Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Michał Cyran: Banki, bańki i Francuz


04 grudzień 2009
A A A

Nazwisko Barnier okazało się gorzką pigułką dla brytyjskich gardeł. Czy nowy komisarz ds. rynku wewnętrznego UE będzie surowym gajowym w rynkowej dżungli londyńskiego City?

Tydzień temu Wyspy drgnęły. Brytyjska prasa zastanawia się jak Sarkozy mógł podłożyć nogę anglosaskiemu kapitalizmowi. Nominacja Michela Barniera na komisarza ds. rynku wewnętrznego Unii daje temu ostatniemu kontrolę nad uzgodnionym podczas szczytu G20 w Pittsburghu regulowaniem rynków finansowych. A to w dla Londynu nic innego jak włożenie kija w młyny rozpędzonego City. Niektórzy bankierzy już plują sobie w brodę, że tak łatwo dali się okiełznać, godząc się na przejęcie stanowiska szefa europejskiej dyplomacji. Przez to będą teraz kruszyć kopie z kontynentalnym modelem gospodarczym. Ale czy aby na pewno strategia Sarkozy’ego i towarzyszącego mu Barroso będzie aż tak bardzo bronić tego modelu czy to tylko chwytliwa retoryka zmiany? To pytanie na najbliższe tygodnie, tymczasem dalsza część historii zapisała się w środę.

Tego dnia ministrowie finansów UE wypracowali kompromis. Pięć godzin negocjacji Trójkąta. Paryż i Berlin kontra Londyn. Klamka zapadła pomimo protestów rządu brytyjskiego, który z rezerwą podszedł do pomysłu wprowadzenia nadzoru nad finansową fortecą Zjednoczonego Królestwa za jaką dotychczas miało prawo uważać się City. Co to tajemnicze porozumienie oznacza w praktyce? We Frankfurcie, Paryżu i Londynie powstaną trzy organy zajmujące się odpowiednio ubezpieczeniami, papierami wartościowymi i bankowością. Negocjatorzy ustalili, że strategie obronne będą względne a nie obowiązkowe a ich stosowanie uzależnione zawsze od zaistniałych okoliczności. Znaczy to tyle, że nie Komisja Europejska tylko poszczególne rządy będą decydować kiedy, jeśli w ogóle, stosować środki ochrony. W takim kontekście powstaje kolejne pytanie: czy przypadkiem nie ma racji Hans Hoogervorst, holenderski szef komisji nadzoru nad papierami wartościowymi, zwracając uwagę, że nowe instytucje i tak nie sprostają wymaganiom, jakie stawiają przed nimi samowolne rynki?

Wracając jeszcze do pojedynku Barnier vs City. Pomimo, że Londyn ostatecznie przytaknął nominacji Francuza nie obyło się bez ustępstw. Brytyjczycy otrzymali stołki dyrektora generalnego oraz rzecznika urzędu, nadal nie przestając kręcić nosem. Wydaje się to dość groteskowe, kiedy przypomnimy sobie kilka epizodów. Ostrzeżenia przed lekceważeniem skutków kryzysu wygłaszali nie tylko politycy z Francji i Niemiec, ale równie głośno apelował szef brytyjskiej Komisji Nadzoru Bankowego, Adair Turner. Recytował słowo w słowo za Sarkozym pamflet na bezmyślność świata finansów i nieumiejętność wyciągania wniosków. Inny przykład z brytyjskiego podwórka? To właśnie w Wielkiej Brytanii nastał czas panicznego ratowania banków. Trzeba je było albo upaństwowić, albo obdarować zapomogą, żeby nie rozpłynęły się w ciężkim powietrzu rynkowego wrzasku. Wątpię czy podatnicy marzą o ponownym wspieraniu bankierów. Oczywiście Barnier to nie Charlie McCreevy (neoliberalny poprzednik na tym stanowisku), jednak czy można winić Francuza za priorytety działania, które ustalił nie on sam, tylko G20 w Pittsburgh’u?