Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Krzysztof Chaczko: Izrael - jedyny słuszny agresor? (polemika)


20 styczeń 2009
A A A

Obarczanie Izraela za wszelkie zło to ogromne uproszczenie. Historia stosunków bliskowschodnich jest tak skomplikowana, iż niepodobna doszukać się za wszelką cenę tylko jednego słusznego winnego.

Zresztą, poza ideologicznymi pobudkami, trudno dostrzec istotę takich poczynań. Szczególnie przy wielowymiarowych stosunkach na Bliskim Wschodzie. W rzeczywistości, do niczego to nie prowadzi poza ,,inkwizycyjnym” ogłoszeniem wyroku i zdyskredytowaniem jednej ze stron. Tak samo jak zagorzali stronnicy Izraela, za wszelką cenę usprawiedliwiają ataki tego państwa – i z tej racji są potępiani przez P. Wielgosza – to paradoksalnie, tak samo, tylko w drugą stronę, czyni wspomniany autor.

Jeśli Izrael od dawna dyskwalifikuje Palestyńczyków, co wyłania się z tekstu ,,Izraelska agresja trwa od lat”, to jego autor dyskwalifikuje z kolei Izrael. Tak właśnie, nie przymierzając, wygląda sytuacja na Bliskim Wschodzie, gdzie spirala wzajemnych oskarżeń, ataków i win, doprowadziła do błędnego, krwawego koła. Ziemia jest uświęcona, więc każda racja jest święta. I gdzie tu przestrzeń na kompromis? Jeśli komukolwiek wydaje się, iż wskazanie palcem jedynego słusznego winnego, służy rozwiązaniu jakiegokolwiek problemu, to się bardzo myli lub przy pomocy ideologii potwierdza słuszność własnych wyborów.

Nie idzie tu rzecz jasna o zamykanie ust krytykom. Tak jak Izrael, jako normalne państwo, ma prawo do czynów nawet mało chwalebnych, tak cała reszta łącznie z Żydami, ma prawo krytykować postępowanie władz izraelskich. Tyle tylko, że tekst P. Wielgosza przez swoją skrajną stronniczość, zupełnie zamazuje obraz bliskowschodni, czyniąc z niego konflikt ,,czarno-biały”, z tylko jednym złym aktorem. Izraelem.

Bez cienia przesady można powiedzieć, iż już ponad sześćdziesięcioletni problem bliskowschodni, należy do najdłuższych, najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych konfliktów na globie. Niestety, nie tylko z powodu agresji strony izraelskiej. ,,Przeszkody na tej drodze [do porozumienia – k.ch.] są po obu stronach – pisze Cz. Mojsiewicz – Są nimi siły ekstremistyczne, dążące do rozwiązań siłowych i likwidacji drugiej strony. Siły realistyczne poszukują kompromisów metodami pokojowymi. Długie lata wojny, wiele ofiar i przelanej krwi dzielą strony konfliktów” [1].

Jednak dla P. Wielgosza zły jest tylko Izrael. Z jego tekstu wyłania się obraz typowego konfliktu ,,dobra ze złem”: poddanych z hegemonem, uciemiężonych z okupantem, barbarzyńskiego Izraela z bezbronnymi Palestyńczykami. W takiej interpretacji, rozwiązanie jest proste, wręcz banalne – likwidacja okupacji. ,,Izrael ma więcej do zrobienia – pisze autor – bo to Izrael jest w tej wojnie okupantem, oblegającym i agresorem. Nie musi jednak robić zbyt wiele, wystarczy gdy zrezygnuje z tych trzech rzeczy: okupacji, blokady i agresji”. I już!? Można by z ironią zapytać, dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł, jeśli to takie jasne?

Niestety, wątpliwe by to było takie proste, no chyba, że Palestyńczycy wyżywią się wartościami narodowymi lub instytucjami państwowymi. Pozostawienie Stefy Gazy do dyspozycji Palestyńczyków, pokazało, iż sytuacja wewnętrzna nie tylko uległa pogorszeniu, ale groziła wręcz palestyńską wojną domową. Nawet Egipt, okupujący te ziemie do 1967 roku, uległ przerażeniu i próbuje odciąć się od rozlania konfliktu na własne terytorium. Oprócz zaniechania izraelskiej agresji i blokady, Palestyńczykom potrzeba coś znacznie w tym momencie istotniejszego – solidnego planu gospodarczego. Jeśli pan Wielgosz – przepraszam za nomenklaturę – skomle na obojętność świata w kwestii polityki anty-palestyńskiej, to ja skomle na brak rozwiązań ekonomicznych dla Palestyńczyków. Elity światowe oraz państwa arabskie, zamiast tyle rozprawiać na temat tragicznej sytuacji w Gazie, powinny opracować autentyczny plan pomocy gospodarczej dla Palestyńczyków. A część problemów automatycznie zniknie.

Błędy na Bliskim Wschodzie popełniali wszyscy. Od Brytyjczyków, poprzez Żydów, Palestyńczyków aż na państwach arabskich kończąc. Wojny wywoływali zarówno Arabowie (1948, 1967, 1973) jak i Żydzi (1982, 2006, 2008). Terytorialno-kulturowo-religijne implikacje czynią ten konflikt wielowymiarowym ze wszech miar. Palestyńczycy na czele z J. Arafatem wodzili resztę za nos; Żydzi rozbudowywali w tym czasie osiedla na terenach okupowanych, nie respektując tym samym międzynarodowych ustaleń. Palestyńczycy terroryzowali Izraelczyków na lądzie i w powietrzu; Izraelczycy angażowali się w zabójcze akcje odwetowe. Skrajne opcje po jednej jak i drugiej stronie, torpedowały jak tylko mogły choćby zalążki kompromisu. Krew jak spływała po obu stronach, tak nadal spływa. Wielokrotne próby rozwiązania tego galimatiasu spełzały zwykle na niczym. Te z rzadka udane nagradzano Noblami. I to ma być konflikt ,,czarno-biały”, w którym winny jest tylko Izrael?

Mało tego, twierdzenie, iż Izraelowi jest na rękę chaos i ubóstwo w Strefie Gazy, doprowadza do absurdalnego wniosku, iż to państwo pragnie stworzyć ok. 30 km od własnej stolicy, ponad milionową armię sfrustrowanych i zagorzałych wrogów, mogących w każdej chwili zaatakować czym tylko się da. Przy nawet ogromnej nienawiści do władz Izraela, powyższy pomysł wydaje się nonsensowny, czy wręcz szaleńczy. Póki Palestyńczycy będą wegetować w Gazie obarczając za całe zło państwo żydowskie, póty Izrael nie zazna spokoju.

Jeśli nawet Izrael popełnił błąd, interweniując w Gazie w takiej skali, to próba zrzucenia całej, wieloletniej bliskowschodniej agresji na barki tego państwa, wydaje się świadczyć o ideologicznej interpretacji wydarzeń. Tekst pana Wielgosza wpisuje się w nurt lewicowych, emocjonalnych artykułów, które usilnie spłycają konflikt bliskowschodni, czyniąc ze znienawidzonego Izraela odmianę państwa totalitarnego, który zagraża wszystkim, a głównie bezbronnym sąsiadom. W tym świetne, poczynania Hamasu czy Hezbollahu to tylko i wyłącznie (słuszna) reakcja na agresywną, imperialną politykę Tel Awiwu. Więc zupełnie usprawiedliwiony jest obstrzał rakietowy z Gazy, Libanu czy wysadzenie się w żydowskiej pizzerii. Przecież to wina Izraela i jego agresywnej polityki! Absurdalność takiego toku myślenia, jest w istocie zabójcza (i paradoksalnie, niczym się nie różni od krytykowanej postawy Izraela). Zabójcza nie tylko dla Izraelczyków, ale dla wszystkich próbujących w rozsądny sposób spojrzeć na ten niełatwy do rozwiązania konflikt.   

Idąc tym tropem, i patrząc szerszej perspektywy, to kłopot z Izraelem tkwi o wiele głębiej. Przynajmniej, jeśli chodzi o postrzeganie go przez lewicę. Nie idzie tu rzecz jasna tylko o agresję w Gazie czy w Libanie. Chodzi o całościowy wizerunek Izraela, który znacznie ewoluował od czasów socjalistycznego syjonizmu, który przecież powołał to państwo.

Jeszcze kilka dekad temu, a przynajmniej do 1967 roku, ruchy lewicowe sprzyjały Izraelowi, gdyż był w poważnym stopniu właśnie lewicowy. Pionierski, etatystyczny, syndykalistyczny i kolektywny. To w Izraelu w (jedyny?) udany sposób połączono w demokracji elementy myśli socjalistycznej z kapitalistycznym systemem produkcji. Dziś jednakże lewica z niezwykłą zaciekłością atakuje to państwo, uważając Izrael za kraj silnie prawicowy, kolonialny i rasistowski. Etos kolektywny został wyparty przez bezduszny, zamerykanizowany indywidualizm, zaś Izrael okazał się agresywnym państwem z silną armią, dawnymi oficerami na szczytach władzy i odwagą (o zgrozo!) wypowiadania wojen. Nie wspominając już o gnębieniu Palestyńczyków. Wstydź się Izraelu, że odważyłeś się zamienić traktory na Merkawy. Wstydź się, że przez pół wieku zdarzało ci się bronić własnej niepodległości. Wstydź się, że popełniałeś i popełniasz błędy. Wstydź się ,,przewartościowania wartości”. Gdybyś siedział cicho (a kto siedzi cicho nie popełnia błędów), żył ideałami, posiadał tylko traktory i kibuce oraz nie reprezentował interesów USA, cieszyłbyś się wciąż przychylnością lewicy…

…Tylko czy byś wtedy jeszcze istniał?

[1] Cz. Mojsiewicz, Bliski i Środkowy Wschód w stosunkach międzynarodowych, cz. II, [w:] Stosunki międzynarodowe, red. W. Malendowski, Cz. Mojsiewicz, Wrocław 2000, s. 155.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.