Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Adam Lelonek: Fałszywe sylogizmy w stosunkach międzynarodowych


25 lipiec 2012
A A A

System finansowy w skali globalnej to nie tylko zespół naczyń połączonych czy zbiór mniej lub bardziej subtelnych powiązań i interakcji. To także PR, czynnik ludzki (w pozytywnym i negatywnym sensie), instytucjonalny i prawny niedorozwój i upośledzenie, niechęć i niezdolność do implementacji skutecznych rozwiązań, ale również i dyktat niewielu nad miliardami ludzi.

Problem polega na tym, że coraz więcej do powiedzenia w świecie mają już nie główni aktorzy stosunków międzynarodowych, czyli państwa, a korporacje transnarodowe i inne podmioty, zwłaszcza z dziedziny szeroko rozumianych finansów, których oddziaływania są niejawne lub zwyczajnie ukryte, czy w niektórych wypadkach jeszcze nie odkryte dla społeczności międzynarodowej.

To nie jest już kwestia teorii spiskowych, kąta widzenia, zaufania lub sprzeciwu wobec rządzących czy instytucji kontrolnych. Na pewno też nie kwestia percepcji czy tzw. „punktu siedzenia”, od którego to, jak wszystkim wiadomo, zależy „widzenie” rzeczywistości. Część analityków i komentatorów chce serwować nam coś na kształt „kobiecej” wizji stosunków gospodarczych i międzynarodowych, zwłaszcza pod kątem emocjonalności. Zostawiając na boku kontekst szowinizmu, o który zupełnie tutaj nie chodzi biorąc pod uwagę próbę metodologicznej klasyfikacji, to owo ujęcie sprowadza się do jakiejś efemerydy rozumowania indukcyjnego – czyli np. analiza niezwykle złożonych i wielopłaszczyznowych problemów na przykładzie lub w kontekście jednostki czy jednostek, ich uczuć, emocji, dylematów. Tylko co daje taka analiza? Czy lepiej zrozumiemy sytuację na Bliskim Wschodzie poznając dramaty rodziny izraelskiej z jednej, a palestyńskiej z drugiej? Czy lepiej zrozumiemy kryzys finansowy analizując dramat małżeństwa siedemdziesięciolatków, któremu bank odebrał dom? Oczywiście nie. Niemniej jednak takie historie łatwiej się sprzedają. Jeszcze łatwiej – manipulują tzw. „opinią publiczną”, a przez tą manipulację przysłaniają prawdziwą istotę problemów.

Warto więc spojrzeć jedynie na kilka faktów. Dychotomia systemu prawnego na świecie. Dychotomia czy rzeczywista asymetryczność. Jesteś bogaty – jeden system prawny, nie jesteś bogaty – drugi system prawny. Po zamieszkach w Londynie, David Cameron chciał skazywać nastolatków za kradzież lizaków na dwa lata więzienia. Jego znajomi z największych brytyjskich instytucji finansowych po kradzieży miliardów funtów nie mają nawet zarzutów. Na naszym polskim podwórku jest podobnie – rolnik, który kilka miesięcy temu ukrył w lesie traktor szefa, aby polepszyć swoją sytuację negocjacyjną przed prośbą o podwyżkę stanął przed sądem, z potencjalnym wyrokiem do 10 lat więzienia. Aleksandra Jakubowska, za modyfikację ustawy medialnej z 2002 roku (która mogła skutkować milionami strat dla budżetu państwa) została skazana na 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Przykładów i nonsensów można mnożyć, dlatego też nie można się dziwić, że przestępstw gospodarczych jest coraz więcej – bo chciwych ludzi nigdzie na świecie nic nie zniechęca. Za parę milionów łapówki każdy przecież może w ostateczności (!) te parę miesięcy w więzieniu posiedzieć…

Potwierdzają to również rzekomo spektakularne kary finansowe dla potężnych korporacji transnarodowych. Weźmy pod uwagę chociaż dwie najgłośniejsze ostatnio sprawy GlaxoSmithKline czy Barclays. Nie trzeba wspominać, że obie te do niedawna „zacne” instytucje pochodzą z Londynu. Ten pierwszy otrzymał karę w wysokości 3 mld USD. Tzn. jak to w przypadku przekrętów na miliardy w USA – „zgodził się zapłacić”. Za oceanem jest to najczęstsza forma rozwiązania tego typu problemów (Goldman Sachs, Bank of America, Citibank). Formalnie przecież skazani nie są…

Za przepisywanie leków niezgodnie z przeznaczeniem GSK zarobił orientacyjnie ponad 30 mld USD. Jak więc widać, kara – 3 mld USD jest co najmniej śmieszna. Na dziesięć dolarów zysku koncern oddał 1. Interes życia? Na pewno inne koncerny bardzo się przejmą taką surowością amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, która oprócz tego została „umówiona” z zarządem GSK. Barclays natomiast został ukarany kwotą 60 mln funtów w Wielkiej Brytanii oraz 240 mln dolarów w USA. Dla Brytyjczyków jest to największa kara finansowa, jak do tej pory, ale niestety nie da się oszacować ile ten angielski bank zarobił na manipulacjach LIBOR-em, czyli wskaźnikiem oprocentowania w obrotach międzybankowych. Można się tylko domyślać, że sytuacja wygląda podobnie do GlaxoSmithKline, jeśli nie jeszcze „lepiej”.

A przecież to tylko wierzchołek góry lodowej. Zdaniem Maxa Keisera, lista ludzi przykładających co jakiś czas lufę „finansowych karabinów” do głów polityków  jest znacznie większa, tak samo jak ich zyski, wpływy i możliwości oddziaływania na cały system. A na świecie krąży ok. 90 bln USD w wirtualnych bonach, akcjach i innych papierach, których wartość od dawna jest iluzoryczna, ale w rękach ok. 10 największych instytucji finansowych, jest to finansowa broń masowego rażenia, wykorzystywana dziś już do celów na wskroś terrorystycznych (szantaż, gospodarcza czy finansowa okupacja, ograniczenie suwerennych państw w ich polityce wewnętrznej i zagranicznej, doprowadzanie milionów ludzi do bankructwa, ubóstwa, a nie wprost – nasilanie fali przestępstw, samobójstwa, choroby, degradacja środowiska naturalnego, itd.).

W Hiszpanii banki wprowadziły po raz kolejny jeszcze większe ograniczenia na wypłaty pieniędzy z bankomatów. Oczywiście po to, aby ludzie masowo nie wyciągali swoich środków. Podobne tendencje można zaobserwować w innych państwach z problemami finansowymi. Tylko czy w Polsce ktoś o tym szerzej mówi lub czy ktoś z nas jest w stanie sobie wyobrazić taką sytuację u nas? Od kilku miesięcy Hiszpanie jeżdżą do Francji wypłacać pieniądze za granicą, gdyż boją się, że za niedługo nie będzie już co wypłacać. Włosi swoje oszczędności od dawna trzymają w przysłowiowej skarpecie, obawiając się rychłego upadku euro. Tak wygląda tylko jeden z tysięcy dowodów na wyższość praktyki nad teorią, czy jak kto woli – ekonomii nad politycznym marzycielstwem.

Francja realizuje model amerykańskiej polityki fiskalnej i budżetowej. Z tego też powodu z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że z tego właśnie powodu przegrał w ostatnich wyborach Sarkozy. I z tego samego powodu „nagle” zaczęły się wszelkie „trudności” Angeli Merkel. Inne państwa nie przekonają największego finansowego aroganta, czyli Stanów Zjednoczonych, do zmiany własnej polityki w dziedzinie wydatków i wpływania na rynek globalny krótkowzrocznymi decyzjami. Obama zaś zrobi wszystko, aby móc dalej rozdawać wyborcze „podarki” już bardziej na lewo, niż na prawo oraz żeby nie narazić się największym kampanijnym sponsorom (czyli największym bankom w Stanach). Więc zamiast oddolnego naprawiania USA przez pozostałe mocarstwa, mamy dalszy eksport amerykańskiego „modelu gospodarczego” do tych państw. Sarkozy nie chciał się zadłużać? To znalazł się ktoś, kto chciał. Merkel wskutek tego, dostaje na naszych oczach rozdwojenia jaźni: chce oszczędzać, ale wydaje pieniądze niemieckiego podatnika hojnie i nieustająco. Wkrótce zapewne znajdzie się w Niemczech ktoś, kto będzie miał bardziej zbliżoną wizję UE do namaszczonego przez Waszyngton, czy już bardziej Wall Street Hollande’a.

Swoją drogą fascynujące jest dlatego nikt zdaje się nie zauważać związku między wpływami poza-finansowymi największych banków. Rządzący w Grecji, Włoszech, Hiszpanii, ale i w Międzynarodowym Funduszu Walutowym czy w mniej eksponowanych miejscach w wielu innych krajach – są byłymi pracownikami Goldman Sachsa.

Jak wygląda amerykańska zabawa inżynierią społeczną opisuje w swoich artykułach Tomasz Formicki, doradca i analityk w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF. Warto przeczytać szczególnie artykuł o aksamitnych rewolucjach „Zastosowanie socjotechniki walki informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce, cz. VI”. W nim zawarty został cytat z książki Udo Ulfkotte’a „Pod osłoną mroku. Wielkie wywiady bez tajemnic” (Warszawa 2008) poświęcony jednemu z oddziałów CIA, a dokładniej Zespołowi Akcji Tajnych (Covert Action Staff – CAS), który znajduje się w Zarządzie Operacyjnym (Directorate of Operations).

„Planuje on akcje mające na celu wpływanie na obce rządy lub ich obalanie za pomocą stosowania propagandy, politycznej i gospodarczej manipulacji oraz operacji paramilitarnych albo zbliżonych do wojny. Jeśli się odwiedza CAS, to niechybnie przypomina biuro wielkiego dziennika: tu siedzą urzędnicy CIA, którzy, tak jak dziennikarze, piszą artykuły, a potem przekazują je zagranicznym mediom. Tu powstają projekty przyszłych kampanii, opracowuje się materiały propagandowe, począwszy od samoprzylepnych ulotek aż po plakaty, które będą pomocne w kampaniach wyborczych, aby doprowadzić kandydata proamerykańskiego albo utrzymać go przy władzy. Inni pracownicy CIA opracowują plany zręcznego odciągania inwestorów, aby osłabić finanse przeciwnika lub je wzmocnić. O pracy CAS niemal codziennie donoszą media, chociaż prawie nigdy wprost. Niezależnie, czy chodzi o pomarańczową rewolucję na Ukrainie, rewolucję róż w Gruzji czy też o demonstracje w Kirgistanie, Azerbejdżanie i Uzbekistanie, pracownicy CAS często maczają palce w tej grze”.

Lewicujące środowiska, media i portale internetowe prześcigają się w krytyce obecnego „systemu globalnego”, podając w różnych kombinacjach takie czy inne dane, jako przykład na patologię, niewydolność i nieskuteczność kapitalizmu. Natomiast człowiek inteligentny, zamiast wdawać się w tego typu dyskusje lub świętować zwycięstwo socjalistycznej wykładni, powinien zadać proste pytanie – o jakim kapitalizmie jest tu mowa? Gdzie ten kapitalizm obecnie funkcjonuje? W USA? W Wielkiej Brytanii? W Unii Europejskiej? Jednym z głównych założeń kapitalizmu jest obecność ryzyka – jeśli chcesz zarobić więcej, musisz zaryzykować. Ryzyko implementuje dwie możliwości – zysk lub stratę. Gdzie jest więc strata największych korporacji w USA po 2008 roku? Gdzie są masowe samobójstwa maklerów, brokerów czy bankierów? Podczas Wielkiego Kryzysu było ich tysiące. Bo w latach 20. i 30. XX wieku funkcjonował kapitalizm.

Dziś są informacje niejawne, manipulacje, algorytmy giełdowe sterowane nie przez rynek, ale w 95% przez komputery oraz oszustwa, o jakich ojcom idei wolnego rynku nigdy się nie śniło. Jako wisienka na torcie może być jeszcze High Frequency Trading (HFT, czyli bardzo szybkie transakcje, coraz częściej przeprowadzane na mniej niż sekundę przed piątkowym zamknięciem giełd, praktycznie nie do wykrycia; co ciekawe definicji HTF nie ma nawet w polskiej Wikipedii). Tak samo jak mutanci systemowi, określani jako „zbyt wielcy, by upaść”.

We współczesnym świecie można przyjmować różne rodzaje optyki, nakładać odmienne kolory ideologicznych okularów, od różowych, aż po czarne, jednak niezależnie od tego, zupełnie nic to nie zmienia. Pociąga natomiast za sobą konsekwencję inwestowania ogromnego wysiłku w proces dopasowywania wizji zastanej rzeczywistości do własnych przekonań i teorii.

A jak wygląda życie fałszywych sylogizmów odnoszących się do stosunków międzynarodowych? Najczęściej bardzo dynamicznie, obiecująco, ale krótko. Czy dla USA ważniejsza jest demokracja w Syrii czy niedopuszczenie do wprowadzenia w życie porozumienia rosyjsko-syryjskiego, zbliżonego do tego, które FR ma z Ukrainą (notabene właśnie po to, aby zminimalizować dystans do Morza Śródziemnego, do którego i tak dostęp z Krymu był utrudniony), odnośnie stacjonowania floty w syryjskich portach? Można nawet zupełnie pominąć geostrategiczny aspekt sąsiadującego z nią Iranu. Amerykanie, wraz z Brytyjczykami dozbrajają i szkolą rebeliantów (tak samo zresztą jak w Libii). Prowadzi to do nasilenia się konfliktu i coraz większej liczby ofiar. Po jakimś czasie amerykańska sekretarz stanu wychodzi przed kamery i mówi, że skoro walki nie ustają, tylko się nasilają, interwencja jest coraz bardziej konieczna…

Można być idealistą, nie ma w tym nic złego. Ale hipokryzja kosztuje zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza, kiedy za hipokryzję niewielu, płacić muszą miliony i to nie tylko w surowcach i takiej czy innej walucie, ale nierzadko we łzach i krwi.