Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Maciej Michałek: USA - Pakistan 2010: Początek końca?


11 luty 2011
A A A

W 2010 r. dla Baracka Obamy strategiczne partnerstwo z Pakistanem stało się elementem planu wycofania wojsk z Afganistanu, zaś Pakistan stanął przed wyzwaniem odnalezienia się w nadchodzącym ładzie regionalnym. Dwustronne stosunki obu krajów wchodzą w decydującą fazę.

Odkąd w 2001 r. Pakistan zdecydował się dołączyć do światowej koalicji antyterrorystycznej, stał się strategicznym sojusznikiem USA w Afganistanie i beneficjantem ich wielomiliardowej pomocy. Przez kolejne osiem lat, choć nie bez zgrzytów, oba kraje ściśle ze sobą współpracowały, a Pakistan zyskał nawet status „Non – NATO major allie”. Jednak wraz ze zmianą amerykańskiej polityki wobec Afganistanu rozpoczęły się zmiany w stosunkach dwustronnych pomiędzy Waszyngtonem i Islamabadem, a obrany kierunek może wieszczyć „początek końca” strategicznego partnerstwa obu krajów.

 

Serce sojuszu – Afganistan i terroryści

 

Ogłoszona przez prezydenta USA Baracka Obamę w grudniu 2009 r. strategia rozpoczęcia wycofywania wojsk z Afganistanu za 18 miesięcy, przez Pakistan została odebrana jako potwierdzenie, że Stany Zjednoczone nie stanowią wiarygodnego i długotrwałego sojusznika. W efekcie Pakistan poczuł się zmuszony do wzmocnienia swych powiązań z przychylnymi sobie ekstremistami, czego pierwszym świadectwem była styczniowa decyzja o zawieszeniu operacji wojskowych przeciwko bojownikom islamskim operującym po obu stronach granicy.

 

"Koniec końców, sukces w Afganistanie, jakkolwiek by nie definiować sukcesu, nie jest możliwy do osiągnięcia, o ile Pakistan nie będzie częścią rozwiązania - a nie częścią problemu" w październiku powiedział specjalny wysłannik USA Richard Holbrooke. Tymczasem sednem sprawy jest właśnie zdefiniowanie sukcesu i na tym polu coraz bardziej widoczny jest rozdźwięk na linii Waszyngton – Islamabad. Dla USA sukcesem zaczyna być już samo łagodne wycofanie się z kosztownej wojny. Pakistan nie ma możliwości wycofania się z regionu, a przyszła sytuacja w Kabulu ma dla niego znaczenie praktycznie egzystencjalne, zmuszony więc został do wcielania własnej strategii działania. Strategia ta to wzmocnienie swych kontaktów z wciąż niepokonanymi talibami.

 

Na jesieni pojawiły się doniesienia, jakoby prezydent Afganistanu Hamid Karzai za przyzwoleniem USA rozmawiał z talibami na temat przyszłego podziału władzy w Afganistanie. Choć oficjalnie nikt tego nie potwierdził, a przywódca talibów mułła Omar nawet otwarcie zdementował, nieoficjalne doniesienia wydają się niemal pewne. Rozmowy te skierowane mogą być jedynie do trzech najpotężniejszych sił, z którymi walczą Amerykanie –mułły Omara, Dżalaludina Hakkaniego i Gulbuddina Hekmatjara. Dwoje z nich, czyli Hakkani i Hekmatjar, popierani są przez Pakistan. Rozmowy te świadczą więc nie tylko o amerykańskim pogodzeniu się z brakiem możliwości pokonania talibów, lecz także dawaniu Pakistanowi szansy uzyskania w Afganistanie poważnych wpływów, co jest dla niego sprawą absolutnie fundamentalną. Pakistan zdaje się z resztą moderować toczące się negocjacje, czego świadectwem było aresztowanie w Karaczi Abdula Ghaniego Baradara, stronnika mułły Omara, który również miał brać w nich udział.

 
Image
Karzai, Obama i Zardari - kto pierwszy odejdzie od stołu?

Mimo znaczących ustępstw Amerykanów w polityce wobec talibów, kwestia ta powoduje coraz więcej napięć w relacjach z Islamabadem. Efektem różnicy zdań była październikowa, 10 dniowa blokada szlaku zaopatrzeniowego NATO. Była ona reakcją na powtarzające się naruszenia granicy afgańsko – pakistańskiej przez oddziały amerykańskie i ich ataki przeprowadzane na terytorium Pakistanu. Ataki te, przeprowadzane przede wszystkim przez należące do CIA bezzałogowe „Predatory”, stały się niemal codziennością. USA uważają je za bardzo skuteczne i osłabiające pozycję talibów w toczących się negocjacjach, tymczasem w Pakistanie nie tylko spotykają się one z ogromnym sprzeciwem społecznym, ale również zaczynają niepokoić rząd. Zbytnie osłabienie talibów doprowadzi bowiem do osłabienia ewentualnych wpływów Islamabadu w Afganistanie.

 

W Pakistanie nigdy nie było dużej sympatii do USA, lecz w określonych okolicznościach wielokrotnie następowało zbliżenie celem wspólnego przeciwstawiania się problemom. Dziś jednak USA jawią się przede wszystkim jako źródło tych problemów i potencjał do dalszej współpracy zdaje się być na wyczerpaniu. Rozpoczęcie traktowania wspólnie problemów Pakistanu i Afganistanu jak obszaru AfPak można odbierać jako zmianę postrzegania Pakistanu w Waszyngtonie – z ważnego sojusznika na duży problem. Z taktycznego punktu widzenia jest to oczywiście podejście ze wszech miar prawidłowe, politycznie jednak „typowo amerykańskie”, czyli nie przykładające dostatecznej wagi do specyfiki partnera. Pakistańczykom, którzy dotąd czuli się wyjątkowo uprzywilejowanym sojusznikiem USA, nie podoba się wrzucanie ich do jednego worka z państwem upadłym, jakim jest Afganistan. „Afganistan i Pakistan są całkowicie różnymi krajami i nie można ich łączyć pod żadnym względem” podkreślał zdenerwowany prezydent Pakistanu Asif Ali Zardari.

 

Indie w relacjach USA - Pakistan

 USA wielokrotnie zarzucały Pakistanowi, że niedostatecznie pomaga on w walce ze światowym terroryzmem, lecz w Islamabadzie zarzuty te były coraz słabiej słuchane. Coraz częściej zaś ze strony pakistańskiego rządu głośno było słychać w odpowiedzi jedynie krytykę amerykańskiej strategii. Jest to jeden z powodów, dla którego Amerykanie zdecydowali się zacieśnić stosunki z największym rywalem – Indiami, mającymi podobne podejście do kwestii terroryzmu, odmawiając m.in. jakichkolwiek negocjacji z talibami. Indie, choć nie mogą w pełni zastąpić Islamabadu w zakresie walki z terroryzmem, mogą stanowić cennego sojusznika, który zmniejszy amerykańskie poleganie na problematycznym Pakistanie. Szczególne znaczenie może mieć w tym przypadku współpraca wywiadów, w ramach której wymieniano by się informacjami na temat siatek terrorystycznych.  

Nie widać natomiast żadnych istotniejszych oznak ocieplenia pomiędzy Indiami i Pakistanem, czym Stany Zjednoczone byłyby bardzo zainteresowane. Ocieplenie to, mogące przynieść wymierne korzyści dla całego regionu, oczekiwane jest już od dawna, zdaje się jednak wciąż czekać na decydentów gotowych do dokonania przełomu. Gdyby doszło do znaczącego wzrostu zaufania pomiędzy południowoazjatyckimi rywalami i nawiązania pomiędzy nimi współpracy, USA łatwiej byłoby utrzymywać bliskie relacje z obydwoma krajami. Jednak w 2010 r., poza odmrożeniem stosunków dyplomatycznych zawieszonych od ataków terrorystycznych w Mumbaju, nie miały miejsca żadne istotniejsze pojednawcze gesty. 

W związku z tym uważnie śledzona była w Pakistanie listopadowa wizyta Baracka Obamy w Indiach. Obama nie tylko nie odwiedził przy tej okazji Pakistanu, ale wyraźnie starał się zacieśnić dwustronne stosunki USA z Indiami, zaś jego wizyta była w prasie indyjskiej bardzo dobrze komentowana. W jej trakcie miało miejsce podpisanie wielu porozumień handlowych, Obama poparł także indyjskie starania o uzyskanie stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, co pakistańskie media oceniły jako zagrażające równowadze sił pomiędzy dwoma mocarstwami jądrowymi. Niejako na złagodzenie sytuacji Amerykanie tuż przed wizytą przyznali kolejne 2 mld USD pomocy dla Pakistanu. Jest zbyt wcześnie by ocenić te działania jako amerykańską zmianę sojusznika w regionie, wyraźnie jednak widać, że Waszyngton przewartościowuje swoje relacje z oboma krajami.

 

Chiny w relacjach USA - Pakistan

 

Innym kierunkiem polityki Pakistanu w odpowiedzi na amerykański plan w Afganistanie było szukanie nowych sprzymierzeńców, m.in. w Turcji. Najważniejszym kierunkiem zacieśniania stosunków tradycyjnie były tutaj Chiny. W pierwszym tygodniu lipca prezydent Zardari udał się z piątą już oficjalną wizytą do Pekinu, zaś w grudniu premier Wen Jiabao odwiedził Islamabad, czemu towarzyszyło podpisanie umów biznesowych na kwotę 10 mld USD. Podczas gdy Stany Zjednoczone wciąż domagają się większej pomocy od Pakistanu (w walce z ekstremistami), Chiny domagają się większej pomocy dla Pakistanu – nie trzeba chyba tłumaczyć, jaką różnicę stanowi to w Islamabadzie.

 

Obustronne podkreślanie strategicznego partnerstwa pomiędzy państwami, m.in. w zakresie polityki wobec Afganistanu, niepokoi Stany Zjednoczone. Przede wszystkim wyraziły one swój sprzeciw wobec podpisania kolejnych umów w ramach chińsko – pakistańskiej współpracy nuklearnej. Zbliżenie na tym polu międzynarodowe media uznały za chińską odpowiedź na amerykańską współpracę nuklearną z Indiami. Pakistan od zawsze utrzymywał dobre kontakty z Chinami, a na ich dalszemu zacieśnieniu zależy mu szczególnie teraz, w obliczu wycofywania się USA. Również Chiny mają wiele powodów dla utrzymywania bardzo bliskich stosunków z Pakistanem. Stanowi on przeciwwagę dla rosnących w siłę Indii oraz bramę do zasobnych surowce energetyczne obszarów Azji Centralnej i Zatoki Perskiej. Pekin współpracuje też z Islamabadem w walce przeciwko islamskim ekstremistom, którzy przenikają również do zachodnich regionów Chin.

 

Więcej problemów, mniej zaufania

 

Tymczasem Waszyngton traci zaufanie do coraz słabszej administracji w Islamabadzie. W sierpniu Zardari rozzłościł Waszyngton tym, że w trakcie katastrofalnej powodzi, która nawiedziła jego kraj, postanowił polecieć w tournee po Europie, obniżając swoje i tak już fatalne poparcie wśród rodaków. Niekompetencja prezydenta, objawiająca się w jego postawie podczas powodzi, przyczyniła się również do wzrostu notowań ekstremistów, którzy w wielu miejscach przejęli kontrolę nad dystrybucją pomocy. Wzmagający się w Pakistanie kryzys polityczny i gospodarczy przysparza USA coraz więcej problemów i zmusza do kontynuowania szeroko zakrojonej pomocy dla tego kraju, będącej elementem kompleksowej strategii wobec Afganistanu.

 

Świadectwem tej kontynuacji była lipcowa wizyta amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton w Pakistanie. Co ważne, przyjechała nie tylko z żądaniami większego wsparcia w walce z Al – Kaidą, ale również zamiarem budowy zaufania Pakistańczyków do USA – jego podstawą było przyznanie pięcioletniego funduszu rozwojowego łączną na kwotę 7,5 mld USD. Pieniądze te przeznaczone są na poprawę warunków życia, przede wszystkim na budowę nowych elektrowni, wodociągów i szpitali. W pewnym stopniu łagodziła ona stosunki dwustronne, nie należy jej jednak przeceniać.

 

Względnie duże znaczenie w stosunkach dwustronnych miała za to grudniowa publikacja amerykańskich depesz dyplomatycznych dokonana przez portal Wikileaks. Choć ujawnione w nich informacje, takie jak słabość prezydenta Zardariego i wskazywanie szefa sztabu gen. Asfaqa Parveza Kayaniego jako osoby o większych wpływach od dawna pojawiały się w serwisach informacyjnych, depesze dyplomatyczne miały zupełnie inną wagę. Upublicznienie takich ocen nie tylko było kompromitujące dla wielu pakistańskich decydentów i podkreślało głęboki podział między cywilnymi i wojskowymi przywódcami. Najpoważniejsza konsekwencja będzie długoterminowa - wyciek poufnych depesz spowoduje dalszy spadek zaufania Pakistańczyków do Amerykanów i być może nie będą oni już tak otwarci w rozmowach dyplomatycznych.

 

Podsumowanie

 

Baracka Obamę już w 2012 r. czeka walka o reelekcję, co będzie potężnym impulsem do jak najszybszego wycofania się z niepopularnej wojny. Stosunki USA z Pakistanem wciąż są bardzo mocne, lecz oparte głównie o kwestie strategiczne i ich osłabienie wydaje się nieuniknione, o czym przesądzi planowane zmniejszenie zaangażowania Amerykanów w Afganistanie. Trendu tego nie odwróci również najbliższa zmiana władzy w Pakistanie, konstytucyjna – w 2013 roku – czy niekonstytucyjna. Nawet jeżeli do władzy doszedłby silnie proamerykański Pervez Musharraf lub wywodzący się z jego środowiska Asfaq Kayani, to – używając przenośni - nie po stronie Pakistanu jest piłka.

 

Pojawiająca się analogia dzisiejszego sojuszu USA z Pakistanem do wydarzeń z lat 80. wydaje się niebezpiecznie prawdopodobna. Wskazywał na nią również Karzai, mówiąc „Taka polityka (tj. jak w latach 80.) nie przyniosła żadnych korzyści w regionie. Przyniosła korzyści NATO i naszym sąsiadom”. Pakistan dobrze pamięta tamte przykre doświadczenie oraz wieloletnie sankcje nakładane przez USA w związku z jego programem nuklearnym. Mimo wszelkiej retoryki, nie wydaje się dziś bardziej prawdopodobne, by Amerykanie nie opuścili Pakistanu jednocześnie z opuszczaniem Afganistanu. Opuszczenie to może jedynie odbyć się łagodniej i w bardziej zawoalowanej formie. Jak mawiał Karol Marks, „historia lubi się powtarzać – za pierwszym razem będąc tragedią, za drugim staje się farsą”.

 

Islamabad ma nadzieję, że miejsce USA jako strategicznego partnera zastąpią mu Chiny. Mimo wzrostu gospodarczej aktywności na linii Pekin – New Delhi wszystko wskazuje, że to Pakistan nadal będzie najważniejszym chińskim partnerem w regionie, a to daje perspektywę nie tylko początku końca (strategicznego partnerstwa z USA) ale również całkiem nowego początku (strategicznego partnerstwa z ChRL). USA tymczasem przewartościowują swoje stosunki z Indiami, widząc je jako coraz więcej oferujące mocarstwo atomowe, stanowiące demokratyczną przeciwwagę dla wpływów Chin w Azji.

 

Rozpędzona lokomotywa sojuszu USA – Pakistan wciąż jedzie, lecz szybko traci impet i wiele wskazuje na to, że w nadchodzących latach obaj sojusznicy przesiądą się na inne tory.