Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Polityka Opinie Polityka Przekaz kontrolowany. Ciężki czas dla mediów w Austrii

Przekaz kontrolowany. Ciężki czas dla mediów w Austrii


25 styczeń 2024
A A A

Austria w ciągu ostatniej dekady zaliczyła znaczny regres w zakresie wolności prasy. Prywatni wydawcy są pełni obaw w związku z ciągłym wzmacnianiem pozycji mediów publicznych, które znajdują się pod wpływem rządzących. Politycy z kolei nawet nie ukrywają, że chcą wpływać na rynek medialny i poprzez rządowe reklamy obłaskawiają przychylne sobie gazety. 

W ubiegłorocznym rankingu wolności prasy prowadzonym przez organizację „Reporterzy bez Granic”, Austria w porównaniu do 2022 roku awansowała o dwie pozycje i znalazła się na 29. miejscu na świecie. To jednak marne pocieszenie, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze w 2018 roku zajmowała 11. pozycję. Według „Reporterów bez Granic” największą bolączką austriackiej sceny medialnej są polityczne naciski i ograniczanie dostępu do informacji, a także ataki na dziennikarzy, mające na ogół miejsce przy okazji różnego rodzaju demonstracji.

Upadek „Wienier Zeitung”

O problemach austriackich mediów stało się głośno w połowie ubiegłego roku. Dokładnie 30 czerwca 2023 roku po raz ostatni w trybie codziennym (według obecnych założeń gazeta ma ukazywać się tylko dziesięć razy do roku) do kiosków trafiło papierowe wydanie dziennika „Wiener Zeitung”. Gazeta istniała od 1703 roku i od tego czasu nie ukazywała się tylko w czasie II wojny światowej, dlatego była powszechnie uznawana za najstarsze wciąż działające pismo na świecie. Kilka lat temu jej archiwum trafiło zresztą na Listę Światowego Dziedzictwa Dokumentalnego UNESCO.

Ograniczenie funkcjonowania „Wiener Zeitung” do internetowej wersji wzbudziło kontrowersje nie tylko z powodu jego długich tradycji. Przede wszystkim uznano to za próbę ingerencji w rynek medialnych przez rząd, który jest właścicielem gazety. Miała ona dotychczas zapewnione finansowanie dzięki publikacji rządowych ogłoszeń, ale koalicja chadeckiej Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) i Zielonych zdecydowała o przeniesieniu ich na platformę internetową. Oficjalnie rządzący twierdzili, że zmusiła ich do tego dyrektywa Unii Europejskiej dotycząca cyfryzacji takich publikacji, jednak zdaniem krytyków tej decyzji rząd miał w tej sprawie spore pole manewru. Potwierdził to zresztą nawet Othmar Karas, polityk ÖVP i wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Turkusowo-zielona koalicja najprawdopodobniej nie była zwyczajnie zainteresowana uratowaniem gazety, a chadecy zadecydowali o jej losie kilka lat wcześniej, gdy rządzili jeszcze krajem w sojuszu z nacjonalistami z Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ). Nikt nie chciał bowiem słuchać propozycji redakcji, która miała pomysły na zwiększenie rentowności gazety i jej rozwój w sieci internetowej. Zamiast tego „Wiener Zeitung” wegetowało pod rządami rady nadzorczej złożonej z osób nieukrywających nigdy swoich bezpośrednich związków z ÖVP.

Polityczne sterowanie

Najmocniej w obronie najstarszego dziennika na świecie stawała opozycyjna Socjaldemokratyczna Partia Austrii (SPÖ). Zarzucała ona koalicji chadeków i zielonych celowe doprowadzenie do upadku gazety poprzez obcinanie jej finansowania. Kanclerz Karl Nehammer wraz ze swoimi współpracownikami miał więc wydawać miliony euro na rządową propagandę, natomiast jednocześnie nie znalazł w budżecie środków na „wysokiej jakości dziennikarstwo”, na które z powodu wyścigu o czytelnika na ogół nie mogły sobie pozwolić media prywatne.

Pojawia się tu jednak kluczowe dla zrozumienia sytuacji w Austrii pytanie: media nie mogą sobie pozwolić na „jakościowe dziennikarstwo”, czy zwyczajnie nie są nim zainteresowane? Dyskusja na temat kondycji austriackiej sceny medialnej nie zaczęła się od zmian w „Wiener Zeitung”, ale dwa lata wcześniej. Jesienią 2021 roku do dymisji podał się ówczesny kanclerz i lider ÖVP, Sebastian Kurz, który był oskarżany o kupowanie sobie przychylności mediów. Część popularnych gazet miała publikować zmanipulowane na jego korzyść sondaże, otrzymując w zamian reklamy opłacane przez rząd i państwowe firmy.

Był to jedynie wierzchołek góry lodowej, bo szybko okazało się, że wokół Kurza skupiła się cała grupa polityków wpływających na publikacje w mediach. Zresztą nie tylko przy pomocy rządowych reklam. Z ujawnionych zapisów rozmów wynika, że sekretarz generalny austriackiego resortu finansów Thomas Schmid popierał kandydaturę Rainera Nowaka na szefa telewizji publicznej ORF. Nowak był wtedy redaktorem naczelnym opiniotwórczego dziennika „Die Presse”, dlatego uznano, że Schmid w ten sposób miał odwdzięczyć się za przychylne ÖVP artykuły. Inne upublicznione konwersacje z mediów społecznościowych wskazywały z kolei na gotowość uwzględnienia skarg polityków koalicji ÖVP i FPÖ przez Matthias Schroma, szefa działu informacji w ORF. Ponadto w aferę zamieszani są wydawcy i redaktorzy popularnych tabloidów „Heute”, „Kurier”, Kronen Zeitung” czy „Österreich”

Jeszcze przed ujawnieniem skandalu korupcyjnego rząd Kurza zaplanował spore wydatki na rządowe reklamy w prywatnych mediach. Od 2021 do 2024 roku państwo miało wydać na ten cel blisko 210 mln euro, co jednoznacznie odebrano jako kupowanie sobie przychylności wspomnianych gazet. Krytyce poddano także rządowy program szkolenia młodych dziennikarzy. Oficjalnie uczą się oni „przekazywania informacji z ministerstw w sposób zrozumiały dla obywateli”, ale zdaniem opozycji od początku swojej drogi zawodowej znajdują się oni pod wpływem rządowych PR-owców. W samej kancelarii kanclerza jest zresztą zatrudnionych około stu osób odpowiedzialnych za marketing i komunikację.

Relacje rządu ÖVP i Zielonych z mediami w obecnym kształcie są dziełem właśnie takiej osoby, czyli Geralda Fleischmanna, jednego z głównych (anty)bohaterów afery korupcyjnej. Mimo ciążących na nim zarzutów jesienią 2022 roku został przywrócony na stanowisko dyrektora chadeków ds. komunikacji, a przed rokiem wydał głośna książkę „Message Control”. Pisze w niej wprost o najczęściej stosowanych zabiegach, dzięki którym media serwują swoim odbiorcom przekaz zgodny z oczekiwaniami polityków. Jak widać chęć ciągłego wpływania na dziennikarzy jest trwałym dziedzictwem Kurza w ÖVP.

Wszechpotężne media publiczne

Od 1 stycznia w Austrii obowiązują ważne i zarazem bolesne dla portfeli obywateli zmiany, które dotyczą mediów publicznych. Ostateczna kwota jest zależna od poszczególnych krajów związkowych, ale każdy Austriak jest zobowiązany płacić rocznie co najmniej 180 euro (w Styrii kwota sięga 240 euro) na funkcjonowanie ORF. Nie ma przy tym znaczenia, czy rzeczywiście posiada odbiornik radiowy lub telewizyjny, bo według ustawodawców każdy może korzystać również z internetowej oferty państwowego nadawcy. Nieuiszczenie opłaty wiąże się z karą grzywny sięgającą nawet 2,1 tys. euro.

Turkusowo-zielona koalicja twierdzi, że wprowadzenie opłaty jest konieczne, aby ORF mogło wprowadzić odpowiednie innowacje. Dzięki nim niemal wszystkie austriackie gospodarstwa domowe przy pomocy anteny telewizyjnej mogą odbierać swoich telewizorach sygnał regionalnych rozgłośni radiowych, a stale rozwijają się również portale internetowe publicznego nadawcy. Ten ostatni proces niepokoi zwłaszcza właścicieli prywatnych mediów, mogących obecnie tylko pomarzyć o równie dużym zasięgu swoich witryn. ORF staje się zresztą jeszcze potężniejsze w sieci, bo mimo obowiązkowej opłaty audiowizualnej może wciąż pozyskiwać finansowanie na rynku reklamowym. To powoduje, że łączny roczny budżet publicznych mediów to blisko miliard euro.

Opozycja uważa natomiast, że zmiany w ORF służą jedynie celom propagandowym rządzących, o czym świadczą wszystkie opisane w niniejszym tekście wydarzenia. Co ciekawe, ze zmian w ustawie o mediach publicznych nie są zadowoleni ich pracownicy. Nowe prawo zobowiązuje ich do ujawnienia swoich zarobków po osiągnięciu określonego pułapu. Dzięki temu wiadomo między innymi, że dyrektor ORF Roland Weißmann zarabia rocznie więcej od austriackiego kanclerza. Rada zakładowa nadawcy poprzez wniosek do Sądu Najwyższego próbuje zablokować upublicznienie pensji prezenterów.

Państwowe i partyjne

Wprowadzone przez chadeków i zielonych zmiany jak widać wzmacniają już i tak dominującą pozycję mediów państwowych na rynku medialnym. Budżet w wysokości wspomnianego miliarda euro jest nieosiągalny dla prywatnych telewizji, gazet czy portali internetowych, dlatego zaniepokojone są nawet grupy medialne sprzyjające turkusowo-zielonej koalicji. W ubiegłym roku dziennik „Heute’ sugerował nawet, że ÖVP i Zieloni po prostu dążą do państwowego monopolu informacyjnego.

Niepokojący obraz austriackiej branży medialnej to nie tylko dominacja publicznych mediów. Pod koniec ubiegłego roku niewypłacalność ogłosił gigant rynku nieruchomości Signa Holding, będący zarazem mniejszościowym udziałowcem dwóch popularnych dzienników: „Kronen Zeitung” i „Kurier”. Pierwszy z nich cieszy się sporą renomą i „obawiają się go politycy”, dlatego kolejne zamieszanie wokół gazety (wcześniej była ona przedmiotem nieporozumień między akcjonariuszami) nie służy jednemu z niewielu już wpływowych mediów poza państwowym nadawcą.

Wyraźna dominacja chadeków i zielonych w środkach masowego przekazu doprowadziła do odrodzenia się mediów partyjnych, choć niedawno z rynku zniknął ostatni wydawany na papierze chadecki dziennik partyjny „Oberösterreichische Volksblatt”. W ostatnich latach ugrupowania uruchomiły portale internetowe, które są bezpośrednim przekaźnikiem ich polityki. Socjaldemokraci przed ośmioma laty uruchomili witrynę Kontrast.at, z kolei pięć lat temu ze środków nieistniejącej już Listy Petera Pilza sfinansowano powstanie funkcjonującego do dzisiaj serwisu ZackZack.at. Listę partyjnych mediów uzupełnia założony niecałe trzy lata temu blog Zur-sache.at, będący organem klubu parlamentarnego ÖVP.

Debata na temat pluralizmu i kondycji austriackich mediów nie tylko będzie w tym roku kontynuowana, ale zapewne będzie się zaostrzać. W części gazet mają zmienić się redaktorzy naczelni, niektóre czołowe dzienniki notują coraz gorsze wyniki finansowe, emocje generuje opłata na media publiczne, a opozycyjni politycy przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi będą zbywać wszelką krytykę zarzutami o upartyjnionym dziennikarstwie. Branża czeka tym samym na regulacje mogące powstrzymać jej erozję.

Maurycy Mietelski

fot. Manfred Werner – Tsui / Wikimedia Commons