Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Piotr Bajor: Krok do tyłu ukraińskiej polityki zagranicznej

Piotr Bajor: Krok do tyłu ukraińskiej polityki zagranicznej


18 grudzień 2006
A A A

O tym, że ukraińska polityka lubi zaskakiwać nikogo przekonywać nie muszę. Jednak to, czego ostatnio dokonali ukraińscy politycy, mimo wszystko w jakiś sposób mnie zdziwiło. Dotychczasowe spory i kłótnie towarzyszyły polityce wewnętrznej. Tym razem jednak wydarzenia, jakie miały miejsce, odbiły się na międzynarodowej pozycji Ukrainy. Zamieszanie wokół wyjazdu Wiktora Janukowycza do USA, skandal z ministrem spraw zagranicznych Borysem Tarasiukiem, szczyt NATO w Rydze to najważniejsze sprawy, przez które ukraińska polityka zagraniczna uczyniła krok….ale krok do tyłu.

Ukraina – NATO. Szczyt Sojuszu w Rydze.

Długo oczekiwany, zapowiadany jako przełomowy w stosunkach z NATO, okazał się dla Ukrainy porażką. O tym, że żadnego przełomu nie będzie, wiadomo już było od wystąpienia Janukowycza w Brukseli. Jednak mimo wszystko działania ukraińskiej dyplomacji były zaskakujące. Nie podjęto żadnej próby zatarcia złego wrażenia, jakie wywarło wrześniowe przemówienie premiera. Taki szczyt to przecież najlepsze miejsce dla lobbingu swoich interesów. Oczywiście pod warunkiem, że deklaracje składane są poważnie. Przy obecnym układzie sił politycznych Ukrainy mam co do tego wątpliwości. Porównując Ukrainę z również aspirującą do Sojuszu Gruzją, można powiedzieć, że pod tym względem Gruzini wyprzedzili Ukraińców. W czasie szczytu delegacja gruzińska, której przewodniczyła szefowa parlamentu Nino Burdżanadze, była niezwykle aktywna. Z oficjalnych reprezentantów, Ukraińcy wysłali tylko doradcę prezydenta, byłego szefa prezydenckiego sekretariatu Olega Rybaczuka, który jak to określił Taras Kuzio (politolog, specjalista z zakresu problematyki ukraińskiej – przyp. red.) bardzo mętnie tłumaczył zebranym meandry ukraińskiej polityki i jej wpływu na politykę zagraniczną. Niestety bez zrozumienia zgromadzonych.


Ukraińcy deklarując swoje prozachodnie aspiracje zapomnieli, że to oni muszą pukać do drzwi NATO, a nie Sojusz do nich. Jak pokazuje doświadczenie państw, które proces ten już przeszły, poniesiony wysiłek opłacił się. Nie wystarczą jednak tylko deklaracje, potrzebne jest również konkretne działanie. Członkostwo w NATO to przecież przyjęcie szeregu kryteriów, których spełnienie w jakimś sensie przybliża członkostwo w Unii Europejskiej. Z pewnością nie jest to regułą, ale państwa kandydujące do obu tych struktur najpierw uzyskiwały członkostwo w NATO, a dopiero potem w UE. Oczywiście można powiedzieć, że Zachód nie zachęca wystarczająco do reform i zmian na rzecz członkostwa i nie daje wystarczających deklaracji w stosunku do Ukrainy. Owszem, w przypadku UE można o tym mówić, jednak podejście NATO jest zupełnie inne. Pakt uczynił wiele zachęcających gestów i to już od samych Ukraińców zależy czy do niego wstąpią. Myślę, że nawet po nieudanym szczycie w Rydze mają na to duże szanse. Tylko czy oni sami tego chcą?

Borys Tarasiuk – minister były czy obecny?

Z całego zamieszania wokół Tarasiuka chyba najbardziej spektakularnym było nie wpuszczenie ministra na obrady rządu. Pomijam już jego odwołanie przez Radę Najwyższą, wyrok sądu, i tak nieuznany przez ministrów, specjalny dekret prezydenta nakazujący ministrowi pozostanie na stanowisku. Najważniejsze jest przecież to, co najbardziej medialne. Wszyscy zapamiętali jak Tarasiuk stał bezradnie na korytarzu, a minister Anatolij Tołstouchow z uśmiechem na twarzy informował go o braku jego nazwiska w spisie uczestników. Sytuację tę niektórzy dziennikarze nazwali nawet chamską. Zastanawiam się jednak, jaki był motyw takiego działania wobec najważniejszego dyplomaty Ukrainy.

Niewątpliwie kwestią oczywistą była chęć pozbycia się ,,pomarańczowego” ministra z rządowych szeregów, ale należy zauważyć również inny aspekt tej sprawy. Dyplomacja ma już to do siebie, iż jest niezwykle delikatną dziedziną polityki. Zagranie wobec Tarasiuka nie odbyło się ,,na gorąco”, musiało być przygotowane i przemyślane. Skoro tak, to musiało chodzić o jakiś cel. Na samej Ukrainie była to jeszcze jedna sprzeczka na szczytach władzy, która w porównaniu z mającą równocześnie bójką w radzie miejskiej Kijowa na Ukraińcach nie zrobiła żadnego wrażenia. Jednak minister Tarasiuk w oczach Zachodu ma opinię stabilnego i przewidywalnego polityka. Jest w jakimś sensie osobą gwarantującą i kojarzącą się z europejskim kursem Ukrainy. Być może właśnie chodziło o to, by pokazać, że jest on w konflikcie z rządem, że nie ma poparcia wśród ministrów i premiera, i jako reprezentant państwa w stosunkach międzynarodowych w jakimś sensie może być niewiarygodny. Jego posunięcia nie będą przecież uzgodnionymi działaniami ukraińskiego rządu, a jedynie poczynaniami działającego na własną rękę ministra. Również do społeczeństwa popłynął jasny sygnał, że ,,pomarańczowi’’ wcale takich wielkich sukcesów w polityce zagranicznej nie mają i mogą ich zastąpić inne osoby. Przecież sam premier był ostatnio bardzo aktywny na forum międzynarodowym i według polityków koalicji rządowej świetnie sobie na tym forum radzi. Ostatnie poczynania premiera to jednak oddzielna kwestia, którą należy szerzej omówić.


Janukowicz prezydentem?

W zamieszaniu wokół Tarasiuka premier nie uczestniczył, ponieważ przebywał z oficjalną wizytą w USA. Śledząc wydarzenia z nią związane nasunął mi się jeden wniosek – dobrze wyreżyserowany spektakl? Prześledźmy krótko to, co wtedy się wydarzyło. Po konflikcie związanym z dyrektywami dotyczącymi wizyty w USA, Juszczenko jednak godzi się je podpisać. Następnie premier wyjeżdża do Moskwy i składa niezaplanowaną wcześniej wizytę. Według oficjalnych wypowiedzi omawiano niezwykle ważne kwestie dla dwustronnych stosunków. Niemniej jednak nie mogły one poczekać do zaplanowanej za pięć dni wizyty rosyjskiego wicepremiera w Kijowie? Sygnał dla Amerykanów popłynął więc jasny. Jeśli nawet nie było to celowe, to wizyta w Moskwie pokazała amerykańskim dyplomatom, kto dla ukraińskiego premiera jest najważniejszy. Nie wspominając już oczywiście o jej wasalnym charakterze. Potem w Waszyngtonie premier wystąpił z przemówieniem, w którym jasno wypowiedział się na temat europejskiego kursu Ukrainy, jako priorytetu polityki zagranicznej. Wpisał się tym samym w kurs Juszczenki i Tarasiuka. Sygnał dla społeczeństwa popłynął więc taki, że przecież premier realizuje tę politykę i niekoniecznie Tarasiuk musi być gwarantem europejskiego kursu Ukrainy. 

W ogóle jednym z celów wizyty w USA było zaprezentowanie Janukowycza jako poważnego polityka, męża stanu, który sprawnie radzi sobie na arenie międzynarodowej. Faktycznie, Janukowycz nie popełnił błędu, w mediach prezentowany był jako pragmatyczny i konkretny polityk. Pozytywnie jego wizytę podsumował również Juszczenko. Właśnie w tym samym momencie toczyło się całe zamieszanie wokół Tarasiuka. Ludzie zobaczyli, że bardzo sprawnym dyplomatą jest również Janukowycz, któremu nie odmówiono dostępu do najważniejszych salonów dyplomatycznych świata. Natomiast po powrocie Janukowycza do Kijowa, rosyjski wicepremier i przewodniczący rady nadzorczej Gazpromu Dmitrij Miedwiediew zapewnił, że cena dostaw gazu na Ukrainę nie wzrośnie. Nic tak nie przemawia do świadomości ludzi jak ilość zachowanych pieniędzy w portfelu. Dyskusji o NATO, UE, o wyrzeczeniach, jakie Ukraińcy muszą poczynić, przeciwstawiono informację o tym, że w tym roku kłopotów z gazem nie będzie. I to wszystko dzięki bardzo zręcznemu i sprawnemu premierowi. A przecież jeszcze rok temu były z tym straszne problemy.

W tym samym czasie Janukowycz udziela wywiadu, w którym nie wykluczył, że będzie startował w kolejnych wyborach prezydenckich. Oczywiście nie było to ogłoszenie kandydatury. Był to jednak najlepszy w ostatnim czasie moment, na podzielenie się ze społeczeństwem swoimi zamiarami. Jest przecież akceptowany na arenie międzynarodowej, bywa na salonach zarówno amerykańskich jak i europejskich, jednocześnie jest gwarantem dobrych relacji z Rosją, a Ukraińcy po ,,doświadczeniach gazowych” sprzed roku, wiedzą że nie warto zadzierać z decydentami Gazpromu. Jest więc Janukowycz politykiem, który gwarantuje spokój w stosunkach z Rosją oraz ,,mniejsze tarcie” z tym państwem w trakcie ewentualnego pogłębienia integracji z Zachodem. Obecne poparcie dla Juszczenki jest niezmiernie niskie, dziś szanse na reelekcje obecny prezydent ma niewielkie. Nie twierdzę, że rozpoczęło się kreowanie nowego prezydenta, ale społeczeństwo otrzymało wyraźny sygnał, że jest ktoś, kto z łatwością może Juszczenkę zastąpić.