Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Karolina Iskierka: Wyzwanie dla "włoskiego Obamy"

Karolina Iskierka: Wyzwanie dla "włoskiego Obamy"


02 kwiecień 2008
A A A

Walter Veltroni podjął wyzwanie poprowadzenia włoskiej centrolewicy do kwietniowych wyborów. Wyzwanie niełatwe, bo Włosi czują się rozczarowani rządami niezgranej koalicji i łaskawszym okiem zerkają w stronę centroprawicy Silvio Berlusconiego.

Choć Veltroniemu nie będzie łatwo, nie stoi na z góry straconej pozycji. Nad swoim głównym rywalem Silvio Berlusconim góruje wiekiem – jest od niego o prawie dwadzieścia lat młodszy. Ponadto nigdy jeszcze nie stał na czele rządu, co może zjednać mu Włochów pragnących przede wszystkim zmiany. Świadomy tego Veltroni uczynił to ważnym punktem swojej kampanii wyborczej pożyczając od kojarzonego z zapowiedzią zmian kandydata na prezydenta USA hasło Yes we can (Si può fare) i uzyskując dzięki temu miano włoskiego Obamy (nostro Obama).

Nowy lider centrolewicy zdaje się być także mocniejszym kandydatem na premiera niż jego poprzednik. Przede wszystkim ma odmienne zdanie w dość istotnej kwestii podatków, których podniesienie przyczyniło się do spadku popularności gabinetu Prodiego. Ponadto ciekawiej prezentuje się w mediach, co nie jest bez znaczenia w kraju, w którym niezmiennie popularnością cieszy się Berlusconi, polityk o naturze showmana.

Veltroni słynie też z tego, że potrafi dobrze poukładać sobie stosunki ze wszystkimi. Uważany jest za twórcę postawy określanej terminem buonismo oznaczającym „ostentacyjne pokazywanie dobrego samopoczucia, tolerancji i dobrej woli względem przeciwników”. Dzięki temu zachowuje poprawne stosunki z przedstawicielami prawej strony sceny politycznej oraz cieszy się przychylnością Watykanu mimo, że publicznie krytykował stanowisko Jana Pawła II w sprawie używania prezerwatyw.

Jednakże trudno byłoby nazwać lidera Partii Demokratycznej (PD) idealnym kandydatem na premiera. Jako burmistrz Rzymu skupiał się on na efektownych imprezach kulturalnych, jak tzw. „biała noc” (noc w czasie której miasto organizuje różne atrakcje i muzea są otwarte dla zwiedzających), koncerty w zabytkowych miejscach czy I Rzymski Festiwal Filmowy. W pogoni za wskrzeszeniem rzymskiego dolce vita dopiero na dalszym planie znalazły się bardziej przyziemne problemy miasta, jak złe drogi (Honda testuje amortyzatory swoich motorów na rzymskich ulicach, gdyż stanowią one prawdziwe wyzwanie), pijani turyści na Campo de’ Fiori czy oszpecający miasto grafficiarze.

Czkawką odbija się Veltroniemu także komunistyczna przeszłość. Oponenci polityczni nie chcą mu wybaczyć stanowiska sekretarza młodzieżówki Włoskiej Partii Komunistycznej (PCI) oraz startu w wyborach lokalnych pod szyldem tego ugrupowania. Sporo kontrowersji wzbudziło wypowiedziane przez niego stwierdzenie, iż „Można było należeć do PCI nie będąc komunistą”. Zamieszanie wywołała również chwilowa „amnezja” Veltroniego, który spytany po raz pierwszy czy uczestniczył w wyjazdach oficjalnych delegacji do krajów komunistycznych zdecydowanie zaprzeczył, po pewnym czasie przypomniał sobie, że jednak był uczestnikiem takiego wyjazdu do NRD w 1973.

Zresztą to nie jedyny przypadek, w którym liderowi centrolewicy zarzuca się kłamstwo. Ostatnio na serwisie Youtube.com popularnością cieszy się fragment wywiadu telewizyjnego, podczas którego Veltroni obiecał, iż po zakończeniu drugiej kadencji na Kapitolu odejdzie z polityki, gdyż nie można traktować jej jako zawodu. Tymczasem po upływie dwóch lat od reelekcji zrezygnował ze stanowiska burmistrza włoskiej stolicy, by powalczyć o posadę szefa rządu. Zdaniem Włochów zasłużył tym sobie na miano cwaniaka (furbacchione).

Podobnie jak Berlusconi, Veltroni nie zawsze panuje nad swoim językiem. Podczas wizyty w leżącym w regionie Veneto mieście Treviso obraził jego mieszkańców wytykając im nietolerancję wobec imigrantów. Powiedział, iż nie zamieniłby nigdy „idei integracji, jaka jest w Treviso, na tę, która jest w Rzymie”. Wypowiedź ta była odpowiedzią na złośliwą uwagę na temat stanu rzymskich dróg uczynioną przez znanego z ksenofobicznych poglądów burmistrza miasta. Tak jak lider centroprawicy, przewodniczący PD nie boi się również odważnych pomysłów. Jednym z nich była idea zaproszenia do partii żony Berlusconiego, która nieraz zdradziła się z posiadaniem odmiennych od męża poglądów.

Wielu Włochów uważa, że ci dwaj polityczni rywale mają ze sobą więcej wspólnego, a nawet że w rzeczywistości wcale się nie różnią. Zwolennicy tego poglądu określają włoską scenę polityczną terminem veltrusconismo wskazując na sposób uprawiania polityki jako spektakl interesów. Ich zdaniem dla współczesnych rządzących od samego problemu istotniejsza jest obietnica jego rozwiązania złożona publicznie przez lidera i szeroko nagłośniona w mediach. Cały ten spektakl służyć ma jednemu celowi, jakim jest zabezpieczenie interesów ludzi sprawujących władzę bez oglądania się na to, co zdawałoby się właściwsze dla dobra publicznego.

„Stary” Berlusconi czy „nowy” Veltroni. Rządząca centrolewica czy znajdująca się w opozycji centroprawica. Wybór, którego Włosi dokonają 13 i 14 kwietnia na pewno będzie oznaczał zmianę. W pewnym sensie jednak z podobną pewnością można stwierdzić, iż  będzie także oznaczał jej brak.