Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Bartosz Marcinkowski: Serbia z Rosją na dobre i na złe

Bartosz Marcinkowski: Serbia z Rosją na dobre i na złe


09 maj 2014
A A A

Serbia dystansowała się od kryzysu na Ukrainie od samych jego początków w 2013 roku. Z jednej strony Belgrad nie chciał drażnić Moskwy, z którą od lat łączą go przyjacielskie stosunki, a od roku strategiczne partnerstwo, z drugiej zaś chciał utrzymać poprawne relacje z Kijowem, który nigdy nie uznał niepodległości Kosowa i niedawno sam zmierzył się z utratą części terytorium. Przez długi czas próżno było oczekiwać oficjalnego stanowiska rządu ws. sytuacji na Ukrainie, a komunikat MSZ z początku marca nie zawierał nic prócz ogólników. Nowo zaprzysiężony szef serbskiej dyplomacji, były premier, Ivica Dačić, zerwał jednak niedawno maskę i zdecydowanie stanął po stronie Rosji.
Image „Nigdy nie przyłożymy ręki do żadnych sankcji przeciwko Rosji, nie tylko ze względu na naszą przyjaźń i polityczno-gospodarcze partnerstwo, lecz również ze względu na to, że Rosja nigdy nie nałożyła sankcji na nasz kraj” – powiedział Dačić w wywiadzie dla serbskiego czasopisma „Blic”. Dačić odniósł się w ten sposób do niedawnej decyzji władz Czarnogóry, które przyłączyły się do unijnych sankcji przeciwko Rosji. Tak mocna wypowiedź ministra, który ma duże zasługi w procesie zbliżenia z UE zaskakuje, zwłaszcza że zawiera nieścisłości. Belgradzki think-tank Center for Euro-Atlantic Studies przypomina bowiem, że Rosja jako członek Rady Bezpieczeństwa ONZ przyczyniła się do nałożenia sankcji na Jugosławię w 1992 roku.

Do Moskwy po wskazówki

Z Belgradu dobiega więcej niepokojących sygnałów wskazujących na to, że jednym z architektów polityki zagranicznej nowego rządu może być Kreml. Kilka dni po wyborach parlamentarnych, które odbyły się równolegle z krymskim referendum, do Moskwy udał się lider zwycięskiej partii i kandydat na premiera Aleksandar Vučić. Według oficjalnej wersji, Vučić pojechał do Rosji się leczyć, jednak według informacji Radia Wolna Europa, w podróży towarzyszył mu Ivica Dačić, co zaciemnia prawdziwy charakter tej wizyty. Komentator dziennika „Politika” Boško Jakšić sugeruje, iż politycy w rzeczywistości konsultowali z Moskwą skład przyszłego gabinetu. Jego zdaniem pozostanie Dačicia w koalicji rządzącej jest gwarantem bezpieczeństwa rosyjskich interesów i wpływów w kraju.

5 maja w Serbii gościła delegacja Dumy, z jej przewodniczącym Sergiejem Naryszkinem na czele. Naryszkin znajduje się na unijnej liście osób objętych sankcjami i, wzorem separatystów ze Wschodniej Ukrainy, dumnie nosi na piersi gieorgijewską wstęgę. Przewodniczący Dumy położył w Belgradzie wieniec na pomniku ofiar bombardowania NATO i rozmawiał z wysokimi serbskimi przedstawicielami m.in. na temat… bezpieczeństwa międzynarodowego. Rozmawiając o zawiłościach serbsko-rosyjskiej, tradycyjnej przyjaźni warto wspomnieć o strategicznym partnerstwie, podpisanym w maju ubiegłego roku. Dla Serbii liczą się przede wszystkim dwa jego wymiary: energetyczny (projekt South Stream) i polityczny (wzajemne poszanowanie jedności terytorialnej i współpraca na forum międzynarodowym). Dla serbskich elit politycznych South Stream jest inwestycją, która wydatnie zwiększy bezpieczeństwo energetyczne kraju i zapewni finansom państwa stabilne źródło dochodu. W rękach Gazpromu znajduje się również większość udziałów największej serbskiej firmy energetycznej NIS (Naftna Industrija Srbije), przez co ta gałąź serbskiej gospodarki jest mocno zależna od Rosji. Na marginesie można dodać, że w błędzie byli ci, którzy w putinowskim porównaniu aneksji Krymu do secesji Kosowa doszukiwali się nieformalnego uznania niepodległości Prisztiny i oczekiwali ochłodzenia na linii Belgrad-Moskwa. Nic bardziej mylnego – Putin dał tą wypowiedzą Zachodowi (i Serbom) czytelny sygnał: „wy mieliście swoje Kosowo, teraz my mamy swój Krym”.

Rosja przeszkodą na drodze do UE


Czy otwarcie prorosyjskie stanowisko Serbii wpłynie niekorzystnie na jej zbliżenie z UE? Na razie nic na to nie wskazuje. Daczić chce kontynuować dialog z Kosowem i Brukselą, a Moskwa nie sprzeciwia się akcesji Serbii do UE. Kreml nie wyobraża sobie jednak wstąpienia Serbii do Paktu Północnoatlantyckiego. Zamiarów zacieśnienia więzów z NATO nie zdradza także sam serbski rząd, a w parlamencie nie ma obecnie siły, która mogłaby skutecznie walczyć o zwrot Serbii na Zachód w dziedzinie bezpieczeństwa. Ponadto w tym roku mija 15 lat od bombardowania NATO, co częściowo odświeżyło wśród Serbów antyzachodnie nastroje.

Postawa Serbii względem Rosji musi jednak niepokoić państwa, które obawiają się agresywnej polityki zagranicznej Władimira Putina, w tym Polskę. Trudno dziś sobie wyobrazić, by do UE mogło wstąpić państwo, które łączy z Rosją porozumienie o strategicznym partnerstwie. Redefinicja stosunków z Rosją powinna być więc jednym z warunków akcesji Serbii do UE, co najmniej równie ważnym jak normalizacja stosunków z Kosowem. W przeciwnym razie Unia wzbogaci się o komisarza i ok. 20 europosłów, którzy mogą realizować rosyjskie interesy w Brukseli.

Foto: vpk.name