Miłosz J. Zieliński: Wzrost litewskich wydatków wojskowych - poważna deklaracja czy puste słowa?
Kilka dni temu prezydent Grybauskaite spowodowała małe zamieszanie i zmusiła członków rządu, zwłaszcza premiera i minister obrony, do tłumaczeń.
Mimo, że premier Kubilius nie odniósł się do tych słów bezpośrednio, w wywiadzie radiowym zadeklarował , że Litwa postara się zwiększyć kwotę przeznaczaną na armię. Będzie to trudne, ponieważ wskutek kryzysu gospodarczego, Wilno zdecydowało się na znacznie ograniczenie wydatków, przez co w 2008 roku doszło do pierwszego od 10 lat spadku nakładów obronnych (wyniosły one wtedy ok. 430 mln USD i stanowiły 1,2% PKB kraju). Krok ten spotkał się ze zrozumieniem większości polityków i opinii publicznej, ponieważ w obliczu zapaści gospodarczej sprawy wojskowe zeszły na dalszy plan. Spadek aż o 37% był jednym z największych (o ile nie największym) wśród państw Sojuszu. Dla porównania, Bułgaria ograniczyła swe wydatki wojskowe o 28%.
Tendencja cięć w budżetach obronnych była w tamtym czasie typowa dla większości państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Większość z nich nie zbliżyła się jednak do poziomu litewskiego, który w 2009 roku spowodował, że Litwa otworzyła stawkę najmniej wydających na obronę członków NATO. Fakt ten jest obecnie poruszany w mediach litewskich nie tylko ze względu na niefortunną wypowiedź Grybauskaite, ale przede wszystkim wzbierającą falę krytyki zaniedbywania amii kierowaną z Białego Domu. Sekretarz obrony USA, Robert Gates, oraz wielu przedstawicieli środowisk zbliżonych do czołowych wojskowych US Army czy specjalistów pracujących dla think-tanków uważa, że Waszyngton nie może wiecznie czekać, aż Paryż czy Berlin zmienią swoje podejście do armii. Uwaga ta tyczy się "zbiorowo" również mniejszych krajów NATO, a Wilno ciągle zajmuje wśród nich niechlubną ostatnią pozycję w rankingu wydatków na obronność.
Rasa Jukneviciene, minister obrony Litwy, próbowała zamaskować spadek ilości wzrostem (rzekomym) jakości kontrybucji jej kraju do budżetu NATO i jego zdolności operacyjnych. Minister stwierdziła, że cięcia nie wpływają na obronność kraju, a Litwa będzie kontynuować przebudowę sił zbrojnych. W podobnym duchu wypowiedziała się niedawno prezydent Grybauskaite. Podstawową wartością wkładu Litwy we wspólne działania NATO ma być innowacyjność. Dzięki temu posiadanie licznej armii i dążenie do 2-procentowego celu nie będzie koniecznością.
Litwa to nie wojskowy tytan i jej budżet wojskowy jest, w porównaniu do całego Sojuszu, mniej niż symboliczny. Jeśli jednak zwrócić uwagę na fakt, że nie tylko Wilno postanowiło go drastycznie ograniczyć, widać wyraźny problem dla NATO jako organizacji wojskowej świata. Nie to jest jednak, moim zdaniem, najważniejsze. Deklaracja Kubiliusa pokazała, że wśród elit rządzących Litwą istnieją poważne rozbieżności co do polityki obronnej kraju. Co więcej, dotyczą one osób z jednej strony sceny politycznej. W połączeniu z dość dużym poczuciem zagrożenia rosyjskiego (nie bezpośredniego, ale związane np. z energetyką), a także odmiennymi spojrzeniami premiera i jego otoczenia oraz osób z zaplecza prezydent na temat relacji Wilna z Moskwą, widać, że kwestie zagraniczne i obronne nie stanowią konsensu u naszych północno-wschodnich sąsiadów. Sytuacja może stać się jeszcze bardziej interesująca po wyborach parlamentarnych w 2012 roku.
Komentarz ukazał się również na blogu autora, blog.miloszzielinski.pl .