Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Michał Kędzierski: Jak odpowiedzieć na Pegidę?


02 styczeń 2015
A A A

Od ponad dwóch miesięcy w każdy poniedziałek Drezno staje się sceną nawoływań do zatrzymania postępującej islamizacji Niemiec. Chociaż teza jest wyraźnie przesadzona, w społeczeństwie rzeczywiście istnieje obawa przed wzrostem liczby muzułmanów i wpływów islamu w Niemczech.

Od października na drezdeńskiej starówce organizowana jest demonstracja. Początkowo gromadziło się na niej ledwie kilkaset osób, skrzykniętych głównie za pomocą mediów społecznościowych. Jednak z każdym tygodniem protesty przyciągają coraz więcej osób. Na dziesiątej z kolei poniedziałkowej demonstracji, która odbyła się tuż przed świętami, protestowało już ponad 17 tys. Niemców. W innych miastach na ulice wyszło dodatkowe kilka tysięcy, które poszły w ślady Drezna. Media ogólnoniemieckie wrzą, bo i temat i postulaty demonstrantów są wysoce delikatne. W centrum debaty stanęli bowiem muzułmańscy imigranci.

Sprzeciw wobec islamizacji Niemiec…

Wszystko za sprawą powstałego znikąd ruchu Pegida – Patriotyczni Europejczycy przeciw islamizacji Zachodu (niem. Patriotische Europäer Gegen die Islamisierung des Abendlandes). Celem Pegidy jest walka z postępującą, zdaniem jej zwolenników, islamizacją Niemiec. Wszystko za sprawą rosnącej liczby muzułmańskich imigrantów oraz ich potomstwa. Muzułmanie nie chcą się asymilować, obnoszą się ze swoją odmiennością i nie są w stanie się dostosować do zachodniego stylu życia – wskazują zwolennicy Pegidy. Dochodzi wręcz do tego, że to Niemcy muszą poniekąd dostosowywać się do odmienności przybyszy. Na potwierdzenie tej tezy demonstranci przywołują przykład miejskich pływalni, które mają specjalne godziny otwarcia tylko i wyłącznie dla muzułmanek. Wszystko przez to, że nie mogą one pokazywać się w bikini przed innymi mężczyznami. W sklepach znaleźć można nawet tzw. Burkini – kostiumy zakrywające całe ciało. Inny przykład to działająca w Niemczech radykalna grupa Salafitów, którzy wzywają do odrodzenia islamu w pierwotnym kształcie i prowadzą nawet otwartą rekrutację na ulicach miast. Latem głośno było o tzw. policji szariatu, która w miejscach publicznych chciała pilnować przestrzegania muzułmańskiego prawa, aby „zgodnie z szariatem, nie było alkoholu, narkotyków, muzyki, hazardu, pornografii i prostytucji”. To tylko przykłady islamizacji, która zagraża niemieckiej kulturze i zwyczajom – twierdzą zwolennicy Pegidy.

Rosnące wpływy islamu to jedno. Drugą stroną medalu są muzułmańscy imigranci, przybywający do Niemiec tylko po to, by żerować na niemieckim systemie socjalnym – korzystają z licznych przywilejów, nie szukają uczciwej pracy, tylko żyją na zasiłkach. Co gorsza, popadają w konflikt z prawem – twierdzą demonstranci. Dlatego jednym z postulatów Pegidy jest zero tolerancji dla imigrantów, którzy łamią prawo albo oszukują i bezwzględnie wykorzystują system socjalny. Zdaniem zwolenników ruchu takie osoby powinna czekać deportacja. Tak w ogóle to w porównaniu do innych państw UE do Niemiec przybywa za dużo imigrantów i azylantów – mówią protestujący. „Jestem za pomocą dla uchodźców politycznych, ale całego świata nie możemy przecież ratować” – tłumaczy jeden z uczestników zgromadzenia.

… to rasizm i głupota

Trzeba przyznać, że demonstracje przebiegają pokojowo, nie zdarzały się przypadki agresji, czy przemocy. W oczy rzuca się natomiast morze niemieckich flag. Ci, którzy przychodzą na drezdeńską starówkę podkreślają, że nie są nazistami, chociaż taką łatkę chcą przypiąć im media. Pod demonstracje podłączyły się wprawdzie znane niemieckiej policji radykalne grupy prawicowo-ekstremistyczne, ale przytłaczającą większość stanowią zwykli przedstawiciele klasy średniej, chcący wyrazić swoją ocenę rzeczywistości w pokojowy sposób. Dlatego tak drażni ich medialna nagonka, w ramach której w wysokonakładowych gazetach określani są „nazistami”, „rasistami” czy „idiotami”. Na ostatnich marszach zabroniono nawet rozmów z dziennikarzami, a w pewnym momencie tłum zaczął skandować „kłamliwe media!” i „zdrajcy narodu!”.

Media bardzo ostro punktują tezy i postulaty Pegidy, nie zostawiając na nich suchej nitki. Dziennikarze pytają, dlaczego akurat drezdeńczycy czują się zagrożeni islamizacją, skoro w Saksonii odsetek muzułmanów wynosi 0,1 proc? W całych Niemczech mieszka około 4,5 mln muzułmanów (6 proc. społeczeństwa). Czy taka liczba może zagrażać kulturze 80-millionowego narodu? W grudniu artykuły poświęcone odkłamywaniu tez Pegidy wprost zalały niemieckie media. Dowodzono, że poziom przestępczości wśród islamskich imigrantów nie różni się od zwykłej średniej, że Niemcy nie udzielają wszystkim muzułmanom azylu, a tylko tym którzy spełniają wymogi formalne, a obawy demonstrantów tłumaczono ksenofobią, strachem przed przyszłością, albo wprost wyszydzano jako przejaw rasizmu lub głupoty. „Wśród wielu wizerunek islamu jest ukształtowany przez stereotypy, niewiedzę i brak zainteresowania” – skomentował postulaty Pegidy Christian Bangel z „Die Zeit”. Jakob Augstein z „Der Spiegel” uderzył w mocniejsze tony: „Każdy, kto bierze udział w demonstracjach przeciwko islamizacji Zachodu, jest rasistą albo idiotą”.

„Hańba dla Niemiec” czy „wyraz troski obywateli”?

Demonstranci nie znaleźli również poparcia u żadnej z pięciu głównych niemieckich partii parlamentarnych. Ze strony lewicy, socjaldemokratów i zielonych płyną nie mniej ostre wypowiedzi, niż z głównych mediów. Minister sprawiedliwości Heiko Maas (SPD) nazwał Pegidę „hańbą dla Niemiec”, a szef frakcji socjaldemokratów w Bundestagu Thomas Oppermann powiedział o demonstrantach bez ogródek: „To nie są patrioci, tylko nacjonaliści i rasiści”. Jedynie z szeregów chadecji płyną ostrożniejsze komentarze, które odcinają się od radykalizmu, ale stawiają jednocześnie na potrzebę zrozumienia „zatroskanych obywateli” i tłumaczenia, dlaczego Niemcy potrzebują imigrantów.

Kanclerz Angela Merkel (CDU) pogroziła palcem, że nad Renem  „nie ma miejsca na nagonki i oszczerstwa”, ale zaraz potem dodała, że troski obywateli zostaną poważnie potraktowane. W podobne tony uderzył szef MSW Thomas de Maiziere (CDU), który mówił o ludziach „zatroskanych wyzwaniami naszych czasów”, z których obawami trzeba będzie się zmierzyć. Szef saksońskiego MSW Markus Ulbig (CDU) przestrzegał zaś przed demonizowaniem demonstrantów, wśród których tylko nieliczni są radykałami. To, że chadecy tak ostrożnie wypowiadają się o Pegidzie, nie powinno nikogo dziwić. Wszak w znacznej mierze to były, obecny lub potencjalny elektorat CDU. Głównie jednak były, po tym jak Merkel przesunęła środek ciężkości partii do centrum, zostawiając odsłonięte prawe skrzydło. Część prawicowych wyborców poczuła się niereprezentowana przez żadną opcję polityczną.

Hasła NPD w ustach demonstrantów

Na tym odsłoniętym prawym skrzydle w końcu wyrosła chadekom konkurencja w postaci Alternatywy dla Niemiec (AfD). Nowa partia szybko zyskała sobie dużą popularność, o mały włos nie weszła rok temu do Bundestagu, by w końcu w jesiennych wyborach do parlamentów lokalnych we wschodnich Niemczech uzyskać rewelacyjne rezultaty od 8 do 12 proc. W Saksonii AfD zdobyła 10-procentowe poparcie i teraz ugruntowuje swoją pozycję wspierając Pegidę. Już w czasie kampanii wyborczych AfD podkreślała potrzebę reformy systemu przyjmowania imigrantów. „To nasi naturalni sojusznicy” – powiedział po jednym z marszów założyciel partii Alexander Gauland.

Na Pegidzie swój kapitał polityczny próbuje zbić także, określana jako neonazistowska, Narodowodemokratyczna Partia Niemiec (NPD). Cała niemiecka klasa polityczna od wielu lat toczy walkę o delegalizację ugrupowania głoszącego otwarcie hasła ksenofobiczne, antyimigranckie, a szczególnie antyislamskie i antyromskie. Dziś tezy spotykane do tej pory na plakatach NPD można w nieco łagodniejszej formie usłyszeć z ust drezdeńskich demonstrantów. Problem partii polega na tym, że nie może otwarcie wesprzeć ruchu i wystąpić pod swoim sztandarem, bo zwyczajnie osłabiłaby go, dając oręż do ręki krytykom, którzy wytknęliby organizatorom przyjęcie wsparcia od neonazistów. A NPD ma o co walczyć w Dreźnie. W jesiennych wyborach otarła się o próg wyborczy i nie weszła do saksońskiego parlamentu.

Niemcy boją się islamizacji, ale na ulice wyjść nie chcą

Chociaż protesty na szeroką skalę odbywają się tylko w Dreźnie, problem ma charakter jak najbardziej ogólnoniemiecki. Badania potwierdzają, że w Niemczech narastają nastroje antyimigranckie. W sondażu przeprowadzonym dla „Die Zeit” na pytanie o zrozumienie dla demonstracji przeciw islamizacji Zachodu twierdząco odpowiedziało aż 49 proc. Przeciwnego zdania było 23 proc. Z analizy fundacji Friedricha Eberta wynika zaś, że 44 proc. ankietowanych ma negatywne zdanie na temat osób ubiegających się o azyl w Niemczech (we wschodnich landach nawet 53 proc.). W sondażu instytutu Insa dla gazety „Bild” 58 proc. pytanych przyznało, że obawia się rosnących wpływów islamu w Niemczech. Na pytanie o gotowość wzięcia udziału w demonstracjach ruchu Pegida 54 proc. odpowiedziało jednak przecząco, a 27 proc. ankietowanych zadeklarowało zaś taką chęć.

Badania pokazują jednoznacznie, że problem wykracza poza kilkanaście tysięcy drezdeńskich demonstrantów i trzeba się nim w jakiś sposób zająć. Z szeregów CDU, o której elektorat tutaj w dużej mierze chodzi, płyną już głosy zrozumienia i gotowości do „zajęcia się obawami obywateli”, ale także konkretne pomysły, jak ten o wprowadzeniu zakazu noszenia burek, tak groteskowy, że aż został przemilczany.

W poszukiwaniu odpowiedzi

Rząd od jakiegoś czasu zajmuje się jednak problematyką imigracyjną. Tuż przed świętami weszła w życie ustawa, która zakłada kary za wyłudzanie pomocy socjalnej, a nawet deportację, jeśli imigrant przez sześć miesięcy nie znajdzie pracy. Z kolei prezydent Joachim Gauck zaapelował ostatnio do Unii Europejskiej o sprawiedliwe podzielenie się azylantami z Bliskiego Wschodu. Największa fala (głównie Syryjczyków) płynie właśnie do Niemiec. W tym roku liczba wniosków osiągnęła ilość 200 tys., niespotykaną od ponad 20 lat. Nawet jeśli większość wniosków zostanie odrzucona to niewydolny system pozwoli imigrantom na nielegalne pozostanie w Niemczech, a już teraz władze lokalne nie mają gdzie ich pomieścić i wykorzystują na ten cel nawet hale po supermarketach. To kolejny problem, czekający na rozwiązanie. Podobnie jak odpowiedź na „obawy zatroskanych obywateli”.

Michał Kędzierski

Tekst ukazał się pierwotnie na stronie Przeglądu Spraw Międzynarodowych NOTABENE.