Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Michał Cyran: Szwajcarski przypadek. Europejski problem


03 grudzień 2009
A A A

Sterczące ponad szwajcarską flagą minarety – oto motyw billboardów, które miały wywołać sprzeciw w referendum. Rolę swoją odegrały znakomicie. To drugi zaraz po Polańskim, szwajcarski element medialny ostatnich miesięcy.

Zakaz budowy minaretów jest analogią dla francuskiej walki o chustę. Czym było niedzielne referendum? To wybór przeciw globalizacji i dyfuzji imigrantów, które w oczach wyborców okazały się niebezpieczeństwem. Potencjalnym źródłem utraty identyfikacji z tradycją. Wypłynęły kanalizowane do tej pory obawy znajdując nagle idealne ujście. To jednostkowy akt większej całości strachu przed utratą gruntu, na którym stoi kolos na glinianych nogach – Europa. We Francji mamy spór o burkę, w Niemczech meczety, w Danii karykatury a we Włoszech „White Christmas”. Poza tym szwajcarska duma była ostatnio dość często obśmiewana. Upadek Swissair i łamanie tradycji tajemnicy bankowej nie mogło umknąć percepcji obywateli tego małego kraju. Referendum okazało się wentylem, okazją do odsapnięcia. Powietrze uszło.

Szwajcarski głos to wiecznie powracające pytanie: skoro imigranci stali się integralnym elementem kontynentalnej układanki, to dlaczego europejskie rządy nie potrafią stworzyć satysfakcjonujących relacji względem religii muzułmańskiej. Ślepa nienawiść to wciąż niewyczerpana pożywka dla populistów, dbających o swoje interesy pod każdą szerokością geograficzną Kontynentu. Niedzielne głosowanie to przysłowiowy cios, za którym planują pójść pozostali radykałowie. Duńska Partia Ludowa oraz obóz Geerta Wildersa błyskawicznie zareagowały, namawiając do podobnych referendów w swoich krajach. Dla belgijskiej Vlaams Belang referendum było niczym bój stoczony przez Wilhelma Tella przeciwko Habsburgom. I oczywiście ‘last but not least’ wystąpiła Liga Północna. Według włoskich prawicowców Szwajcarzy przemówili głosem cywilizacji, w związku z tym należy umieścić krzyż we fladze państwowej i wybudować jak najwięcej dzwonnic kościelnych. Nalepiej tyle, żeby zabrakło miejsca dla minaretów. A co na to wszystko ci, którzy stanowią właściwie sedno sporu?

Imam genewskiego meczetu, który należy do skromnej czwórki szwajcarskich świątyń otoczonych minaretami, przekonywał do zachowania spokoju. Władze katolickie i protestanckie już wcześniej stanowczo sprzeciwiały się zakazowi zdobienia meczetów. Obie strony stawiają na dialog, któremu wynik referendum może założyć knebel i wyświadczyć niedźwiedzią przysługę, niepotrzebnie podmywając fundamenty religijnego spokoju. Muzułmanie, tworzący pięć procent szwajcarskiego społeczeństwa, uchodzą za zbyt dobrze zintegrowanych aby wynik głosowania uznać za adekwatny. Zablokowanie minaretów nie przyniesie stabilności, tak hucznie zapowiadanej przez populistów w czasie kampanii poprzedzającej referendum. Skutki będą raczej odwrotne. Powstaną nowe granice a fanatycy islamscy otrzymają kolejnego asa, którego będą mogli wyciągnąć w odpowiednim momencie.   

W czterech ścianach lokalu wyborczego często rodzi się odwaga, której brak podczas otwartego dialogu w przestrzeni publicznej. Bezrobocie wykute przez trwający kryzys to okres kiedy obcy wydaje się wrogiem. Dodatkowo w momencie gdy tożsamość krajów europejskich wyraźnie się chwieje, towarzystwo muzułmanów może u niektórych łatwo wywołać lęk. W takich warunkach populiści zmieniają instytucję referendum w śmietnik na emocje i urzeczywistniają swoje plany. Chcą zlikwidować kontynentalną tolerancję religijną i zniszczyć podstawy wolnego społeczeństwa, które według prawicowych radykałów wymaga ochrony przed „niebezpiecznymi mniejszościami”. Wobec czego proponują oni sankcje stojące w jawnej sprzeczności z Europejską Konwencją Praw Człowieka i zasadami równości i wolności religijnej.

Kampania strachu, realizowana na pierwszych stronach gazet, utożsamiła cały islam z jego najbardziej radykalnymi wykładniami. To prawda, że niektóre kraje muzułmańskie, jak na przykład Arabia Saudyjska, nie stanowią inspiracji dla idei religijnej wolności. Istotnie, łamią one podstawowe prawa pozostałych wyznawców. Jednak czy Europa powinna w tej kwestii postępować podobnie? Czy gdy warczy na nas pies, zawsze schodzimy na cztery łapy i odpowiadamy mu szczekając?

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.