Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Polityka Co widać dzisiaj w oczach Putina czyli wybory w USA a kwestia wschodnia

Co widać dzisiaj w oczach Putina czyli wybory w USA a kwestia wschodnia


05 listopad 2012
A A A

Każdy region ma inne spojrzenie na amerykańską politykę, dla każdego z państw ma ona zupełnie inne znaczenie, a co więcej – zainteresowanie Waszyngtonu jest nie tylko selektywne, ale i zmienne w czasie. Obecnie, kiedy nie ma już szans na pomarańczową czy jakąkolwiek inną rewolucję w krajach byłego ZSRR, a posunięcia Kremla są coraz bardziej precyzyjne i zdecydowane, amerykańskie wybory mogą otworzyć nowy rozdział dla obszaru poradzieckiego, zwłaszcza dla Ukrainy i Rosji.
Ukraina

Jeśli chodzi o Kijów, to nie ma nad Dnieprem partii, może z wyjątkiem komunistów, która nie uznawałaby istotnej roli czy też wyjątkowej więzi, która istnieje pomiędzy Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi. Postrzegane są one jako bliski sojusznik, gwarant integralności terytorialnej i co prawda odległa geograficznie, ale nie konceptualnie – alternatywa geopolityczna i „przeciwwaga”, wraz z Unią Europejską, dla Rosji. Tyle jeśli chodzi o oficjalne ujęcie programowe, gdyż fakt odległości ma swoje przełożenie na wymianę handlową i kwestie gospodarcze, które muszą być odzwierciedlone w wymiarze praktycznym priorytetami politycznymi i dyplomatycznymi.

Pomarańczowa rewolucja była okresem, w którym mogło się to zmienić. Zwiększenie zaangażowania amerykańskiego w regionie poradzieckim dawało nadzieję na daleko idące zmiany. Chociaż było ono widoczne także w Gruzji czy Kirgistanie, Ukraina stała się prawdziwym „poligonem”, na którym przecinały się wektory polityki zagranicznej Moskwy i Waszyngtonu. Miało to także przełożenie na sytuację w krajach sąsiedzkich, tych, w których Rosja ma znaczące wpływy poprzez uzależnienie energetyczne, w tym także i Polski. Jednak nieudolność obozu „pomarańczowych”, a w konsekwencji ich klęska wyborcza i dojście do władzy bynajmniej nie pro-rosyjskiego obozu Partii Regionów oznaczało koniec pewnej epoki. Przypieczętowany został on wynikami poprzednich wyborów amerykańskich, kiedy do władzy doszedł Barack Obama, zwolennik „nowego startu” w polityce z Rosją.

Pomimo powyższych faktów, od początku uzyskania niepodległości przez państwo ukraińskie, zainteresowanie społeczne wektorem amerykańskim w polityce zagranicznej oscyluje wśród Ukraińców na poziomie 1-1,5%. Biorąc pod uwagę wybory parlamentarne z końca października, nie można dziwić się, że temat elekcji w USA nie jest na pierwszych stronach ukraińskich gazet. Zwycięstwo Demokratów w walce o fotel prezydencki oznaczać będzie niemal ze stu procentową pewnością kontynuację obecnej polityki i brak zwiększenia aktywności na tym obszarze przez dyplomację amerykańską. Biorąc pod uwagę dane Ukraińskiego Centrum Badań Ekonomicznych i Politycznych im. Oleksandra Razumkowa, czyli chociażby fakt, że 53,8% ukraińskiego społeczeństwa jeszcze w 2009 r. nie popierało potencjalnego przystąpienia Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego, a 47,6% uważało NATO za „wrogi blok wojskowy”, trudno jest mówić o ogólnospołecznym zrozumieniu różnic w koncepcjach politycznych  Demokratów i Republikanów, a co dopiero przychylać się do zwiększenia amerykańskiej aktywności na Ukrainie czy wprowadzeniu „ostrzejszej” polityki przeciwko Federacji Rosyjskiej, którą proponuje Mitt Romney.

Rosja

Perspektywę rosyjską w patrzeniu na amerykańskie wybory najlepiej zdaje się oddawać fakt, opisany przez brytyjską gazetę Guardian: po zwycięstwie Hugo Chávez’a w wyborach prezydenckich w Wenezueli, prezydent Władymir Putin, dzwoniąc do niego z gratulacjami, powiedział, że jego zwycięstwo jest najlepszym prezentem, jaki mógł dostać na swoje 60 urodziny. Ponadto obaj panowie bardzo kibicują Obamie. Jest to dosyć wymowne na wielu płaszczyznach.

Generalnie trudno jest się temu dziwić. Podobny problem „antyrosyjskiej” retoryki, ale raczej zarysowujący się znacznie wyraźniej, można było dostrzec cztery lata temu, podczas kampanii wyborczej ze strony republikańskiego kandydata – John’a Mccain’a, który patrząc w oczy Putina „zobaczył trzy litery: KGB”. Chociaż obecna walka przedwyborcza wygląda zupełnie inaczej, percepcja środowiska międzynarodowego przez Republikanów i Demokratów pozostaje wciąż odmienna, podobnie jak określanie priorytetów w polityce zagranicznej dla USA.

Biorąc pod uwagę zwiększenie rosyjskiej aktywności w dziedzinie handlu bronią, zakup przez bliski Kremlowi Rosnieft brytyjskiego TNK-BP w trzeciej, co do wielkości tego typu transakcji w historii, która po sfinalizowaniu sprawi, że Rosjanie będą w posiadaniu takiego samego potencjału naftowego, jak Amerykanie ze swoją firmą Exxon – wszystko to może dawać do myślenia. Jeśli dodać do tego zaawansowane prace nad gazociągiem South Stream oraz rosnące uzależnienie energetyczne państw europejskich od rosyjskich surowców energetycznych i kontekst trudności finansowo-gospodarczych Unii Europejskiej, jako całości, zwiększenie amerykańskiej aktywności w regionie jest w sposób oczywisty w sprzeczności z rosyjskimi interesami.

„Nowe otwarcie” w relacjach z Rosją, którego zwolennikiem jest Obama, istotnie daje znaczące korzyści dla obu stron, z tym, że realnym beneficjentem jest FR, zwiększając swoją aktywność na arenie międzynarodowej bez konieczności oglądania się na USA, natomiast politycy w Waszyngtonie mogą dzięki temu skupić się na dwóch, ich zdaniem, najważniejszych rzeczach – regionie Azji i Pacyfiku oraz sytuacji wewnętrznej. Taki kierunek obecnej administracji amerykańskiej jest więcej niż akceptowalny przez Kreml. Chociaż  oczy obecnego prezydenta FR zapewne się nie zmieniły, to z całą pewnością wolą one zobaczyć drugą kadencję Obamy, z obecnymi problemami wewnętrznymi i redukcją obecności militarnej czy liczebności okrętów wojennych,  niż Romney’a, będącego zwolennikiem podniesienia roli USA w świecie, który chce angażować się także i poza Azją, a Europy nie chce pozostawiać samej sobie.


Podsumowanie

Utrzymanie status quo, czyli kolejna kadencja Baracka Obamy, jest zdecydowanie korzystna dla Kremla. Przy założeniu, że urzędujący prezydent USA pozostanie przy swoich założeniach gospodarczych w polityce wewnętrznej, otworzy to przed Rosją jeszcze pełniej wachlarz geostrategicznych możliwości, a w razie zaistnienia dowolnego, poważnego konfliktu zbrojnego, w który mogliby być zaangażowani Amerykanie, podniesie także znaczenie Rosji, jako „neutralnego” sojusznika, zarówno w sferze praktycznej (udostępnianie przestrzeni powietrznej czy lotnisk), ale także w tej formalno-instytucjonalnej (wstrzymanie się od głosu na forum ONZ czy zrezygnowanie z niekorzystnych dla Waszyngtonu zabiegów dyplomatycznych). Oczywiście nie za darmo. Kadencja Mitta Romney’a z kolei wymusiłaby zmianę wielu założeń przez rosyjskich polityków, ograniczając możliwości działania zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej.

Reaktywowanie koncepcji tarczy antyrakietowej w Polsce mogłoby być także szansą dla Ukrainy. Otworzyłoby to przestrzeń do wielu działań dyplomatycznych, ale pozwoliłoby to również niejako uzupełnić wektor europejski ukraińskiej polityki zagranicznej, stanowiąc dodatkowy argument dla integracji z UE. Stacjonowanie amerykańskich żołnierzy w tej części Europy sprawiłoby, że amerykańsko-ukraińska współpraca, percepcja interesów politycznych i gospodarczych, czy wreszcie zagrożeń oraz wspólnych celów – nabrałyby prawdziwie realnego i praktycznego wymiaru. Dałoby to nadzieję na dalszy postęp ukraińskiej transformacji systemowej, społecznej i politycznej, angażując poniekąd i Waszyngton w problemy regionu, zwłaszcza te natury bezpieczeństwa energetycznego bliskich sojuszników.