Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Podróże Urlop w mieście? Uroki jesiennej Palmy

Urlop w mieście? Uroki jesiennej Palmy


01 kwiecień 2008
A A A

Zbliżając się do stolicy wyspy Palmy od strony morza widać przede wszystkim to jedno: Światło! El Seu – tak nazywa się XIII-wieczna katedra, piękna, imponująca formą i wielkością. Nie można wprost oderwać od niej oczu. Kataloński pisarz i poeta Santiago Rusiñol powiedział kiedyś, że tak naprawdę nie wiadomo, czy to katedra kąpie się w słońcu, czy może słońce w katedrze. I to retoryczne pytanie do dziś pozostaje bez odpowiedzi. Również i ja nie rozwiążę tej zagadki. I każdego ranka i wieczora wciąż sprawdzam, czy katedra jeszcze stoi na swoim miejscu. Jakżeby nie? To nie gasnące nigdy światło. W nocy i za dnia roztacza poświatę i fascynuje. Wciąż otoczona jest ludźmi podnoszącymi głowy ku niebu, by uchwycić spojrzeniem spiczaste czuby dachu. Aż do odrętwienia. Obok niej Palau Almudaina – piękny pałac z czasów arabskich. Mieszka w nim podczas dorocznych wizyt na wyspie sam król Juan Carlos II. Dziś nie przyjmuje na komnatach. Niestety. 

ImageSpaceruję po mieście wąskimi uliczkami, dającymi chłód i cień wśród słonecznego dnia, na placach rozsiadły się grubasy – to drzewa oliwne – po dwa metry w „talii”. Poskręcane pnie, rozłożyste korony niczym nie przypominają oliwnych gajów Grecji i Włoch. Pod nimi stoją ławeczki, a na nich starsi panowie siedzą i patrzą, jak upływa czas – i palą papierosa. I uśmiechają się. Por que no? El dia tan maravilloso! Dlaczego nie? Dzień taki piękny! W październikowe popołudnie, kiedy miejscowi oddają się sjeście – miasto pustoszeje. Jakby ktoś je zaczarował i zatrzymał czas. Wtedy chodząc wśród starych domów, opuszczonych dziś pięknych secesyjnych kamienic łatwo można wyobrazić sobie, kto w nich mieszkał przed laty. Piękne dziewczyny o gorących oczach ukradkiem wyglądały z okien w zdobionych wykuszach na ulicę. Na spacer po Paseig Born lub Ramblas wybierały się z wieczora tylko w towarzystwie matek lub innych kobiet. Mężczyźni oglądali się wtedy tęsknym okiem za podążającymi z gracją obiektami westchnień...

ImageKilka kroków od El Seu oddalone są Bany arabs, arabskie łaźnie. Niewiele z nich zostało, mury wśród murów. Nagie, pozbawione zdobień mury i kolumny. I tylko zatopione w zieleni atrium pomaga nam wyobrazić sobie, jaka atmosfera mogła tu kiedyś panować. Cicho tu, soczysta zieleń tłumi odgłosy kroków i rozmów. Siadam więc na ławce – by pomilczeć, posłuchać o czym szemrzą rośliny i mruczą koty. Stąd nikt ich nie przepędzi. Nawet gromady turystów, tak jeszcze hałaśliwe na zewnątrz cichną przecież wobec spokoju tego miejsca. Opuszczając Bany arabs powracam z przeszłości do dziś, tętniące życiem ulice kontrastują z tym odwiecznym spokojem przeszłych czasów.

ImageW labiryncie la Ciutat, miasta, miło się zagubić, za rogiem zwasze może zdarzyć się niespodzianka, a to piękne drzwi surowo zabraniające wstępu do domostwa, a to otwarte patio z rzeźbą w stylu art deco, zdobiącą fontannę, która orzeźwiającą mgiełkę rozpościera wokół niczym tiulowy szal.

{mosimage}Poniżej Palau Almudaina, tam skąd aż do Porto Pi ciągnie się wzdłuż zatoki promenada Paseig Maritim stoi Lotja lub Lonja – swego czasu giełda morska, a dziś miejsce wystaw i koncertów. Na placu przed nią pełno stolików. Mimo iż znajduje się w centrum miasta, jest tu niewiele ruchu, tak jakby ulice specjalnie omijały ten plac prowadząc turystów bezpośrednio do widocznej już z oddali katedry i innych zabytków. Można tu w jednej z czterech restauracji dobrze zjeść i wśród starych kamienic przeplatanych palmami spędzić wspaniałe leniwe popołudnie. A spoglądając na spieszących turystów, poczuć się na chwilę jak prawdziwy Majorkańczyk. Urlop w w takim mieście ma na prawdę swoje zalety.

Już przed 200 laty przyjeżdżali na Majorkę sławni ludzie, by ... odpocząć? Tak, wyspa słyneła już wtedy ze szczególnego spokoju. Chopinowi było tu nawet zbyt spokojnie. Smutny pisał z zimowej Valdemossy do przyjaciół, że nudzi się okrutnie, gdyż nic się tu nie dzieje, podczas gdy Paryż kipi życiem. Po powrocie do Paryża wprawdzie zdanie zmienił, idealizując słońce i piękno przyrody, ale o to nie było trudno w paryskie deszczowe dni. Rozumiem mistrza. Dziś kto mówi, że jedzie na Majorkę w poszukiwaniu spokoju, temu pokazują jednoznacznym puknięciem palcem w czoło, że albo jest niespełna rozumu, albo po prostu kłamie. Niech jednak niedowiarkowie myślą co chcą – ja swoje wiem. Jesienią, kiedy wszyscy awanturnicy z klubów kręglarskich wrócą do domu – miasto i wyspa mogą odetchnąć. Wtedy można tu zwyczajnie porozmawiać z mieszkańcami. Na wiadomość, że jest się z Polakiem uśmiechają z widoczną ulgą. Niemców i Anglików tu jak piasku na pustyni – ale Polacy! Nie jeden pragnie pochwalić się znajomością tematu, wie, że Chopin też był Polakiem ... Inni cieszą się ze spotkania, bo Polacy według nich mają podobny do nich temperament. Miło spotkać się z życzliwym zainteresowaniem pogodnych wyspiarzy. Przy kieliszeczku miejscowego ziołowego likieru hierbas, dobrze się ćwiczy język, do wyboru – w wersji kastylijskiej lub mallorquin – nawet jeśli ręce potem trochę bolą od rozmowy.

„Więc może byśmy tak, najmilszy, wpadli na (ty)dzień do ...”
 

Majorka jest zamieszkana od 8 tysięcy lat. Różnych miała władców i większość z nich nie była z tej ziemi. Dlatego nikt nie umiał uszanować ani spokoju wyspy, ani jej mieszkańców. Rzymianie zaciągali do swych armii nie doścignionych majorkańskich procarzy. Nikt w całym basenie Morza Śródziemnego nie umiał tak śmigać procą jak oni. Potem na wyspę dotarli piraci – arabscy, tureccy, hiszpańscy. Wyspiarze byli bez szans. Po okresie panowania arabskiego wyspą ostatecznie zawładnęła w XIII w. Hiszpania. Miejscowi nazywają to chrześcijańską rekonkwistą. Wiek XX nie był dla wyspy łaskawy. Ciemnych kart historii tego wieku nikt tu nie chce dobrowolnie odkrywać. Majorka żyje dniem dzisiejszym, cieszy się nim, wygrzewając w słońcu Południa w oczekiwaniu nocy pełnej muzyki i tańca. Po cóż więc budzić duchy zabitych, rozstrzelanych, torturowanych przez szwadrony generała Franco. Tutaj przyjeżdża się na urlop.

Mallorca, a po polsku Majorka to, jak mówią Niemcy, siedemnasty land republiki. Tam spędzają urlopy, tam wyjeżdżają na kilka dni starzy i młodzi Niemcy. Jedni by złapać tu kilka ostatnich letnich promieni słonecznych, inni by w Ballermanie pić do nieprzytomności i zapomnieć o dalekim zimnym kraju, o stressie, o wszystkim. A potem pełzając ranną porą z knajpy szukają „spokojnego“ miejsca na plaży. By odespać noc i kaca. Hotelu nie wykupili, bo po co? Szkoda kasy, lepiej ją przepić.
Są też tacy, którzy uciekają na wyspę od świata, szukają spokoju i dystansu – i znajdują. To milionerzy. Wśród nich znane nazwiska, Claudia Schiffer, Boris Becker i inni. Jest nawet Michael Douglas i Antonio Banderas. Mają piękne wille otoczone zielenią – i murem. Wścibskich bowiem tu pełno. Paparazzi obwieszeni kamerami nie znają granic przyzwoitości i prywatności. A i zwykły turysta nie pogardzi przecież fotką z gwiazdą. Majorka to dwa nie dające się pogodzić światy – jeden elegancki, dyskretny, spokojny, inny hałaśliwy i głodny szalonych przeżyć. A pomiędzy nimi zwykli mieszkańcy wyspy, starający się zachować w tym wszystkim własną tożsamość.