Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Islam Karimow: Najbardziej krwawy spośród satrapów


04 grudzień 2005
A A A

Islam Karimow: Najbardziej krwawy spośród satrapów
Ur. 30.01.1938 r, rządzi Uzbekistanem od 1989 r., http://www.press-service.uz/

GŁOS KRYTYCZNY Antoni Bielewicz

Spokojny wieczór 17 października 2002 r. nie zapowiadał burzy. W otwieranym właśnie taszkienckim biurze organizacji Freedom House, międzynarodowej organizacji zajmującej się ochroną praw człowieka i rozwojem demokracji, zebrała się dyplomatyczna śmietanka uzbeckiej stolicy. Był ambasador USA John Herbst, ambasador Wielkiej Brytanii Craig Murray, a także wyżsi urzędnicy uzbeckiego MSZ.

Tego typu imprezy mają zwykle przewidywalny charakter: wystąpienia gospodarzy, przedstawicieli MSZ i kilku najznamienitszych gości, zwykle wygłaszane w świetle kamer telewizyjnych. Potem kolacja lub cocktail i kuluarowe rozmowy.

Zapewne właśnie dlatego pierwsze słowa mianowanego zaledwie dwa miesiące wcześniej ambasadora Jej Królewskiej Mości Craiga Murraya podziałały na gości jak piorun. Co prawda w światku dyplomatycznym powoli głośne stawały się jego bliskie kontakty z miejscowymi oraz wizyty na procesach wytaczanych działaczom praw człowieka i zwykłym obywatelom. Nikt jednak nie przypuszczał, że zdobędzie się on na odwagę powiedzenia wprost tego, co dyplomaci ulokowani w Taszkiencie i nieliczni zagraniczni biznesmeni omawiali zwykle w domowym zaciszu.

Zaczynające się od zwyczajowych anegdot przemówienie można by zatytułować „Król jest nagi!”. „Nie miejmy złudzeń co do rozmiarów wyzwania, jakie przed nami stoi. (...). Uzbekistan nie jest funkcjonującą demokracją i nic nie wskazuje na to by poruszał się w tym (prodemokratycznym) kierunku. Działalność najważniejszych partii politycznych jest zakazana, parlament jest wyłaniany w warunkach dalekich od demokracji, nie istnieje także trójpodział władzy pomiędzy poszczególnymi jej uczestnikami. Jest jeszcze coś gorszego. W kraju jest od 7 do 10 tys. więźniów politycznych bądź religijnych. W wielu przypadkach aresztowanych na podstawie sfałszowanych dowodów, bądź wręcz bez nich” – mówił Craig Murray.

Przemówienie niemal dokładnie przeczyło optymistycznym tezom wystąpienia Johna Herbsta, ambasadora USA, który w typowo amerykańskim stylu wskazywał na pewne niedociągnięcia, jednak wskazywał przede wszystkim na pozytywy takie jak chociażby fakt otwarcia oddziału Freedom House.

„Osiągnąłem dokładnie to, co chciałem. Przełamałem zmowę milczenia i zwróciłem międzynarodową uwagę na brutalność reżimu Karimowa. Dałem także do zrozumienia, że brytyjska polityka zagraniczna nie podlega celom USA w tym regionie” – wspomina dziś w swojej nieopublikowanej jeszcze książce pt. „Murder in Samarkand” Craig Murray.

O tym jak bardzo się pomylił świadczą skutki wystąpienia, które przyczyniły się do nagłego ochłodzenia stosunków pomiędzy USA i Wielką Brytanią, dwoma najważniejszymi sojusznikami ogłoszonej kilka miesięcy wcześniej „wojny z terroryzmem”, a dla 44-letniego wówczas ambasadora były końcem błyskotliwej kariery dyplomatycznej. Przemówienie Craiga Murraya do dziś pozostaje jednym z pierwszych oficjalnych świadectwa brutalności reżimu Islama Karimowa, które przedostały się za granicę, a jego osoba jest ciepło wspominana przez działaczy praw człowieka, którym udało się uciec z Uzbekistanu.

Wasal, który zdobył wolność

Wyniesiony do władzy przez jeszcze przez Michaiła Gorbaczowa po słynnej „aferze bawełnianej”, w wyniku której aresztowano i stracono niemal całą wierchuszkę Komunistycznej Partii Uzbeckiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej jest Islam Karimow jednym z najstarszych przedstawicieli pokolenia, które Wojciech Jagielski z Gazety Wyborczej określa „sowieckimi wasalami, którzy niespodziewanie dla samych siebie, nierzadko wbrew sobie, zdobyli wolność”. „Z wykształcenia inżynier Karimow był prototypem partyjnego naturalnie, ale raczej technokraty niż polityka. Przez 17 lat pracował w Gosplanie, gdzie doszedł do stanowiska zastępcy przewodniczącego i gdzie prawdopodobnie zostałby do zasłużonej emerytury (...)” – tak charakteryzował Islama Karimowa ponad 9 lat temu w swoim tekście „Bawełniana plama na jedwabnym szlaku” Leopold Ungier.

Z innymi przedstawicielami tego w naturalny sposób wymierającego pokolenia dyktatorów republik postradzieckich, łączy go refleks umożliwiający błyskawiczną reakcję na zmieniające się wiatry i niesłychana wprost umiejętność lawirowania pomiędzy sprzecznymi wydawałoby się obozami, a także żywiąca się odnoszonymi sukcesami ambicja uczynienia z Uzbekistanu regionalnego mocarstwa. Wyróżnia jedno - brutalność sprawowanej władzy.

O refleksie niech świadczy fakt, że Islam Karimow był jednym z pierwszych przywódców państw, który po 11 września 2001 r. pośpieszyli z deklaracjami pomocy USA. Dwa ogromne postradzieckie lotniska Karszi i Kanabad (przez lubujących się w skrótach Amerykanów określane mianem K2) stały się wkrótce ważną bazą wypadową dla sił specjalnych USA i ich sojuszników walczących z Talibami w pobliskim Afganistanie, a także dyskretnym narzędziem nacisku na mocarstwa zainteresowane kazachskimi i turkmeńskimi złożami ropy i gazu.

W zamian za ich użyczenie, prócz niemal powszechnej akceptacji międzynarodowej, Islam Karimow uzyskał spore korzyści materialne – nową linię kredytową w wysokości 0,5 miliarda dolarów, a także 25 milionów dolarów czynszu za każdy rok ich wynajmu.

Gdy po ubiegłorocznej masakrze w Andiżanie w wyniku, której zginęło nawet do 1 tys. mieszkańców przygranicznego uzbeckiego miasta, na Islama Karimowa spadła międzynarodowa fala krytyki, łatwo zrezygnował z tych pieniędzy, wskazując Amerykanom drzwi i zwracając się ku Pekinowi i Moskwie. Dowiódł tym samym nie tylko niesłychanej elastyczności, ale także wyczucia międzynarodowej sceny politycznej, która po okresie konsolidacji wokół „wojny z terrorem” na powrót zaczęła zwracać uwagę na pryncypia takie jak demokracja i prawa człowieka.

W odwrotną stronę

Masakra mieszkańców Andiżanu, którzy (być może sprowokowani przez siły bezpieczeństwa) zaatakowali więzienie miejskie w którym przetrzymywano 25 miejscowych biznesmenów, aresztowanych pod zarzutem spisku w ramach tworzonej przez nich samopomocowej organizacji „Sachranija”, nie jest pierwszym dowodem brutalności reżimu Karimowa, który posłużył się wojskiem do tłumienia demonstracji już w 1992 r., kiedy to na ulice Taszkientu wyszli studenci domagający się jego dymisji.

Od tego czasu rytm jego rządów dyktują kolejne czystki mające na celu usunięcie potencjalnych wrogów reżimu, a także walki z islamistami, którzy przy pomocy odbywających się niemal co roku zamachów bombowych próbują odsunąć od władzy Karimowa. Bezlitosnej rozprawie z nimi towarzyszy nagminne łamanie praw człowieka. Według raportów publikowanych przez Human Right Watch Uzbekistan jest jednym z państw regularnie korzystających z tortur i represji wobec zatrzymanych. Raport HRW z 2000 r. pod znamiennym tytułem „And it was hell all over again” („I piekło zaczęło się od początku”) wylicza bogaty „repertuar” represji stosowanych przez siły bezpieczeństwa, które oprócz bicia, podtapiania, przypalania i elektrowstrząsów chętnie uciekają się do przemocy seksualnej tak wobec zatrzymanych jak i członków ich rodzin. Uzyskane w ten sposób zeznania służą raczej uzasadnieniu dalszych represji niźli wykryciu rzeczywistych spisków. Upiorne koło represji się zamyka.

Wielu Uzbeków uważa, że życie pod panowaniem despotycznego władcy jest wcale nie za wysoką ceną za poczucie bezpieczeństwa i pokój. Wierzą, a może dali sobie wmówić, że władca mniej surowy natychmiast zostanie obalony przez rywali, a kraj pogrąży się w chaosie. Karimow zawsze lubił pouczać zachodnich liberałów, czytać im Kiplinga, że "Wschód jest Wschodem, a Zachód Zachodem i oba te światy nigdy się nie zejdą". Często też powiada, że tak samo jak za czasów komunizmu Uzbecy nie do końca odpowiadali wzorcowi komunisty, tak dziś, w epoce demokracji, nie zawsze przystają do wzorca demokraty” – pisze Wojciech Jagielski w artykule „Islam Karimow - satrapa naszych czasów”.

Sam Karimow swoją doktrynę nazywa „gradualizacją”, czyli stopniowym przechodzeniem od postradzieckiego autorytaryzmu do demokracji. Dziś jednak wszystko wskazuje na to, że „gradualizacja” odbywa się w zgoła odmiennym kierunku.


GŁOS W OBRONIE Ewa Rakowska

Urodzony 30 stycznia 1938 r. w Samarkandzie Islam Abduganiewicz Karimow od 1991 r. pełni funkcję prezydenta Uzbekistanu.

Faktycznie Karimow panuje w Uzbekistanie już od 1989 r. Początkowo sprawował władzę jako komunistyczny sekretarz, a potem już jako prezydent niepodległego państwa. Można powiedzieć, że pod jego rządami dwudziestomilionowy Uzbekistan, najludniejszy kraj Azji Środkowej, ojczyzna legendarnego Tamerlana, stał się regionalnym mocarstwem.

Jednak zanim Karimow stał się prezydentem pokonał długą drogę, wspinając się po szczeblach kariery przez lata wytężonej pracy. Karimow ukończył studia ekonomiczne i inżynieryjne w Taszkiencie, w 1964 r. wstąpił do KPZR. W latach 1983-1986 był ministrem finansów i wicepremierem Uzbeckiej SRR. W 1989 r. został pierwszym sekretarzem KC Komunistycznej Partii Uzbekistanu, a 24 marca 1990 r. przewodniczącym Rady Najwyższej (Prezydentem) Uzbeckiej SRR. 31 sierpnia 1991 r. proklamowano niepodległość Uzbekistanu, zaś już 29 grudnia Karimow wygrał wybory prezydenckie. Praca w fabryce, wieczorowe studia, awans na inżyniera, kariera urzędnika, potem prowincjonalnego partyjnego dygnitarza, wreszcie awans na ministra młodego, nie uwikłanego w klanowe waśnie prowincjusza, może służyć za dowód, iż do wszystkiego doszedł Karimow sam i wszystko, co posiada, zawdzięcza swej ciężkiej pracy, wysiłkowi i uporowi.

Warto również dodać, iż Karimow nie uczęszczał do żadnej radzieckiej szkoły partyjnej, o czym zresztą przypomina podczas różnych publicznych wystąpień w kraju i za granicą.

W latach 90-ych Karimow rozstrzygnął losy wojny domowej w Tadżykistanie, udzielając poparcia postkomunistom walczącym przeciwko koalicji „demokratów” i muzułmańskich rewolucjonistów, zapobiegając tym samym dalszemu rozlewowi krwi w całym regionie. Wspierał również Amerykanów zmagających się z reżimem Talibów w Afganistanie.

Jako ciekawostkę można dodać, że w lipcu 2003 r. Karimow odwiedził Warszawę. Władze Senatu RP podziękowały mu wtedy za umożliwienie naszym rodakom zamieszkałym w Uzbekistanie nauki języka polskiego oraz kultywowania polskiej tradycji i kultury (w kraju tym żyje ok. 3,5 tysiąca Polaków, potomków zesłańców).

Patrząc z perspektywy piętnastu lat urzędowania na stanowisku prezydenta Uzbekistanu, niewiele jest opinii stawiających Islama Karmowa w dobrym świetle. W postaci tej trudno doszukać się innych, poza wymienionymi, pozytywnych cech charakterologicznych. Efekty jego działań zmierzających do rozpowszechnienia w Uzbekistanie powszechnego dobrobytu, demokracji i bezpieczeństwa także nie należą może do zbyt imponujących. Najtrafniej będzie zatem przytoczyć kilka wypowiedzi prezydenta, który wystąpi w tym przypadku w roli własnego obrońcy.

 „Nie czuję się dyktatorem, ale jeśli dyscyplina i porządek są dla was dyktaturą, to i mnie możecie nazywać dyktatorem” – powiedział podczas jednej z debat – „Demokracja nie polega na wiecowaniu, lecz na tym, że ludzie wiedzą, co im wolno, a czego nie. Nie zawaham się poświęcić życia stu, jeśli zapewni to spokój i bezpieczeństwo milionom”.

 „W chwilach historycznych przełomów konieczny jest czasami silny przywódca i surowa władza. Czasami rządy autorytarne są konieczne” – Karimow tak nawiązał przed laty do czasów świetności Uzbekistanu i legendy sławnego Tamerlana, z którym uwielbia być porównywany (Tamerlana i jego legendę wybrał na symbol niepodległego uzbeckiego państwa, a także na swojego politycznego mistrza). Karimow mówił, że podziela jego dewizę "silna władza to silne państwo" i w takiej właśnie „polityce twardej ręki” upatruje środka w celu zapewnienia mieszkańcom pokoju.

Rozważając pozytywy rządów Karimowa, warto przywołać zdanie samych mieszkańców Uzbekistanu. Wielu Uzbeków uważa bowiem, że życie pod panowaniem despotycznego władcy nie jest wcale zbyt wysoką ceną za poczucie bezpieczeństwa i pokój. Niektórzy z nich wyznają zasadę, że władca mniej surowy natychmiast zostałby obalony przez rywali, co dla kraju oznaczać by mogło pogrążenie się w chaosie i anarchii. Być może właśnie takie opinie tłumaczą względne poparcie, jakim wciąż cieszy się w kraju prezydent Islam Karimow.