ani z sąsiadami. To oaza spokoju, dobrobytu i szczęśliwości. Parsknąłem. Więcej tego nie zrobię.  

Nie ma kontrargumentów. Choćby były najbardziej logiczne, spójne i oparte na całej rzeszy dowodów. To tak jakby urodzić się z pewną wiarą, jakimś zakodowanym w genach systemem wartości, a jednocześnie z naturalną barierą magnetyczną odrzucającą wszystko, co napływa z zewnątrz. Odbite, uderza w ciebie ze zdwojoną siłą. Nie próbuj, szkoda czasu i wysiłku. Przeszczepy wykonywane są rzadko, ale najgorsze, że z reguły się nie przyjmują. Jeśli już, to po długim czasie, w bólach i cierpieniach. W tej swojej rekonwalescencji jesteś sam, zupełnie sam. Opuszczony. Śmieszny. Dziwaczny.

Wszędzie poczucie osaczenia. Przekonanie, że wszyscy wokół chcą mnie zniszczyć. Także, a może przede wszystkim, przyjaciele. Tylko po co? Czy to oznaka potęgi czy słabości?

Mój przyjaciel nie ma wątpliowości. Słabym i podzielonym lepiej manipulować, lepiej podporządkować go własnym interesom. Dlatego tymi, którzy chcą zniszczyć jego kraj są Stany Zjednoczone. Wmówili biedniejszej części jego społeczeństwa, że są jakimiś tam „innymi”, stworzyli od podstaw ich język. Historia biegnie mniej więcej tak: Dawno temu żył pewien imam, o nazwisku Kurd. On to, za podszeptami Amerykanów, zaczął gromadzić wokół siebie rzeszę uczniów. Nauczył ich sztucznego języka i zaczął nawoływać do przemocy. I tak oto Turek uderzył na Turka. Brat na brata.

Czyli jednak potęga. Turcja to kolos, mocarstwo. Jeśli uważasz, że Stany Zjednoczone nie chcą utworzyć z Turcji dwóch krajów, zniszczyć swojego sojusznika w newralgicznym i najbardziej konfliktogennym punkcie świata, który to sojusznik jest w dodatku unikalną muzułmańską demokracją, to zapewne jesteś idiotą, albo co gorsza jednym z nich. Afganistan, Irak, zbrojenia Iranu, konflikt palestyński, zamrożone kontakty z Syrią, niestabilny Pakistan. Terroryzm, handel narkotykami i bronią. To nie są problemy Ameryki. Najważniejsze to zniszczyć ich kraj, utworzyć państwo kurdyjskie i przyjąć na siebie uderzenie Iranu, Syrii i irackich Arabów. Patronować powolnemu zmienianiu się Turcji w islamską teokrację.

Ale jego kraj sobie poradzi. Bo wszystkie państwa muzułmańskie wokół, to jego przyjaciele. Choć na drukowanych w Damaszku mapach turecka prowincja Hatay znajduje się w granicach Syrii. Choć Iran się zbroi, a Turcja jest członkiem zachodniego paktu wojskowego. Choć kilka kilometrów za granicą iracką grupka uzbrojonych po zęby malkontentów tylko czeka, by zadać Turcji śmiertelny cios.

Nie wszystko stracone. Jest jeszcze Rosja. Okazuje się, że odwieczny sojusznik. Kiedyś mieli ją zresztą ujarzmioną. No bo Tatar, to Turek. Właśnie odkryłem, że panowałem nad połową świata, bo Związkiem Radzieckim kierowali Słowianie.

Unia Europejska nie pomoże. Zresztą, tej pani raczej dziękujemy. Chociaż z drugiej strony, mając wolny wstęp na rynek europejski, moglibyśmy łątwo ją opanować i podporządkować własnym interesom.

Zdaje się, że trafił mi się zwolennik Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Bo w końcu to ona tak bardzo akcentuje wartości, z których on tak bardzo jest dumny. Nie. AKP to islamiści, chcą zniszczyć nasze prawa i wolności. A tak w ogóle to Erdoğan, wspominając o Öcalanie, użył przed jego nazwiskiem określenia „Pan”. Czy może być lepszy dowód na to, że lider PKK obejmie wkrótce tekę wicepremiera, a kraj stanie się turecko-kurdyjską federacją? Nie widzi w swym kraju miejsca dla Kurdów, instynktownie odrzucam więc opcję lewicową. Nacjonalista, na bank. Pudło. Ci znowu za mało prospołeczni.

Jeden z nich jest informatykiem, drugi studiuje ekonomię. Obaj uczą się na jednym z najlepszych uniwersytetów w Ankarze. Jeden pracuje w renomowanej firmie z korzeniami europejskimi, drugi dokształca się na letnich kursach uniwersyteckich. Urodzeni w dużych miastach na zachodzie kraju. Wykształceni, oczytani, praktykujący zachodni styl bycia, zainteresowani światem. Preferują nawet rozmowę po angielsku. Uderza w nich ambicja zrobienia czegoś pozytecznego, bycia „kimś”.

Proszę Państwa, oto jest kwiat młodzieży tureckiej i przyszła elita tego kraju.

Konia z rzędem temu, kto jednym słowem opisze kim oni są, jacy są, jacy chcą być. Słowo pluralizm nabiera tu liczby mnogiej, słowo jedność nawet brzmi tu zabawnie. Miłośnicy mitów, marzyciele, fantastycy. Megalomani, żeby było zabawnie zakompleksieni. Drażliwi i obrażalscy. Posiadacze jednej i jedynej najprawdziwszej prawdy. Bufonowaci i kpiący z wszystkiego, co twoje. Nie dyskutują. Nie dają znaków ostrzegawczych. Masz pięć minut. Nie jesteś w stanie zrozumieć, to masz w ryj.

„Duma” to nie jest to słowo. Zbyt banalne. Ale jednocześnie bardzo prawdziwe. Nie wiem, czy tu się ono narodziło, ale wiem dokładnie gdzie mieszka. Gdyby nagle ożyło, z pewnością miałoby wąsy i ciągle piło herbatę. Strasznie to zresztą płodna dla tego słowa ziemia. Zdążyło się już rozmnożyć i obrodzić w dumy i dumiki. Strach nawet pomyśleć, co już objęła swoim zasięgiem. Oto mój krótki subiektywny przegląd nadbosforskich dum:

  1. Nie lubię Cię, bo chce być taki jak Ty, a Ty też chcesz, żebym był taki jak Ty.

Czyli Unia Europejska. Negocjujemy i zmieniamy się, bo chcemy być jej częścią. Będziemy jej częścią, bo jesteśmy tacy jak wy już od pół wieku. Z drugiej jednak strony nie chcemy stracić cząstki siebie. Chociaż, zgodnie z tym co mówiliśmy, ona jest całą mną. Już nam się chyba nie chce chcieć.

Zagadka: Kogo według badań opinii publicznej boją się Turcy? Otóż i Stanów Zjednoczonych. Tych samych, które broniły Bosforu przed zakusami Związku Radzieckiego. Tych samych, którzy uważają ich kraj za największego po Izraelu sojusznika na Bliskim Wschodzie. Tych samych, którzy nieustannie lobbują za przyjęciem ich kraju do Unii Europejskiej. Tych samych, którzy od lat promują wizerunek ich kraju jako jedynej prawdziwie demokratycznej siły w świecie muzułmańskim.

To się nazywa fachowo „kompleks Sevres”. Postrzeganie Amerykanów i Europejczyków opiera się na tureckich lękach przed agresywną polityką państw zachodnich w regionie i tradycyjnym poczuciu osaczenia, opartego na przekonaniu, że Turcja jest osamotniona i musi nieustannie walczyć o swoje przetrwanie. Inaczej mówiąc, Turek już nigdy nie zaufa bezgranicznie w twoje intencje. Toż właśnie przez agresywną postawę Europejczyków jego państwo cudem uniknęło śmierci. Według badań German Marschall Fund z 2006 r. 56% Turków uważało przodownictwo Stanów Zjednoczonych na świecie za niepożądane, czyli najmniej w Europie. Według badań 2008 Pew Global Attitudes Project Turcy okazali się najmniej przyjaznym Amerykanom narodem – zaledwie 12% z nich ma pozytywne zdanie o Stanach Zjednoczonych, lepszą opinią cieszą się wśród nich nawet Arabia Saudyjska, Iran i Pakistan.

Antyamerykanizm jest trwale zakorzeniony w umysłach Turków. Świadczy o tym chociażby popularność wielu przedsięwzięć jawnie propagujących negatywny wizerunek Stanów Zjednoczonych. Wielkim sukcesem okazała się w Turcji powieść Metal Storm z 2004 r., która opowiada o amerykańskiej inwazji na Turcję (!), odpartej dzięki sojuszowi z… Rosją. Bijący wszelkie rekordy popularności i wyludniający tureckie ulice serial Dolina Wilków nie wolny jest od makabrycznych scen ukazujących pastwienie się Amerykanów nad cywilami irackimi.

Pomóc ogarnąć sytuację ma proislamski rząd, który choć przywiązany do konserwatywnych rozwiązań ma jednocześnie – liberalizując społeczeństo (!) – wprowadzić krnąbrne dziecko do europejskiej rodziny. Przez cesarskie cięcie, bo w kwestii adopcji Turcy nie nadążają z papierkami. Metal Storm to pikuś. To jest dopiero scince-fiction!

2. Nie lubię Cię, bo lubią Cię Ci, których My lubimy i chcemy żeby Nas lubili również.

Czyli Orhan Pamuk. Największy zbrodniarz Turcji. Przy tym niespełna rozumu, cyniczny i nie mający kontaktu z rzeczywistością. Wichrzyciel i agent. Zdrajca. W dodatku geniusz.

Listę przewin można by mnożyć, ale żadna nie umywa się do zbrodni majestatu, jakim jest zdobycie Nagrody Nobla. Kłamliwy parszywiec, który śmie reprezentować nasz kraj na świecie. To nic, że niewielu współczesnych Turków zostało okrzykniętych geniuszami, a wielu ludziom na słowo Turcja od razu wpada do głowy jego nazwisko. Nic dla nas nie znaczy, że buduje on mosty pomiędzy światami, w jakimi żyjemy, że jest jedynym prawdziwie uniwersalnym tureckim pisarzem. On po prostu nie jest Nasz.

Większość młodych ludzi nie czytała żadnej jego książki. Dla zasady. Dlatego, że potwierdza kłamliwe teorie i roznosi je w świat. Za to jedno zdanie dla szwajcarskiej gazety. Pomimo że w swoich książkach problemów tych nie porusza. Pomimo że nie można sią od nich oderwać, że nawet dla Turka tworzy świat prawdziwego orientu. Z zapachami, kolorami, smakami. Z tymi samymi, z których chcemy być dumni.

  1. Nie lubię Cię, bo pomimo zaistnienia obiektywnych faktów poświadczonych przez rzeszę świadków, śmiałeś :

A)    jeśli dotyczy problematycznej sytuacji życia codziennego z udziałem Turka: głośno i wyraźnie potwierdzić zaistnienie obiektywnych faktów poświadczonych przez rzeszę świadków,

B)     jeśli dotyczy sytuacji historycznych i społeczno-kulturowych z silnym pierwiastkiem tureckim: choćby cicho i niepewnie zakwestionować zaistnienie obiektywnych faktów poświadczonych przez rzeszę świadków.

Turek nie popełnia błędu. Mówi prawdę i ma rację. Wszystko co robi, robi poprawnie i zgodnie z przyjętymi standardami. Nie spóźnia się, gdy czekasz już ponad godzinę. To ty grzeszysz przez brak cierpliwości. 

Nie zapominaj o tym, nawet gdy gnijesz w gorącu, zmęczeniu i zniecierpliwieniu. Posłuchaj rady starszego kolegi i zawsze noś w głowie pewną przypowieść:

Sytuacja: Czekamy już drugą godzinę w umówionym miejscu, a naszego kierowcy jeszcze nie ma.

Zawiązanie akcji: Kierowca wpada jak burza i siłą wpycha mnie do samochodu. Zdaje się nie słyszeć, że pewne osoby nie wróciły z toalety. Kierowca, zamaszyście gestykulując i pukając się w czołu, pyta, czy aby oni są poważni. Przecież jesteśmy spóźnieni (!)

Punkt kulminacyjny/oś dramatu: Pokazuję zegarek i grzecznie zwracam uwagę, iż powinniśmy stąd odjechać o tej i o tej godzinie. Wystarczyło.

Rozwiązanie akcji: Odpowiada mi trzask zamykanych przed nosem drzwi. Przy postoju na kawę towarzyszą mi szarpania i zaproszenia do pójścia za budynek. Jeszcze tylko wyzwiska od psich synów i ludzi bez honoru. W obecności tłumów. Nie proszę o pomoc, bo zaczynam rozumieć, jakim niehonorowym czynem się popisałem. Odczuwam wstyd.

Morał: Nie czyń mądrzejszemu, co dla Ciebie normalne.

Pewnie nie jest Ci wiadome, że według najnowszych obserwacji zwykłych Turków kultura zachodnia jest kulturą zgniłą. Starszych ludzi zostawiamy samych sobie, nie wspomożemy innych w potrzebie, za nic mamy problemy biednych na całym świecie. Jesteśmy samolubni i zapatrzeni w siebie. Udowodnił mi to jeden z przyjaciół: „Zobacz! My Turcy, jemy razem przy stole. W dodatku z jednego garczka.” (!) Poza tym nie był nigdzie poza Turcją, nie zna twojej rodziny. Nie pokazuj zdjęć, nie cytuj klasyków. Zaakceptuj. Tak po prostu jest.   

Pamiętaj, że słowo „perwersja” zarezerwowane jest dla Europejek. Gdybyś zobaczył na jednej ławce dwie tureckie kobiety – jedną w burce, drugą w mini i z dekoltem do pępka – to majaki. Tego tam nie ma. Rada: Przestań pić! Gdybyś zobaczył na jednej ławce dwie kobiety – skromnie ubraną Turczynkę i Europejkę w mini i z dekoltem do pępka – usłyszysz ayıp, ayıp! (dosł. Wstyd!) Rada: bierz nogi za pas!

Bądź na bieżąco ze stanem badań historycznych. Jeszcze nie tak dawno nie do zaakceptowania była śmierć Mustafy Kemala Atatürka na marskość wątroby. Jeszcze dwa lata temu podczas wizyty w sanktuarium przywódcy, mój przewodnik przeszedł obojętnie obok półeczek ze szkłami, szeroko rozpływając się za to nad fajkami, tytoniem i temu podobnymi akcesoriami. Teraz usłyszysz w głosie dumę, gdy przyjaciel opowie ci o okolicznościach śmierci Atatürka. Toż to takie europejskie, gdy kończysz życie przez nadużycie alkoholu. Słabość stała się zaletą. Bo słabości być nie może. Kiedy w wyświetlanym kilka lat temu w Turcji filmie Mustafa znalazła się scena poprzedzająca walną bitwę z Grekami, w której turecki przywódca (notabene obok którego znajduje się szklanka w wódką) ośmiela się wyrazić wątpliwości co do jej rezultatu, reżyser musiał się tłumaczyć prokuraturze. Nie wspominaj o rdzawym odcieniu włosów Atatürka, nie zapominaj broń Boże, że był przystojny.      

Dowiesz się także, że siedziałeś przestraszony i skulony jak myszka, kiedy nad połową świata panował Związek Radziecki. Nie ma więc sensu wspominać Solidarności. Nie przypominaj też o traktacie w Sevres, w którym to Turcy podpisali rozbiór własnych ziem. Obalenia komunizmu równać do wojny wyzwoleńczej Atatürka nie powinieneś. Nie zapominaj, że wojna ta była bezprecedensowa – czy znasz jeszcze jakieś zwycięskie zmagania, kiedy naprzeciw obcych sił staje zjednoczony naród, który własnym i tylko własnym wysiłkiem oddala niebezpieczeństwo?

  1. Nie lubię Cię, bo nie możesz się ze mną równać.

Możesz, jeśli masz dużo szczęścia, a twój rozmówca jest w dobrym humorze lub pozuje na człowieka Zachodu, spotkać się co najwyżej z pobłażliwością. Nie czytaj dalej, jeśli nie wiesz co to znaczy słuchać dwie godziny o największym architekcie w historii, Sinanie. Jeśli nie zmuszano Cię do oglądania godzinnego filmu o najpotężniejszym z psów, zdolnym pokonać lwa i niedźwiedzia, Kangalu. Jeśli podczas pałaszowania lanczu nie byłeś uświadamiany o najzdrowszej diecie świata, kuchni tureckiej. Turek nie zrozumie nieadekwatności porównania budowniczych potężnych mostów i kolei z architektami świątyń. Nie widzi braku sensu w walce tresowanego psa z mieszkańcem ogrodu zoologicznego. Nie zauważa kilogramu cukru włożonego w maleńkie ciasteczko i ton wdychanego dymu tytoniowego. 

Jeśli już miałeś kontakt z kimś z zewnątrz, to jesteś stracony. Tacy są chociażby niemieccy Turcy. Nad Bosforem nie są nikim więcej jak nowobogackimi gburami, jeśli nie chcą mieć nic wspólnego z twoją kulturą, albo świętoszkowatymi prostakami, jeśli na siłę akcentują, że są jej częścią.

5. Nie lubię Cię, bo nie jestem taki zachodni jak ty, a ty nie jesteś na tyle wschodni, żebym Cię polubił.

Czyli poprawne interpretowanie obyczajowości europejskiej. Ale musisz coś zrozimieć - jeśli całe dzieciństwo wpajano ci konserwatywne wartości, szacunek dla religii i wstrzemięźliwość w kontaktach z płcią przeciwną, w momencie gdy odkrywasz świat kosmopolitycznych metropolii i poznajesz wyzwolonych ludzi z Europy, możesz mieć albo zawrót głowy i utwierdzić się w przekonaniu, że twoje wychowanie było zdrowsze, albo dać się ponieść emocjom i wykorzystać okazję.

Jeśli jesteś Europejką, to pewnie już wiesz, że przyjeżdżasz nad Bosfor, żeby zabawić się z Turkiem. Takim przekonaniem przynajmniej kierują się nawet poważni 50-letni obywatele, żonaci i dzieciaci, nie rozstający się z tespihem. Zobaczyłem to, kiedy zabierający nas na stopa jegomość mocno zachęcał mnie do drzemki, po to tylko, żeby wypytać koleżankę o szczegóły z jej życia intymnego. Kiedy inny okaz nastawiał na nią wszystkie swoje lusterka i masował się po kroczu. Kiedy kolejny proponował nam seks grupowy, a po stanowczej odmowie zaczął dobierać się do nas dwojga jednocześnie.

Jeśli jesteś Europejczykiem, to broń Boże nie podchódź do Turczynki w dyskotece samemu. Zresztą, zapewne i tak będzie udawać, że cię nie widzi. Wtedy to zacznie szybko i nerwowo oddychać, zdrętwieje z przerażenia i będzie szukać oczami najbliższego znajomego Turka. Prawdopodobnie bowiem chcesz ją zgwałcić. Z chłopakami rozmawiaj, proszę bardzo, ale tylko dopóty, dopóki w pobliżu ciebie nie ma koleżanki. Później masz szczęście, jeśli cię nie podepta. Możesz tak stać i mówić godzinę, aż w końcu zauważysz, że ciebie tam nie ma.

Nie fukaj, wyzywaj i złowróż. Zrozum: dziewczynka od dzieciństwa nauczona jest mówić „nie”. I nie chodzi bynajmniej o sprawy intymne. Turczynka będzie umierać z głodu, ale odmówi wzięcia od ciebie kawałka batonu. To jest miara skromności. W tej sytuacji chłopcy muszą być natrętni i napastliwi. I przenoszą to na inne podwórko, tam gdzie bawią się też Europejki.

Zapewne masz znajomego Turka… Czy w kontaktach z tobą wstydzi się swego konserwatyzmu i udaje niezainteresowanych sprawami religii? Może stara się tłumaczyć zjawiska obyczajowe jako w istocie modernistyczne i jednocześnie zgodne z islamem? Czy też prezentuje nadzwyczaj odważną i oświeconą interpretację przepisów swojej religii? Prędzej czy później dostanie się od niego Arabowi, choć doskonale wie, że tylko on może zrozumieć Jego problemy. „Twój” Turek boji się zawładnięcia islamu nad każdym aspektem swojego życia, żyjąc jednocześnie w pełnej z nim harmonii. Gdy tylko opuszcza gwarne dzielnice rozrywki wielkich metropolii i udaje się na wakacyjną przerwę w swe strony.

Nie przedstawiam Turków jako nieokrzesanych zboczeńców niespełna rozumu, Allah korusun! (dosł. Broń Boże!) To jest ciekawość twoją osobą. Oni chcą cię poznać, bo chcą być twoją rodziną. Dla ciebie są jednak perweniuszami. Owszem, może to i kuzyni z prowincji, ale tylko adoptowani. Nie czujesz z nimi więzi. Nie masz z nimi wspólnego tematu. Odwiedzasz ich tylko na święta, czasem wspomożesz groszem. Jako bardziej światły i znajdujący się wyżej w hierarchii, starszy i bogatszy, od czasu do czasu upomnisz. Zbliżyć się jednak nie pozwolisz. To nie ta liga. 

„Ciekawość” to jednak również nie to słowo.

Właściwe odkryłem wówczas, gdy opowiadałem swojemu wspomnianemu na wstępie rozmówcy o moim kraju. Gdy rozpływałem się nad jego kulturą i wybitnymi przedstawicielami. Wtedy parsknął on. Początkowo kipiałem ze złości. Ale czekałem. I zbierałem ślinę w ustach. Żeby parsknąć równie obficie, gdy on skończy opowiadać o swoim.

Mówił o kawie, którą zaparza się w niespotykany nigdzie indziej sposób. O jedynym w swoim rodzaju sporcie, czyli zapasach w oliwie. O typowo tureckim teatrze cieni Karagöz. O Ebru, zjawiskowej sztuce malowania na wodzie, którą zrodziła ta ziemia. O dziesiątkach najrozmaitszych tańcach ludowych i towarzyszacych im instrumantach. O walkach wielbłądów w Selçuku i Festiwalu Arbuza w Dıyarbakır. O żółwiach Careta Careta i kotach Van.

I wtedy zrozumiałem. Dla mnie kulturą jest tylko to, co zyskało poklask na Zachodzie, zdobyło tam nagrodę, zostało uznane przez tamtejszych krytyków za wybitne. Czymże wobec tego jest Turcja ze swą prowincjonalnością? Słowem, którego szukam. „Niepowtarzalnością”. Bo można być dumnym z tego, że jest się innym, oryginalnym i odbiegającym od narzuconych standardów. To młody kraj, wciąż buduje swoją tożsamość, ale ma też dziedzictwo, na jakim może się opierać. Potrzebuje być z czegoś dumny. I ma wszelkie powody, by takim być.

Pomóc im czy ich zostawić? W końcu sami nie wiedzą, co ze sobą począć. Nie nasz to będzie problem, nie my będziemy mieć w tej sprawie słowo decydujące. Zostawmy to następnym pokoleniom i państwom zachodnim.

Kraj przywiązany do wartości.

W którym ludzie wmawiają sobie, że są kimś innym.

W którym panuje niechęć do pogodzenia się z własną historią.

Połączenie Wschodu i Zachodu.

Kraj, który przetrwał dzięki przywiązaniu do religii, będącym nośnikiem tego, co najświętsze i „nasze”. W którym ponad 90% ludzi deklaruje, że wierzy. W której wiara i osoby z nią związane są tematami tabu. W którym religia spowija każdą chwilę naszego życia, nasz porządek dzienny, wpływa na to, co lubimy oglądać i słuchać, jak spędzamy wolny czas.

Kraj, który przez dziesiątki lat walczył o to, aby być zaakceptowanym jako ktoś inny, na przekór krążącej o nim opinii.

Kraj, w którym żyją zadziorni prostacy, pijacy i złodzieje, niezadowoleni z niczego i zawsze przeciw.

Kraj, w którym za porównanie do „Ruska” dostaje się w pysk.

Kraj, który wciąż trzeba przepraszać, że sam się doprowadził do upadku.

To nasz kraj.

Za pół roku będziemy przewodzić Unii Europejskiej. Za niecałe cztery lata będziemy obchodzić 600-lecie wzajemnych kontaktów dyplomatycznych. W październiku minęło pięć lat, od kiedy Turcji uchylono drzwi do Europy. 

Możemy pomóc Europie ich zrozumieć. Tylko tyle i aż tyle możemy i powinniśmy zrobić. My też mamy za sobą trudną historię, też byliśmy zacofanymi perweniuszami, z modelem życia nie pasującym do standardów europejskich i z dziedzictwem łączącym dwa różne światy. My też potrzebowaliśmy drogi i kogoś, kto wyciągnie do nas rękę. Możemy im ją podać, podzielić się doświadczeniem w momencie, gdy tak dużo będzie od nas zależało. Spróbować ich poznać i dać ich poznać innym.

Pamiętam jak po półrocznym pobycie w Turcji miałem wszystkiego dosyć. Byłem zmęczony ludźmi i krajem, zniechęcony i załamany. Drażniło mnie wszystko i wszyscy. W końcu nie wytrzymałem. Zapożyczyłem się i kupiłem bilet na najbliższy autobus.

Minęły cztery miesiące, a ja nie mogę przestać myśleć, jak tam wrócić. Zrozumiałem coś jeszcze. Jak bardzo mi ich brakuje. Ich podniesionej głowy i potrzeby uznania. Ich nieporadności i kompleksów.

Dla mnie symbolem Turcji na zawsze pozostanie Konya. Najświętsze tamtejsze miasto, gdzie znajduje się grób wielkiego mistyka islamu, Mevlany, do którego to grobu trzy pielgrzymki zastępują podróż do Mekki. W którym jest jedna dyskoteka i w którym trzeba się sporo napocić, by znaleźć sklep z piwem. A w którym żyje najwięcej w Turcji alkoholików, gdzie jest największe spożycie mocnych trunków i w którym pomocną dłoń wyciągnął do mnie… gej. Głośno i otwarcie chwalący się tym, kim jest.