Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Gospodarka Jędrzej Czerep: Jak podzielić wodę w Nilu

Jędrzej Czerep: Jak podzielić wodę w Nilu


09 marzec 2011
A A A

Konflikty o wodę to już nie scence fiction. Egipt wielokrotnie ostrzegał, że pójdzie na wojnę, gdyby kraje górnego biegu Nilu zaczęły podbierać zbyt dużo jego wód. A Etiopia, Uganda i kilka innych państw regionu nie chce respektować zasad podziału rzeki, które ustalili Brytyjczycy w czasach kolonialnych.

Wielka Brytania, która w XX wieku żegnała się ze swoim imperium, przyznała Egiptowi (i Sudanowi) monopol na użytkowanie Nilu. Każdego roku przysługuje im odpowiednio 55,5 i 18,5 miliardów metrów sześciennych wody do wykorzystania – stanowi to 87% całości wód rzeki. Kair może blokować niekorzystne dla siebie plany innych krajów w tej dziedzinie. Problem w tym, że odkąd podpisano obowiązujące porozumienia (1929, 1959) mapa świata zmieniła się: w dorzeczu króla afrykańskich rzek pojawiło się siedem nowych niepodległych państw, a w lipcu 2011 r. powstanie kolejne – Republika Południowego Sudanu.

Mają one coraz więcej ludności, rosnące potrzeby, a przy tym nie widzą powodu, dla którego obcy kraj miałby decydować o tym, co mogą, a czego nie. Razem z Etiopią tworzą silny blok, w którym narasta sprzeciw wobec status quo. Kraje górnego brzegu Nilu uspokajają Egipt, że planując inwestycje będą się z nim konsultować. Nie będą się jednak godzić na prawo weta ze strony Kairu. Wyczerpuje się dotychczasowa formuła Nile Basin Initiative (NBI), luźnej organizacji zrzeszającej wszystkie (bez Erytrei, która ma status obserwatora) państwa dorzecza Nilu: Egipt, Sudan, Etiopię, Kenię, Tanzanię, Ugandę, Burundi, Rwandę, i Dem. Rep. Kongo.

W 1998 roku ONZ uznało brak dostępu do świeżej wody za jeden z największych problemów ludzkości. W wielu miejscach na świecie narastają na tym tle konflikty. Iskrzy pomiędzy Indiami a Bangladeszem, które czerpią wodę z Gangesu. Dostęp do źródeł wody pitnej jest jednym z głównych problemów przy wytyczeniu granicy izraelsko-palestyńskiej. Podręcznikowym przykładem sporu o wodę są zawirowania wokół Nilu. Największa rzeka Afryki ma 6600 kilometrów długości, jej basen obejmuje 10% powierzchni kontynentu. Korzysta z niej 160 milionów ludzi. Ciężko tu o kompromis – ilość wody jest bardzo ograniczona, i jeśli jeden kraj zużyje jej więcej, dla drugiego zabraknie. A dla Sudanu i Egiptu, w odróżnieniu od innych państw afrykańskich, Nil to kluczowe źródło pitnej wody, kwestia być albo nie być. W zeszłym roku w telewizji France24 egipski dyplomata przekonywał, że „Afrykanie mają wodę z deszczów, Egipt bierze ją tylko z rzeki”.

Egipt to kraj, który niemal wyłonił się z nilowej wody. Starożytna cywilizacja powstała dzięki ujarzmieniu wielkiej rzeki. Budowa kanałów irygacyjnych pozwoliła rozwinąć się rolnictwu, a transport rzeczny ożywił handel i pozwolił zbudować piramidy. Współczesny Egipt powołuje się często na swoje historyczne prawa do Nilu. Dla Afrykanów brzmi to jak obraza – nie mogą znieść protekcjonalnego tonu Egipcjan i przebijającego z niego uczucia wyższości wobec czarnych. Według nich Egipt postępuje z Afrykanami tak jak Izrael z Palestyńczykami: niby jest gotowy do negocjacji, ale nawet nie myśli o poruszeniu w nich najtrudniejszych kwestii.

W 2004 roku Tanzania zdecydowała się działać samodzielnie. Rząd zatrudnił chińską firmę, żeby doprowadziła wodę z Jeziora Wiktorii (leży na terytorium Tanzanii, Ugandy i Kenii) do swoich jałowych regionów Shinyanga i Kahama. W tym zbiorniku wodnym swój początek bierze Biały Nil. Jezioro zasilają w wodę rzeki, które spływają z terenów Demokratycznej Republiki Kongo, Rwandy, Burundi (łączą się i wpadają do jeziora jako rzeka Kagera), oraz Kenii (rzeka Mara). Śladem Tanzanii idzie Etiopia, kraj nękany suszami, z którego terenu wypływa Nil Błękitny (to z niego pochodzi 85% wody w Sudanie i Egipcie). Przy udziale Włoch Etiopia buduje na swój użytek nową tamę. To samo zamierza zrobić Uganda, której potrzebom nie wystarcza już tama przy Owen Falls z 1954 roku. W Rusumo Falls ma stanąć elektrownia produkująca do 80 milionów megawatów – będą z niej korzystać Rwanda, Tanzania i Burundi.

Etiopia, Uganda, Tanzania i Rwanda postawiły kropkę nad „i” w maju 2010 r., kiedy nie oglądając się na Egipt i Sudan podpisały własne porozumienie – Nile River Basin Cooperative Framework Agreement – przyznające każdemu krajowi basenu Nilu równe prawa do użytkowania jego wody. Na mocy nowej umowy ma powstać międzynarodowa komisja, która nadzorować będzie budowy tam i systemów irygacyjnych. Sygnatariusze zobowiązali się do konsultowania się z Egiptem, ale nie uznają jego prawa weta. Dominic Kavutse z ugandyjskiego ministerstwa wody i środowiska tłumaczył gazecie New Vision motywy powstania nowego sojuszu: „Negocjowaliśmy z Egiptem od 13 lat, ale oni zaczęli znowu cofać się na pozycje z 1929 roku. Nie możemy dłużej czekać. To nasza woda i nasze potrzeby rozwoju. Zbudujemy tamy, dzięki którym będziemy produkować prąd i nawadniać ziemię na potrzeby naszego rolnictwa”. Kraje górnego biegu Nilu zamierzają stosować nowy traktat niezależnie od tego, czy Egipt i Sudan go podpiszą. Oczywiście Egipt ani o tym myśli i uznaje go za nieważny.

Po kilku tygodniach od podpisania, do nowego sojuszu dołączyła Kenia. Spodziewany szybki akces Demokratycznej Republiki Konga odsunął się w czasie po wizycie prezydenta Kabili w Kairze... Prezydent Mubarak w ostatnim roku swojego panowania obiecywał krajom górnego biegu Nilu hojną pomoc, byleby tylko wycofały się ze swoich planów. W Nairobi egipski minister spraw zagranicznych Ahmed Nazif obiecywał ożywienie zarzuconych projektów budowy studni i ochrony środowiska.

Jak długo Egipt będzie jednak w stanie przekupywać kraje Afryki Subsaharyjskiej? Nie wiadomo. Z pewnością po niedawnej rewolcie przeciwko Mubarakowi więcej środków z egipskiego budżetu pójdzie na zaspokojenie ekonomicznych oczekiwań samych Egipcjan. Ciężej będzie o pieniądze na dyskretną, kosztowną dyplomację.

28 lutego 2011, a więc już po kryzysie egipskim do Nile Cooperative Framework Agreement dołączyło kolejne państwo afrykańskie – Burundi. Szósty podpis oznacza, że traktat wejdzie w życie (ratyfikacja sześciu parlamentów to raczej formalność). Egipt jeszcze w zeszłym roku zapowiadał, że gdy podpisów będzie siedem, ona sam wycofa się z dotychczasowego ciała zrzeszającego kraje Nilu (Nile Basin Initiative). W takiej sytuacji wybuch otwartego konfliktu staje się coraz bardziej realny.

Odkąd przesądzone zostało powstanie niepodległego Sudanu Południowego, „blok arabski” (Egipt i Sudan) czuje się jeszcze mniej pewnie. Chociaż nowe państwo zapowiada respektowanie dotychczasowych porozumień (kwota przyznana Sudanowi zostanie odpowiednio podzielona między dwa sudańskie państwa), uspokajające zapowiedzi Południowców mogą być tylko wybiegiem taktycznym. Jak tylko poczują się pewnie, zechcą wykorzystać nurt Białego Nilu do produkcji energii elektrycznej na własne potrzeby. Na razie wyczekująca pozycje zajęło Kongo i Erytrea, dwa ostatnie kraje basenu Nilu. Ten pierwszy, udobruchany wcześniej obietnicami Mubaraka, pod koniec lutego zapowiedział, że swój podpis złoży niedługo.

Konflikt o wodę z Nilu wchodzi w decydująca fazę. Kraje górnego biegu wykorzystując trudna sytuację w Egipcie i osłabienie Sudanu mobilizują się. Wygląda na to, że Egipt w tej rozgrywce przegrywa. Żeby się liczyć, będzie musiał przystąpić do rozmów ze zjednoczonym blokiem afrykańskim, tym razem na ich zasadach. W cieniu wojny domowej w Libii szykuje się mniej medialna, ale nie mniej pasjonująca rozgrywka.