Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Polityka Szwajcaria po wyborach

Szwajcaria po wyborach


24 grudzień 2011
A A A

W niedzielę, 23 października, odbyły się w Szwajcarii wybory do izby niższej parlamentu – Rady Narodowej (Nationalrat). Wyniki nie przyniosły spektakularnych zmian na szwajcarskiej scenie politycznej. Baczni obserwatorzy tutejszego życia politycznego nie mogli się zresztą spodziewać po tegorocznych wyborach niczego nadzwyczajnego. Podział miejsc w Radzie Narodowej, czyli izbie niższej parlamentu, pozostał w zasadzie bez większych zmian. Na pierwszym miejscu, nieustannie od 1999 roku ludowo-konserwatywna SVP (27%), tuż za nią uplasowali się socjaldemokraci (23%), następnie liberałowie (15%). Czołówkę zamykają chadecy uzyskując 14 % głosów.

Na pierwszy rzut oka wszystko zostaje zatem po staremu. Od ponad dekady szwajcarska scena polityczna wydaje się zabetonowana. Jedynie skład rządu ulegał przetasowaniu, zwłaszcza po wyborach w 2003 roku, kiedy to wyraźne zwycięstwo SVP pozwoliło na uzyskanie dodatkowego przedstawiciela w Radzie Związkowej. Od tego momentu ludowcy znajdowali się na fali wznoszącej. Dopiero rozłam w ich szeregach i utworzenie Obywatelskiej Partii Demokratycznej skutkowało utratą miejsc w rządzie, a nawet czasowym przejściem do opozycji. Nie zmienia to jednak faktu, iż SVP pozostawała nadal najbardziej popularną partią w Szwajcarii, wzmacniając swój elektorat poprzez wyraźną postawę antyunijną, konserwatywną i będąc, pomimo faktycznej obecności w rządzi, opozycją wobec wszystkiego i wszystkich. Ludowcy najgłośniej domagali się m.in. ograniczenia nielegalnej imigracji, zablokowania dalszej integracji z UE, wprowadzenia barier importowych, celem ochrony szwajcarskich rolników czy wreszcie bardziej restrykcyjnych zasad dostępu do rynku pracy dla obcokrajowców. Szczególnym echem odbiła się w Europie ich aktywność na rzecz zakazu budowy minaretów na terenie Szwajcarii. Tego typu hasła przysporzyły im wielu zwolenników, choć nie brakowało też zarzutów dotyczących coraz silniejszej polaryzacji szwajcarskiej sceny politycznej.

To, co zastanawia i wydaje się godne szczególnej uwagi, to proporcje w liczbie uzyskanych mandatów. Po pierwsze, zatrzymany został zwycięski pochód SVP. Utrzymali oni co prawda pozycję lidera, ale w porównaniu do poprzednich wyborów stracili osiem miejsc w Radzie Narodowej. Jednocześnie socjaldemokraci zyskali dodatkowe trzy miejsca, co oznacza, iż różnica między tymi partiami stopniała z 10% do zaledwie 4%. Jednak nie tylko ludowcy uzyskali gorszy wynik wyborczy. Również liberałowi oraz chadecy uzyskali mniej miejsc w Radzie Narodowej, odpowiednio o 5 oraz o 3. Po drugie, zaskoczeniem może być bardzo dobry wynik małych partii centrowych, tj. wspomnianej już wcześniej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (OPD) oraz Zielonej Partii Liberalnej. Obie partie powstały stosunkowo niedawno (2004 roku - Zieloni oraz 2008 – OPD), w bardzo podobnych okolicznościach, tj. w efekcie rozłamu wewnątrz macierzystej partii. W porównaniu do poprzednich wyborów zarówno Zieloni jak i OPD wzmocnili swój stan posiadania o dodatkowe 9 miejsc. Dla Obywatelskiej Partii Demokratycznej oznacza to udany debiut i szansę na utrzymanie swojego reprezentanta w Radzie Związkowej, co nie będzie zresztą łatwe. Biorąc pod uwagę wzrost liczby mandatów w stosunku do pozostałych ugrupowań, partie centrowe są niewątpliwymi zwycięzcami tych wyborów, choć oczywiście w ogólnym rozrachunku dysponują najmniejsza liczbą miejsc. Uzyskany przez nie wynik skłania zatem do kilku przemyśleń.

Image

Dobry wynik małych partii centrowych, idący w parze z wyraźnie słabszym partii dużych, oznacza przede wszystkim kolejne przetasowania w składzie Rady Związkowej. Możliwe są tutaj dwa scenariusze. Pierwszy zakłada podział mandatów pomiędzy najsilniej reprezentowanymi partiami w parlamencie, a więc powrót do tradycyjnej tzw. magicznej formuły, zapewniającej największym ugrupowaniom po dwa miejsca w rządzie. Pojawiły się jednak sugestie, aby nowy podział sił w Radzie Związkowej uwzględniał reprezentacje obozów politycznych, tj. lewicę, prawicę oraz centrum. Wybór drugiego wariantu oznaczałby wprowadzenie zupełnie nowej jakości na szwajcarskiej scenie politycznej - odejście od systemu konkordancji (demokracji konsensualnej) na rzecz modelu koalicyjnego. W tej sytuacji najprawdopodobniej musiałoby dojść do aliansu pomiędzy socjaldemokratami i zielonymi, reprezentującymi lewe skrzydło oraz wykrystalizowanie nowego centrum, składającego się z chadeków, OPD oraz liberalnych zielonych. Oba obozy dysponowałyby wówczas czterema miejscami w siedmioosobowej Radzie. Pozostaje jednak pytanie co z liberałami, czyli FDP. Tutaj również mamy do czynienia z dwoma scenariuszami. FDP może nie wchodzić w żadne koalicje. Wówczas, jako trzecia siła w parlamencie, mogliby liczyć na jedno miejsce w rządzie. Stawiałoby ich to jednak na zdecydowanie słabszej pozycji w wewnątrzrządowych przepychankach. Gdyby jednak liberałowie zdecydowali się na koalicję z ludowcami mogliby stworzyć nową siłę, dysponującą aż trzema miejscami w Radzie Związkowej. Należy pamiętać, iż mariaż ten, na pierwszy rzut oka dość kontrowersyjny, cechują dość logiczne przesłanki. Oba ugrupowania, pomimo różnic w programie partyjnym, plasują się po prawej stronie sceny politycznej. Ponadto, na co zwracają komentatorzy, mogłyby liczyć na spore poparcie społeczne dla tego typu koalicji. Należy podkreślić, iż ludowo-konserwatywna SVP nie należy do ugrupowań koncyliacyjnych. Z tego powodu, większość społeczeństwa nawet jeżeli widzi konieczność silnej reprezentacji ludowców w parlamencie, dość niechętnie popiera ich równie silną obecność w rządzie. Świadczy o tym chociażby dość nikła reakcja na odwołanie przed kilkoma laty z Rady Związkowej czołowego polityka SVP – Christopha Blochera. Duża część wyborców popiera ludowców z uwagi na ich konserwatywne i niekiedy bardzo populistyczne poglądy. Politycy SVP bezbłędnie potrafią wsłuchać się w aktualne potrzeby i obawy obywateli i doskonale wykorzystują tę wiedzę w agitacji politycznej. Z drugiej strony ich bezkompromisowość przysparza im wielu przeciwników dla których umiejętność współpracy i godzenia różnych interesów jest immanentną częścią życia politycznego w Szwajcarii. Dlatego też wyborcy chętniej widzą obecność w rządzie liberałów, których cechuje zdecydowanie większa gotowość do koncyliacji. Koalicja pomiędzy SVP a FDP pozwoliłaby z jednej strony na wzmocnienie obu ugrupowań zarówno w rządzie jak i w parlamencie, z drugiej eliminowałaby groźbę alienacji ludowców. Przede wszystkim jednak zmniejszałaby polaryzację tutejszej sceny politycznej.

Zarówno SVP jak i FDP mają ambicje na uzyskanie dwóch miejsc w Radzie Związkowej. Na drodze do realizacji tych planów stoi jednak OPD, która od 2007 roku, dzięki zawirowaniom politycznym, posiada swojego przedstawiciela w rządzie. Tym samym wytworzył się interesujący precedens. Partia niereprezentowana wówczas w parlamencie posiada swojego reprezentanta w Radzie Związkowej – Eveline Widmer-Schlumpf. SVP, w nowej kadencji, najchętniej widziałaby na jej miejscu swojego człowieka. Jeżeli tez plan uda się zrealizować, wówczas powtórzyłby się scenariusz z 2003 roku, kiedy to ludowcy uzyskali dodatkowe miejsce w rządzie kosztem chadeków, przerywając tym samym wspomnianą już magiczną formułę. Problem polega jednak na tym, iż pozostałe partie centrowe i lewicowe są gotowe poprzeć kandydaturę Widmer-Schlumpf na kolejną kadencję, mając na względzie niedopuszczenie do wzmocnienia SVP. Ponadto istnieje również niepisana zasada, iż członkowie rządu zazwyczaj sami podają się do dymisji. Najczęściej jest to element nowej strategii politycznej, rzadziej ze względów zdrowotnych, rodzinnych bądź zawodowych. Do wyjątków należy, aby byli odwoływani przez parlament, choć oczywiście takie przypadki miały już miejsce w przeszłości. Ruth Metzler z CVP straciła swoje stanowisko w 2003 roku na rzecz Christopha Blochera (SVP). Najczęściej zatem politycy pełnią funkcje rządowe przez kilka kadencji. Brak zatem sztywnych przesłanek za odwołaniem Eveline Widmer-Schlumpf, tym bardziej, iż cieszy się dość dobrą opinią wśród konkurentów politycznych i opinii publicznej. Sama również nie zamierza usuwać się w cień. W rządzie pełniła funkcje ministra sprawiedliwości, a od października 2010 roku stoi na czele resortu finansów. Jedynym argumentem przeciwko jej kandydaturze jest fakt, iż wywodzi się z mniejszościowej partii posiadającej tylko 9 miejsc w Radzie Narodowej. Teoretycznie zatem nie powinno być dla niej miejsca w nowym rządzie. Chyba, że zrealizuje się wspomniany już scenariusz koalicyjny, o czym mówi się coraz głośniej.     

Przed nowym rządem, który wyłoniony zostanie 14 grudnia, stoi wiele wyzwań. Zaliczyć do nich należy naszpikowane wzajemnymi pretensjami relacje z Unią Europejską, kwestie związane z budową bezpieczeństwa energetycznego i ekologii, czy też problemy gospodarcze, pozostające w związku z niejasną przyszłością światowej gospodarki. Rosną również napięcia społeczne, będące efektem piętrzących się trudności z asymilacją cudzoziemców. Październikowe wybory pokazały, iż społeczeństwo ma dość polityki w wykonaniu największych i najstarszych partii. Poszukuje świeżego powiewu na scenie politycznej. Stąd tak duży wzrost popularności nowych partii centrowych, które w swoich programach kładą główny nacisk na problemy związane z ochroną środowiska i walką ze zmianami klimatu. Komentarzy zwracają uwagę na tzw. „efekt Fukushimy”, który przyniósł zielonym liberałom, zdecydowanie przeciwstawiających się energetyce atomowej, zwycięstwo w lokalnych wyborach, m.in. w kantonie Zurych. Wygląda na to, iż wyniki październikowego głosowania przypieczętowały ten nowy trend.

Ostatnie wybory parlamentarne, na pierwszy rzut oka nie wnoszące niczego nowego, mogą w dużym stopniu przyczynić się do zmian krajobrazu politycznego w Szwajcarii. Kluczowe znaczenie będzie miało grudniowe głosowanie do Rady Związkowej. Okaże się wówczas czy nowy model koalicyjnego sprawowania rządów zostanie wcielony w życie. Jeżeli tak się stanie Szwajcarię czekają duże zmiany. Nowy podział sił może tchnąć życie w skostniałą scenę polityczną. Stworzenie koalicji wokół obozów politycznych może umożliwić małym partiom posiadanie własnego reprezentanta w rządzie, co do tej pory w całej historii szwajcarskiego parlamentaryzmu w zasadzie nie miało miejsca. Już wkrótce okaże się czy Szwajcaria jest na to gotowa.       

Źródła:
www.nzz.ch, www.tagesanzeiger.ch, www.ch.ch, www.vimentis.ch