Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Polityka Opinie Polityka Marcin Piasecki: Prawa człowieka a perspektywa zachodnia

Marcin Piasecki: Prawa człowieka a perspektywa zachodnia


13 grudzień 2010
A A A

Artykuł ten ma na celu nie tyle przedstawienie jak wygląda sytuacja łamania praw człowieka na świecie, o tym każdy z nas wie. Chodzi raczej o wyjaśnienie specyfiki i sposobu pojmowania praw człowieka z perspektywy zachodu oraz największego „niewiernego” (wobec misji demokratyzacji) czyli państwa chińskiego. Poprzez zachód rozumiem tu głównie Unię Europejską i USA (stosowane dla uproszczenia; choć mam świadomość, że to błąd). Prawa człowieka zawarte już w traktacie założycielskim nabierają dziś szczególnego znaczenia. Dla UE przede wszystkim ze względu na powstanie tzw. Karty Praw Podstawowych i zawarcie jej jako nieodłącznej części traktatu lizbońskiego (oddzielny protokół). Dla świata ze względu na niezwykłe nagłośnienie i upolitycznienie kwestii łamania praw człowieka. 

Perspektywa Unii Europejskiej

Skupmy się jednak na początku na samej Unii. Prawa człowieka już od dawien dawna tkwią w podświadomości przeciętnego człowieka zamieszkującego Stary Kontynent. Nie bagatelna jest tu rola Rady Europy, która działała i działa w sposób bardziej zaangażowany niż Unia Europejska i jest w tym aspekcie o wiele bardziej zasłużona. Przy tym jest przez wielu mylona, bądź kojarzona z organem unijnym. Pomijając tę dygresję, Bruksela poprzez Kartę wprowadziła nową jakość na Stary Kontynent. To kontrastowe porównanie w tym przypadku zdecydowanie pasuje.

Należy jednak zaznaczyć, że UE zdaje sobie sprawę ze swych braków i sama wyznacza działania „ukierunkowane w szczególności na zwalczanie rasizmu, ksenofobii i innych rodzajów dyskryminacji ze względu na religię, płeć, wiek, niepełnosprawność lub orientację seksualną”. Mimo to w Unii Europejskiej nadal utrzymuje się wiele z wyżej wymienionych zjawisk. Ktoś mógłby w tym miejscu powiedzieć, tak, ale to proces stopniowy. Oczywiście jest to prawda, ale czy poprzez Kartę i inne inicjatywy Unii faktycznie, posuwa się walka z łamaniem praw człowieka? Ponadto, czy działania Brukseli wpływają na perspektywę, wspomnianego wcześniej szarego obywatela UE? Kwestia odwiecznych segregacji rasowych, kulturowych, religijnych, m.in. poprzez dzielnice w dużych miastach Europy nadal występuje. Ostatnim znanym przykładem jest tu Francja i jej deportacje Romów z „wkładką”. Jak widać UE ma także problemy z prawami człowieka, nawet tymi zapisanymi traktatowo. Percepcja ich postrzegania, a raczej „dostrzegania” jest względna. Mowa tu także o procesie uchwalania Karty Praw Podstawowych. Wielka Brytania (WB) i Polska nie uchwaliły całości KPP (protokół brytyjski). WB chodziło raczej o niedopuszczenie do wzmocnienia związków zawodowych, w Polsce głównie o problem ewentualnej legalizacji małżeństw homoseksualnych.

Sytuacja wygląda jeszcze gorzej poza kontynentem, gdzie prawa człowieka przegrywają z prawami rynku. W samej UE nie ma jednolitego stanowiska, co do respektowania praw człowieka poza Unią. Dobitnym przykładem są tu właśnie Chiny. Dania, wydaje się jedyny sprawiedliwy UE (lub też nie mający interesów w ChRL), zainicjowała rezolucje w sprawie łamania praw człowieka w Chinach. Pekin natychmiastowo poddał krytyce owy pomysł. Kopenhaga licząca na poparcie dużych krajów Unii przeliczyła się. Francja i Niemcy wycofały się, co poskutkowało zaniechaniem pracy nad rezolucją. Przyczyna jest prosta – utrzymywanie jak najlepszych stosunków gospodarczych z Chinami. Prócz Danii, duże zasługi w obszarze praw człowieka mają Holandia, Szwajcaria i Austria, które m.in. przyjmują uchodźców politycznych.

Chińskie spojrzenie na prawa człowieka

Sposób postrzegania praw człowieka przez „zachód”, a przez Chińską Republikę Ludową zdecydowanie się różni. Wynika to przede wszystkim z odmiennych procesów historycznych i kulturowych. W Chinach od zawsze funkcjonowały trwałe wzorce skupione wokół jednostki, a więc scentralizowane. Mowa tu m.in. o rodzinie, społeczeństwu, administracji regionalnej czy rządowej. Można by rzecz, że posłuszeństwo (tutaj wobec głowy, pracodawcy czy urzędnika) jest czymś normalnym i szanowanym od wielu wieków. Nie można zatem oczekiwać, jak to czynią Europejczycy, że wszystko zmieni się z dnia nadzień. Co więcej wzorzec ustrojowy państwa chińskiego polega, bądź stale odwołuje się tradycji cywilizacyjnej i kulturowej Państwa Środka. Tak ważnej dla każdego obywatela tego kraju. Co więcej to właśnie ten scentralizowany system polityczny i gospodarczy ratował Chiny z katastrof gospodarczych (które też niekiedy sam wywoływał). Panujący system komunistyczny (czy jak kto woli półkomunistyczny w gospodarce) bazuje na sukcesie ekonomicznym i stabilności gospodarczej, a tej w największym stopniu brakowało Chińczykom.

Strona chińska zarzuca bezustanne poruszanie przez niektóre państwa zachodnie, kwestii praw człowieka, w celu osłabienia rozwoju ekonomicznego i roli Pekinu na arenie międzynarodowej. Niestety za faktem tym stoi sytuacja w samej UE, której członkowie w odmienny sposób podchodzą do tej sprawy. Kwestii w dużym stopniu uwarunkowanej poziomem rozwoju koneksji gospodarczych z Państwem Środka. Należy pamiętać, że mimo tak nieprawdopodobnego wzrostu gospodarczego ChRL w ostatnich latach, pozostaje ona nadal krajem, które cechuje bieda i zróżnicowanie etniczne.

W przeciwieństwie do państw demokratycznych UE, gdzie każde, przeliczając wszystkich mieszkańców (ok. 500 mln) przez liczbę członków (27) zarządzało by po ok. 18 mln ludności, w Chinach jest ok. 1,3 mld ludności z jedną administracją a nie dwudziestoma siedmioma. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, iż Chiny nie mają żadnych doświadczeń demokratycznych w zarządzaniu państwem. Nie usprawiedliwiam tu w żadnym wypadku rządu chińskiego oraz jego poczynań, chcę tylko ukazać jak trudno jest utrzymać jedno stanowisko czy sposób myślenia w organizacji z 500 mln ludźmi (na przykładzie UE), nie mówiąc już o hipotetycznej demokracji 1 miliarda obywateli. Mao także (przede wszystkim dla własnych interesów) pozwalał na niewielkie inicjatywy demokratyczne swoich obywateli. Niestety w większości przypadków kończyły się one kryzysem państwowym. Ciekawą sprawą jest (mimo nikłej możliwości powodzenia ze względu na Mao), że tzw. propagatorzy demokracji czy raczej osoby bardziej się z nią utożsamiające, zazwyczaj po trzymaniu już znacznej władzy w swoich rękach, dążyli do jej centralizacji. Paradoks czy realizm polityczny? Inną sprawą jest to, że Chiny odrzucają wszystko to co amerykańskie (czytaj zachodnie). Nie bez znaczenia pozostaje „pokojowa” interwencja państw Europejskich z przeszłych wieków i utrzymywanie się tzw. półkolonializmu aż do 1914 r., czyli daty rozpoczęcia I wojny światowej. Wszystko wpłynęło na współczesne stanowisko rządu chińskiego, który odrzuca zachodnią koncepcję praw człowieka i próbuje zarządzać według własnego uznania.

Faktem jest, że USA, kraj który uchodzi w świecie za wzór tolerancji i poszanowania praw człowieka i obywatela, nie ratyfikował do tej pory znacznej części uniwersalnych instrumentów dotyczących tego obszaru. Co więcej ukazuje wątpliwą rolę ONZ, która nie może zweryfikować sytuacji praw człowieka na swoim „podwórku” (USA) nie mówiąc już o Pekinie. Co więcej Chiny ratyfikowały jeden z dwóch dokumentów dotyczących praw człowieka w ONZ - Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, podczas gdy Stany Zjednoczone do tej pory tego nie zrobiły.

W tym miejscu warto odwołać się do najbardziej znanego wydarzenia związanego z Chinami i kwestią łamania praw człowieka. Mowa tu o roku 1989 czyli „masakrze” (tak określano to wydarzenie w mediach zachodnich) z Placu Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen). Pierwszą istotną kwestią jest to, że nie po raz pierwszy studenci i obywatele protestowali na Tiananmen. W 1919 r. odbył się protest przeciwko władzy, 1976 r. protest przeciwko Bandzie Czworga (protest przeciwko przyszłej władzy) i ostatni w 1989 r. Paradoksem i jednocześnie drugą uwagą, dotyczącą celu jest to, że studenci tym razem nie (sic!) chcieli obalić rządu. Domagali się oni natomiast walki z korupcją. Zatem nie chodziło o stworzenie nowej władzy, raczej mowa tu o reformach wewnętrznych, nie koniecznie prowadzących do demokracji czy mających cechy demokratyzacji. Trzecią i najważniejszą kwestią jest to, że nie chodziło wcale o studentów czy intelektualistów, z którymi błędnie wiąże się decydujące wtedy, decyzje rządu chińskiego. Głównym problemem byli towarzyszący im robotnicy. By obrazowo to przedstawić – studentów było ok. 4 mln ogółem, robotników ok. 100 mln.

W takiej sytuacji, gdzie „masa krytyczna” państwa strajkuje może doprowadzić do załamania produkcji, ale przede wszystkim przeprowadzenia rewolucji. Zgodnie z protokołami Biura Politycznego, armia miała rozkaz użycia siły tylko i wyłącznie w obronie własnej. Co więcej gdyby studenci odmówili opuszczenia placu, żołnierze mieli rozkaz „wynosić ich na plecach”. Niestety stało się inaczej. Niedoświadczenie żołnierzy i szalejący tłum zrobił swoje. Nastąpiła, z czego mało osób zdaje sobie sprawę, wzajemna rzeź, nie był to jednostronny akt agresji. Walki nie toczyły się bezpośrednio na Placu, tylko na jego obrzeżach i to nie ze studentami tylko głównie z miejscową ludnością pekińską. Nie bez znaczenia są także interesy przedsiębiorstw w regionie i ich wpływ na dane państwo, by to nie angażowało się w sprawy praw człowieka. Chodzi tu przede wszystkim o profity z zamówień z takich krajów jak Chiny. Jako przykład może posłużyć głośna sprawa koncernu Boeing. Firma ta wywierała nacisk na rząd amerykański, by ten nie poruszał spraw związanych z naruszaniem praw człowieka w ChRL. Boeing nie chciał ryzykować dobrych relacji z rządem chińskim, by nie stracić rynku w perspektywie wzrostu konkurencji w sprzedaży sprzętu lotniczego. Przykładem z ostatniego okresu, była kolejna nagłośniona sprawa egzekucji obywatela UE (Brytyjczyk). Jedyną reakcją UE było ogólne potępienie, bez żadnych sankcji. Nastąpiła zamiana pozycji. Za czasów Tiananmen UE czuła się na tyle mocno by wprowadzić restrykcje w handlu z Chinami. Chiny już wtedy odpowiedziały ograniczonym dostępem dla przedsiębiorstw zachodnich.

To Chiny narzucają dziś warunki i mimo „strategicznego partnerstwa” i dwustronnej zależności, UE potrzebuje Chin w znacznie większym stopniu niż Chiny potrzebują Unii (słowa chińskiego delegata ze szczytu G20 z 2009 r.) Łamanie praw człowieka w Chinach było i nadal ma miejsce. Dlatego m.in. polityka Unii wobec Pekinu w tej kwestii budzi tak wiele kontrowersji. W opinii ekspertów nie zaowocowała ona żadnymi zmianami w podejściu Chin. Trudno się nie zgodzić, biorąc obecnie pod uwagę neutralną politykę Unii Europejskiej wobec Tybetu czy Ujgurów. Czy Unia Europejska wewnętrznie niezgodna w obszarze tak fundamentalnym jakim są prawa człowieka, może oceniać innych? Jak w tej perspektywie można się odnieść do komunikatu Komisji (w stosunku do Chin) dotyczącego wspierania utworzenia w pełni niezależnego (demokratycznego) społeczeństwa, wzmocnienie rządów prawa, wolności słowa? Jak to wygląda z perspektywy chińskiej, gdy już raz doznali takiego „niesienia wolności” w I połowie XIX w.? Takich pytań można zadać wiele. Nie mylą się ci, którzy uważają, że kwestia praw człowieka jest niezwykle trudna i istotna w dzisiejszych czasach. Nie pozostają w błędzie natomiast te osoby, które sądzą, że taka polityka to legenda (im bardziej w nią wierzysz tym staje się prawdziwsza - stanowisko UE), a wszystko uwarunkowane jest relacjami gospodarczymi.